Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Podróże kształcą i niszczą mity

2013-08-09 23:45:24, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,

Po każdej podróży, czy to służbowej, czy to wakacyjnej następuje naturalną koleją rzeczy moment porządkowania wrażeń i obserwacji. Przy tej okazji nieuniknione są porównania tego, co się widziało gdzieś tam w szerokim świecie, z tym z czym się stykamy na co dzień w swoim rodzinnym mieście.

Ostatnimi laty większość moich podróży odbywa się po Polsce i ma charakter edukacyjny ze względu na to, że organizuję je dla swoich wnuków, by mogły poznać walory turystyczne naszej ojczyzny i jej wspaniałą historię. Jednak i dla mnie stanowią okazję do uzupełnienia luk w edukacji i braków spowodowanych tym, że nie było mnie w szkole, gdy była organizowana wycieczka do np. Malborku. W tymże Malborku miałem okazję zobaczyć niemal identyczną do naszej Motylii fontannę na miejskim deptaku. Piszę niemal, bo malborska fontanna została dodatkowo wyposażona w dodatkowe efekty świetlne i dźwiękowe, co sprawia, że strugi wody „tańczą” w rytm muzyki, a wieczorem w tym samym rytmie pulsuje światło, co sprawia, że mamy do czynienia z o wiele piękniejszym i ciekawszym rezultatem końcowym. Miałem kiedyś okazję zapytania osoby, która uczestniczyła w realizacji tej inwestycji, dlaczego nasza Motylia jest taka „uboga”? Okazało się, że wydając około milion złotych na jej zbudowanie, pożałowano kilkudziesięciu tysięcy na to, by zapewnić widowisko w stylu „światło i dźwięk”. Szkoda, bo jestem pewien, że gdyby ta fontanna mogła realizować takie projekcje, to gromadziłaby wieczorami tłumy widzów będąc prawdziwą atrakcję parku i całego osiedla.

W Toruniu, który do tej pory jakoś nie znalazł się na szlaku moich wojaży, zachwyciłem się Starówką, z którą może konkurować w Polsce tylko krakowska i gdańska. Ale nie tylko, jeszcze bardziej zaimponował mi spójny i kompleksowy program prezentacji turystycznych atrakcji miasta, świetne oznakowanie szlaków i głównych zabytków oraz trafiające w dziesiątkę marketingowo hasło popularyzujące miasto – „Gotyk na dotyk”. Jak blado i marnie wypada przy tym nasze „Gorzów Przystań”. Każda profesjonalna agencja promocyjno-reklamowa pracując nad hasłem reklamującym miasto musi zbadać możliwość jego obśmiania przez nieżyczliwych za pomocą kalamburów, jakiś zbitek słownych, zamierzonych przekręceń. Niemal na drugi dzień po ujawnieniu gorzowskiego hasła przystań zamieniła się w Gorzów Przestań i innych mniej czy bardziej udanych dowcipów. Uważam więc, że firma realizująca gorzowskie zlecenie zrobiła to co najwyżej średnio.

Z Wrocławia zapamiętałem entuzjastyczne galopady wokół rynku w poszukiwaniu krasnali, pod hasłem kto więcej i kto szybciej. Za pomysł upiększenia miasta postaciami tych miłych skrzatów (jest ich już ponoć ponad dwieście) jego autorowi należy się marketingowe mistrzostwo świata. Nasi sąsiedzi z południa postanowili skopiować ten pomysł i już mają swoje Bachusiki. Też dobrze, choć naśladownictwo i kopiowanie cudzych wynalazków już nie jest takie fajnie. Konia z rzędem temu, kto wymyśliłby równie atrakcyjny i pomysłowy projekt dla naszego miasta. Chyba jeszcze będziemy musieli długo poczekać, tym bardziej że Wydział Promocji przestaje istnieć po wypromowania szefowej wydziału na dyrektora FG.

W większości miejsc, gdzie w ostatnich latach przebywałem, rzucały się w oczy ogromne przeobrażenia, jakie tam następowały. Lublin z pięknie odrestaurowanym centrum i zabytkami, Bolesławiec z rynkiem – butonierką, miasta duże i małe, wszędzie widać sensowne i racjonalne wykorzystanie funduszy europejskich. Na tym tle nasze miasto prezentuje się słabo. Był rzeczywiście czas, gdy Gorzów rozwijał się dynamicznie i według określonego pomysłu. Działo się tak na początku lat dwutysięcznych, gdy powstawała Słowianka, budowany był nowy układ ulic, wówczas rzeczywiście można było mówić o tym, że Gorzów przoduje w pozyskiwaniu środków unijnych, dzięki którym miasto się rozwija szybko i wszechstronnie. To z tamtych czasów pochodzi przekonanie o tym, jak bardzo wiele buduje się w Gorzowie. Przekonanie to nie wytrzymało próby czasu, to mit, który już dawno stracił swoją aktualność.

Zwłaszcza, że u nas przyjęło się politykę budowania pojedynczych perełek, które oprawione paskudnym otoczeniem tym jaskrawiej pokazują jego bylejakość. Spójrzmy choćby na dumę Gorzowa nadwarciański bulwar – ósmy cud świata czy czegoś tam, przecież i on kończy się okropną ruderą, jakimiś odrażającymi barakami, ale tego w telewizji już nie pokazujemy.

Podobnie upadłym mitem jest mit Gorzowa – miasta kierowanego przez dobrego gospodarza.

We wspomnianych wyżej latach przyjeżdżali do nas włodarze okolicznych miast, czasem wielokrotnie większych od naszego, by podejrzeć, jak się to robi. Wiem o tym bo sam z dumą prezentowałem Słowiankę wiceprezydentowi Poznania, radnym Szczecina i Zielonej Góry, przedstawicielom władz miejskich Torunia, Olsztyna i wielu, wielu innych miast i miasteczek, którzy przyjechali podpatrywać, podpytywać, jak to się robi.

Pamiętam wizytę samorządowców ze Swarzędza, którzy chcieli zobaczyć jak funkcjonuje Słowianka jako zespół obiektów sportowych i rekreacyjnych.

Dziś od tego Swarzędza sami moglibyśmy się uczyć, jak w sposób kompleksowy tworzyć miejsce umożliwiający mieszkańcom realizację ich pasji sportowych i realizowanie potrzeby aktywności fizycznej. Kameralny stadion piłkarski, korty tenisowe, sezonowe lodowisko, niewielka hala widowiskowo-sportowa, plenerowa scena, hotelik, wypożyczalnia sprzętu sportowego, pięknie poprowadzona wzdłuż jeziora ścieżka rowerowa będąca jednocześnie spacerową promenadą (na naszym bulwarze z pojazdów kołowych toleruje się jedynie auto prezesa GRH, natomiast rowerzyści są przeganiani), wszędzie uderzająca czystość, widać pomysł i tzw. gospodarską rękę. No i najważniejszy obiekt w tym wszystkim, niewielki basen z kilkoma atrakcjami typu zjeżdżalnie i jacuzzi. Swarzędzki Wodny Raj tak jak Słowianka funkcjonuje około dziesięciu lat. Tyle, że w Wielkopolsce jubileusze obchodzi się inaczej niż gdzie indziej. Na Słowiance była całoroczna feta, kosztowne bankiety, mało znaczące zawody sportowe. Wszystko to pochłonęło kupę pieniędzy przy niewielkim efekcie. Właściwie to nie bardzo wiadomo czemu to miało służyć, obiekt po tylu latach funkcjonowania jest wystarczająco znany w mieście i w Polsce, czyli chodziło raczej o stworzenie okazji do lansu dla kilku osób cierpiących na niedobór popularności.

Jubileusz po poznańsku na przykładzie swarzędzkiego basenu polega na tym, że przy tej okazji przeprowadzono gruntowny remont i modernizację obiektu. Basen wygląda jak nowy, klienci są zachwyceni, wszyscy są zadowoleni, trudno się do czegoś przyczepić. Na tym polega przysłowiowa poznańska gospodarność.

Nigdzie natomiast nie widziałem tylu zapaćkanych przez graficiarzy budynków, tylu śmieci wywalających się z nie opróżnianych koszów, co u nas. Dlatego śmiem twierdzić, że nie widać gospodarskiej ręki w tym mieście, bo dla uniknięcia takich nieszczęść wcale nie potrzeba ogromnej kasy, której ponoć brakuje na wszystko. Miasto nie działa tak jak trzeba.

To, co jest możliwe do osiągnięcia gdzie indziej, u nas staje się niemożliwe. To zastanawiające.

PS. Żeby nie było, że się tylko czepiam. Wreszcie coś fajnego w naszym mieście. Już dawno chciałem powołać się na przykłady z nowojorskiego Central Parku (znane mi niestety tylko z lektury i filmu) czy z berlińskiego parku w sąsiedztwie Reichstagu (to już z autopsji), albo ze skwerku przy poznańskiej operze (to także z osobistego oglądu), gdzie bez przeszkód można się wylegiwać na trawnikach, piknikować, czytać, drzemać, bawić się frisby z psiakami i robić różne rzeczy bez obawy, że zostaniemy przegonieni, ukarani mandatem albo inną chłostą. Nawet się cieszę, że nie zdążyłem napisać o tym, że najwyższy czas na to, by podobne obyczaje wprowadzić w naszych parkach, bo gdybym to zrobił, to wówczas pan prezydent mógłby uznać, że nie będzie mu ktoś podpowiadał, co on ma robić. A tak ma sukces, autorski pomysł, jest fajnie i światowo. Tylko po co to zadęcie, po co ci wszyscy wysoko opłacani prezydenci z rozanielonymi minami depczący trawniki, całe to przedstawienie z powodu tego, że przywracamy normalność. A przecież miało nie być przecinania wstęg, nikomu niepotrzebnych jubli. Są jeszcze ludzie, którzy pamiętają deklaracje prezydenta Jędrzejczaka, nawet jeżeli zostały wygłoszone ponad dziesięć lat temu.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x