Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

Jak to się robi w Berlinie

2014-12-06 20:16:50, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,

Żarty się skończyły. Wybory za nami, najwyższy czas zająć się sprawami naprawdę poważnymi. Dziś Mikołajki, personel sklepowy nie bacząc na nieuniknioną śmieszność ustroił się w obciachowe czapeczki udając, że sprawia mu to wielką przyjemność.

W galeriach i supermarketach przedświąteczny nastrój buduje się już mniej więcej od miesiąca poprzez nieustanne zawodzenie George’a Micheala o białych świętach i wyciągniętych z otchłani magazynów ubiegłorocznych dekoracjach.

Na Starym Rynku stanęła nie tak bardzo wysoka daglezja, bo 6 metrowe drzewko nijak ma się do rekordowych świerków ustawianych na placu Świętego Piotra czy na Trafalgar Square.

Ciekaw tylko jestem czy obok staną kramy z fałszywą zakopiańszczyzną i przysłowiowymi gaciami udającymi świąteczny kiermasz. Mieszkańcy miasta słusznie oczekują, że instytucje komunalne, czy to OSiR czy GRH zorganizują, jak to się teraz modnie mówi, eventy mające wzmocnić przedświąteczne klimaty i tworzyć atmosferę powszechnej życzliwości wśród gorzowian. W końcu do takich między innymi celów zostały powołane.

Sądzę jednak, że w tym roku ominą nas takie atrakcje, jak te zafundowane nam w ubiegłym roku, gdy obok dostojnej katedry ustawiono kilka szkaradnych budek, w których sprzedawano niby świąteczne towary, ale strach było się do nich zbliżać nie tylko ze względu na jakość oferty, ale i smutne miny handlarzy daremnie wypatrujących klientów.

Moje przypuszczenia wynikają z rozmowy wysłuchanej kilka tygodni temu na antenie lokalnego radia z prezesem GRH. Rozmowa, co prawda w większości dotyczyła gorzowskiej polityki w kontekście nadchodzących wyborów samorządowych, jako że pan prezes był czołowym działaczem jednego z komitetów wyborczych. Dopiero na sam koniec wywiadu został on zapytany o plany związane z organizacją świątecznej imprezy na Starym Rynku. Pan prezes z wrodzoną sobie dezynwolturą oświadczył, że właściwie to on jeszcze nie miał czasu, żeby zająć się tą sprawą, a tak w ogóle to bożonarodzeniowe kiermasze w gorzowskich warunkach się nie sprawdzają, a górale nie chcą już więcej do nas przyjeżdżać, bo im się to zwyczajnie nie opłaca. Czasu nie miał, bo zamiast zajmować się tym, za co mu się płaci to cały swój wysiłek skupił na promowaniu jednego z kandydatów na prezydenta. Gdy ośmieliłem się mu to wytknąć na FB to dowiedziałem się, że jakim prawem zwracam mu uwagę skoro pogrążyłem (według jego opinii) jedną z firm komunalnych. Pomijając tę uwagę z gatunku tych, które się wygłasza z braku innych argumentów (a pan to jest łysy) to proponowałem wycieczkę, do którejś z nieodległych miejscowości naszych niemieckich sąsiadów, którzy praktycznie wszędzie organizują swe tradycyjne Weinahtenfesty. Pewnie, że nie jest łatwo przenieść żywcem obyczaje i zabawy sprawdzone w innych warunkach, jednak niemieckie bożonarodzeniowe jarmarki akurat nie są takie trudne do skopiowania akurat u nas.

Właśnie wróciłem z takiej jednodniowej wycieczki do Berlina, w trakcie której udało mi się odwiedzić dwa takie jarmarki. Tylko dwa, bo w stolicy Niemiec są one organizowane po kilka w każdej dzielnicy, w Internecie naliczyłem ich ponad 50. Niedaleko reprezentacyjnej Unter den Linden przy Gendarmenmarkt został zlokalizowany jeden z najbardziej stylowych i wysublimowanych berlińskich jarmarków bożonarodzeniowych (wejście płatne). Na jego wyjątkowość składa się przede wszystkim to, iż plac na którym znajduje się jarmark jest pięknie obramowany bliźniaczymi kościołami Deutscher Dom (ewangelicko-luterański) oraz Französicher Dom (Francuski Kościół Reformowalny) oraz pięknym budynkiem Schauschpielhausu autorstwa słynnego Karla Schinkela. Natomiast jarmark przy popularnym Ku’dammie jest bardziej różnorodny i ludowy, bo to i karuzele i inne typowo jarmarczne atrakcje. Berlińskie jarmarki różnią się pomiędzy sobą, niektóre (Alexanderplatz) nastawiają się bardziej na małych gości, ale wszędzie jest typowo świąteczna atmosfera, wszędzie zapach grzanego wina, pieczonych kasztanów, prażonych migdałów. Nie ma żadnego badziewia, wyroby rękodzielnictwa mają swoją klasę i jakość. Wszędzie, mimo powszedniego dnia, mnóstwo ludzi, popijają Glüweina (czyli po naszemu grzańca), smakują regionalne potrawy, słuchają muzyki, po prostu świetnie się bawią. Wszędzie słychać także polską mowę, co oznacza, że te jarmarki są także wielką atrakcją dla naszych rodaków. Ktoś powie, że kudy tam Gorzowowi do Berlina, i będzie miał rację. Ale podobne jarmarki, na ciut mniejszą skalę, można obejrzeć choćby we Frankfurcie nad Odrą, czyli mieście o porównywalnej skali do naszego i chyba nadal partnerskiego dla Gorzowa. Czyż nie można pojechać do sąsiadów by nauczyć się jak to się robi. Gdyby taki jarmark zorganizować na placu przy katedrze nareszcie moglibyśmy przestać zazdrościć innym Winobrania, święta chleba, czy kurczaka.

A może by tak pomyśleć także o nowej, bardziej atrakcyjnej formule miejskiej wigilii, która też zaczyna brnąć w rutynę i brak emocji. Mam nadzieję, że młodzi Ludzie dla Miasta znani ze swej kreatywności potrafią wnieść nowego ducha w to przedsięwzięcie, które powinno stać się okazją do autentycznego przeżycia duchowego, a nie tylko do darmowej wyżerki. Czy tak się stanie będziemy mogli przekonać się już niedługo.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x