2016-12-21, Moto
Wbrew wielu narzekaniom mamy niezłe osiągnięcia w światowej motoryzacji. Polacy zajmują wysokie stanowiska w wielkich koncernach, projektują samochody z najwyższych półek a nawet tworzą własne marki.
Na początku grudnia wszystkie światowe serwisy podały wiadomość, że dyrektorem technicznym a jednocześnie wiceprezesem firmy Aston Martin został Maksymilian Szwaj. Co ciekawe trafił do brytyjskiej firmy w chwili gdy ta zapowiedziała zupełnie dla niej rewolucyjne konstrukcje aut hybrydowych i elektrycznych. Maksymilian zwany w świecie zachodnim Maxem został podwładnym prezesa Andy Palmera po sześciu latach pracy dla Maserati i Ferrari. Był tam szefem innowacji odpowiedzialnym m. in. za budowę nadwozi. Warto przypomnieć, że w tym czasie powstały tak innowacyjne modele jak np. koncept Kersy i słynne La Ferrari. Wtedy też dla firmy z Maranello tworzył zmarły niedawno ,,człowiek Pininfariny’’ Janusz Kaniewski. Niedawno zaprezentowano jedno z jego ostatnich dzieł Ferrari J 50.
W Aston Martinie Max Szwaj jest kolejnym znamienitym Polakiem. W drugiej dekadzie ubiegłego stulecia firma pokonała swój pierwszy poważny kryzys dzięki Luisowi Zborowskiemu. Był on obywatelem Anglii podkreślającym ciągle swoją polskość, w czasach gdy ojczyzna była rozdarta przez zaborców. Gdy Luis brał udział w wyścigu często nad torem powiewała biało czerwona flaga. Zginął tragicznie podczas wyścigu górskiego na przełęczy La Turbie nieopodal Nicei.
Minęło niemal trzydzieści lat i Aston Martin znowu znalazł się w kłopotach. Powodowały je głównie archaiczne silniki, które jeszcze w latach dwudziestych skonstruował W. O. Bentley.
Kolejnym polskim ,,mężem opatrznościowym’’ stał się utalentowany inżynier jak również zawodnik rajdowy z przed wojny Tadeusz Marek. Jego konstrukcji silniki napędzały auto Jamesa Bonda i wygrywały dwudziestoczterogodzinny wyścig w Le Mans. Ciekawym epizodem jest zespół doświadczalnych aut wyścigowych, który w latach sześćdziesiątych pojawił się w Le Mans pod nazwą TM czyli Tadek Marek obok oficjalnego zespołu Aston Martina. Silniki polskiego konstruktora trafiały pod maski aut brytyjskiej marki jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, kiedy to wyeliminowane zostały przez coraz ostrzejsze normy składu spalin.
Obecnie techniką w firmie dowodzi Max Szwaj, który jest synem Zbysława twórcy klasycznego Leoparda. Polski Leopard napędzany potężnym ośmiocylindrowym silnikiem trafił nawet do garażu królewskiego w Szwecji. Jego wersję coupe projektował Maksymilian.
W tym roku również do mało seryjnej produkcji trafiła wyścigowa wersja polskiego supersamochodu Arrinera. Efektowny, pomalowany w barwy samolotów RAF z II Wojny Światowej pojazd prezentowano m. in. podczas słynnego Festival of Speed oraz na dorocznej imprezie organizowanej na najstarszym brytyjskim torze Broockland. Tor ten również ma polskie epizody w swojej historii i to nie tylko z okresu Bitwy o Anglię. Światowe media pominęły je, za to wysoko oceniły polską konstrukcję. Na razie jest to wyłącznie samochód w specyfikacji wyścigowej GT 3. Niebawem dołączyć ma wersja drogowa. Twórcy Arrinery już mogą świętować sukces. Wypada tylko trzymać kciuki, aby spółka Arrinera dobrze zafunkcjonowała finansowo i nie zabrakło pieniędzy na promocję i produkcję pierwszego w historii polskiego superauta.
Ryszard Romanowski
41% uczestników badania przeprowadzonego przez multiporównywarkę rankomat.pl uważa, że młodzi kierowcy stanowią największe zagrożenie na drodze.