2018-11-17 12:00:58, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,
Jeden z ciekawszych wątków, jaki się pojawił w trakcie ubiegłotygodniowego spotkania gorzowian z Robertem Biedroniem został wywołany postulatem, by wybory w Polsce stały się obowiązkowe dla wszystkich obywateli. W ten sposób akt uczestnictwa w wyborach, który często jest określany pompatycznie jako patriotyczny obowiązek stałby się obowiązkiem formalnym zapisanym w przepisach prawa, złamanie którego musiałoby pociągać za sobą jakieś karne sankcje, najpewniej finansowe, bo naszemu państwu od zawsze brakuje kasy i dlatego nie ustaje w twórczych wysiłkach nakładania kolejnych haraczy na swych obywateli.
Akurat w tej kwestii udało mi się zabrać głos na tym spotkaniu, co było dalibóg wcale niełatwe, dzięki czemu mogłem zaprezentować swoją absolutnie negatywną opinię o tym pomyśle. Teraz im dłużej o tym myślę, tym bardziej utwierdzam się w tym przekonaniu.
Polskiej demokracji nie uda się poprawić poprzez mnożenie nakazów i zakazów, nasze państwo jest już wystarczająco opresyjne i mało przyjazne dla obywateli. Policja państwowa, municypalna, skarbowa, rozmaite inspekcje, mandaty, grzywny, upomnienia, pouczenia to stałe elementy naszej codzienności. Wystarczy się przejść po nadwarciańskich bulwarach by się przekonać ile tabliczek z rozmaitymi zakazami jest tam umieszczonych. To pokazuje stosunek władzy do obywatela, widzi się w nas jeśli nie przestępców, to przynajmniej osoby mające na celu przede wszystkim łamanie zasad porządku społecznego. W ten sposób myślenia wpisuje się niewątpliwie nałożenie na Polaków obowiązku uczestniczenia w wyborach, czyli kolejne ograniczenie wolności obywatelskiej. A przecież prawo do nieuczestniczenia w wyborach to była jedna ze zdobyczy reformy ustrojowej, zwłaszcza dla tych, którzy pamiętali czasy sprzed 1989 roku kiedy to osoby, które nie głosowały może nie trafiały bezpośrednio na czarną listę wrogów ustroju, ale stawały się jakoś podejrzane.
Sądzę, że tak jak kiedyś także i dziś odmowa udziału w wyborach dla wielu osób jest swoistą demonstracją przekonania o niedoskonałości systemu wyborczego, czy wręcz wyrazem protestu i zniechęcenia przeciwko manipulacjom rozmaitych gremiów partyjnych. Bo czyż nie może zniechęcać fakt, że oddanie głosu na kandydata umieszczonego na dalszej pozycji listy wyborczej jest w istocie głosowaniem na lidera tejże listy, którego niekoniecznie musimy darzyć uznaniem. Bo czyż nie może być wkurzające to, że w poprzednich wyborach parlamentarnych okazało się, że głosowanie na lewicę oznaczało oddanie głosu na PiS, czemu sprzyja metoda d'Hondta stosowana przy obliczania wyniku wyborów, co dla przeciętnego śmiertelnika jest trudne do pojęcia.
Polski system wyborczy na pewno wymaga reformy opartej na zastosowania przejrzystych i zrozumiałych zasad głosowania, większej demokracji przy wyłanianiu kandydatów, bo dziś decydują o tym wyłącznie partyjni szefowie. Być może rzeczywiście należałoby poważnie zastanowić się nad wprowadzeniem JOW-ów przynajmniej na niektórych szczeblach wyborczych, może należałoby wprowadzić większe ułatwienia dla startu wyborczego dla wszystkich tym zainteresowanych, a nie tylko dla partii posiadających struktury i pieniądze pochodzące zresztą z naszych podatków.
Istota problemu wydaje się tkwić właśnie w naszym systemie partyjnym, który coraz bardziej zaczyna przypominać wojnę skłóconych plemion, a nie normalną demokratyczną rywalizację na programy, idee, osobowości.
Wprowadzenie obowiązkowych wyborów nie przyczyni się do udoskonalenia polskiej demokracji, nie tędy droga, więc nie traćmy czasu na jałowe dysputy.
