Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Czas festynów i openerów

2018-08-13 16:12:09, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,

Nie ma chyba gminy, która nie zafundowałaby sobie lokalnego święta zwanego najczęściej dniami Pcimia czy innego Pierdziszewa, choć zdarzają się i święta ziemniaka, pomidora, chleba, fasoli i tego wszystkiego co nasza piękna ziemia jest w stanie urodzić. Wszystkie te, jak to się dziś światowo mówi, iwenty odbywają się według jednego schematu, ma to być rozrywka dla mas, bez specjalnych ambicji intelektualnych i artystycznych. Dla ciała są śmierdzące grille i nieśmiertelna pajda chleba ze smalcem, no i piwo w znacznych ilościach, dla ducha natomiast artystyczne prezentacje przedszkolaków z miejscowego przedszkola i chóralne śpiewy leciwych pań z Koła Gospodyń Wiejskich. Wielki finał imprezy to zwykle występ tak zwanej gwiazdy, piszę tak zwanej, bo najczęściej jest to wykonawca, który najlepsze lata dawno już ma za sobą, albo uprawia disco polo, co jak wiadomo Polacy uwielbiają. Wszystko to w towarzystwie jarmarcznych kramów sprzedających chińszczyznę i inne okropieństwa.

Nie inaczej jest i w naszym Gorzowie, tyle tylko, że miasto całkiem sporo więc i impreza dłuższa niż w okolicznych gminach, z większą liczbą podmiotów wykonawczych. Oznacza to oczywiście większe wydatki, na które nie stać okolicznych gmin. Zawsze przy takiej okazji pojawiają się głosy rozmaitych malkontentów i pięknoduchów wątpiących w sens i celowość takich przedsięwzięć. Po pierwsze kosztuje to całkiem sporo w sytuacji wszechobecnych dziurawych chodników i wielu innych niedogodności utrudniających nam życie. Po drugie często podnoszony przy takich imprezach walor promocyjny jest co najmniej dyskusyjny, bo marna  to promocja miasta poprzez festynową rozrywkę nie najwyższego lotu. Czy przy tej okazji następuje integracja mieszkańców? Też wątpię, bo wspólne bujanie się publiki w rytm discopolowych dźwięków nie oznacza jeszcze budowania wspólnoty.

Problemem jest również i to, że przy okazji organizacji festynów następuje dezorganizacja życia w mieście, zamykanie ulic i mostów demoluje ruch samochodowy, a hałas zespołów koncertujących na np. „Kwadracie” wyprowadza z równowagi nie tylko Zbyszka Sejwę i mieszkańców okolicznych kamienic. A przecież jest w naszym mieście wiele innych miejsc gdzie można by organizować rozmaite pikniki i festyny bez uszczerbku dla komfortu mieszkańców. Praktycznie przez całe lato nie jest wykorzystywany amfiteatr, nie tak dawno wyremontowany za całkiem spore pieniądze. Oczywistym nonsensem jest zresztą budowanie tego rodzaju obiektów w naszym klimacie, który umożliwia jego eksploatację zaledwie przez kilka miesięcy w roku. Starożytni Grecy którzy byli prekursorami budowy amfiteatrów korzystali z dobrodziejstw klimatu śródziemnomorskiego, który jednak trochę się różni od naszego. Czyli musimy ponosić koszty utrzymania i ochrony obiektu, w którym właściwie nic się nie dzieje. Z rzadka organizowane są koncerty, w zasadzie zespołów amatorskich, bo biletowane imprezy nie znajdują widowni. Przyczyna jest prosta; przy tym natłoku imprez i festynów organizowanych przez samorządy ludzie korzystając z otwartych dla wszystkich koncertów nie chcą już kupować biletów na płatne występy. Dlatego często odwoływano rozmaite imprezy w gorzowskim amfiteatrze, bilety się nie sprzedały.

Pewnie gdyby przyjechała jakaś światowa gwiazda, jedna z tych jakie przyjeżdżają do Doliny Charlotty to pewnie amfiteatr by się wypełnił do ostatniego miejsca, ale na to nie możemy liczyć.

Możemy liczyć natomiast na udział w koncertach polskich i światowych gwiazd w nieodległym Kostrzynie na organizowanej przez Jurka Owsiaka wielotysięcznej imprezie plenerowej od tego roku pod zmienioną nazwą Pol`and Rock, czyli dawnym Woodstocku. To przedsięwzięcie jedyne w swoim rodzaju w światowej skali. Również dlatego wcale nie od rzeczy jest pomysł by Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy nominować do pokojowego Nobla, choć szansa na jej otrzymanie jest raczej niewielka. Myślę, iż między innymi ze względu na to iż kostrzyńska impreza staje się zbyt często miejscem ostrych sporów ideowych i politycznych. Wcześniej trwał konflikt z Przystankiem Jezus i trzeba było sporo czasu by wypełnianie ewangelizacyjnej funkcji kościoła wśród woodstockowiczów odbywało się w miarę bezproblemowo. Teraz WOŚP jest w ostrej kontrze wobec obecnej władzy, która nie pozostaje wcale dłużna i wszelkimi sposobami stara się organizatorom kostrzyńskiego Woodstocku uprzykrzać życie. W ten oto sposób staje się on chcąc nie chcąc podmiotem walki politycznej w naszym kraju. Ale przecież nie inaczej było w amerykańskim Woodstocku, który był okazją dla młodych do manifestowania swojego protestu wobec wojny w Wietnamie i polityki władz w ogóle.

Impreza w Kostrzynie ma zresztą tyle różnorodnych aspektów, jest tak interesującym zjawiskiem kulturowym i socjologicznym, że zasługuje na o wiele szerszą i poważniejszą analizę. Niepokojące są ostatnie doniesienia, z których wynika, iż Jerzy Owsiak jest już zmęczony szarpaniną z obecną władzą nieustannie rzucającą mu kłody pod nogi utrudniające właściwą organizację tej imprezy. Stąd pomysł by zamiast niego dzieło organizacji podjęły się samorządowe władze Kostrzyna. Obawiam się jednak, że gdyby się tak stało oznaczało by to początek końca polskiego Woodstocku. Bo przecież Woodstock to Owsiak i to stwierdzenie oznacza iż jest on nie do zastąpienia.

O sukcesie tego olbrzymiego przedsięwzięcia zadecydował pomysł. Bo przecież Woodstock to nie tylko koncerty, ale i Akademia Sztuk Przepięknych, wiele innych pobocznych imprez towarzyszących, a przede wszystkim atmosfera przyjaźni i wzajemnej sympatii przyciągająca tysiące nie tylko młodych ludzi.

I właśnie o to chodzi by szukać takiej formuły imprezy, która uczyni ją wyjątkową i powszechnie rozpoznawalną, nie ograniczającą się wyłącznie do podrygiwania w rytm discopolowych dźwięków z pokalem słabego piwa w ręku.

Znaleziono zdaje się tę formułę w Lubniewicach, gdzie sztampową imprezę pod hasłem Święto Sandacza zastąpiono świeżym i oryginalnym w swej formie Festiwalem Miłości imienia Michaliny Wisłockiej. I tam były jarmarczne kramy, ale już na przykład gwiazda wieczoru Ania Rusowicz zanim wystąpiła z koncertem na plaży najpierw spotkała się z publicznością w namiocie rozbitym na lubniewickim rynku i szczerze opowiadała o sobie, o swoim pomyśle na życie i karierę. O wyjątkowości tej imprezy decyduje właśnie to, że można przy tej okazji przysłuchać się rzeczowej i mądrej rozmowie wielu wybitnych ludzi o seksie, o erotyce, o tym wszystkim o czym kiedyś pisała Wisłocka, wywołując skandal i zgorszenie zapoczątkowując rewolucję obyczajową w Polsce.

To jest chyba kierunek dla organizatorów gorzowskich świąt ogólnomiejskich, którzy nie powinni ustawać w wysiłkach dla znalezienia wyjątkowości i oryginalności, zapewniając zarazem spełnienie oczekiwań odbiorców o różnych gustach i zamiłowaniach. Może warto o tym porozmawiać.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x