Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Kultura »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Ta Kolacja to coś bardzo smacznego

2017-09-24, Kultura

Ta kolacja się nigdy nie odbyła. Ale od lat teatr stara się opowiedzieć, jak mogłaby wyglądać. Teraz do wielu odczytań tego spotkania dołączył gorzowski Osterwa.

medium_news_header_19673.jpg

Jan Sebastian Bach, geniusz swojej epoki, skromny kantor kościoła św. Tomasza w Lipsku. Generalnie bardzo ubogi muzyk z żoną i dość dużą rodziną. Geniusz muzyki. Jerzy Fryderyk Haendel, gwiazda epoki, kochany i hołubiony kompozytor. Ulubieniec Anglii. Fircyk. Obaj pochodzą z Niemiec. Ten pierwszy z pokorą przyjmuje swoje miejsce. Ten drugi fetuje swoją dobrą passę. Ten pierwszy zabiega o spotkanie, ten drugi skutecznie tego unika. Nigdy się nie spotkali. Trzeba było czasu i pióra niemieckiego muzykologa Paula Barza, aby w Hotelu Turyńskim w 1747 roku obaj muzycy się spotkali.

I zaczyna się fascynujące spotkanie. Zaczyna się rozmowa muzyka, który generalnie za swoje dzieło pieniędzy żadnych, albo jakieś grosze rzadko dostawał. To Bach. Natomiast Haendel wręcz przeciwnie, tylko te grosze, tylko te pieniądze były ważne. Oraz słowa krytyki, oraz miłość lub nienawiść publiczności. Zaczyna się spotkanie.

Właśnie ta kolacja, której nigdy nie było, stała się na tyle ciekawa, że teatry całego świata co i jakiś czas ją przypominają i interpretują. Zwykle w poetyce teatru seria. Zwykle na czoło wychodzi filozofia podejścia do muzyki, do roli kompozytora, jego miejsca w sztuce, ale i w życiu. Dziś bowiem wiadomo, że skromny, bardzo skromy kantor z kościoła św. Tomasza w Lipsku i jego dzieło to coś wielkiego. Dziś nikt nie dyskutuje ze spuścizną Jana Sebastiana Bacha. Wielu muzyków mówi wprost – my z niego wszyscy. Natomiast ze spuścizną Jerzego Fryderyka Haendla jest różnie. Generalnie pamięta się „Mesjasza” i słynne Alleluja.

Tym razem mamy inne odczytanie tej sztuki. Tym razem Jan Tomaszewicz postanowił odkryć pokłady komizmu, które tam są. Pokazał bowiem, że Haendel był bufonem, który zrobił wszystko, aby odnieść sukces. Co mu się udało. W tej roli Krzysztof Tuchalski. Bardzo dobrze zagrana rola. Krzysztof Tuchalski wyposażony w chustkę, fantastycznie pokazuje bufona Haendla. W roli Jana Sebastiana Bacha Michał Anioł. Wycofany, ale jednak pewny swego. Choć rodzina duża, choć tych ślimaków i innych rzeczy nie jada, to jednak muzyka. To jednak dzieło jest ważne.

Dialog przy dwóch stolikach przez dwóch muzyków poprowadzony świetnie. Zagrany świetnie. Jest zabawnie, jest intrygująco. Ale nie można zapomnieć, zwyczajnie się nie da i o trzeciej postaci, owego pana Schmidta, totumfackiego Haendla, którego gra Bartosz Bandura.

I to jest postać, która kradnie głównym aktorom spektakl. Bo jak się pojawia, a jest często na scenie, to generalnie się na nim skupia uwaga. Rola jakoś mało znacząca w całości spektaklu nagle staje się znacząca. Bo ten Schmidt w wykonaniu Bartka Bandury przykuwa uwagę. To mistrzostwo. Było wielu polskich aktorów, którzy grywali takie epizodyczne role. I się ich pamięta. Tak właśnie Barek Bandura tą rolą u Osterwy tą rolą, moim zdaniem, właśnie w ten ciekawy i mocno zasłużony panteon polskiego aktorstwa się wpisał.

Ciekawym zabiegiem było też i to, że nagle aktorzy zdejmują kostiumy. Obaj wielcy – Jan Sebastian Bach i Jerzy Fryderyk Haendel zasiadają przy papierosie, jakby w kuluarach wielkich sal koncertowych i dyskutują ze sobą. Jeden mówi, że inspirował się adwersarzem, adwersarz mówi, że inspirował się tym drugim. Kompletna zmiana nastroju. Ale napięcie pozostaje.

W sferze odczytania tego tekstu, znakomita idea. Znakomita, bo reżyser zdecydował się zdjąć patos i niekoniecznie odczytywaną dziś filozofię tego tekstu. Pokazał, na czym polega komizm i fatalizm tak a nie inaczej wybieranych ról życiowych. A jako że miał świetnych aktorów, to udało się właśnie dobrze, a może nawet bardziej niż dobrze. Ale aby nie było tak dobrze, to w części kostiumowej, Jan Sebastian Bach był ubogim kantorem i generalnie skromnym człowiekiem. Ale aż tak biednym i wycofanym to jednak nie.

Bałam się tej Kolacji. I okazało się, że niesłusznie. Ta Kolacja to coś bardzo smacznego. Bo udało się wszystko. Trzeba zobaczyć. Warto i trzeba.

Roch

Fot. Archiwum Teatru Osterwy/ Ewa Kunicka

„Kolacja na cztery ręce”, Paul Barz, przełożył: Jacek St. Buras, reżyseria: Jan Tomaszewicz, scenografia i kostiumy: Natalia Kołodziej, występują: Michał Anioł, Bartosz Bandura. Krzysztof Tuchalski. Muzyka Jan Sebastian Bach i Jerzy Fryderyk Haendel. Premiera w Teatrze Osterwy w Gorzowie 23 września 2017.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x