Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Krajobraz po bitwie

2019-10-18 10:02:16, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,

Wszystko już jest jasne, Państwowa Komisja Wyborcza rekordowo szybko podała wyniki wyborów, po których zgodnie z moimi przewidywaniami nie nastąpiło żadne polityczne trzęsienie ziemi. Właściwie wszystko jest po staremu, czyli będziemy mieli powtórkę z rozrywki poprzednich czterech lat rządów PiS. I  nie zmieni tego niby-zwycięstwo nie-PiSu w Senacie, bo może się ono okazać chwilowe. Przywoływany często przy tej okazji casus radnego Kałuży, który już na zawsze zostanie symbolem politycznego zaprzaństwa, pokazuje, że jeszcze wszystko jest możliwe, stanowiska i frukta czekają, a jeśli zabraknie chętnych to prokuratorzy też stoją w gotowości. Czy wszyscy z tych 52 senatorów zachowają się przyzwoicie, oto pytanie na dziś. 

Skala zwycięstwa PiS słusznie dziwi, zwłaszcza prezesa Polski, który biorąc pod uwagę skalę złożonych obietnic (często bez pokrycia) rzeczywiście miał prawo oczekiwać osiągnięcia większości konstytucyjnej, która PiS się po prostu należała. To wszystko oczywiście jest już powszechnie znane, wiadome, wielokrotnie omówione i przeanalizowane.

Dlatego warto spojrzeć na rezultaty wyborów 2019 pod kątem naszego lokalnego podwórka. Zrobił to już redaktor Delijewski w swoim powyborczym komentarzu, ale podzielając jego opinie i oceny chciałbym do nich dorzucić swoje trzy grosze.

Rzeczywiście na pierwszy rzut oka widać postępującą marginalizację gorzowskich polityków. Mamy bowiem rekordowo mało gorzowskich posłów, bo zaledwie dwie posłanki będzie walczyło w Sejmie o gorzowskie interesy, co z góry przesądza wynik tej walki.

Jednak stało się tak nie tylko na skutek „knowań i intryg” wojewódzkich wierchuszek partyjnych usadowionych w nieprzyjaznej nam Zielonej Górze. Przy tej okazji najwyraźniej uwidoczniły się osobiste interesiki i ambicje, które wzięły górę nad dobrem całej formacji politycznej, czy dobrem regionu. Pokazuje to lista wyborcza Platformy Obywatelskiej, gdzie czterech tenorów walczyło o głosy tej samej części elektoratu. Skończyło się to tym, że żaden z nich nie uzyskał poselskiego mandatu, bo za dużo było wodzów, dla których nie starczyło  Indian. A wystarczyłoby gdyby choć jeden z tej czwórki zrobił krok w tył, żebyśmy mieli jeszcze jeden gorzowski mandat w Sejmie.

Żaden z kandydatów biorących udział w wyborczym wyścigu niczym szczególnym nie zaskoczył. Większość liczących się w stawce graczy ograniczyło się do rozwieszania wszędzie, gdzie to tylko było możliwe banerów i plakatów, które przez wiele tygodni stanowiły wątpliwą ozdobę naszych miast i wsi. Nie czynili  tego ku mojej uldze  kandydaci z drugiego i dalszych szeregów, bo pewnie nie mieli na to kasy, a poza tym chyba z góry pogodzili się z przydzieloną im rolą swoistego mięsa armatniego, którego jedynym zadaniem było wypełnienie do końca list i zdobycia głosów rodziny i znajomych.

Dominuje niestety wiara w siłę propagandy wizualnej, chociaż od dawna wiadomo, że banerami wyborów się nie wygrywa. Ale tak jest najprościej i najłatwiej. Mnie osobiście brakowało klasycznych spotkań z wyborcami, bo trudno za takowe uznać spacery kandydatów wśród dożynkowej gawiedzi, do rzadkości należały merytoryczne debaty i pojedynki pomiędzy rywalizującymi ze sobą kandydatami. Był za to wyścig z ulotkami pełnymi banalnych obietnic, mało przekonywującymi informacjami o życiu osobistym aspiranta do parlamentu i nie mającymi większego znaczenia wiadomościami o jego życiu rodzinnym.

Kampania wyborcza pogrążyła się w banale i wszechobecnym chaosie, zabrakło konceptu i świeżych pomysłów. Nie może jednak to dziwić, bo jeżeli się spojrzy na składy tzw. sztabów wyborczych to wyraźny był brak profesjonalistów, dominowali domorośli spin-doktorzy, często naznaczeni genem klęski, bo znani z tego, że zawsze przegrywali każde wybory, w jakich przyszło im wziąć udział.

Obiecujący był start kampanii Anny Synowiec, słynne garden party obiecywało świeżą i oryginalną kampanię prowadzoną przez osobę na swój sposób świeżą w polityce, naturalną i zapowiadającą nowe w gorzowskiej polityce. Niestety i ta kampania z czasem zaczęła zmierzać w stronę utartych schematów, poszła tropami konkurentów. Wydaje się jednak, że start Anny Synowiec w tegorocznych wyborach jest jedną z nielicznych wartości dodanych w lokalnej polityce. Choć start ten zakończył się niepowodzeniem, bo raz jeszcze okazało się jak potężna jest siła partyjnych szyldów (przypomnę tylko, że dzisiejszy zwycięzca senackich wyborów dwukrotnie ponosił klęskę startując jako kandydat niezależny i dopiero uzyskanie poparcia PO dało mu fotel w senacie).

Pani Anna niewątpliwie zaistniała w wielkiej polityce i dlatego ten wyborczy start stworzył ją jako poważnego polityka, „zawodnika wagi ciężkiej” (przepraszam pani Aniu), z którym każdy będzie się musiał teraz liczyć, czy to będą wybory na prezydenta miasta, czy kolejne wybory parlamentarne. Chodzi tylko o twórcze wykorzystanie zdobytych w ostatnich wyborach doświadczeń i wyznaczenie jasnej i dokładnej dalszej drogi w politycznej karierze.

Dla lubiących wyborcze emocje już niedługo kolejna atrakcja – wybory prezydenta RP, o których wyjątkowości już dziś się mówi powszechnie. Bo u nas każde wybory są wyjątkowe i o epokowym znaczeniu. A później góra rodzi mysz.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x