Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Językowa terapia ministra

2017-09-13 13:23:20, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,

Właściwie, by zaistnieć jako polityk niewiele trzeba umieć. Wystarczy jako tako wyglądać, mówić względnie gładko, przy czym mówienie z sensem nie jest już konieczne. Najważniejsze jest by znać odpowiednich ludzi, należeć do jedynie słusznej (w danym momencie) partii i już można kandydować do najwyższych państwowych stanowisk, a także brylować w mediach elektronicznych w rozmaitych programach z cyklu gadające głowy. Pożądana jest jeszcze bezkompromisowość i ostrość wypowiedzi, zwłaszcza takich, które mogą potem trafić do powszechnego użycia, w rodzaju, kto kogo uczył jeść widelcem itp.

Czasem trafi się niestety jakiś językowy lapsus, bezwzględnie wychwycony i wyśmiany przez internautów (bo Internet stał się medium najszybciej reagującym na rozmaite śmiesznostki naszej rzeczywistości) w formie mniej lub bardziej dowcipnych memów. O ile można te potknięcia wybaczyć w sytuacjach, gdy miały one miejsce w ferworze dyskusji na żywo, gdy mówi się a vista, czyli z głowy (niektórzy mówią, że z niczego), o tyle byki językowe popełnione na piśmie wymagają o wiele surowszego potraktowania. Przecież przy przelewaniu myśli na papier jest czas na namysł, w przypadku wątpliwości zawsze można sięgnąć po słownik czy encyklopedię (są takie książki, o których istnieniu niektórzy niewątpliwie nie wiedzą), co pozwala uniknąć blamażu. Kompromitacja wynikająca z niewiedzy zawsze jest bolesna, a w przypadku tak zwanych osób publicznych odbiera szacunek i wiarygodność. Politycy jakże chętnie ostatnio korzystają z mediów społecznościowych, obecność na twitterze, czy facebooku nie tylko pozwala przypominać o swym istnieniu, ale w wielu przypadkach spełnia ważną rolę w prezentacji opinii i stanowiska wobec ważnych wydarzeń politycznych, czy społecznych. Wydaje się, że często autorami wypowiedzi firmowanych nazwiskiem znanego i ważnego polityka są ich bliscy współpracownicy, asystenci, sekretarze, czy dyrektorzy biur poselskich. Nie zawsze wychodzi im to na dobre, bo różnie bywa z poziomem tych wypowiedzi, ich wartością merytoryczną, poprawnością polityczną, co w ostatecznym rozrachunku zamiast spodziewanych korzyści przynosi posłowi/senatorowi/ministrowi więcej szkód wizerunkowych niż pożytku wśród elektoratu.

Ta sytuacja chyba nie wchodzi w grę w przypadku ministra Patryka Jakiego, którego słynna „hetakumba” (jak on to mógł napisać, przecież internetowy słownik od razu zaznaczył mi ten wyraz na czerwono) zapisze się na trwałe w galerii złotych myśli pisowskich intelektualistów.

Starając się w każdej sytuacji szukać pozytywów także i w tym konkretnym przypadku ministra Jakiego dostrzegłem jak bardzo przeciętny Polak mógł się dowartościować. Otóż przykład Patryka Jakiego potwierdza przekonanie, że każdy z nas może nosić ministerialną tekę, nie potrzeba starannego wykształcenia, intelektu, stosownych manier.  Do tego, by aspirować do ministerialnej gaży, służbowego BMW do konfrontowania się z Seicento wystarczy tupet, bezczelność, brak szacunku dla politycznej konkurencji oraz odpowiedniego patrona (w tym przypadku chyba pan Zbyszek) dbającego o szybką karierę pupilka. Jakże zbawienny wpływ na samopoczucie Polaków ma świadomość, że minister Jaki wcale nie przewyższa nas intelektem, tyle tylko, że ta radość jest mącona z kolei myślą, że znowu mamy do czynienia z kolejnymi rządami ciemniaków.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x