Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Sport »
Bernarda, Biruty, Erwina , 16 kwietnia 2024

Skrzyńscy są ze Stilonem na dobre i złe

2019-02-20, Sport

W czasach, kiedy piłkarski Stilon występował w drugiej lidze, bramki niebiesko-białych przez wiele lat bronił Krzysztof Skrzyński. Teraz w gorzowskim klubie między słupkami występuje jego syn Jacek, który powrócił do bramki po dłuższej przerwie.

medium_news_header_24079.jpg

Obaj mocno związani ze Stilonem, zarówno w lepszych, jak i gorszych czasach tego zasłużonego klubu. Krzysztof Skrzyński jest wychowankiem Stilonu i trafił do pierwszego zespołu bardzo szybko.

- Dołączyłem do kadry pierwszej drużyny w wieku 18 lat w roku 1982, gdy bramki Stilonu bronił Ryszard Sambor oraz Zbigniew Bartosz Ten ostatni był dla mnie wzorem do naśladowania. Debiut na boiskach drugoligowych miałem wyjątkowy i miało to miejsce na stadionie Lechii Gdańsk w roku 1983, która po zdobyciu Pucharu Polski przygotowywała się do meczu ze słynnym Juventusem Turyn. Spotkanie to, przy ponad 20- tysięcznej widowni, zakończyło się remisem 1:1 - wspomina Krzysztof Skrzyński.

W Stilonie często dochodziło do roszad na stanowisku trenera, lecz Skrzyński cieszył się zaufaniem kolejnych szkoleniowców niebiesko-białych i rozegrał ponad 100 spotkań na poziomie drugiej ligi. Najlepiej wspomina trenera, który w latach 80-ych XX wieku pracował najdłużej w Gorzowie.

- Niewątpliwie najlepsze wspomnienia mam z legendą Stilonu, z trenerem Eugeniuszem Ksolem. Był on najbardziej sprawiedliwym i uczciwym trenerem, z jakim się spotkałem. Nie skreślał nikogo z góry, a poprzez ciężką pracę na treningu można było otrzymać miejsce w składzie. Choć pamiętam, że miał też swoich ulubieńców i zawsze mieli oni pewne miejsce w składzie. Chodzi tu o Zenka Burzawę i Jacka Dudka - przypomina były bramkarz Stilonu.

Starsi kibice Stilonu do dziś zastanawiają się, dlaczego ich ukochany zespół nie awansował do najwyższej klasy rozrywkowej.

- W tamtym okresie zdarzały się dziwne sytuacje, jak się grało na wyjeździe, to można było się spodziewać gospodarskiego sędziowania. Awanse i spadki nie zawsze odbywały się w uczciwej rywalizacji, a kolejki cudów były na porządku dziennym. Co do spekulacji, że my nie chcieliśmy awansować wyżej, gdyż baliśmy się o miejsce w składzie, to nic takiego nie miało miejsca. Graliśmy przecież o swoje premie czy nowe kontrakty, były wprawdzie szanse awansu, ale zawsze czegoś brakowało - dodaje Krzysztof Skrzyński.

 „Skrzynia”, bo tak był nazywany przez kibiców oraz kolegów z drużyny, miał także trudne chwile w Stilonie, gdy na początku lat 90-ych XX wieku został odsunięty od pierwszego zespołu.

- Kiedyś odmówiłem grania w meczu ligowym, gdyż klub nie wywiązywał się z realizacji zapisów kontraktowych. Zostałem zawieszony na 1,5 roku i nie mogłem trenować z pierwszą drużyną, którą prowadził trener Mieczysław Broniszewski. Później to zawieszenie mi zmniejszono, ale niestety wychowanków w Stilonie traktowano zawsze inaczej. W czasie mojego zawieszenia na dobre zaczął bronić Jarek Stróżyński – przypomina były golkiper.

Wychowanek gorzowskiego klubu miał kilka propozycji z innych klubów, ale ostatecznie dopiero pod koniec kariery zmienił barwy klubowe.

- Działacze pierwszoligowego wówczas Górnika Wałbrzych chcieli bardzo, abym u nich występował. Przez dwa dni pod moim mieszkaniem stał samochód służbowy z kierownikiem wałbrzyskiej drużyny, który namawiał, żeby z nim pojechać do Wałbrzycha. Zagrałem nawet tam w okresie przygotowawczym w turnieju o Puchar Zimy. Oferowali mieszkanie, talon na samochód i pensje górnika przodowego, ale nie było zgody na transfer ze strony Stilonu. To były inne czasy i często działacze stawiali zaporowe ceny, aby uniemożliwić przejście do innego klubu. Dopiero pod koniec kariery występowałem Lechii Gdańsk i był to dobry okres. Grałem tam cały czas i poczułem w Gdańsku pewność i szacunek do swojej osoby. Wtedy pojawiła się m.in. od pana Ptaka z Łodzi oferta gry w ŁKS, gdzie miałem być drugim bramkarzem, gdyż pierwszym był Boguś Wyparło. Szkoda, że nic z tego nie wyszło, bo akurat wtedy ŁKS został mistrzem Polski i w europejskich pucharach rywalizował ze słynnym Manchesterem United. Dalej utrzymuję zresztą kontakty z kolegami z Gdańska. Potem jeszcze miałem epizod w drugoligowym Jezioraku Iława, a zakończyłem granie w Drawie Krzyż – wspomina.

Po zakończeniu przygody z piłką Skrzyński krótko odpoczywał, następnie rozpoczął własną działalność gospodarczą. Długo jednak bez piłki nie wytrzymał i rozpoczął pracę, jako trener bramkarzy w Gorzowskim Klubie Piłkarskim, który występował, w pierwszej lidze. Tam później trafił jego syn Jacek. Młodszy z rodu Skrzyńskich często, jako dziecko obserwował treningi i mecze taty. Jacek połknął piłkarskiego bakcyla i postanowił tak, jak tata być bramkarzem, a dość szybko otrzymał szansę treningów w wielkim polskim klubie.

- Trafiłem na staż do Legii ze szkółki z Szamotuł, z której to do stolicy przyszedł kiedyś przecież Łukasz Fabiański i po tygodniu treningów spodobałem trenerowi Dowhaniowi, który zaproponował, abym pojechał z pierwszą drużyną na obóz. Ten okres bardzo dobrze wspominam - od razu po przyjściu do Legii, jako 15- latek pojechałem właśnie z pierwszą drużyną, która była mistrzem Polski, na obóz do Wronek. To było dla mnie ogromne przeżycie trenować z takimi utytułowanymi zawodnikami. W późniejszym okresie, w czasie jednego z obozów, mieszkałem w pokoju z Robertem Lewandowskim, który nie przebił się wtedy do Legii. W sumie w ciągu kilku lat pobytu w Legii rozegrałem około 30 spotkań w Młodej Ekstraklasie oraz czwartoligowych rezerwach czy też w Pucharze Polski. Trochę teraz żałuję, że tam nie zostałem, gdyż w Legii proponowali mi pięcioletni kontrakt, ale ja chciałem grać, a nie siedzieć na ławce lub bronić tylko w rezerwach i ostatecznie wylądowałem w Dębnie w trzeciej lidze, gdzie trenerem był Zenon Burzawa- wspomina Jacek Skrzyński.

Postawa Skrzyńskiego w Dębnie została szybko zauważona w Gorzowie, gdzie w pierwszej lidze występował Gorzowski Klub Piłkarski. Tu trafił pod skrzydła trenerskie rodzica i wcale nie miał z tego powodu taryfy ulgowej.

- Nie za bardzo chciałem przychodzić do Gorzowa i trenować z tatą, bo wiadomo, że nie jest to komfortowa sytuacja, a wiele ludzi mówiło, że tata mnie tu pcha i mogły być różne domysły, że gram gdyż tato jest tu trenerem. Ostatecznie prezes Komisarek wykupił moją kartę z Legii Warszawa i pojawiłem się w rodzinnym mieście – dodał młodszy ze Skrzyńskich.

Skrzyński nie zagrał jednak zbyt wielu spotkań w pierwszej lidze w barwach GKP.

- Trenerzy Topolski oraz Pawlak faworyzowali Sławka Janickiego i mimo, że słyszałem, często, iż jestem lepszy na treningach to w meczach nie zagram. Później wywalczyłem miejsce w pierwszym składzie, a Janicki siedział na ławce. Natomiast po przegranym pojedynku z Flotą Świnoujście, za trenera Pawlaka, zostałem uznany głównym winowajcą porażki. I szybko dorobiono legendę, że Janicki musiał chwilę odpocząć i tylko dlatego zagrałem kilka spotkań – odtwarza z pamięci Jacek Skrzyński.

Ostatecznie pierwszoligowa piłka przestała istnieć w Gorzowie w roku 2011, a Jacek Skrzyński trafił do pierwszoligowej Wisły Płock.

- Były jakieś rozmowy z Zagłębiem Lubin, które prowadził Jan Urban, który znał mnie z treningów z Warszawy. Byłem także na testach w Jagiellonii Białystok, gdzie trenowałem z Grzegorzem Sandomierskim czy Kubą Słowikiem. Ostatecznie jednak po namowach trenera Broniszewskiego trafiłem do Płocka, który zapewniał mnie, że tam będę miał dobre warunki. W Płocku jednak na drugim treningu doznałem groźnej kontuzji, wkrótce zwolniono także trenera Broniszewskiego. Klub zaczął mi robić pod górkę, pojawił się nowy trener i dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Przykładowo nie mogłem jeść obiadów na stołówce klubowej z pierwszą drużyną, gdyż… za dużo jadłem, tak usłyszałem. Czeski trener Wisły zabronił mi już po operacji, w czasie rehabilitacji, nawet przebierać się w szatni z pierwszą drużyną. Doszło zresztą do tego, że nie mogłem rehabilitować się w klubowej salce i ostatecznie rozwiązałem kontrakt - dodaje Jacek Skrzyński.

Kontuzja Skrzyńskiego okazała się dość groźna, do tego zła była diagnoza lekarska. Kolejne operacje i wizyty u kolejnych lekarzy spowodowały, iż celem Jacka był powrót do zdrowia, a ponowne występy na boisku były tylko marzeniem.

- To był trudny czas, pracowałem w Niemczech na budowie, u kolegi taty w firmie, aby zarobić na kolejne operacje. Niestety nie dostałem żadnych pieniędzy z ubezpieczenia, gdyż mówiono, że mi się nie należą, gdyż jest to stan chorobowy, a nie kontuzja. Zacisnąłem zęby i bardzo chciałem wrócić do piłki. Zostałem trenerem bramkarzy w Stilonie, ale cały czas w głowie kiełkowała myśl, aby jeszcze poczuć atmosferę rywalizacji na boisku.

Skrzyński po siedmiu latach rozbratu z profesjonalną piłką postanowił wrócić między słupki, a pierwszym oficjalnym spotkaniem o stawkę był mecz derbowy z Wartą Gorzów w sierpniu 2018 roku.

- Dla mnie było to duże przeżycie wrócić po tylu latach i po tylu perypetiach do piłki. Rzadko się takie powroty zdarzają, a zwłaszcza po takiej przerwie. Przy swojej sytuacji mogę tylko zacytować Andrzeja Kostyrę, który o powracających do sportu bokserach mówił, że jedną nogą byli w trumnie, a drugą na skórce od banana. Ja się cieszę, że z powrotem stoję między słupkami.

A jak na powrót syna do bramki zareagował jego ojciec?

- Jacek to, co miał wychorować, to wychorował. Ja się cieszę z tego, że on się cieszy, że może grać. Byłem w rundzie jesiennej na kilku meczach Stilonu i muszę powiedzieć, że bardzo się denerwuję. Cały czas mu jednak powtarzam, żeby znalazł również czas dla rodziny, bo tych zajęć ma dużo - powiedział Krzysztof Skrzyński.

Mimo że Stilon zajmuje ostatnie miejsce w tabeli, to Jacek Skrzyński wierzy w utrzymanie w gronie trzecioligowców.

- Dwa wygrane mecze na początku rundy spowodują, iż strata zostanie odrobiona. Musimy koniecznie wygrać dwa pierwsze domowe spotkania z Wartą oraz Agroplonem Głuszyna, a wtedy utrzymanie będzie realne. Tym bardziej, że wróciło kilku niezłych zawodników i jestem optymistą - mówi z nadzieją Jacek Skrzyński.

Młody „Skrzynia”, aby nadrobić przede wszystkim zaległości motoryczne, trenuje cztery razy w tygodniu ze Stilonem, do tego dochodzą cztery treningi indywidualne, głównie na siłowni. Jego grafik oprócz niedzieli jest zapełniony, gdyż dodatkowo od niedawna został opiekunem młodych stilonowców z rocznika 2007. Golkiper Stilonu ma skonkretyzowane plany na przyszłość i chce być trenerem bramkarzy z prawdziwego zdarzenia. Dlatego często wyjeżdża do Białej Podlaskiej do Szkoły Trenerów PZPN na specjalistyczne kursy bramkarskie. Tam jest chwalony przez trenera Dawidziuka za formę bramkarską w trakcie ćwiczeń praktycznych, a koledzy trenerzy z kursu pytają czy nie chciałby zmienić klimatu i zagrać w innym klubie. Od ponad roku Jacek prowadzi również treningi z młodymi adeptami piłkarstwa na własny rachunek.

- Prowadzę wraz z tatą szkółkę bramkarską, robimy coś fajnego, mamy pod swoją opieką już ponad 30 młodych bramkarzy w wieku 11-13 lat i w tej chwili więcej chłopców nie przyjmujemy. W tym widzę swoją przyszłość, czyli w zawodzie trenera bramkarzy, tym bardziej, że jeśli całe życie wychowany byłem przy piłce i jeszcze poszło to zamiłowanie po rodzinie, to nie może być inaczej- kończy Jacek Skrzyński.

Jacek po cichu wierzy, że może jeszcze wrócić do występów na wyższym niż trzecioligowy poziom, a wszystko zależy od jego dyspozycji w rundzie wiosennej. Jeślijednak uzna, że przegrywa rywalizację o wyjściowy skład, z pokorą usiądzie na ławce rezerwowych. Na razie jednak ciężko pracuje, aby wraz ze Stilonem prezentować wysoką formę, która umożliwi pozostanie w stawce trzecioligowców. Priorytetem dla niego jest dalszy rozwój umiejętności piłkarskich, zdobycie odpowiednich uprawnień oraz prowadzenie wraz z tatą szkółki bramkarskiej. Jacek cały czas ma wsparcie ze strony taty Krzysztofa, który zresztą całkiem niedawno wszedł wraz z m.in. Zenonem Burzawą i Krzysztofem Wozińskim w skład Rady Trenerów Stilonu. Skrzyńscy, jak można zauważyć, są ze Stilonem na dobre i złe.

Przemysław Dygas

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x