Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Ilony, Jerzego, Wojciecha , 23 kwietnia 2024

Czy jesteśmy czytani?

2013-08-07 19:56:34, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,

Kiedy przyjmowałem propozycję Janka Delijewskiego, by stać się blogerem (czy to nie za blisko fonetycznie blagierowi) jego portalu, postanowiłem na własny użytek ustalić kilka zasad, których stosowanie miało stanowić podstawę mojej działalności w "Echo Gorzowa”. Jedną z nich miało być unikanie wszelkich polemik i sporów z kolegami z portalu, bo w ten sposób grozi nam przekształcenie się w towarzystwo wzajemnej adoracji piszące dla siebie i o sobie.

Wywołany jednak publicznie do tablicy przez mojego ulubionego kolegę – blogera Piotra Steblina Kamińskiego muszę złamać zasady (niektórzy twierdzą, że po to są zasady, żeby je łamać, bo w tym jest największa frajda) i odnieść się do jego uwag i pomysłów.

Przy tej okazji trzeba sobie i innym powiedzieć, do czego potrzebne jest mi to blogowanie.

Tak się złożyło, że kiedy Jan Delijewski pracował nad koncepcją swego autorskiego portalu, miałem okazję kilkakrotnie z nim o jego pomysłach rozmawiać. Można więc uznać z odrobiną przesady, że byłem kimś w rodzaju konsultanta. Janek Delijewski w moim przekonaniu słusznie uznał, że na naszym lokalnym rynku medialnym jest miejsce dla poważnego portalu internetowego unikającego sensacji i skandali, a skupiającego się na miejskich problemach, w którym oprócz bieżącej informacji sporo miejsca przeznaczy się na publicystykę tworząc zarazem okazję do wymiany różnorodnych poglądów. Ambitnym i dalekosiężnym celem było i jest dążenie do tego, by portal stał się istotnym czynnikiem opiniotwórczym.

Projekt ten nabiera istotnego znaczenia w sytuacji, gdy po opiniotwórczej Ziemi Gorzowskiej pozostała tylko świetna historia, gdy jeden dziennik wyraźnie zmierza w stronę kiepsko redagowanego tabloidu, drugi natomiast kompletnie marginalizuje sprawy lokalne, jedynie dla pozoru zachowując dodatek terenowy. Media elektroniczne zajmują się swoimi sprawami: a to cyfryzacją, która tak naprawdę odbiorcę interesuje tyle co zeszłoroczny śnieg, a to jakimś dziwnym systemem ostrzegania przed rozmaitymi kataklizmami (ot taka zabawka dużych chłopców), a to rozgrywkami osobowymi o podział ról w rozmaitych radach i kierownictwach.

W nowym projekcie Delijewskiego dostrzegłem też ten nie gasnący u Janka entuzjazm i stale obecną chęć do działania dla dobra wspólnego. Niektórzy mają mu to za złe. Sam byłem przed kilkoma laty świadkiem rozmowy, w której pewien znany polityk, osoba wiele znacząca w mieście po wysłuchaniu kolejnego projektu Janka stwierdził, że pan jesteś entuzjasta panie Delijewski i zabrzmiało to jak obelga.

Cieszę się Janku, że mimo upływu lat i kilku nowych siniaków nic się u Ciebie nie zmieniło, nadal jesteś człowiekiem pozytywnie zakręconym i poszukującym podobnych do siebie sojuszników do wspólnego działania.

Dlatego poczytałem sobie za zaszczyt, kiedy zaproponowałeś mi udział w realizacji tego projektu poprzez umożliwienie prowadzenia swojego bloga. Próbowałem się doszukać jakiegoś klucza zastosowanego przy wyborze blogerów i nie znalazłem innego niż ten, by pisać ciekawie i na każdy temat. Nie są ważne nasze polityczne sympatie i antypatie, nie mają znaczenia nasze życiorysy i kariera zawodowa, ważna jest nasza wrażliwość na sprawy miasta i jego mieszkańców, jak również umiejętność interesującego wypowiadania się o otaczającej nas rzeczywistości. Czy ten cel udało się nam osiągnąć, nie mnie to oceniać. Spotykam się jednak coraz częściej przy różnych okazjach z dowodami na to, że nasze pisanie nie idzie gdzieś tam w internetową przestrzeń, że jednak znajduje swych odbiorców, którzy w rozmaity sposób odbierają nasze słowa. Bywa akceptacja i uznanie, bywają polemiki, bywa i kąśliwa krytyka. Nie potrafię jednak przekonać redaktora Delijewskiego do tego, by stworzyć możliwość komentowania poszczególnych tekstów przez internautów, choć zdaję sobie sprawę z tego, że te różne fora internetowe funkcjonujące w różnych miejscach zbyt często przypominają ścieki niewiele wnoszące do sprawy.

Z żalem, swego czasu, wysłuchałem też opinii prezydenta Jędrzejczaka, który pytany o to, co sądzi o jakimś tekście umieszczonym w Echu Gorzowa wypalił, że on programowo, podkreślam programowo, nie czyta Echa Gorzowa. To określenie programowo oznacza dla mnie, że nie ma jakiś merytorycznych argumentów dyskwalifikujących EG jako medium godne prezydenckiego zainteresowania, jest zwykłe uprzedzenie i lekceważenie jego roli jako głosu opinii publicznej. Pan prezydent wydaje się zapominać, że jako ważny urzędnik samorządowy jest wręcz zobowiązany do tego, by wsłuchiwać się w głosy i opinie z różnych stron i środowisk, a jego osobiste sympatie i antypatie nie powinny w tym momencie mieć żadnego znaczenia. W swoich prywatnych lekturach może skupiać się nad tym, co lubi i co go interesuje, może sobie czytać i Pismo Święte i Trybunę Ludu, Kamasutrę i żywoty świętych, to jego zupełnie osobista sprawa. Ale lektura Gazety Lubuskiej (z upodobaniem nazywanej prze niego Zielonogórską), Wyborczej z lokalnym dodatkiem, słuchanie audycji lokalnego radia i telewizji, jak również śledzenie tego, co się dzieje na gorzowskich portalach internetowych to pański obowiązek, panie prezydencie.

I na koniec wreszcie kilka osobistych słów do Piotrka Steblina Kamińskiego.

Drogi Piotrze. Czasem jestem wręcz skonfundowany tym, jak podobnymi drogami podążają nasze myśli i słowa. Nie inaczej było i przy okazji gorzowskich księgarni. Ledwo zdążyłem wysłać swój tekścik traktujący o tej sprawie, to znalazłem Twój, w którym wypowiadałeś się

na ten sam temat. Od razu mój tekst przestał mi się podobać w zetknięciu z Twoim błyskotliwym felietonikiem skrzącym się od dowcipu, napisanym ze swadą i talentem.

Był to jednak także dowód na to, że ludzie piszący do EG chodzą tymi samymi drogami, że bolą ich te same sprawy, przeszkadzają te same usterki i braki, że starają się zrobić medialny szum wokół tych samych kwestii. W przypadku księgarń nawet się nam to udało.

Czy jest to już jednak czas i moment, by tworzyć jakiś społeczny ruch firmowany przez EG?  Być może, bo jestem tak jak i Ty przekonany, że nasze miejskie struktury są coraz mniej wydolne, że sposób kierowania miastem jest coraz mniej skuteczny, a system,. który gdzie indziej świetnie się sprawdza, u nas jakoś nie funkcjonuje. Nie do końca zgadzam się z Twoją diagnozą tego, kto za taki stan rzeczy jest odpowiedzialny. Według Ciebie, dietetyczni (jak ich nazywasz) radni. Tu się różnimy, ale to nie szkodzi. Ktoś mi opowiadał, że miał kiedyś okazję przysłuchiwać się dyskusji przy stoliku numer jeden. Był zadziwiony temperaturą tej rozmowy, która według niego była zwyczajną kłótnią. Ale przecież o to chodzi, by się pięknie różnić, a z ognia takiej debaty wykuć coś dobrego. Przecież nikt nie wie lepiej jak ty, że te kłótnie były naprawdę twórcze i nie przeszkadzały wam się przyjaźnić i najzwyczajniej w świecie lubić.

Jeżeli taką dyskusję proponujesz, to się natychmiast zapisuję, choć mam świadomość tego, co przy tej okazji możemy usłyszeć, że komuchy, że staruchom się zachciało do rady, że odgrywają się za swoje życiowe niepowodzenie, że zazdrość i takie tam polskie piekiełko. Ale dla nakreślonej przez Ciebie idei warto się narazić na takie drobne dolegliwości.

Pozdrawiam.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x