Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Sport »
Jaropełka, Marii, Niny , 3 maja 2024

Potrzebne szybkie i zdecydowane działania. Czas nie zagoi ran

2015-04-21, Sport

Nie ustają echa tego, co w sobotni wieczór przeżyło ponad 50 tysięcy kibiców żużla na Stadionie Narodowym oraz kilkaset tysięcy kolejnych przed telewizorami.

Żużel nie powinien znikać ze Stadionu Narodowego
Żużel nie powinien znikać ze Stadionu Narodowego FOT. ROBERT BOROWY

Sport żużlowy, przeżywający poważne kłopoty, po raz kolejny znalazł się na czołówkach większości mediów. Niestety, po raz kolejny w bardzo negatywnym świetle, choć tym razem wina kompromitacji nie do końca leży po stronie polskich organizatorów. Cała procedura przygotowywania i prowadzenia cyklu Grand Prix jest dość złożona. Może dlatego największa siła niezadowolenia uderza w Polski Związek Motorowy oraz w Ekstraligę Żużlową, oberwało się nawet spółce zarządzającej stadionem, choć w tym przypadku jest to już kompletne nieporozumienie. Bzdurą jest także, że na takim stadionie, jak ten w Warszawie, nie da się przygotować toru i przeprowadzić zawodów żużlowych. Kto tak twierdzi niech pojedzie do Sztokholmu czy Cardiff, a potem komentuje.

Przyczyną farsy i kompromitacji byli ci, którzy bezpośrednio odpowiadali za przygotowanie i poprowadzenie imprezy ze strony sportowej. Tor znajdował się w kiepskim stanie, ale nie na tyle w kiepskim, że nie można było jeździć. Faktem jest, że trudno było na tym torze stworzyć fajne widowisko sportowe. Lecz to, że doszło do przerwania imprezy to w głównej mierze wina zawodników, bo odmówili oni jazdy. Powoływanie się na wypadki jest  kolejnym nieporozumieniem, gdyż upadki w żużlu były, są i będą. Ponadto należy zwrócić uwagę, że najwięcej ,,bałaganu’’ robił Troy Batchelor, który nie powinien być dopuszczony do zawodów ze względu na niewyleczoną kontuzję. On nie miał siły jechać i robił błąd za błędem. Owszem, na torze pojawiło się kilka kolein, ale tak jest często i w takich sytuacjach należy utwardzić tor, a nie demonstrować. Przez ponad godzinę zawodnicy ukryli się z działaczami, coś tam gadali, a na torze nikt nie pracował, żeby wyrównać nawierzchnię i ją odpowiednio ubić. Dlaczego nie podjęto żadnej próby ratowania zawodów?

Skandalem jest oczywiście, że na turniej rangi mistrzowskiej nie zabezpieczono drugiej maszyny startowej. Ale regulamin dopuszcza do startu na zielone światło i psim obowiązkiem zawodników było dostosowanie się do tego zapisu. Niestety, dla mnie dużo większą farsą niż tor było postępowanie sędziego. James Lawrence zrobił sobie z zawodów piknik i od pierwszego do ostatniego wyścigu popełniał błędy. Chwilami takie, że miało się wrażenie, iż sędziuje facet, którego nie ma na stadionie i nawet nie ogląda zawodów w telewizji. Zaczęło się od puszczenia wszystkich zawodników w pierwszym wyścigu choć ewidentnie Batchelor sfaulował na pierwszym łuku Nicki Pedersena. Drugi i trzeci bieg został zaliczony choć już wtedy taśma szła nierówno i były postawy do powtórek. Potem zaczęły się inne szopki, jak wykluczenie Jasona Doyle’a za dotknięcie taśmy, której nie było. I to na telefoniczny wniosek… Pedersena. W rewanżu Duńczyk został ukarany, bo choć wygrał powtórzony wyścig, wyjątkowo puszczony za pomocą taśmy, to sędzia nakazał jego powtórkę, gdyż maszyna startowa znowu źle zadziałała. I słusznie, ale dlaczego w podobnej sytuacji nie było tych powtórek wcześniej? O przerwaniu 10 wyścigu na trzecim okrążeniu i zaliczeniu wyników już nie wspomnę. Mam wrażenie, że zawodnicy psychicznie nie wytrzymali tego napięcia płynącego z wieżyczki sędziowskiej oraz startowania na nowych dla siebie zasadach. Wielu żużlowców w chwili zapalania się światła automatycznie odwracało głowy w kierunku zamka startowego i kiedy orientowali się, że nie ma taśmy szybko swój wzrok przesuwało z powrotem na… światło. Tego napięcia widocznie nie szło długo wytrzymać, dlatego zaprotestowali i osiągnęli cel w postaci zniszczenia wizerunku żużla na kilka kolejnych lat…

Ktoś po zawodach słusznie zauważył, że gdyby problem dotyczył jednego zdarzenia nie byłoby żadnych protestów, narzekań. W Warszawie mieliśmy jednak ciąg fatalnych sytuacji, stąd zrzucanie winy tylko na kiepski tor czy maszynę startową jest uproszczeniem.

Polski Związek Motorowy ma teraz poważny kłopot, gdyż musi wypić nawarzone piwo. Oczywiście prezes PZMot. Andrzej Witkowski wraz z innymi członkami komitetu organizacyjnego też popełnił sporo błędów i nie dziwię się frustracji kibiców, którzy domagają się głów oraz zwrotu pieniędzy za bilety, skoro umowa pomiędzy sprzedającymi a kupującymi nie została zrealizowana. Trudno jednak przypuszczać, żeby osoby odpowiedzialne za warszawską farsę, w tym również z komitetu organizacyjnego, poniosły odpowiedzialność. Raczej pójdzie to wszystko w kierunku przeczekania, wychodząc z założenia, że czas goi rany i za kilka miesięcy ponownie zrobi się głośno na temat… sprzedaży biletów na przyszłoroczną edycję Grand Prix w Warszawie.

Może jednak się mylę i znajdą się osoby nie tylko w PZMot., ale i w Światowej Federacji Motocyklowej, którzy poważnie potraktują sobotnią farsę. Na obecną chwilę nie ma mowy o powtórzeniu zawodów. Można natomiast wyciągnąć konsekwencje wobec ludzi, którzy zawinili, odsunąć przede wszystkim od prowadzenia międzynarodowych imprez Jamesa Lawrence’a, zażądać odszkodowania od firmy układającej tor, należy również ukarać dyscyplinarnie zawodników za odmowę startu. Dalej, nie wolno natomiast rezygnować z przyszłorocznego turnieju w Warszawie, bo inaczej zła opinia o speedway'u pozostanie w świadomości milionów ludzi nie interesujących się na co dzień tym sportem. Trzeba zrobić wszystko, żeby zmazać plamę i pokazać, że żużel potrafi być pięknym i widowiskowym sportem. W ramach rekompensaty należy zafundować kibicom (na podstawie posiadanych przez nich obecnych biletów) wejście na Grand Prix w 2016 roku za symboliczną kwotę, np. 10 zł. Dla pozostałych ceny biletów nie mogą przekraczać tegorocznych. I należy zainwestować jeszcze w większą promocję turnieju, budującą odświeżony wizerunek żużla. Na to pieniądze powinna przeznaczyć firma Benfield Sports International, której i tak to się opłaci. Nie zarobi może na jednym, dwóch turniejach, ale w przypadku pozostawienia tematu samemu sobie straty w przyszłości mogą okazać się zdecydowanie wyższe. Same przeprosiny nie wystarczą...

Robert Borowy

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x