Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Kultura »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Jakże cenne polskie obywatelstwo, choć tak późno dane

2015-10-24, Kultura

Monika Kowalska i Zbyszek Sejwa rzadko pokazują swój film pt. „Czerwiak”.

medium_news_header_12850.jpg

Wiosną 2007 roku robili go z własnej inicjatywy i za własne pieniądze, by opowiedzieć o kłopotach Alika Maciejewskiego, ich przyjaciela i aktora gorzowskiego teatru, z uzyskaniem polskiego obywatelstwa. Tymczasem życie przyniosło niespodziewane zakończenie. 

Urodzony w Wilnie, dzieciństwo w Kazachstanie

Aleksander Maciejewski (popularnie – Alik) urodził się 27 marca 1955 roku w Wilnie, w polskiej rodzinie. Gdy inne rodziny wyjeżdżały na Zachód, do Polski, Stanisław Maciejewski, później ojciec Alika, ciężko chorował. Matka nie zdecydowała się zostawić męża. Stanisław wyzdrowiał, ale konsekwentnie odmawiał przyjęcia obywatelstwa radzieckiego. Za to dostał karę 10 lat pracy w kopalni złota w dalekim Kazachstanie. Syn Aleksander urodził się, gdy ojca już uwięziono. A ponieważ nie mógł potwierdzić ojcostwa, dziecko nie dostało metryki urodzenia.

Gdy Alik miał rok, matka zdecydowała się pojechać do męża w Kazachstanie. Tu metrykę wystawiono, ale potem okazało się, że gdzieś zaginęła, co miało dalekie konsekwencje. Ojciec ciężko pracował, żyło się biednie, w domu rodzice czasami mówili po polsku, ale gdyby się to ujawniło, czekałaby ich sroga kara. Alik mówił tylko po rosyjsku.

Do Polski

Miał siedem lat, gdy po długich staraniach rodzice otrzymali zezwolenie na trzymiesięczny przyjazd do Polski na zaproszenie rodziców ojca Alika, którzy mieszkali w okolicach Lidzbarka Warmińskiego i tam pracowali w PGR. Rodzina dostała 10 dni na przejazd z miejsca zamieszkania do granicy. Przyjechali dnia jedenastego. Na szczęście pogranicznik miał polskie korzenie. Zezwolił na wjazd do Polski. Choć dziadkowie mieszkali bardzo skromnie i ciężko pracowali, mały Alik był zachwycony polskim światem. Jego rodzice też. Zdecydowali: niech się dzieje co chce, ale nie wrócą ani do Kazachstanu, ani do Wilna. Po siedmiu miesiącach przyszła milicja, zabrano matkę na przesłuchanie. Długie i upokarzające. Aż przyszedł wyższy rangą, który w umęczonej Gieni rozpoznał koleżankę ze szkoły. Narażając się na wiele kłopotów, dał państwu Maciejewskim kartę stałego pobytu. Na tej podstawie rodzice Alika mogli podjąć pracę i zabiegać o własne mieszkanie.

Zgubić wschodni zaśpiew

Alik dorastał. Marzyły mu się morza i oceany. Przyjęto go do technikum żeglugi śródlądowej we Wrocławiu. Co prawda do morza jeszcze daleko, ale szkoła dawała internat, wyżywienie, umundurowanie, a były to dla niego wówczas znaczące wartości.

Języka polskiego nauczył się szybko, był przecież dzieckiem, ale najtrudniej było zgubić wschodni zaśpiew i przedniojęzykową wymowę „ł”. W szkole występował na akademiach, lubił poezję, a że miał bardzo ładny timbre głosu, pani od polskiego namówiła go, aby wystąpił w ogólnopolskim konkursie recytatorskim. Wtedy do takiego konkursu stawało tysiące uczestników, było kilka etapów rywalizacji. Alik wygrał ogólnopolski konkurs. Jeden z jurorów, znany aktor Kazimierz Rudzki, przekonał go, że powinien studiować w szkole aktorskiej. Właśnie skończył wrocławskie technikum i zastanawiał się, co robić dalej. Pojechał do Krakowa i choć znów rywalizacja była potężna, zdał. On, chłopak z Kazachstanu, potem z PGR-u, który nie umiał po polsku, a na robaka niezbędnego do łowienia ryb na wędkę zawsze mówił „czerwiak”. W Kazachstanie był pogardliwie nazywany „Paliak”, tu na niego – także z pogardą – mówiono „Ruski”, a on czuł się zwykłym „czerwiakiem”. Stąd tytuł filmu.

Gdy był na drugim roku studiów, wystąpił w filmie Agnieszki Holland „Niedzielne dzieci”, a wtedy studenci nie mogli grać ani w filmie, ani w teatrze. Wyrzucono go ze szkoły. Mimo braku ukończonych studiów w 1976 roku Andrzej Rozhin przyjął go Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie, którym wówczas kierował, a Agnieszka Holland, która tu debiutowała jako reżyser teatralny, obsadziła go w roli głównej w sztuce Mrożka „Emigranci”.

Uprawnienia aktorskie Aleksander Maciejewski uzyskał w 1987 roku. Pracował w kilkunastu teatrach, zagrał w kilku filmach, aż na stałe wrócił właśnie do Gorzowa. Na różnych scenach zagrał  co najmniej 200 ról.

Bezpaństwowiec

O obywatelstwo polskie zabiegał, gdy tylko skończył 18 lat. Ojciec zmarł wcześniej, matka uzyskała obywatelstwo w końcu lat 70., ale jemu ciągle odmawiano prawa bycia Polakiem. A to z powodu zagubionej metryki. W dalekim Kazachstanie administracja miejscowa w zasadzie nie działała, dziecko nie urodziło się tam, a o jakimś zaświadczeniu wydanym przed laty nikt nie pamiętał. Tymczasem status bezpaństwowca bardzo Alikowi przeszkadzał. Najbardziej, gdy teatr wyjeżdżał na występy do Wilna. On, urodzony w Wilnie, żeby jechać do swojego miasta musiał uzyskać: wizę wyjazdową z Polski, wizę przyjazdową do Polski i wizę wjazdową na Litwę. O Berlinie mógł tylko pomarzyć. Dla człowieka bez dowodu osobistego własne mieszkanie, konto w banku, w swoim czasie kartki żywnościowe – to były często progi trudne do przekroczenia.

Podania pisał on, podania pisała dyrekcja teatru. Bez efektu. Kancelaria prezydenta państwa domagała się metryki urodzenia, a wnikliwe rozpatrzenie sprawy odkładała na później.  Tłumaczono: kolejka jest długa.

Za artystyczne osiągnięcia Alik Maciejewski dostał od prezydenta Gorzowa jego nagrodę – „Motyla”, od widzów w teatrze – „Pierścień Melpomeny”, bo te nagrody nie wymagają posiadania dowodu osobistego. Minister kultury dał mu nawet medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jego „bezpaństwowość” przyniosła mu jedną korzyść: dostał Medal Zasługi dla Kultury Polskiej, jaki nadaje się tylko cudzoziemcom krzewienie kultury polskiej. Pięknie mówił klasyczne polskie wiersze, jak nikt inny spośród miejscowych aktorów potrafił wyczarować rytm wiersza z podkreśleniem tzw. średniówki. Był Polakiem z krwi i kości. Tylko bez dowodu osobistego i prawa nazwania się Polakiem.

Niespodziewane zakończenie

Film Moniki i Zbyszka miał być właśnie o tym, jak trudno dostać polskie obywatelstwo. Przed wakacjami 2007 roku film był na ukończeniu. Autorzy pokazali osadzenie Alika w polskiej kulturze, jego pracę w teatrze, z podań i listów matki wydobyli jej tęsknotę za prawem do nazwania się Polką, dotarli do zdjęć z kazachskiej kopalni złota, by podkreślić tragiczny los rodziny i jej determinację, by zamieszkać w Polsce. Zabrakło kilku ujęć, by pokazać Alika jak najbardziej aktualnie. Tymczasem on wrócił z wakacji nadmiernie odchudzony. Wiedzieli, że zabiegał, aby zgubić kilka kilogramów, ale jego wygląd zbyt odbiegał od wcześniejszych zdjęć. – Niech trochę przytyje – zdecydowali. Tymczasem on chudł nadal. Okazało się, że to nie dbałość o figurę, a choroba. Że to rak.

Dyrektor Jan Tomaszewicz napisał kolejne odwołanie do pana prezydenta. Osobiście interweniował w kancelarii.

Decyzja o przyznaniu Aleksandrowi Maciejewskiemu polskiego obywatelstwa prezydent Lech Kaczyński podpisał 12 grudnia 2007 roku. Alik zmarł dwa dni później. Nie miał świadomości, że oficjalnie został Polakiem.  

Cenne obywatelstwo 

Ten film trzyma za gardło, mimo że jego podstawowe przesłanie stało nie nieaktualne. Polskie obywatelstwo, status nam urodzonym w Polsce, wydaje się – jak powietrze – czymś naturalnym, mało istotnym. Tymczasem dla Alika Maciejewskiego – a także zapewne innych osób urodzonych poza Polską – okazało się tak ważne. I nie tylko ze względu na konto w banku, ale jako prawo do nazwania siebie Polakiem. Z drugiej strony jakże bezduszne są administracyjne młyny, które odrzucają prośby istniejącego, żywego, zasłużonego człowieka, który nie ma jednego papierka – metryki urodzenia. 

Aktualna sytuacja polityczna w roku 2015 rodzi następne pytania lub tematy do dyskusji: dlaczego sportowcy tak łatwo dostają obywatelstwo? Czy Polacy, którzy teraz przyjeżdżają do nas z Ukrainy przechodzą taką samą gehennę z uzyskaniem obywatelstwa? Czy obywatelstwo dostaną także Syryjczycy, którzy niebawem do nas przyjadą?

Film nieobecny

„Czerwiak” Moniki Kowalskiej i Zbyszka Sejwy wkrótce po ukończeniu pokazywany był na kilku festiwalach, gdzieś zdobył nagrodę, gdzieś wyróżnienie, ale teraz prezentowany bywa tylko na zamkniętych seansach. Ostatnio autorzy zdecydowali się pokazać go słuchaczom Uniwersytetu Trzeciego Wieku.

Twórcy długo rozmawiali nie tylko o idei filmu, ale odkryli także tajniki jego tworzenia. Na przykład nie pojechali do dalekiego Kazachstanu, ale przez Internet poszukiwali zdjęć lub filmów ukazujących kazachskie krajobrazy. Jako pierwsi na ich apel odpowiedzieli… księża tam pełniący swoją misję. Bardzo się ucieszyli, gdy zgłosili się podróżnicy, którzy w okolice kopalni złota wybierali się tamtego lata i obiecali zabrać ze sobą kamerę. Tyle że przywieziony materiał w zasadzie nie nadawał się do wykorzystania, bo zrobiony został niefachowo. Monika do dziś rozpacza z tego powodu. Wykorzystano kilka ujęć z albumu o kopalni oraz kilka nałożonych na siebie zdjęć, które oddają wrażenie ruchu pociągu, jazdy.

W filmie jest także dużo materiałów udostępnionych przez Teatr Osterwy, tyle że one robione były jedyną techniką dostępną na przełomie lat 90. i początku XXI wieku, czyli w systemie HVS, dziś już mocno przestarzałym. Przekłamane kolory, pewna nieostrość, skrzekliwy dźwięk to nie jedyne mankamenty tamtych nagrań. Mimo że wiemy, kiedy powstawały, jednak rażą oko i ucho.

Ale nic to. Los polskiej rodziny rzuconej w przestrzenie Związku Radzieckiego, jej walka o polskość, a wreszcie biurokratyzm, który odebrał Alikowi prawo bycia Polakiem, w powiązaniu z jego przedwczesną i niespodziewaną śmiercią (miał 52 lata) wszystko to decyduje, że film ciągle trzyma za gardło.

„Czerwiak” to moim zdaniem jeden z najważniejszych dowodów naszej, gorzowskiej kultury. Docenił go prezydent Tadeusz Jędrzejczak, bo Monika Kowalska i Zbyszek Sejwa  dostali za niego doroczną nagrodę kulturalną – „Motyla”. Ciągle jest jednak tylko własnością twórców. Za to, że z własnej woli i bez honorarium pokazali go słuchaczom UTW, należą im się gorące podziękowania. Ten film powinna zakupić nasza biblioteka lub inna instytucja kultury, aby zawsze był dostępny, aby można go było pokazywać bez ograniczeń. Ten film to ważny dokument naszej lokalnej kultury.

Krystyna Kamińska   

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x