Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2024

O ludziach, którym się chce

2015-11-01 16:46:16, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,

Kończący się tydzień przyniósł dwa ważne wydarzenia, w których wziąłem udział z najwyższą przyjemnością. Do obu doszło dzięki osobom skupionym w Towarzystwie Miłośników Gorzowa, które tak jak kiedyś zapowiedziały, tak zrobiły. To rzadki w dzisiejszych czasach przykład ludzi dotrzymujących obietnic. Ich zasługą jest upiększenie ulic naszego miasta pomnikami, a może raczej pomniczkami  honorującymi ludzi zasłużonych dla Gorzowa, ale i dla Landsberga.                                                             

To ich zasługą jest obecność na naszych ulicach i skwerach Szymona Giętego, Jana Korcza,  Edwarda Jancarza,  Ernsta  Henselera, czy   Pawła  Zacharka, a także kamienia upamiętniającego istnienie synagogi w naszym mieście.  Bardzo podoba mi się idea upamiętniania nie tylko osób wybitnych w sporcie, czy twórczości artystycznej, ale i ludzi na pozór zwyczajnych, ale jednocześnie potrafiących się wyróżnić czymś niezwykłym, czymś co nadawało naszemu miastu szczególnego kolorytu. Upamiętnienia owianego legendą kloszarda to pomysł na swój sposób wariacki, ale zarazem wyjątkowy. Pokażcie mi inne miasto, gdzie ktoś taki jak Szymon Gięty został tak uwieczniony.

Pomniczki wystawione wysiłkiem i działaniem  członków Towarzystwa nie zostały posadowione na wielkich cokołach, one znajdują się na poziomie chodnika, jakby dla podkreślenia faktu, że ci właśnie ludzie żyli kiedyś wśród nas, chodzili tymi samymi ulicami, byli naszymi sąsiadami, byli po prostu gorzowianinami.  Są przy tym wszystkim dziełami sztuki, w przeciwieństwie do niektórych monumentów wystawionych  postaciom historycznym  (patrz  pomnik marszałka Józefa Piłsudskiego).

Działalność Towarzystwa Miłośników Gorzowa zasługuje na najwyższe uznanie także dlatego, że jego członkowie dają przykład bezinteresowności  wypływającej z autentycznego ukochania miasta, tak bardzo innego od werbalnych deklaracji lokalnych polityków kokietujących wyborców swymi opowiastkami o miłości do Gorzowa. Należy sobie zdać sprawę i z tego, że działania Towarzystwa wymagają poświęcenia nie tylko czasu, ale i poważnych środków finansowych. Musi więc być nieustanne dreptanie w poszukiwaniu sponsorów i dobrodziejów, a także przeznaczanie na realizację pomysłów własnych, często niemałych pieniędzy. Do tego dochodzi konieczność załatwiania dziesiątków spraw związanych z uzyskaniem wszelkich niezbędnych i wymaganych przez miejską biurokrację pozwoleń i uzgodnień. Czasem odnoszę wrażenie, że w Magistracie nie lubią Towarzystwa, bo jego członkowie mącą błogi spokój urzędników, ciągle czegoś od nich chcą, a teraz, o zgrozo, chcą przekazać Miastu te wszystkie przez siebie wystawione pomniki wychodząc ze słusznego założenia, że przecież ktoś musi się nimi opiekować,  dbać o nie i utrzymywać porządek.

Tacy ludzie, jak członkowie Towarzystwa , to prawdziwy skarb, bo przecież zastępują tzw. Władzę w podejmowaniu spraw pozornie mało ważnych, niewątpliwie nie dorównujących powagą kwestiom fundamentalnym – jakości gorzowskich ulic,  rozwojowi infrastruktury miejskiej. Można powiedzieć, że władza jest od wielkich pomników w rodzaju Słowianki, nadwarciańskiego bulwaru czy filharmonii, a członkowie Towarzystwa dobrowolnie wzięli na siebie ciężar stawiania pomników małych, ale jakże potrzebnych i także składających się na atrakcyjność Gorzowa i jakość życia jego mieszkańców.

Wydawać by się mogło, że ta swoista synergia winna być przedmiotem szczególnej troski ze strony ratuszowej władzy, a członkowie Towarzystwa winni być przykrywani przez nią ciepłymi kołderkami, co by się nie poprzeziębiali. A w przeszłości różnie z tym bywało. Miejmy nadzieję, że w epoce nowej władzy będzie tylko lepiej.

Pojawiła się więc w gorzowskim pejzażu ławeczka z Nelly mająca upamiętniać Christę Wolf, niemiecką pisarkę, z urodzenia landsberżankę, postać w świadomości gorzowian chyba mało znaną. Miejmy nadzieję, że dzięki tej ławeczce jej twórczość i osoba samej pisarki zaistnieje w społecznym odbiorze. Konieczna jednak będzie przy tej ławeczce specjalna tabliczka z informacją kto zacz i dlaczego. O tym, że z funkcjonowaniem w społecznej  świadomości Christy Wolf bywa nienajlepiej świadczy choćby fakt, że spikerka miejscowej telewizji wymawiała jej nazwisko z angielska, tak jakby to chodziło o Virginię Woolf. Podobny błąd popełniał zresztą zaproszony do biblioteki na sesję poświęconą Chriście poważny księgarz, bibliograf i wydawca z Wrocławia, co świadczy o nim niezbyt dobrze.

Pomysł zorganizowania tej sesji przy okazji „otwarcia” ławeczki wydawał się być ciekawy, jednak jego realizacja poszła chyba w złą stronę. Rozważania studentów i doktorantów filologii o rodzajach narracji w opowiadaniach Christy Wolf mogą interesować literaturoznawców, których w sali audytoryjnej biblioteki nie wypatrzyłem zbyt wielu. Było to zresztą ustawienie pisarki na koturnach, jakże kłócące się z postacią dziewczynki z książką siedzącą na ławeczce na gorzowskim skwerku.

Chyba ciekawsze dla licznie zgromadzonych na sesji uczestników (w tym sporej grupy przybyłej z Niemiec) byłyby osobiste wspomnienia o Chriście osób, które ją znały – męża, prezydenta Janusza Dreczki, czy Krystyny Kamińskiej, autorki pięknego eseju o pisarce pomieszczonego na łamach EG.

Przy tej okazji powrócił motyw wypędzenia, wspólny dla landsberżan zmuszonych do opuszczenia swego Heimatu, ale i dla osadników i repatriantów przybyłych do Gorzowa w 1945 roku i ich potomstwa. To dobrze, że o tym mówimy szczerze i otwarcie, bo ten los dotknął wielu milionów ludzi, nie tylko Polaków I Niemców.  Tym łatwiej nam zrozumieć uczucia byłych mieszkańców naszego miasta, bo przecież szczęśliwa arkadia naszych rodziców i dziadków znalazła się gdzieś tam za przysłowiowym „Zabugiem”.  Ale istotne jest także i to, że takimi właśnie działaniami Towarzystwa odbudowywana jest zerwana po 1945 roku ciągłość historyczna tego miasta i tych ziem. Okres zimnej wojny, powszechny nastrój tymczasowości wywołany propagandowymi hasłami o niemieckim rewizjonizmie sprawił, że epoka, w której Landsberg był zamieszkiwany przez Niemców jawi ł się przez wiele lat się jako czarna dziura. Dziś, w czasach wspólnoty europejskiej, teraz, gdy stosunki polsko-niemieckie są chyba najlepsze w historii, wszystko znormalniało, wróciło do normalnych wymiarów, a potomkowie gorzowskich pionierów z 1945 roku czują, że żyją u siebie, w swojej małej ojczyźnie, w której zawsze chętnie będą podejmować sąsiadów zza Odry. To też w jakiejś części zasługa Stowarzyszenia, jego znaczący wkład w dzieło normalizowania stosunków pomiędzy naszymi narodami. Symbolem tych działań może być umieszczenie obok siebie na skwerku nad Kłodawką, niemieckiego malarza Henselera, obok polskiego Korcza. Obaj uwieczniali przecież te same pejzaże.

Następnego dnia po „otwarciu” ławeczki, naprzeciwko budynku Urzędu Miasta działacze Towarzystwa odsłonili monument upamiętniający postać legendarnego Zenona Bauera, wieloletniego Gospodarza naszego miasta. Celowo użyłem wielkiej litery, bo był to człowiek nietuzinkowy i ogromnych zasług dla Gorzowa. On to sprawił, że Gorzów został podniesiony z wojennych ruin, a sposób zarządzania  miastem może być wzorem dla jego następców.  Uroczystość była krótka, ale wymowna, odbyta tym razem przy licznym udziale polityków i działaczy samorządowych, którzy, mam nadzieję, pragnęli w ten sposób wyrazić wolę kontynuowania dzieła swego wielkiego poprzednika.

Ciekaw jestem czym teraz nas zaskoczą Jerzy Synowiec, Arkadiusz Grzechociński, Leszek Rybka, Robert Piotrowski et consortes,  bo o tym, że nie zabraknie im nowych pomysłów i projektów jestem najgłębiej przekonany.

Mam też nadzieję, że ich działania staną się wzorem dla innych, jak choćby dla Ludzi dla Miasta, którzy po okresie wzmożonej aktywności , jakby osiedli na laurach. Czyżby syndrom „sytych kotów”.

Oby tak się nie stało  i by lokal przy Chrobrego, który został przekazany na potrzeby LdM nie stał się symbolem utrat entuzjazmu i braku pomysłu na przyszłość. Póki co, jest ciemno i głucho.

Na uroczystości poświęconej Zenonowi Baeurowi była obecna Marta Bejnar Bejnarowicz, jedna z liderek LdM.  Wnioski nasuwają się same, prawda Pani Marto? Przecież, ktoś kiedyś będzie musiał przejąć pałeczkę w sztafecie pokoleń od działaczy Towarzystwa.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x