Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Floriana, Michała, Moniki , 4 maja 2024

Pamięć o Marcinie

2015-04-13 18:33:03, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,

Ani się obejrzeliśmy, jak gorzowskiej Słowiance, jednej z ikon miasta, stuknęło piętnaście latek. To już prawdziwy szmat czasu, wypełnionego wieloma sukcesami, świetnymi imprezami, nagrodami i wyróżnieniami przyznanymi obiektowi, a wśród nich dyplomu, jaki Słowiance przyznał Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Tę wspaniałą historię gorzowskiego basenu pisało wielu ludzi, pracownicy, sportowcy i trenerzy. Z wielką przyjemnością wspominam przede wszystkim pierwszy skład personelu Słowianki, z którym w kwietniu 2001 roku uruchamialiśmy baseny, wspólnie rozpoczynając tworzenie ich tradycji i budowę ich chwały. Z tego starego składu po piętnastu latach zostało już niewielu pracowników, niektórzy odeszli do innych obowiązków, są też pierwsi słowiankowi emeryci, ale są i tacy, którzy odeszli od nas na zawsze.

Wśród tych ostatnich znalazł się niestety także Marcin Rasch. Był on członkiem pierwszego zespołu ratowników na Słowiance, który wspominam jako ten, który wspominam jako skład prawdziwych osobowości. Większość tego staffu stanowili absolwenci gorzowskiego AWF, byli wśród nich ex- pływacy i piłkarze wodni, których sportowa kariera była znaczona poważnymi sukcesami. Ratownicy na Słowiance to był wówczas taki ludek, który trzymał się trochę z boku reszty załogi,  jednocześnie będąc  bardzo mocno zintegrowaną wewnątrz grupą, jednak  chętnie przyjmując różne pomysły i projekty. Pamiętam nasz wspólny wyjazd na zawody ratowników na świebodziński basen, na którym słowiankowa reprezentacja mocno rywalizowała z ratownikami z Zielonej Góry do ostatniej konkurencji walcząc o końcowe zwycięstwo. W składzie naszego zespołu znajdował się także Marcin, który w trakcie tych zawodów prezentował niesamowitą ambicję i wolę walki, co zapamiętałem do dziś. W czasie wspólnej pracy na Słowiance moje kontakty z Marcinem, przynajmniej na początku, były klasycznym układem przełożony – podwładny, z wypływającym z tego określonym dystansem i ograniczeniami. Nieliczne okazje o mniej formalnym charakterze, jak firmowe imprezy integracyjne, czy zakładowe wycieczki, nieco ten dystans skróciły, ale mimo wszystko nie oznaczały nawiązania bliskich kontaktów. Dopiero, gdy Marcin objął po Beacie Rojewskiej, dziś Mosiężnej, kierownictwo Szkoły Pływania Słowianki, nasze kontakty stały się bliższe i mogłem poznać go bliżej, choć ciągle na zawodowej płaszczyźnie. Marcin już nie był etatowym pracownikiem Słowianki, przeszedł bowiem do wymarzonej pracy w szkole, kontynuując zresztą w ten sposób wspaniale rodzinne tradycje. Mimo, że Słowianka stawała się dla niego drugim miejscem zatrudnienia nie oznaczyło to z jego strony lekceważenia  basenowych zadań i obowiązków. Ciągle miał nowe pomysły, jak rozwijać naszą pływacką szkółkę, ciągle coś by doskonalił i ulepszał. Podziwiałem go za świetny kontakt z dzieciakami, wielką cierpliwość wykazywaną w trakcie lekcji oraz odpowiedzialność w wypełnianiu obowiązków szefa kilkuosobowego zespołu.

Tak naprawdę, jak to najczęściej bywa, poznałem Marcina już po okresie wspólnej pracy, gdy po kilku latach spotkaliśmy się w gronie byłych i aktualnych pracowników Słowianki z okazji 10-lecia gorzowskich basenów. Spotkanie to miało stanowić naszą prywatną okazję do osobistych wspomnień, pogaduszek od serca, okazania sobie i innym wzajemnej sympatii. Spotkanie to głęboko utkwiło w mojej pamięci przede wszystkim dzięki osobie Marcina. Był on, bowiem prawdziwą gwiazdą wieczoru, objawił swoje niepospolite talenty towarzyskie, był wspaniałym kompanem bawiącym nas wszystkim do łez zabawnymi anegdotami z życia słowiankowych ratowników. Marcin tego wieczoru pomógł mi także zrozumieć fenomen ruchu kibicowskiego, który do tej pory traktowałem, jako coś bezsensownego i karykaturalnego. Marcin, kibic Stilonu od zawsze, chyba nawet krew miał niebieską, otworzył mi oczy na filozofię piłkarskich fanatyków i nauczył poważnie traktować tych ludzi zmuszając mnie do głębszej refleksji dotyczącej tego socjologicznego zjawiska.

Niedługo po tym dowiedziałem się o chorobie Marcina. Docierały do mnie wiadomości o jego dzielnej walce z niszczącą chorobą, o wsparciu, jakie otrzymywał z różnych stron, w tym także od kolegów ze Słowianki. Były chwile nadziei i wiary w to, że jego walka zakończy się zwycięstwem, wtedy wspominałem Marcina jak tego dzielnego wojownika ze świebodzińskiego basenu. Niestety, choroba pokonała Marcina. Potem była wzruszająca ceremonia pogrzebowa, ten niesamowity szpaler stworzony przez jego uczniów na drodze do mogiły, pożegnanie przez kolegów z kibicowskiego młyna i ta nieodparta myśl mądrego księdza Twardowskiego, o tym, że trzeba się spieszyć z kochaniem ludzi.

To wspaniała idea, by w rocznicę śmierci Marcina uczcić jego pamięć memoriałem pływackim. W ten sposób, obok zawodów organizowanych dla uczczenia pamięci Jerzego Ćwikły, wybitnego trenera i wychowawcy, w tradycję słowiankowych imprez, wpisuje się, mam nadzieję, że na trwałe mityng poświęcony pamięci kolejnej osoby ważnej dla Słowianki, a której nie ma już wśród nas. Pamięć o Marcinie w minioną sobotę czciły dzieciaki ze szkółki, jego uczniowie z popularnego Elektryka, jego przyjaciele i koledzy, ale nawet przedstawiciele miejskich władz.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x