Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

O potrzebie kreatywności

2016-07-26 13:17:30, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,

Od kilku lat część lata spędzam na wsi pod Swarzędzem. Oprócz smakowania uroków sielskiego życia, podziwiania swoistego piękna ryneczków wielkopolskich miasteczek, czas ten poświęcam i na szukanie dowodów słynnej poznańskiej gospodarności oraz płynące z tych poszukiwań nieuchronne porównania ze sposobem organizowania życia w naszym mieście.

I nie chodzi tutaj o porównywanie Gorzowa z Poznaniem, w końca to zupełnie inna liga, o wiele większy budżet i co za tym idzie o wiele większe możliwości, choć i w tym przypadku można coś wziąć z poznańskich pomysłów. Weźmy choćby sprawę tworzenia plaż nadwarciańskich w mieście. W końcu przecież to ta sama rzeka, w Gorzowie nawet jakby większa, a efekty działań zupełnie inne. Próby tworzenia plaży w mieście podejmowane były w Gorzowie jeszcze za poprzedniego reżimu, tyle, że nabierały dosyć karykaturalnego wymiaru. Najpierw na nadwarciańskim bulwarze pojawiły się palmy, bo zabrakło kogoś, kto mógłby wytłumaczyć prezydentowi Jędrzejczakowi, że to nie ma kompletnie sensu, bo przecież gorzowski klimat nie posłuży tym urokliwym roślinkom. Tak się też stało, co oznacza, że wyrzucono pieniądze. Potem zwieziono trochę piasku na dolny taras bulwaru, ustawiono kilka leżaków, co miało zachęcać gorzowian do uprawiania plażingu w mieście. Było to jednak miejsce dosyć niebezpieczne, zwłaszcza dla pozbawionych wyobraźni dzieciaków i chyba, dlatego nie bardzo się przyjęło.

Przyszła nowa władza, temat powrócił w nieco zmienionej formie, bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie kwestionował potrzeby stworzenia atrakcyjnej strefy wypoczynku nad wodą dla mieszkańców w środku miasta. Tyle, że znowu, tym razem na lewym brzegu Warty wysypano trochę piaseczku, postawiono leżaczki, ustawiono nalewak z piwem i uznano temat za załatwiony. Tymczasem zamiast licznych gości nocną porą pojawili się amatorzy, owszem leżaków, ale w celu ich przewłaszczenia, natomiast miejska plaża raczej świeci pustkami. Czyli potwierdziła się stara prawda: nawet największy wizjoner musi mieć grupę ludzi, którzy potrafią zrozumieć i rozwinąć rzucane pomysły („ja mam pomysł, a wy go łapcie”). Przekonał się o tym także Tadeusz Jędrzejczak, znany miłośnik fontann, który zapatrzony w efektowny, tryskający w niebo słup wody na Jeziorze Genewskim, próbował stworzyć podobny na naszej Warcie. Co z tego wyszło w wyniku radosnej twórczości jego podwładnych; trzy żałosne sikawki ciurkające nędzne strumyki wody niczym cierpiący na prostatę staruszek.

Tymczasem poznańskie plaże (naliczyłem ich aż pięć – przy moście św. Rocha, na Ratajach, na Chwaliszewie, na Wildzie oraz na Szelągu) umożliwiają nie tylko picie drinków z palemką i wylegiwanie się na leżakach. Konkurują ze sobą także rozmaitymi pomysłami. Posłuchajcie tylko, co oferowały poznańskie plaże w miniony weekend. Była akcja wymiany i sprzedaży ubrań, dla dzieci organizowano warsztaty muzyczne i plastyczne, był koncert muzyki latynoamerykańskiej, były bajki dla dzieci w formie teatrzyku kukiełkowego, koncerty jazzowe, że o zajęciach sportowych nie wspomnę. Były nawet warsztaty didżejskie dla seniorów. Uff, od nadmiaru propozycji naprawdę mogła rozboleć głowa. O tym, że większość tych plaż posiada własne strony internetowe informujące szczegółowo o programie swych działań nie wspomnę, bo to w dzisiejszych czasach standard. Czyli można, wystarczy odrobina pomysłowości i ochoty na ubarwienie nudnego lata w mieście. Tyle, że potrzebni są do tego ludzie, którzy swą pracę cechują, jako sposób na samorealizację, a nie przykry obowiązek.

Skoro ustaliliśmy, że gdzie nam do Poznania, to może spójrzmy jak to się robi w malutkim Swarzędzu. Pamiętam jak na gorzowską Słowiankę przyjechali goście ze Swarzędza na czele z ówczesną panią burmistrz, którzy chcieli podpatrzeć zastosowane u nas rozwiązania w zakresie infrastruktury sportowo-rekreacyjnej. Byli oni wówczas na etapie formułowania planów inwestycyjnych, nic, więc dziwnego, że starali się poznać osiągnięcia sąsiadów w tym względzie. Bardzo im się Słowianka podobała, nie tylko basen, bo wówczas byli już na etapie budowy własnego, ale przede wszystkim lodowisko, które cieszyło się u nas ogromnym powodzeniem. Nic więc dziwnego, że kiedy pojechaliśmy do nich z rewizytą okazało się, że jest już decyzja o wybudowaniu swarzędzkiego lodowiska. Najpierw bez dachu, potem zadbano o jego zadaszenie. I tak to się tu robi, pomału, ale systematycznie, praktycznie co rok widzę tutaj kolejny nowy obiekt, a to siłownię pod chmurką, a to profesjonalny skatepark (ze zadziwieniem obserwowałem małe szkraby pokonujące rozmaite przeszkody na … hulajnogach), a to plac zabaw dla dzieciaków. W Swarzędzu powstała taka poznańska Malta w miniaturze, bo i korty tenisowe, bo i boiska piłkarskie, hala sportowa, ścieżki rowerowe, przystań kajakowa nad miejskim jeziorem. Wszędzie mnóstwo ludzi, o każdej porze, widać, że obiekty żyją i są wykorzystywane. Ważne jest i to, że większość tych nowych obiektów powstało przy znacznym udziale środków zewnętrznych, z ministerialnego Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej, a także innych źródeł.

Tymczasem u nas powiedziano „A” i na tym koniec. Owszem, Słowianka to piękny i bardzo popularny obiekt, ale powinien być rozwijany i ciągle wzbogacany. Każdy zarządca obiektów sportowych i rekreacyjnych wie, że obowiązuje zasada, iż dla utrzymania ich atrakcyjności i popularności, co roku powinno się pojawiać coś nowego. Może to być choćby słoń-zjeżdżalnia w brodziku dla dzieci, ale wypada postępować zgodnie z tą zasadą. W ostatnich latach Słowinka wzbogaciła się jedynie o boisko do gry w bule (w znacznym stopniu dzięki zapaleńcom i amatorom tego sportu), o rowerowy downhill (wybudowany dzięki staraniom Leszka Rybki, ówczesnego naczelnika z ratusza, swoją drogą jednego z najlepszych szefów gorzowskiej komunalki w ostatnich latach) i na tym właściwie koniec. Było za to wiele gadania na temat ambitnych planów dalszego rozwoju, wieloletni tasiemiec na temat słowiankowego hotelu, znaczna część radnych i lokalnych mediów dała się uwieść opowieściom o Hiltonie, który już, już pojawi się obok basenów. Nic z tego tak naprawdę nie wynika. O przepraszam, ostatnio, podczas pobytu w dalekiej Barcelonie otrzymałem rewelacyjną wiadomość, że na Słowiance pojawił się otwarty basen. Kiedy dopytywałem o szczegóły, bo chociaż znałem wcześniejszą zapowiedź, że prace przy budowie basenu otwartego na Słowiance rozpoczną się tego lata, nie spodziewałem się, że to pójdzie tak szybko, usłyszałem – wrócisz, sam zobaczysz. No i zobaczyłem, dmuchany, malutki basenik dla dzieci umieszczony na tarasie Słowianki.  Być może autorzy tego pomysłu uważali, że będzie to świetny dowcip, który przyciągnie kolejnych gości na gorzowskie baseny. Z tego, co usłyszałem, wynikało, że sporo gorzowian dało się na to nabrać i wybrało się na Słowiankę, by popływać w otwartym basenie. Obawiam się, że długo jeszcze przyjdzie im na to poczekać.

Bo jednak w każdym działaniu potrzebna jest konsekwentna kreatywność, jak powiedział jeden z moich przyjaciół spełniający rolę grillmajstra, po czym zaserwował pyszną zgrillowaną cukinię z mozarellą. I tego należy się trzymać.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x