Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

Żebyśmy nie musieli szukać zdrowego polskiego jabłka

2016-10-25 21:16:13, Autor: Augustyn Wiernicki | Kategorie: Miasto,

Po parafowaniu przez Rząd RP umowy CETA o wolnym handlu z Kanadą możemy sobie wyobrazić budowę na przedmieściach Gorzowa wielkich hal składowych, ogromnych chłodni, wielkich zamrażalni i ramp przeładunkowych. Gorzów szybko staje się logistycznym centrum zachodniej Polski, od Szczecina do Wrocławia, magazynowo przeładunkowym miastem przywożonych z Kanady produktów spożywczych. Politycy kolejny raz snują wizję rozwoju naszego miasta, nowych miejsc pracy, samochodowych firm wożących towar z portu do gorzowskich terminali, a następnie dystrybucji w promieniu przynajmniej 200 kilometrów do wielkopowierzchniowych sklepów i ich składów. Mówią, że tworzy się szansa dla firm transportowych i dla przetwórni kanadyjskich tanich produktów spożywczych. Będzie nam łatwiej, nie będziemy musieli trudzić się produkcją rolną, dostaniemy znacznie tańsze z Kanady, nasz rolnik będzie mógł odpoczywać, może nawet pojedzie na wczasy. Ziemia jego też odpocznie, bo nie zmęczy jej orkami, bronowaniem i zasiewami, a najgorsze to te żniwa i czekanie na dogodną pogodę. W końcu Kanadyjczycy może zlitują się i wykupią ziemię od tych naszych odpoczywających rolników, porobią nam wielkie kanadyjskie latyfundia na polskiej ziemi i uprawiać będą za nas. No, pozostanie naszemu rolnikowi tylko jeden problem związany z brakiem pieniędzy, na te wczasy może nie pojechać, ale to w końcu tylko jeden problem, innych przecież już miał nie będzie. Taki byłby możliwy scenariusz po podpisaniu tego układu Kanady i UE i nie z woli naszego rolnika, a z mocy właśnie tego traktatu o wolnym handlu. Wszystko wskazuje, że zaborcze plany wielkich korporacji, które stoją za tym podstępnym układem CETA, udaremniła mała, 3,5 milionowa, mądra Walonia. Nie zgodziła się na wolny handel z Kanadą na jej karkołomnych warunkach. Pomogła tym  polskiemu rządowi w wybrnięciu z tej dla nas niekorzystnej umowy handlowej.

Już pięć lat temu ówczesny rząd Polski zgodził się na układ wolnego handlu z Kanadą. Obecny rząd jest w kłopotliwej sytuacji. Z jednej strony chce mieć dobre stosunki z Kanadą, z drugiej zaś rozumie zagrożenia jakie ten układ o wolnym handlu znaczy dla jeszcze biednej Polski. Pani premier mówi, że podpisze układ tylko pod jego częścią, która nie godzi w żywotne i podstawowe interesy Polaków. W języku dyplomacji znaczy to tyle, że za przykładem Walonii podpisanie CETA-UE należy oddalić na późniejszy czas po jego zmodyfikowaniu. W tym wszystkim jest jednak poważniejszy problem. Chodzi o to czy możemy oddać poważną część naszej suwerenności nie w ręce obcego państwa, nie biurokratom UE, co też byłoby problematyczne, a prywatnym korporacjom rolniczo-przemysłowym rzekomo tylko kanadyjskim, które w ten sposób utworzyłyby sobie możliwość panowania nad słabszymi gospodarkami państw UE. Należy zgodzić się z Władysławem Kosiniak-Kamyszem, że nie wolno oddać polskiej dobrej żywności za jakiś wolny rynek. Szkoda tylko, że szef PSL dopiero teraz o tym mówi, a nie wtedy, kiedy był posłem przy władzy i godził się na to ograniczenie polskiej suwerenności gospodarczej, a tym samym bezpieczeństwa. Komisja Europejska próbuje wprowadzić ten układ z Kanadą jakby „tylnymi drzwiami”. Po parafowaniu umowy przez premierów państw UE i nie czekając na jej ratyfikację przez wszystkie parlamenty, co może ciągnąc się latami, Komisja UE już postanowiła, że umowa będzie wdrażana natychmiast nie czekając na jej ratyfikację. Sprawy zaszłyby wtedy tak daleko, że nie ważne już byłoby czy któryś z krajów jest przeciwny CETA i będzie chciał bronić swoje rolnictwo i przemysł. Jest to o tyle groźne, że podjęte by były przez UE decyzje nie liczące się z demokratycznie wybranymi władzami państw UE. Byłby to groźny precedens jawnego przejmowania kontroli przez niedemokratycznie wybieranych unijnych biurokratów i oddawanie części władzy nad Europą wielkim korporacjom rolno-przemysłowym Kanady.

Negocjatorzy UE zachwalają CETA i mówią, że umowa doprowadzi do zniesienia ceł, przyczyni się do tworzenia miejsc pracy i otworzy rynek usług po drugiej stronie Atlantyku. Komisarze UE zapewniają, że umowa zakłada utrzymanie wysokich norm jakościowych żywności, ochrony środowiska i praw pracowniczych. Umowa ma chyba z dwa tysiące stron, mało ją kto przeczytał, a jeszcze mniej ze zrozumieniem. Diabeł tkwi w szczegółach, a szczegółów jest wiele i ich nie znamy. Przeciwnicy umowy z Kanadą ostrzegają przed konsekwencjami dla rynku pracy, zwłaszcza w Polsce, a umowa jest korzystna wyłącznie dla wielkich i bogatych korporacji tak w Kanadzie, jak i w EU. Negatywne doświadczenie już podobnej umowy przeżył Meksyk, gdy zawarł porozumienie o wolnym handlu z USA i Kanadą w ramach układu NAFTA. Meksyk wyszedł na tym jak Zabłocki na… Polsce to też grozi. W tej umowie jest kilka bardzo groźnych pułapek. Zawiera ona klauzule, które pozwalają tym ponadnarodowym i ogromnym firmom zaskarżać rządy państw do prywatnego arbitrażu, a nie do krajowych sądów, gdy te firmy uznają, że zostały „pośrednio wywłaszczone” z potencjalnych zysków. Przyczyną może tu być choćby podniesienie płacy minimalnej przez rząd albo zakaz stosowania w ochronie roślin zakazanych w Polsce szkodliwych dla zdrowia pestycydów, może być też wprowadzenie szczególnej ochrony konsumentów przed nadmiernym „szprycowaniem” lekarstwami hodowanych zwierząt i drobiu. Możemy być zmuszani pod groźbą kar do wprowadzania na rynek hormonami i antybiotykami ”pędzonego” drobiu, świń i bydła. Należy postawić pytanie naszym politykom, posłom, dlaczego UE próbuje oddać ewentualnie sprawy sporne do prywatnego arbitrażu? Dlaczego ich nie mogą rozstrzygać sądy, także polskie. Co tu jest grane?

Taki mechanizm arbitrażowy nasze „mądre rządy” zastosowały już w umowach inwestycyjnych w latach 90-tych. I co się stało? Oto przez wiele lat ten arbitraż prywatny wykorzystywany był sporadycznie, a w ostatnich latach liczba spraw lawinowo wzrosła. Ten międzynarodowy prywatny arbitraż stał się teraz ulubionym sposobem łupienia budżetów wielu słabszych państw. Jak podaje Marcin Wojtalik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności, tylko w 2015 roku było takich spraw 72.Te prywatne arbitraże najczęściej kończyły się przegraną rządu i przyznaniem racji wielkim korporacją. Polska już traci przez to dziesiątki milionów dolarów, a odwołać się praktycznie nie ma, do kogo. Ten prywatny mechanizm arbitrażowy w CETA oznacza, że władze UE chcą dać dodatkowe narzędzie wielkim korporacjom, którego nie maja firmy krajowe, w tym polskie. To daje korporacji ogromną przewagę konkurencyjną od początku wejścia na nasz rynek. Europejskie rolnictwo i jego przemysł, a polskie szczególnie, jako słabsze, nie ma szans. Co gorsze, Kanadyjczycy zezwolili na sprzedaż wielu odmian modyfikowanych genetycznie, w tym jabłek. Ponieważ zostaną zlikwidowane cła to można się spodziewać zalania rynku europejskiego tymi jabłkami, z wyglądu bardzo dorodnymi, a w rzeczywistości wątpliwej jakości. Uderzy to głównie w Polskę, gdzie produkcja jabłek jest największa w UE. Może o to chodzi?

Ewa Sufin-Jackuemart w raporcie Councilof Canadians Europa  jednoznacznie mówi: „CETA to zagrożenie dla bezpieczeństwa żywności. Wzmożona konkurencja oraz miliony dolarów przeznaczane na reklamę i stymulowanie konsumpcji będą powodować powstawanie coraz większych ferm z tysiącami zwierząt pozbawionych jakiejkolwiek troski o ich dobrostan, faszerowanych prewencyjnie antybiotykami, a dla zysku hormonami wzrostu, karmionych paszami z roślin GMO, niekiedy klonowanych.(…) Pozbawione wartości odżywczych i smakowych, zawierające szkodliwe substancje chemiczne produkty spożywcze, staną się dominującym pożywieniem, coraz bardziej chorujących Europejczyków, w tym Polaków”. W Polsce, podobnie jak w Meksyku po przyjęciu umowy NAFTA, oznaczać będzie początek końca małych, średnich i wielobranżowych gospodarstw rolnych, a dopuszczenie GMO wyeliminuje nasze zdrowe uprawy ekologiczne i spowoduje wymieranie pszczół gdzie w ilości pasiek jesteśmy potęgą w UE. Na pewno też zacznie się import do Europy modyfikowanych genetycznie roślin takich jak rzepak, kukurydza, soja i buraki cukrowe. Pisałem już, że żywność gorsza wypiera tę lepszą, bo ta gorsza modyfikowana genetycznie będzie nawet dorodniejsza, zapewne w produkcji wydajniejsza, z wyglądu atrakcyjniejsza i tańsza, a na pewno mniej wartościowa i wątpliwej zdrowotności. Za tymi korporacjami podążać będą tamtejsze kanadyjskie banki z całym ich dobrodziejstwem zagrożeń finansowych, jakich już w dużej części ze strony obcych banków doświadczyliśmy. Ciekawe, a zarazem ostrzegawcze uwagi na temat warunków umowy CETA z Kanadą, na portalu GAZETA PRAWNA.pl, podaje Pani prof. Leokadia Oręziak: ”CETA nie zapewnia, że państwa będą miały swobodę w regulowaniu usług publicznych (m.in. ochrony zdrowia, edukacji, transport publiczny, dystrybucja energii, zaopatrzenie w wodę, usługi społeczne i kulturalne) zgodnie ze swym wyborem. Wręcz przeciwnie, w imię zapewnienia dostępu do rynku oraz ochrony praw inwestorów zagranicznych, CETA istotnie zmniejsza pole dla prowadzenia przez państwo (władze centralne i lokalne) własnej polityki dla realizacji interesu publicznego, w tym poprzez renacjonalizację usług poprzednio już sprywatyzowanych. (…) Zatem każda usługa, świadczona w zamian za jakąkolwiek formę wynagrodzenia lub przez więcej niż jednego świadczeniodawcę, jest umową objęta. CETA nie zapewnia, więc odpowiedniej ochrony dla większości usług publicznych, w tym przed żądaniem odszkodowań przez inwestorów zagranicznych w ramach ISDS (ICS), nawet w przypadku działań i regulacji, które ich nie dyskryminują w stosunku do podmiotów krajowych, ale mogą wpłynąć na zmniejszenie zysków” Z tego wynika, że te kanadyjskie korporacje koniecznie chcą przejąć totalną kontrolę nad polskim życiem społecznym i gospodarczym, w dodatku za przyzwoleniem UE.

Kazimierz Z. Poznański, kiedyś doktor na Wydz. Ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego, a dzisiaj profesor University of Washington w Seattle, zastanawia się czy większą suwerenność gospodarczą Polska miała przed 1989 rokiem czy teraz. Jak analizujemy elementy umowy CETA oraz liberalne przepisy UE znoszące w wielu kwestiach samostanowienie europejskich państw, w tym Polski, to rzeczywiście można mieć poważne wątpliwości z korzyścią dla tamtego okresu. Prof. K.Z. Poznański w swojej oryginalnej publikacji „Obłęd reform. Wyprzedaż Polski” dokonuje analizy porównawczej tych ostatnich dwóch okresów i również ma wątpliwości, czy polskie sprawy szły w ostatnim 25-leciu w kierunku niezależności Polski czy w kierunku ograniczania jej suwerenności, tej przede wszystkim gospodarczej. Pisze m.in., że: ”Korporacje z Europy Zachodniej nie wchodzą do Polski na własną rękę, ale z pomocą państwa oraz Unii Europejskiej. W tej roli, państwa nie kierują się względami politycznymi, w tym poszanowaniem innych państw, ale logiką ekonomiczną, bo to jest jedyna logika, którą rozumieją ich zorientowane na świat korporacje. Z tego też względu, prowadzone przez Unię negocjacje nie wiele mają dzisiaj wspólnego z budowaniem „wspólnego domu”, (…).” Obecny polski Rząd, a szczególnie Prezydent RP, tą sytuację dobrze rozumieją. Czy jednak będą mieć na tyle sił i poparcia społecznego by tym globalistycznym korporacją się oprzeć i zachować resztę suwerenności potrzebnej dla zachowania samodzielnej naszej państwowości? Wielkie korporacje mają nie tylko chęć panowania nad nami, ale zamierzają przejąć kontrolę nad dalszą częścią naszego majątku narodowego, który jeszcze został po wielkiej wyprzedaży Polski.

Jak słuchamy publiczną dyskusję o sprawach Polski to ma się wrażenie, że wielu politykom w ogóle na budowaniu suwerennej i silnej Polski nie zależy. Póki co, trzeba zrobić wszystko, żebyśmy nie musieli na gorzowskich targowiskach i w sklepach, na giełdzie w Baczynie czy gdzieś u jakiegoś ostatniego rolnika usilnie szukać zdrowego polskiego jabłka, kawałka smacznej i zdrowej wędliny bez GMO, nie modyfikowanych genetycznie warzyw i nie pić mleka od krów karmionych paszami z GMO, czy jeść drób naszpikowany hormonami wzrostu. Mamy jeszcze szansę tego wszystkiego uniknąć. Wykorzystajmy wobec polityków tę naszą wiedzę o zagrożeniach i uświadamiajmy ich, że Polska może stracić suwerenność szybciej niż kiedykolwiek w historii i nawet się nie zorientują, że to najgorsze już nastąpiło.

O suwerenność Ojczyzny musimy dbać, na co dzień, w naszych domach i naszym mieście, ale o tym następnym razem.

Augustyn Wiernicki

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x