Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Sport »
Bogny, Walerii, Witalisa , 28 kwietnia 2024

Zaczęło się od marzeń i… podawania piłek

2015-01-08, Sport

Z Jakubem Głuszakiem, gorzowianinem i drugim trenerem siatkarek mistrzyń Polski z Chemika Police, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_9969.jpg

- W Gorzowie nigdy nie mieliśmy siatkówki kobiet na wysokim poziomie, a jednak zdołał pan przebić się na krajowym rynku i dzisiaj jest pan wschodzącą gwiazdą trenerską. Jak do tego doszło?

- Z tym pojęciem gwiazda to lekka przesada. Na razie ciężko pracuję i uczę się trenerskiego rzemiosła od najlepszych. A wszystko zaczęło się od moich... marzeń. Kiedyś tata zabrał mnie na mecz Stilonu i od razu polubiłem tę dyscyplinę. W SP nr 13 trochę sobie pogrywałem, ale dopiero w ,,Chemiku’’ tak naprawdę nauczyłem się podstaw siatkarskich. Byłem samoukiem, dużo trenowałem, gdyż bardzo chciałem coś osiągnąć w tym sporcie. Nawet krótko występowałem w drugoligowej Olimpii Sulęcin, lecz moje skromne warunki fizyczne nie pozwoliły na coś więcej. Nie zniechęciłem się, gdy chciałem pozostać przy siatkówce. Podjąłem studia trenerskie na gorzowskim AWF i pewnego dnia dopisało mi sporo szczęścia. W 2007 roku ówczesny trener GTPS Gorzów Nicola Vettori zaproponował mi współpracę, w trakcie której nauczył mnie obsługiwać specjalny komputerowy program do spisywania i analizowania gry Data Volley. Nie byłem wtedy świadomy, że można siatkówkę tak wspaniale rozebrać na czynniki pierwsze. Nicola Vettori świetnie w tym się poruszał, był przecież statystykiem trenera Raula Lozano w 2006 roku, kiedy to polscy siatkarze sięgnęli w Japonii po wicemistrzostwo świata. I kiedy poznałem ten program okazało się, że niewielu ludzi w Polsce na nim umie pracować, przez to niewiele klubów z niego korzystało. I to stało się moją szansą. Pamiętam, jak trener Vettori zadzwonił do mnie pewnego dnia i zapytał się, czy w trybie alarmowym nie chciałbym polecieć z męską reprezentacją Polski na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijski do Turcji. Oniemiałem, ale oczywiście zgodziłem się. Niestety, po chwili okazało się, że nie mam ważnego paszportu i z wyjazdu wyszły nici.

- To dlatego wybór padł na kobiecą siatkówkę?

- Nie. Kiedy trener Vettori odszedł z Gorzowa ja pozostałem przy naszym I-ligowym zespole. Pewnego dnia zgłosili się do mnie działacze ekstraklasowego Centrostalu Bydgoszcz z propozycją pracy przy prowadzeniu statystyk. Zgodziłem się. Potem była Gedania Żukowo, powrót do Bydgoszczy, Muszynianka Muszyna i Budowlani Łódź. W drugim sezonie pobytu w Łodzi zostałem asystentem trenera. Tym samym mój zakres obowiązków rozszerzył się, prowadziłem już zajęcia z zawodniczkami i mogłem w praktyce zacząć sprawdzać to wszystko co nauczyłem się na studiach. I chyba najważniejsza sprawa. Już w 2009 roku, kiedy trenerem reprezentacji Polski został Jerzy Matlak, trafiłem do jego sztabu trenerskiego. Zresztą z kadrą pracuję jako analityk do chwili obecnej. W 2009 roku świętowałem z dziewczynami brązowy medal mistrzostw Europy. To było niezapomniane przeżycie, zwłaszcza że mistrzostwa odbywały się w naszym kraju.

- Od kilku miesięcy jest pan drugim trenerem najlepszego w tej chwili w kraju zespołu Chemika Police. To kolejny pański awans w trenerskiej hierarchii?

- Tak, w tej chwili moje obowiązki są dużo szersze. Ściśle współpracuję z prowadzącym drużynę trenerem Giuseppe Cuccarini w zakresie przygotowania zespołu do meczów, wyboru mikrocyklów treningowych, analizy gry rywalek, itd. Dla mnie jest to pierwszy poważny krok do nabycia doświadczenia, gdyż w przyszłości chciałbym spróbować sił jako samodzielny trener. Oczywiście jeszcze sporo muszę się uczyć.

- Panie trenerze, kiedy spojrzy się na skład Chemika to co zawodniczka, to wielka gwiazda polskiej i… serbskiej siatkówki. Wymieńmy kilka nazwisk: Małgorzata Glinka-Mogentale, Anna Werblińska, Mariola Zenik, Katarzyna Gajgał-Anioł, Agnieszka Bednarek-Kasza, Izabela Kowalińska, Aleksandra Jagieło, Stefana Veljkovic, Maja Ognjenovic, Ana Bielica czy Sanja Malagurski. Jak się pan czuje w tym towarzystwie?

- Bardzo dobrze. Praca z tak dobrymi i doświadczonymi już siatkarkami układa się znakomicie. Znamy się stosunkowo długo, bo wszystkie wymienione przez pana Polki grały lub grają w naszej reprezentacji i z większością z nich znam się od wielu lat z pracy w kadrze. Podobnie jest z Serbkami, bo wszystkie one to reprezentantki swojego kraju i przez ostatnie lata często widzieliśmy się na różnych imprezach międzynarodowych. Teraz poznaliśmy się w klubie i również są to fajne, profesjonalnie podchodzące do swoich obowiązków dziewczyny. Dlatego przychodząc przed kilkoma miesiącami do Polic nie miałem żadnych oporów, gdyż wchodziłem do znanego sobie środowiska. I odwrotnie. Dziewczyny też wiedziały czego mogą się ode mnie spodziewać, choć teraz nasza współpraca bardziej się zacieśniła.

- Większość kibiców zna wymienione siatkarki z ekranów telewizyjnych, czasami z wysokości trybun w hali. Pan zdołał je poznać bliżej. Jakie są one w życiu pozasportowym?

- Normalne. Jak każdy z nas mają własne życie, różne zainteresowania, ale generalnie są sympatyczne i wesołe. Do tego popularne, bo większość z nich osiągnęła duże sukcesy sportowe i mają liczne grono kibiców. Moje relacje z zawodniczkami są bardzo dobrze. Oczywiście, czasami zdarzają się różnice zdań, ale w takich chwilach szybko dochodzimy do porozumienia.

- A jak panu współpracuje się z włoskimi szkoleniowcami, których do tej pory często spotyka pan na swojej drodze?

- Rzeczywiście, w Gorzowie uczyłem się pod okiem wspomnianego Nicoli Vettoriego, obecnie w Policach większość sztabu trenerskiego stanowią Włosi. Nigdy nie miałem i nie mam problemów. Włoska szkoła siatkówki jest zbliżona do polskiej, choć różni się pewnymi, ciekawymi niuansami. To nie jest przypadek, że w wielu polskich klubach są trenerzy z Półwyspu Apenińskiego, ale ważne, że ich asystentami są Polacy. Uczymy się od nich ciekawych rzeczy, co ma wpływ na nasz osobisty rozwój. Widzę to po sobie. Od trenera Cuccariniego już sporo się nauczyłem, a przecież nasza współpraca dopiero się tak na dobre rozpoczęła.

- W jakim języku porozumiewa się pan z włoskimi trenerami?

- Po angielsku, choć zdążyłem poznać trochę włoskich zwrotów wykorzystywanych w siatkówce i czasami nimi się posługuję.

- Pańskie związki z rodzinnym miastem już wygasły, czy nadal czuje się pan gorzowianinem z krwi i kości?

- Gdzie tylko jestem wszędzie staram się promować Gorzów. Zawsze z radością wracam tu, bo to jest moje miasto, w którym świetnie się czuję. Ponadto mój dom rodzinny znajduje się w Gorzowie, tu mieszkają moi rodzice i jak mam trochę wolnego czasu przyjeżdżam do domu.  Teraz mam łatwiej, bo dojazd ze Szczecina do Gorzowa jest znakomity i opłaca mi się przyjechać nawet na jeden dzień.

- Słyszałem, że jest pan zagorzałym fanem żużla?

- Zgadza się i nie kryję, że wraz z innymi kibicami mocno przeżyłem mistrzostwo zdobyte przez Stal po 31 latach. W Chemiku Police wszyscy wiedzą co to jest żużel, zresztą część zespołu była ze mną na finałowym meczu z Unią Leszno. Ba! Byliśmy wcześniej na spotkaniu półfinałowym z Falubazem Zielona Góra, ale niestety został on przerwany i przełożony, a na powtórkę już nie mogliśmy przyjechać. Na szczęście dziewczyny nie zniechęciły się, bardzo chciały zobaczyć co to jest żużel i powtórnie przyjechały, ale już na wspomniany finał, który wynagrodził im te wcześniejsze rozczarowanie. Tak już w środowisku siatkarskim zdołałem wypromować ten nasz gorzowski żużel, że po wygranych meczach Stali często otrzymuję… esemesy z gratulacjami.

- Prezes Stali zapewne cieszy się z tej promocji, a co my możemy zrobić, żeby zachęcić gorzowian do oglądania siatkówki kobiet, zwłaszcza Chemika Police?

- Występujemy w nowej, pięknej hali w Szczecinie, gdzie panuje kapitalna atmosfera na trybunach. Widowiska są na wysokim poziomie, a dojazd samochodem z Gorzowa do hali trwa około godziny. Bilety są w atrakcyjnych cenach i łatwo dostępne przez Internet. Oczywiście w kasach też można je kupić. Staram się zachęcać moich znajomych do przyjazdów i już wielu z nich dało się namówić. I nikt potem nie żałował decyzji.

- Jaki cel stawia przed sobą drużyna, prowadzona m.in. przez pana?

- W rozgrywkach krajowych chcemy obronić mistrzowski tytuł oraz wywalczyć Puchar Polski. Wysokie cele stawiamy sobie w rozgrywkach Ligi Mistrzyń. Marzy nam się awans do Final Four, co byłoby wielkim osiągnięciem i pozwoliłoby jeszcze mocniej rozwinąć żeńską siatkówkę w kraju.

- Nasza kobieca reprezentacja po wspaniałych występach w mistrzostwach Europy w latach 2003-2011 przed dwoma laty spisała się poniżej oczekiwań. W tym roku mistrzostwa odbędą się w Belgii i Holandii. Stać nasze popularne ,,złotka’’ na powrót do strefy medalowej?

- W sporcie niczego nie można być pewnym, ale uważam, że stać jest nas na wywalczenie medalu.

- I na koniec, w Gorzowie od lat żyjemy głównie wspomnieniami dobrej siatkówki męskiej. Czy wierzy pan, że możemy jeszcze odbudować zespół, który będzie nam sprawiał taką radość, jak w czasach zdobywania Pucharu Polski i medali w lidze?

- Dla mnie to były niezapomniane czasy, bo… podawałem wtedy zawodnikom piłki. I pamiętam jaki byłem szczęśliwy, że nie musiałem walczyć o bilet. Kupno wejściówki na wiele spotkań graniczyło z cudem. Szkoda, że od kilku lat gorzowska siatkówka ma pod górkę. Mam nadzieję, podobnie jak kibice, że uda się w niedługim czasie odbudować drużynę na poziomie chociaż pierwszej ligi. Zwłaszcza, że obecna hala przy ul. Czereśniowej jest na ten poziom rozgrywek bardzo dobra. W przypadku gry w najwyższej lidze byłby potrzebny już nowy obiekt.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x