2014-11-27, Sport
Rozmowa z Michałem Koconiem, siatkarzem Meprozetu GTPS Gorzów
- Pokonaliście kolejną przeszkodę w Pucharze Polski, a pan dodatkowo został wybrany najlepszym graczem spotkania z Victorią Wałbrzych. Jakie wrażenia ma pan po awansie do kolejnej rundy?
- Wspaniałe, gdyż po raz kolejny pokazaliśmy wszystkim, że nasze aspiracje dotyczące awansu do I ligi nie są pozbawione podstaw. Już drugi raz w tym sezonie wygraliśmy w PP z zespołem z wyższej ligi i to z czuba tabeli. Uczyniliśmy to w czasie, kiedy nie oszczędzają nas kontuzje i nie wszyscy są jeszcze w pełni zdrowi do walki, ale – jak widać – wszystko można fajnie załatać.
- Wałbrzyszanie pokazali dużo wyższy poziom niż macie to na co dzień w rozgrywkach ligowych. Co było najważniejsze, żeby znaleźć sposób na rywala?
- Goście od początku bardzo dobrze grali w przyjęciu, dlatego bardzo ważne było odrzucenie ich zagrywką od siatki. Pamiętajmy, że rozgrywającym w Victorii jest Maciej Fijałek, najlepszy chyba gracz na tej pozycji w I lidze. Jak dostawał piłki w punkt mógł zrobić wszystko. Jak musiał już pobiegać za tą piłką możliwości perfekcyjnego rozegrania malały do minimum. Dodatkowo potrafiliśmy w najważniejszych momentach setów przechylić tę szalę zwycięstwa, bo wystarczyłyby dwa, trzy nieudane zagrania i to rywale mieliby większą szansę na wygranie spotkania.
- W mojej ocenie bardzo ważna była końcówka drugiego seta. Bo choć przegrywaliście 15:23 nie odpuściliście tych dwóch ostatnich piłek a z ogromnym zaangażowaniem walczyliście dalej. Zdobyliście pięć punktów, ważniejszy jednak był powrót do wysokiej dyspozycji, co zaprocentowało w kolejnych partiach.
- Na tym właśnie polega sport. Nie można odpuszczać, trzeba walczyć do ostatniej możliwej piłki. I tak ta nasza gra wygląda. Nie ma odpuszczania, walczy o każdy możliwy do zdobycia punkt. Owszem, błędy są, ale kto ich nie robi w czasie meczu.
- Nominalnie jest pan naszym libero, ale zarówno w meczu ligowym z KS Chełmżą jak i teraz w pucharze z Victorią Wałbrzych grał pan na pozycji przyjmującego-atakującego. I do tego bardzo efektownie oraz skutecznie. Czy dał pan tym samym sygnał trenerowi Krzysztofowi Kocikowi, żeby zastanowił się on nad pozostawieniem na tej pozycji?
- Ze względu na problemy z barkiem Wojtka Janasa trener wymyślił taki wariant, że ja pójdę na pozycję Wojtka, a on pogra na mojej. I dogadaliśmy się na dwa mecze. Całe sportowe życie grałem na przyjęciu i jakoś nie udało mi się zrobić wielkiej kariery. Pojawił się pomysł, żebym spróbował pograć na libero i chcę być tutaj konsekwentny. Mój kontrakt z trenerem właśnie wygasł i dlatego powracam na swoją nową pozycję. Na pewno jest mi żal, ale zawsze coś się kończy i coś się zaczyna.
- 10 grudnia zagracie z kolejnym pierwszoligowcem, AGH AZS Kraków i stawka tego spotkania będzie na tyle duża, że zwycięzca potem zmierzy się już z jedną z drużyn Polskiej Ligi Siatkówki. Czy krakowianie są w waszym zasięgu?
- W tej chwili chyba każdy z pierwszoligowców jest w naszym zasięgu, co już udowodniliśmy. Ale doceniamy klasę każdego rywala. Mogę obiecać, że będziemy walczyć i tanio skóry nie sprzedamy. Rywala mieliśmy okazję widzieć już w tym sezonie w akcji, prezentuje on solidną siatkówkę i na pewno mecz zapowiada się ciekawie. Kto wygra? Mam nadzieję, że my…
- Seria zwycięstw w lidze i PP przyciąga coraz większe grono kibiców na trybuny. Dawno w Gorzowie nie było tak fajnej atmosfery. Czy pana zdaniem jest szansa, że z każdym kolejnym występem liczba pustych miejsc będzie maleć?
- Bardzo byśmy tego chcieli. Widać, że kibice siatkówki w Gorzowie są stęsknieni za dobrą grą, wałbrzyszanie gwarantowali niezły poziom i stąd zrobiła się super atmosfera. Radość tym większa, że widzowie zobaczyli zwycięstwo i mam nadzieję, że na następny pojedynek z AGH AZS Kraków przyjdzie jeszcze więcej ludzi. Tego nam potrzeba. Bo doping dodatkowo nas uskrzydla.
- Dziękuję za rozmowę.
Robert Borowy
Gorzowski Ośrodek Sportu i Rekreacji zainaugurował sezon siatkówki plażowej.