Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

Tomku,

2012-08-03 19:21:37, Autor: Bogusław Dziekański | Kategorie: Kultura, historia, Miasto,

Po raz pierwszy zagrałeś w Gorzowie we wrześniu 1979 roku w dawnym Domu Kultury,,Kolejarz”. Teraz w tym miejscu jest hotel. Ty wtedy z zespołem The Quartet (Ty, Kulpowicz, Jarzębski, Stefański), okrzykniętym przez europejską krytykę najlepszym zespołem Starego Kontynentu. Ja wtedy na początku drogi do Waszego świata jazzu. „Filary” były wówczas w remoncie. Ten koncert do dziś pamiętają ci, którzy na nim byli. Potem rok 1983 i pojawiasz się w starych, jazzowych „Filarach” z zespołem Heave Metal Sextet. A potem w tym samym roku pierwsza Pomorska Jesień Jazzowa w Gorzowie. Zagrałeś wspólnie z Wojtkiem Karolakiem, Zbyszkiem Wegehaupem, Czesławem Małym Bartkowskim. Śpiewał z Wami Stanisław Sojka. Koncert odbył się w dawnym kinie,,Słońce”. A potem wspaniały jam session w klubie. Pamiętasz tamte „Filary”? Tereskę z baru? Oczywiście był też Marek Karewicz. Było wesoło, a zwłaszcza u Tereni na zapleczu, gdzie zawsze kwitło życie towarzyskie. I tak ta nasza znajomość się zaczęła na dobre. Ty uznałeś „Filary” za swój klub. Czy wiesz że zagrałeś w nim 17 razy? Ostatni raz w roku 2005 na 25-leciu Twojego klubu.
A pamiętasz rok 1990? To było dziesięciolecie jazzowych „Filarów”. Ty wtedy w duecie z młodym Arturem Dutkiewiczem, który zawsze o Tobie mówił wujek Tomek. Na koniec tego wieczoru na scenie Jazz Filary Trio z Kazaną, ze mną i Zdziśkiem Garczarkiem z dawnego Klubu Garnizonowego w Kostrzynie. To miał być taki improwizowany happening muzyczny, żart. Przecież ja i Zdzich z instrumentami w ręku już wywoływaliśmy śmiech, a dla zabawy jeszcze zagraliśmy. Marek Kazana ustawił nam ręce i kazał dmuchać. A wtedy Ty się dołączyłeś. I zrobił się jam session. I było granie do rana, ale ja i Zdzich już w roli słuchaczy.
A pamiętasz koncert Duetu Sz-Sz z Januszem Szprotem? Ja wtedy przejęty rolą gospodarza w czasie twojej solówki zacząłem przesuwać Twoją kolumnę odsłuchową. Ty napędzony na scenie, pędzisz przez świat dźwięków a ja kombinuję. I nagle słyszę spier …. . I słusznie, nie pchaj chłopie łap gdzie nie trzeba. W takich chwilach byłeś po męsku szorstki. Całą miłość do świata wyrażałeś muzyką. Mówiłeś do mnie Bodzio. Szanowałeś mój stosunek do jazzu i do Was jako muzyków. Pamiętasz te noce przegadane w hotelu „Mieszko” w Gorzowie? Pamiętam też nasz pobyt w Bydgoszczy przy okazji Pomorskiej Jesieni. W hotelu „Brda” gadaliśmy i gadaliśmy. I o życiu, i o muzyce. Pamiętasz jak Waldek Duszyński, znakomity impresario z Warszawy, wpadł na pomysł stworzenia Twojego duetu z Tomaszem Stańką? Był luty 1984 roku. Przyjechaliście „Pod Filary” jakoś tak nabuzowani złą energią. Weszliście na scenę i ta energia z Was wyszła. Na scenie starło się dwóch gigantów. Eksplozja dźwięku, publiczność oszołomiona. Po 40 minutach koniec. Na widowni konsternacja, stare „Filary” nabite publicznością. A tu koniec czy przerwa? Pytam się, a Ty warknąłeś: Koniec. Taki byłeś. Jak coś Ci nie pasowało, nie było zlituj się.
A pamiętasz 2 stycznia 1993 roku Poprawiny Noworoczne w „Filarach”? Grałeś nam z zespołem do tańca. Nad ranem jeden z muzyków popełnił gafę. Dzień wcześniej graliście sylwestra w Szczecinie, miał prawo mieć słabszy dzień. Do dziś pamiętam, jak powiedziałeś do niego: ,,Pamiętaj, grasz w moim klubie, nie pozwolę sobie więcej na takie zachowanie”. Traktowałeś „Filary” jak swój klub. Bigos, flaki u Tereni i coś do tego a było tego … było wesoło, ale żebyśmy siedzieli nie wiem do jak późna w nocy, Ty zawsze rano o umówionej godzinie czekałeś w holu hotelu „Mieszko”, ogolony i pachnący. Pamiętasz tamten zapach wody kolońskiej Atache? Bardzo Ci ten zapach podpasował. W Warszawie nie mogłeś tego kupić, więc zawsze będąc w Gorzowie kupowałeś na zapas lub prosiłeś mnie wcześniej o dokonanie zakupu.
Byłeś jazzmanem z krwi i kości. Dla mnie tym pokoleniem pierwszych jazzmanów, którzy z życia czerpali pełną garścią a potem przekładali to na język dźwięków, pięknych dźwięków. W Twojej muzyce było to wszystko, co nas otacza i to, co każdego z nas nurtuje. Grałeś pięknie o życiu, miłości i kobietach. Mówiłeś o nich sikoreczki. Łapałeś te sikoreczki na koncertach wzrokiem i dla nich grałeś. Byłeś mistrzem w graniu ballad.
Jak wspomniałem byłeś z koncertami w Gorzowie 17 razy, ale nie zliczę ile razy byłeś na Małej Akademii Jazzu. Byłeś jej świetnym profesorem. Pamiętasz, na jednej audycji w klubie „U Szefa” demonstrowałeś saksofon barytonowy. Na pytanie: co to za instrument, jakiś dzieciak krzyknął: Siewnik! Kiedy demonstrowałeś młodzieży stroik wykonany z trzciny cukrowej, to niektórzy smakowali czy nie jest słodki. Potrafiłeś każdego nieposłusznego słuchacza zdecydowanym dźwiękiem swojego saksofonu przywołać do porządku. Dziś Twoje tradycje w Akademii świetnie kontynuuje Adam Wendt, też kochający saksofon tak, jak Ty. 
Pamiętasz, jak złamałeś jakiś przepis drogowy, kiedy wyjeżdżaliśmy po audycji Akademii Jazzu ze szkoły przy ulicy Teatralnej? Zainteresowała się nami milicja. To my wtedy gazu i do przodu i szybko do klubu. Milicja za nami, robi się zadyma a Terenia z baru na to: ,,A wy nie wiecie kto to jest? To jest wspaniały Tomasz Szukalski”. Jej postawa uratowała nas przed poważnymi konsekwencjami. Kobiety kochały Ciebie, na pewno tu w Twoich Filarach.
Ostatni raz zagrałeś na 25-leciu swojego klubu, po latach z reaktywowanym zespołem The Quartet w gorzowskim teatrze. To było nasze ostatnie spotkanie. Już wtedy dopadała Ciebie choroba.
2 sierpnia dostałem sms od Krzysztofa Sadowskiego: ,,Tomek Szukalski zmarł w dniu 2.08 o godz. 8.45 w Domu Aktora w Skolimowie”. Zadzwoniłem do Doroty Frątczak, na pewno ją pamiętasz. W książce o Twoim Jazz Clubie „Pod Filarami” napisała o Tobie piękny rozdział. Powiedziałem jej, że rano odszedłeś. Zabolało ją to, przegadaliście niejedną noc po koncertach w „Filarach”. Powiedziała coś, co jest prawdą o Tobie, że choroba zabrała Tobie saksofon, Twojego największego przyjaciela, bez którego nie mogłeś żyć. Kiedy zawaliły się wieże World Trade Center w Nowym Jorku, ewakuowano ludność z Manhattanu. Przed autobusem stał starszy pan i trzymał pakunek, który chciano mu odebrać. A on się uparł, że go nie odda. Okazało się, że tą osobą był legendarny saksofonista Sonny Rollins, który ochronie powiedział, że jest to najcenniejsza rzecz, jaka mu została. To był jego saksofon. Sonny tu jeszcze gra, a ty już tam u góry w najpiękniejszej orkiestrze wszech czasów. Tomku, pięknie, ale za szybko.

 


        



X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x