Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Silną stroną jest polski przemysł

2021-03-01 20:01:59, Autor: Augustyn Wiernicki | Kategorie: Miasto,

Kończy się pierwszy kwartał 2021 r. i ciągle jesteśmy pod znakiem nieopanowanej pandemii, która cofnęła w rozwoju wiele krajów świata. 

W końcu lutego zapowiedziano trzecią falę koronawirusa. W poprzednim numerze pisałem, że Polska, jakby pod specjalnym patronatem Opatrzności, radzi sobie znacznie lepiej niż większość państw UE. Kryzys daje się we znaki nawet Niemcom. Deutsche Welle podaje, że niemieckie firmy liczą na polski cud gospodarczy i chcą wykorzystać nadchodzącą transformację naszej gospodarki. Niemcy zbudowały silne więzi gospodarcze z Polską i zwracają uwagę na zadziwiającą odporność polskiej gospodarki. „Mamy rekordowe wskaźniki zatrudnienia i aktywności zawodowej” – pisze Business Insider Polska. Co nie znaczy, że Polska jest bez kłopotów. Wszystko na to wskazuje, że ten stan trudności tak szybko nie minie w takich sektorach, jak hotelarstwo, turystyka, szkolnictwo oraz niektóre sieci handlowe czy transportowe. Koronakryzys odsłania w systemie polskiej gospodarki jej silne i słabe strony. Silną stroną jest polski przemysł, który wciąż radzi sobie bardzo dobrze. Produkcja w grudniu 2020 r. osiągnęła wzrost o 11,2% rok do roku, w styczniu br. wzrosła prawie o 1% w stosunku do roku poprzedniego, a przemysł jest kołem zamachowym całej gospodarki. To zasługa wysokiego popytu zagranicznego, eksportu, gdzie produkty z etykietą made in Poland wyrobiły sobie solidną markę na rynkach zagranicznych, szczególnie na wymagającym rynku UE. Nie tylko polski ślusarz i hydraulik są poszukiwani na Zachodzie, ale też wytwarzane w Polsce towary. Polskie fabryki wyprodukowały w 2020 r. 30 mln sztuk sprzętu AGD, czyli o 3% więcej niż rok wcześniej. Przychody branży wzrosły do 33 mld zł, jak podaje „Puls Biznesu” z 18 lutego br. Trudno w to uwierzyć, że Polska staje się europejskim liderem w produkcji sprzętu gospodarstwa domowego, a w wytwarzaniu mebli bijemy niedoścignione rekordy; co czwarty mebel w 2020 r. w Europie pochodzi z Polski. Podobnie jest w produkcji okien i drzwi, jachtów i autobusów, szczególnie elektrycznych. Przede wszystkim rośnie eksport tych produktów, ale i w eksporcie usług jest znacznie lepiej niż przed rokiem. Żywność polska już tradycyjnie od kilku lat panuje na zachodnim rynku. Gdyby nie eksport, to zaliczylibyśmy podobny regres w gospodarce jak w krajach, które nie uruchomiły stosownego wsparcia dla gospodarki. Ta polityka gospodarczego aktywnego państwa polskiego daje pozytywnie efekty. W Unii Europejskiej polską gospodarkę na starcie 2021 r. ocenia się w dalszym ciągu jako jedną z tych, które są w najlepszej kondycji. Okazuje się, że w wielu krajach, przykładowo we Włoszech, w Hiszpanii, na Węgrzech, a nawet w Niemczech, pokazują polską politykę rozwoju i działań wyprzedzających przeciw skutkom koronakryzysowym, jako jedne z najskuteczniejszych. 

To wszystko daje nam, przedsiębiorcom, podstawy do bardzo potrzebnego poczucia optymizmu. Ważne, że pesymizmu w Polsce uniknięto i dano impuls do prorozwojowych działań. W każdym razie, jeśli szczepienia ograniczą znacznie zachorowalność na koronawirusa, to Polska ma szansę jako jedna z pierwszych ruszyć z kopyta w europejskim wyścigu gospodarczym. W tym momencie o to chodzi. Wygrają ci, którzy będą na starcie pierwsi i zajmą jak najlepsze miejsca na scenie europejskiej konkurencji. Ostatnio pisałem, a teraz tylko przypomnę, że warto być przygotowanym do tego gospodarczego startu, aby nie zrobić falstartu i nie ugrząźć w dołkach startowych. Takiej szansy Polska dawno nie miała. Czy ją wykorzysta? Ogólny bilans rozwoju mamy pozytywny, co nie oznacza, że w szczegółach wszędzie już jest różowo. Na początku wspomniałem o tych branżach, które są całkowicie zamknięte, tak jak choćby turystyka. Jest to wielka strata i problem dla całej gospodarki polskiej oraz światowej. W handlu detalicznym też nie jest najlepiej. Sprzedaż detaliczna, wg GUS, spadła w styczniu br. o 6 proc. W stosunku do stycznia ub. roku sprzedaż obuwia i odzieży zmniejszyła się o 40,8%. W lutym, w związku z otwarciem galerii handlowych, sprzedaż detaliczna na pewno trochę wzrośnie, ale jak dotąd w galeriach szału nie ma. Ten koronawirusowy kryzys spowodował, że spora część klientów hipermarketów oraz galerii przeniosła się do sklepów małych i osiedlowych – i dobrze. Klienci do nich się przyzwyczaili i zauważyli, że w nich wcale drożej nie jest, więc nie ma co daleko zakupów szukać, skoro sklep mają pod nosem. Spadek sprzedaży detalicznej wprawdzie rzutuje na spadek PKB, ale w dłuższym czasie te zaoszczędzone pieniądze i tak trafią na rynek. Zaostrzone pandemiczne warunki przytrzymały klientów w domach i dzięki temu społeczeństwo uzyskało duże oszczędności portfelowe tzw. gorącego pieniądza, który wyda później i znacznie racjonalniej. 

Początek bieżącego roku obnażył jeszcze poważne słabości naszej gospodarki energetycznej. Ocieplanie się klimatu miało działać, a tu na przekór teorii ocieplenia pojawiają się dwa tygodnie mrozów. Na zachodzie Polski było od minus 8 do minus 12 stopni, a na północnym wschodzie nawet ponad minus 20. Te „anomalie” spowodowały, że nasze elektrownie węglowe i te wiatrowe nie nadążały z produkcją prądu. Ludzie włączyli grzejniki elektryczne i nastąpiło zwiększenie zużycia energii do granic wydolności tych „odchudzonych” i nastawionych na ekoenergię elektrowni. W lutym padł rekord zapotrzebowania mocy do tego stopnia, że zaistniała konieczność importu prądu z Niemiec. Niemcom zresztą o to chodzi w tej polityce nowego europejskiego ładu energetycznego. Niewielka to pociecha, że prądu zabrakło też w całej Europie. Szwecja, która dotychczas miała zawsze pokaźny nadmiar energii, raptownie przy tym niewielkim mrozie musiała ogłosić społeczeństwu konieczność oszczędzania prądu. „Powstrzymajcie się od odkurzania” – głosiły szwedzkie środki społecznej komunikacji. Co się takiego w Europie stało? Wszyscy, prócz oczywiście Niemiec, uwierzyli, że ocieplenie klimatu ma charakter trwały i zim mroźnych już nie będzie… A tu mróz i śnieg zrobiły psikusa. Teoria ocieplającego się klimatu trochę wzięła w łeb. Nie słuchano śp. profesora Szyszki, nawet go marginalizowano, a on jednak miał rację. Trzeba plany energetyczne zweryfikować, trochę węgiel przeprosić, elektrowni atomowych jeszcze nie likwidować, a energię odnawialną usprawnić, zrobić tańszą, nie żyłować ludzi i znacznie się pospieszyć z lepszymi technologiami. W Polsce bądźmy rozsądni, patrzmy, co bardziej ekonomiczne. Chodzi przede wszystkim o wiatraki na Bałtyku i oczywiście o najtańszą energię geotermalną i fotowoltaiczną. Trzeba będzie jednak się przełamać i obejrzeć tę geotermię w Toruniu, z ojcem Tadeuszem się dogadać, języka tam zasięgnąć i z tych toruńskich tańszych rozwiązań przykład wziąć. A tu jeszcze Unia Europejska zmusza Polskę do likwidacji kopalń węgla, jako ponoć najgroźniejszego źródła CO2. Widać, że tu nasz interes narodowy się nie liczy. Nieważne, ile Polacy przez to zubożeją – liczy się dyrektywa UE w interesie najsilniejszych... 

Non possumus trzeba powiedzieć. Po 1989 r. zapotrzebowanie na energię elektryczną i cieplną znacznie spadło w wyniku likwidacji i wyprzedaży naszych czołowych fabryk, naszego przodującego i wtedy liczącego się w świecie oraz w Europie przemysłu. Czy jeszcze w gorzowskim pejzażu widzimy gdzieś jakieś przemysłowe kominy? Kiedyś nas truły, później zakładano na nie filtry, że dymu i sadzy prawie widać nie było, następnie… A następnie te fabryki pod pretekstem transformacji zaczęto reformować, restrukturyzować, prywatyzować, urentowniać, urynkawiać i w końcu za symboliczną złotówkę wyprzedawać obcym. „Polska dzisiaj stoi przed ogromnym wyzwaniem, jakim jest stopniowe odzyskiwanie suwerenności gospodarczej” – pisze na portalu NaszDziennik.pl prof. nadzw. UEP dr hab. Eryk Łon. To warunek naszej wolności i racji stanu. Ten proces odbudowy polskiej gospodarki już wywołuje nadzwyczaj duże zapotrzebowanie na energię. Do tego zapotrzebowania energetycznego w najbliższych latach trzeba się już dzisiaj odpowiednio ustawić. Chodzi o wiatr z Bałtyku, geotermię, o fotovoltaikę i odpady energetyczne. Te ostatnie są surowcem energetycznym najtańszym i jak na razie w Polsce niewyczerpalnym, bo pochodzącym z hałd śmieci i bieżących dostaw tego śmieciowego surowca z naszych domów i zakładów. A co się dzieje przy wiatach śmietnikowych? Prawdę mówiąc, mamy chyba do czynienia z chorym systemem gospodarki odpadami i nikt nie wie, jak go uzdrowić, mimo że ich ceny rosną. Szuka się ciągle nowych operatorów do ich wywózki, ale to niewiele pomaga, bo śmieci przybywa. Wizja, że zaleje nas masa śmieci, przy obecnym stanie tego problemu jest całkiem realna. W Gorzowie i Zielonej Górze pojawia się pomysł budowy spalarni śmieci. Pomysł bardzo interesujący, a może i zbawienny. Dobrze, że w Strategii Rozwoju Województwa Lubuskiego 2030 znalazło się miejsce na ulokowanie spalarni śmieci, tyle tylko, że w Lubuskiem przewiduje się jedną dużą instalację. Jeśli popatrzymy na mapę naszego województwa, ale też weźmiemy pod uwagę czynniki ekonomiczne, koszty dowozu, a przede wszystkim bilans śmieciowej masy do spalenia, wydaje się uzasadnione myśleć o dwóch spalarniach: w okolicach Gorzowa i Zielonej Góry. Obydwie aglomeracje się rozwijają i politycy, zarówno włodarze tych miast, jak i województwa, powinni widzieć problem śmieci z perspektywą wyprzedzającą. Europa produkuje ogromne ilości śmieci. Przoduje Dania z 844 kilogramami na osobę, w dalszej kolejności są Luksemburg (791 kg), Malta (694 kg) oraz Niemcy (609 kg), a na drugim końcu Rumunia (280 kg), Polska (336 kg) i Węgry (387 kg). Niemniej jednak w Polsce mamy problem z trzema milionami ton odpadów rocznie. Śmiecie spotykamy w parkach, lasach, nad morzem, w rzekach i jeziorach, na cmentarzach – wszędzie. Coś ze śmieciami musimy zrobić, a najlepiej przekształcić je w dobro spożytkowane społecznie. Mamy w kraju tylko sześć spalarni śmieci, które są w stanie zagospodarować jeden milion ton odpadów na pięć milionów śmieci. W okolicach Gorzowa spalarnia wcale nie musi być tak duża jak w Szczecinie czy w Poznaniu. Jej wielkość trzeba zoptymalizować ekonomicznie w stosunku do potrzeb z uwzględnieniem perspektywy rozwoju. Musimy sobie uświadomić, że termiczne przekształcanie odpadów polega na tym, iż energię uzyskiwaną ze spalania śmieci przekształca się albo w ciepło, albo w prąd elektryczny o prawie zerowej emisyjności i szkodliwości dla ludzi i środowiska. Można powiedzieć, że ich kominy są prawie bezdymowe; to zasługa różnych filtrów i generatorów elektromagnetycznych, które zanieczyszczeń nie przepuszczą. Zresztą te wychwycone zanieczyszczenia to cenne składniki z tablicy Mendelejewa, na które czekają laboratoria, przemysł chemiczny, a nawet farmaceutyczny. Ogólnie rzecz ujmując, często nie zdajemy sobie sprawy, że dzisiaj spalarnie już nie są jakimś zagrożeniem, ale dobrodziejstwem dla ludzi. Wolelibyśmy jednak, ażeby śmieciowe transporty pod naszymi oknami nie przejeżdżały, aby były lokalizowane gdzieś dalej od skupisk ludzkich. Tyle to ludziom przecież można zagwarantować i wytłumaczyć – wtedy protestów nie będzie. Oczywiście nie łudźmy się: z segregacji śmieci zwolnieni nie będziemy już chyba nigdy i tej czynności musimy się nie tylko nauczyć, ale się do niej po prostu przyzwyczaić. To jest dzisiaj śmieciowy znak XXI wieku… w ratowaniu naszego zdrowia, środowiska i naszej planety. Widzimy, że mamy jeszcze wiele możliwości do wykorzystania. Deo gratias.

Augustyn Wiernicki

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x