Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Kultura »
Bogny, Walerii, Witalisa , 28 kwietnia 2024

Dziś pisarka Christa Wolf skończyłaby 95 lat

2024-03-18, Kultura

Obchodzimy dziś rocznicę urodzin Christy Wolf, najważniejszej pisarki związanej z Gorzowem. Urodziła się w Landsbergu, tu spędziła pierwsze lata życia. Napisała znakomite „Wzorce dzieciństwa”. Po latach wróciła do rodzinnego miasta.

medium_news_header_39666.jpg

Z okazji rocznicy urodzin pisarki przypominamy ciekawy esej Krystyny Kamińskiej z 2015 roku.

Poniższy tekst prezentowałam w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Zbigniewa Herbera krótko po śmierci pisarki, później opublikowany został w „Zeszytach Naukowych” nr 9 wydanych przez WiMBP.

Związek z miastem urodzenia

Christa Wolf (z domu Ihlenfeld) urodziła się 18 marca 1929 r. przy Placu Słonecznym 5, w biednej, robotniczej dzielnicy Landsbergu, czyli Gorzowa. Dom ten ciągle istnieje. Wspomnienia dzieciństwa spędzonego na piaskach morenowych nad Wartą na zawsze utkwiły w pamięci przyszłej pisarki.

Zapamiętanych przez Christę Wolf i potem opisanych miejsc w Landsbergu było wiele. Jedno z pierwszych jej opowiadań – „Retrospekcja" rozpoczyna się od obrazu babci ubranej w brązową sukienkę z kołnierzykiem zrobionym na szydełku lub w czarną jedwabną bluzkę, w fartuch w olbrzymią kratę i sweter z czarną fakturą, która siadywała przy piecu studiując „Lansberger-General-Anzeiger”. Obraz babci powróci, gdy pisarka mówić będzie polskiej dziennikarce o wrażeniach z pobytu w Gorzowie, a gdy kolejny raz przyjechała do polskiego Gorzowa w 1990 r., jedynym życzeniem Christy Wolf  było popatrzenie na domek babci. Stoi ten domek w Chwalęcicach Dolnych, w pobliżu Kłodawki. Babcia – to dla niej symbol związku z miastem, z sosnami i piaskami nad Wartą.

Od roku 1936 mieszkała w nowym domu rodziców przy dzisiejszej ulicy Asnyka 1 na skrzyżowaniu z Aleją Konstytucji 3 Maja. Wtedy wokoło była pusta okolica wśród wzgórz i piasków. My mamy zupełnie inny obraz ruchliwej ulicy prowadzącej w kierunku Szczecina. Stamtąd rodzina Ihlenfeld wyjechała z Landsbergu w ostatnich dniach stycznia 1945 r.

Przez cały 1944 rok, a nawet trochę wcześniej, 500 metrów od niej mieszkał 58-letni wtedy Gottfried Benn, ceniony poeta ekspresjonistyczny. Jako lekarz wojskowy schronił się w koszarach, dziś kampusie PWSZ przy obecnej ulicy Chopina, przed  represjami ze strony władz hitlerowskich. We „Wzorcach dzieciństwa” Nelly – alter ego autorki – wyobraża sobie, że ten dojrzały poeta mógł ją musnąć wzrokiem, bo przecież chodzili po tych samych ulicach i po tych samych schodach. Gottfried Benn miał zakaz publikowania, ale w Gorzowie dużo pisał. Niedługo przed wkroczeniem wojska radzieckiego wszystkie napisane tu utwory wysłał do przyjaciela do Bremy i w ten sposób zachowały się wiersze, potem uznane za znakomite, oraz eseje, między innymi zrodzony z inspiracji miejscem życia a zatytułowany „Gorzowski fragment”. Oto początek tego eseju z iście poetyckim obrazem: Miasteczko na wschodzie, ponad nim ten płaskowyż, na nim nasz Monsalvat, jasnożółty budynek i ogromny plac ćwiczeń, coś jak pustynny fort. Najbliższa okolica pełna osobliwości. Ulice, połowa w dolinie, połowa na wzgórkach, niebrukowane; pojedyncze domki, do których nie prowadzą żadne drogi, licho wie, jak mieszkańcy do nich się dostają; płoty jak na Litwie — omszałe, niziutkie, mokre.

15-letnia wtedy Christa zupełnie inaczej widziała to samo miasto. Ona tu wzrastała, to miasto ją kształtowało, uczyło elementarnych praw życia. We „Wzorcach dzieciństwa” śmieje się z określenia Benna „miasteczko na wschodzie”, bo wschód to dla Nelly był Królewiec i Gdańsk, to była Bydgoszcz, ale przecież nie jej własne miasto. Dalej obraz z prozy Benna komentuje: Gdzie te ulice? Gdzie te domy? Jakże chętnie byś je zobaczyła.

29 stycznia 1945 r. Christa wraz z rodziną opuściła miasto, uciekając przed Armią Radziecką. Miała wtedy 15 lat, do ukończenia 16 roku życia zabrakło jej półtora miesiąca. Drogę do następnego miejsca zamieszkania opisała najpierw w opowiadaniu „Retrospekcja”, a potem we „Wzorcach dzieciństwa”.

W lipcu 1971 r., czyli 26 lat po wyjeździe, na zaledwie dwa dni przyjechała do Gorzowa z mężem, bratem i córką. Wrażenia z pobytu w mieście G., które było niegdyś miastem L. (Gorzów i Landsberg łatwe w identyfikacji) stały się podstawą do napisania bardzo ważnej dla niej książki „Wzorce dzieciństwa”.

Jesienią 1990 r. na prywatne zaproszenie państwa Jadwigi i Jerzego Czerczaków przyjechała z bratem. Jeszcze raz odbyła wędrówkę śladami młodości. Chętnie wchodziła do domów, w których mieszkała, a w których serdecznie była przyjmowana przez obecnych mieszkańców. Pojechała nad Wartę, do miejsc dziecięcych zabaw przed wojną. Obejrzała historyczną wystawę i zbiory sztuki w Spichlerzu. Wówczas właśnie chciała jeszcze raz spojrzeć na domek babci w Chwalęcicach Dolnych. Dobrze się czuła w Gorzowie, choć z żalem stwierdzała, że miasto jest brudne. Była to miła, towarzyska wizyta, ale pisarka nie wyraziła zgody na oficjalne spotkania, odrzuciła propozycję wieczoru autorskiego, podziękowała panu wojewodzie za specjalne zaproszenie. Tę wizytę chciała utrzymać wyłącznie jako prywatną.

Dopiero 19 września 1997 r. przyjechała oficjalnie, a właściwie dołączyła do polsko-niemieckiej grupy pisarzy w ramach tzw. „Statku literackiego”, który płynął Odrą i Wartą. Christa Wolf była wówczas podjęta przez prezydenta miasta Henryka Macieja Woźniaka oraz wojewodę gorzowskiego Zbigniewa Falińskiego. Tego dnia spotkała się z gorzowskimi czytelnikami w teatrze, a towarzyszył jej tłumacz i dziennikarz „Polityki” Adam Krzemiński, autor wielu artykułów o niej. Nie chciała, aby rozmowa koncentrowała się na wspomnieniach z dzieciństwa, ale i tak ten wątek zdominował dyskusję. Dla niej też okazał się najważniejszy. Na pamiątkę pobytu zostawiła z własnoręcznymi dedykacjami panu prezydentowi Woźniakowi niemieckie wydanie „Wzorców dzieciństwa” a miastu – komplet swoich książek. Obecnie znajdują się one w archiwum.

Podczas innego spotkania z polskimi czytelnikami, w auli Biblioteki Ossolińskich we Wrocławiu w dniu 2 października 2002 roku bardzo obszernie wspominała tę gorzowską wizytę. Jej opowieść opublikował „Przegląd Zachodni”. Jest to zapis rozmowy, więc trochę tu naturalnej chropowatości językowej, ale najważniejsze są wrażenia pisarki ze spotkania z obecnymi mieszkańcami jej rodzinnego miasta (tłumaczenie Zbigniew Szułczyński).

Pierwszy wieczór autorski w Polsce miałam w moim mieście rodzinnym, które dziś nazywa się Gorzów Wielkopolski. Mój odczyt odbył się tam w starym teatrze miejskim, w którym – jako dziecko – oglądałam „Jasełka” i w którym pachniało tak sama jak wówczas, gdy miałam 10 lat.

Landsberg. Jako dziecko nie potrafiłam sobie wyobrazić, aby móc gdziekolwiek indziej żyć. Niestety, musiałam opuścić to miejsce, gdy jeszcze nie miałam 16 lat. Jako dziecko w wieku szkolnym myślałam, że jest niemożliwe, aby szczęśliwie żyć gdziekolwiek indziej. Niczego innego też prawie nie znałam. Byłam kilka razy u mojego wujka, który mieszkał w Berlinie, kilka razy nad obecnym polskim Bałtykiem i jeden dzień w Karkonoszach. Stanowiło to całe moje poznanie świata.  Z pewnością tym też należy tłumaczyć to, że nigdzie indziej nie wyobrażałam sobie życia. Pamiętam, że pewnego dnia pojawiła się w mojej klasie nowa uczennica z Husum, miejscowości położonej nad Morzem Północnym, która uznała swoje miasto za piękniejsze od mojego. Nie mogłam zrozumieć, jak można o czymś takim nawet myśleć! Z ciężkim więc sercem opuściłam moje miasto, od razu jednak z uczuciem, że nigdy do niego nie powrócę. Nie wiem, dlaczego tak pomyślałam. Zapewne był to czynnik ochronny, abym nie odczuwała silnej tęsknoty za miejscem rodzinnym, później też tęsknotę tę tłumiłam. Uważam, że wielu z nas tak uczyniło i to ze względów politycznych. Zostało to nam wmówione i my to zaakceptowaliśmy. Bowiem przegraliśmy te miejsca rodzinne przez wojnę wywołaną przez nazistów, ponieśliśmy karę za okrucieństwa Trzeciej Rzeszy. Pamiętam dokładnie, jak nie wspierałam mojej mamy w jej cierpieniu, że nie może tam wrócić, lecz zawsze tłumiłam w to sobie, odpychałam od siebie. Stan ten trwał długo.

Już dawno pogodziłam się z tym, że nie mieszkam w rodzinnym mieście. Nigdy nie odczuwałam potrzeby, aby zamieszkać w Gorzowie, nawet gdy po raz pierwszy tam pojechałam. Również później, gdy już kilkakrotnie gościłam w Gorzowie, dostrzegałam to, ale podchodziłam do tego bez większych emocji. Muszę jednak przyznać, że obecnie Gorzów stał się dla mnie ponownie miejscem wspomnień. Był nim zawsze – to znajduje odzwierciedlenie w książce „Wzorce dzieciństwa”, był miejscem wspomnień, był nim i pozostał. Stał się jednak miejscem, które jest wypełnione pozytywnymi wspomnieniami, szczególnie od mojego ostatniego tam pobytu. Zostałam zaproszona przez prezydenta miasta i jak już powiedziałam, miałam tam odczyt. Uczestnicy tego spotkania opowiedzieli mi, że z moją książką w dłoni penetrowali miasto. Wskazywali fragmenty, gdzie się pomyliłam, gdzie nie znajdowało się opisywane miejsce, gdzie słabo coś zachowałam w pamięci, a co oni zweryfikowali. Jeden z uczestników – był to gest, którego nigdy nie zapomnę – wszedł na scenę z plastikową torebką, w której znajdowały się orzechy. (Był to pan Czesław Arwicz – dop. KK.) Podszedł do mnie i powiedział: „Orzechy te zebrałem w ogrodzie koło domu, który kiedyś należał do Pani, i chcę je Pani dać”. Podziękowałam za nie gorąco, zażenowana, bowiem w naszym ogrodzie nigdy nie rosło drzewo orzechowe. Prawdopodobnie dopiero teraz ono się tam znajduje. W każdym razie orzechy te z wielkim namaszczenie zjadłam. I to są właśnie te wspomnienia.

Nieco później udaliśmy się wszyscy: gospodarze, goście, wśród nich mój mąż i ja oraz tłumacz na położony nieopodal teatru rynek miasta. W kościele Mariackim odbyła się kiedyś moja konfirmacja, a kościół ten rzucał cień na małą studnię. Nazywała się ona studnią Pauckscha. Wiele takich studni zostało w czasie wojny lub po wojnie zniszczonych, tę jednak po wojnie odbudowano. Figura studzienna, jaka się tam znajduje, przedstawia postać kobiety dźwigającej dwa wiadra, ponadto wokół usytuowane są jeszcze inne postaci mitologiczne. Studnia została odbudowana według starych rysunków i dzięki znacznej pomocy oraz wsparciu finansowemu Niemców, dawnych mieszkańców. Studnia ta jest obecnie, podobnie jak było w czasach mojego dzieciństwa i młodości, miejscem spotkań par zakochanych. Udaliśmy się tam i zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Posiadam je. I to jest moje miejsce wspomnień. To są właśnie te konkretne rzeczy. Dzięki temu, że ci, którzy tam obecnie mieszkają, traktują to miejsce jako swoją małą ojczyznę, to miejsce stało się dla mnie ponownie małą ojczyzną. Muszę jednak dodać, że innych miejsc, gdzie kiedyś mieszkałam, a także miejsca, w którym obecnie żyję, nie odbierałam i nie odbieram jako miejsc ojczystych. W Berlinie, w dzielnicy Pankow, mieszkam z przyjemnością, nie chcę go opuścić, jest to bardzo bliskie mi miejsce, ale nie mogłabym go nazwać Heimatem. 

Nie wiem, czy oprócz tych trzech wizyt, Christa Wolf przyjeżdżała do Gorzowa prywatnie. Chyba raczej nie. Gdy powstały warunki sprzyjające kontaktom, ona niechętnie przyjmowała zaproszenia, nie jeździła na spotkania. A przecież jej stosunek do miasta urodzenia zdecydował nie tylko o tematyce książek, ale także o tym, że prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak został oficjalnie zaproszony na uroczystości pogrzebowe Christy Wolf do Akademii Sztuki w Berlinie.

W Polsce była także w Gdańsku, Krakowie i w Krzyżowej. Jeśli chodzi o polskie związki, warto podkreślić, że w 1999 r. miasto Toruń uhonorowało ją nagrodą imienia Samuela Bogumiła Lindego. Władze miejskie dwóch zaprzyjaźnionych miast – Torunia i Getyngi – przyznają jedyną polsko-niemiecką nagrodę literacką tym autorom, których – według preambuły nagrody słowo tworzy ideały i wartości, łączące ludzi, społeczeństwa i narody we wspólnej rozmowie. Równolegle z Christą Wolf nagrodę tę odebrał Ryszard Kapuściński. Nagroda jest wręczana na przemian raz w Toruniu, raz w Getyndze. Christa Wolf odebrała ją w Getyndze. Warto podkreślić, że pieniądze z tej nagrody przekazała dal domu dziecka w Gorzowie.

Na temat jej relacji z Polską chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na dwie wypowiedzi. Pierwsza dotyczy jej pisarstwa. Kilka razy, między innymi w gorzowskim teatrze, podkreślała, że w wypracowaniu formy narracyjnej utworów ogromnie pomogła jej lektura książek Kazimierza Brandysa, a szczególnie „Listów do pani Z.”. Ceniła jego twórczość. Była szczęśliwa, że go poznała u ich wspólnego włoskiego wydawcy. Druga refleksja dotyczy polityki. W wywiadzie udzielonym Adamowi Krzemińskiemu dla tygodnika „Polityka” powiedziała: „To od Polaków nauczyliśmy się, jak o własnych siłach wyciągnąć się z bagna”.

Niemiecki życiorys pisarki

Po zdaniu matury w Bad Frankenhausen w Turyngii studiowała germanistykę w Jenie oraz w Lipsku. W 1953 roku ukończyła studia i rozpoczęła pracę w Związku Pisarzy NRD, została członkiem kolegium redakcyjnego miesięcznika „Neue Deutsche Literatur”. Pracowała jako redaktorka i lektorka kilku wydawnictw, co było znakomitą lekcją dla jej samodzielnego pisarstwa.

W 1951 r. wyszła za mąż za Gerharda Wolfa, od którego przyjęła nazwisko. Poznali się jeszcze w Bad Frankenhausen, skąd pochodzi rodzina Gerharda. W końcu wojny miał on krótki epizod w artylerii lotniczej zakończony amerykańską niewolą. Państwo Wolf razem studiowali i początkowo pracowali w podobnym charakterze, Gerhard przede wszystkim jako redaktor w wydawnictwach, ale był także cenionym autorem scenariuszy, krytykiem i eseistą. Według Wikipedii jest autorem 17 książek, z czego trzech wspólnie z żoną – Christą, głównie eseistycznych. W poglądach zdecydowanie bardziej radykalny niż żona. Już od 1969 roku obserwowany przez Stasi, a w 1976 wyrzucony ze Związku Pisarzy Niemieckich,

Christa Wolf wydała 29 książek, spośród których tylko sześć przetłumaczono na język polski. Jej powieści i opowiadania ukazały się w 20 językach, Gościła z wykładami w Ohio, Edynburgu, Zurichu, na Lazurowym Wybrzeżu, w licznych miastach niemieckich. Uczestniczyła w kongresach i otrzymywała prestiżowe nagrody w wielu krajach, niezależnie od ich ustroju i przynależności politycznej. Dla niej bardzo ważna była Niemiecka Nagroda Literacka (Deutscher Bücherpreis) przyznana jej za całokształt twórczości w 2002 roku, o której będzie trochę dalej.

W końcu lat 80. była poważną kandydatką do nagrody Nobla zgłaszaną nie przez NRD, bo taka rekomendacja mogła nie być brana pod uwagę, ale przez Republikę Federalną Niemiec.

Twórczość

W 1961 r. Christa Wolf opublikowała pierwszą książkę pt. „Moskiewska nowela”, ale pozycję w literaturze NRD dała jej książka wydana dwa lata później, w 1963 r. pod tytułem „Niebo podzielone”. Pierwsze polskie tłumaczenie w 1966 r., książkę wydało wtedy Ministerstwo Obrony Narodowej. Później były jeszcze dwa wydania w 1980 i w 1991 roku. Tłumaczyła Zofia Rybicka.

Niebo podzielone

„Niebo podzielone” to klasycznie skonstruowana powieść z obiektywnym narratorem i bohaterami przeżywającymi własne konflikty na szerokim tle społecznym. Rita i Manfred zakochali się w sobie, choć wiele ich różni: ona – młoda dziewczyna ze wsi, on – absolwent studiów chemicznych, z miasta. Ona ufna, wrażliwa i energiczna, on – sztywny, nieco cyniczny, racjonalny. Zamieszkują u jego rodziców, przeciwników ustroju socjalistycznego, więc dziewczyna czuje się tam źle. Rita zapisuje się na studia nauczycielskie, ale musi najpierw pół roku pracować w fabryce wagonów. W pracy konflikty, intrygi, ale ostatecznie koledzy będą dla niej wsparciem, dzięki nim dorasta i staje się kobietą świadomą. Manfred jest jednak coraz bardziej sfrustrowany życiem w NRD, czuje się niedoceniany w pracy, a gdy jego projekty racjonalizatorskie zostały odrzucone przez tępych zwierzchników, decyduje się na wyjazd do Berlina zachodniego. Rita jedzie z nim, ale szybko uświadamia sobie, że jej ojczyzną jest NRD. Wraca na wschodnią stronę miasta. Jest sierpień 1961 roku. Zaczyna rosnąć mur berliński. Powrotu nie będzie. Niebo zostało podzielone.

Gdy w pierwszym rozdziale książki poznajemy Ritę, ona znajduje się w szpitalu. Możemy przypuszczać, że z powodu próby samobójczej. Ale żyje. Odwiedzają ją koledzy z pracy, na których zawsze może liczyć. Dochodzi do zdrowia i świadomości, że jej miejsce jest właśnie w NRD.

Lektura powieści dziś rodzi co najmniej dwa rodzaje refleksji. To ciągle dobra książka o trudnej, źle zakończonej miłości, ale pokazanej z dużym szacunkiem dla młodej zakochanej kobiety, której wielka miłość nie zasłania świata. Po drugie: tamta rzeczywistość z dominującą ideologią jest wprost nieprawdopodobna. Ale przecież autorka jej nie wymyśliła. Tak było. Polscy krytycy literaccy tamtych lat niejednokrotnie podkreślali, że o życiu w NRD nie dowiemy się z prasy, z filmów, z telewizji. Te media przesycone były propagandą. Prawdę o NRD niosły wyłącznie powieści. Obok Hermanna Kanta i Franza Fühmanna Christa Wolf była wymieniana w pierwszym szeregu piszących prawdę. Czytając teraz, po latach, „Niebo podzielone” wierzymy autorce, że tak było, ale nie odbieramy tej książki jako propagandy. „Niebo” nie uczy, a tylko pokazuje. Na szczęście tamten egzotyczny świat jest już daleką przeszłością.  Na naszych oczach „Niebo podzielone” stało się książką historyczną.

Powieść wywoływała ożywioną dyskusję o postawach bohaterów, o relacjach między jednostką a społeczeństwem, natychmiast została sfilmowana, reżyserem filmu był znany niemiecki artysta Konrad Wolf, a Christa otrzymała nagrodę im. Heinricha Manna i Nagrodę Państwową NRD.

„Rozmyślania nad Christą T.”

Drugą powieść, czyli „Rozmyślania nad Christa T.” Christa Wolf wydała w 1968 roku, po pobycie w Republice Federalnej, a tym samym po rozszerzeniu optyki na  rzeczywistość w NRD. Pomysł fabularny opiera się na rekonstrukcji portretu zmarłej kobiety na podstawie wspomnień, fragmentów pamiętnika, listów, zapamiętanych dialogów itd. Podkreślam: taką formę autorka zastosowała po raz pierwszy.

Bohaterka, Christa T., była koleżanką ze szkolnych lat i rówieśniczką narratorki. Narratorka opisuje swoje poszukiwania śladów po niej w pierwszej osobie liczby pojedynczej, a tym samym zbieżność Christy T. z postawą i poglądami Christy Wolf narzuca się sama. Nieprzypadkowe jest nadanie przez autorkę swojego imienia bohaterce. Najciekawsze w tej powieści jest – moim zdaniem – ukazanie procesu dojrzenia młodej kobiety w latach tuż powojennych w NRD, latach szczególnie podporządkowanych ideologii. Aby ten proces zobrazować, trzeba przywołać kilka cytatów.

Christa T. i narratorka „Rozmyślań” wywodziły się z tych samych stron. Padają nazwy: Friedeberg (Strzelce Krajeńskie), Zechow (Czechów), Zantoch (Santok), Zanzin (Santoczno). Sentyment do tych miejsc na zawsze pozostał w sercu:  Ach te sosny, janowiec i wrzosy, ten sam zapach lata, który wdychaliśmy całe życie, aż do przesytu...

Pierwsze trudne doświadczenie młodej dziewczyny to konieczność wyjazdu.  Przez cały styczeń, nazwy miejscowości, jakie wykrzykiwali do nas uchodźcy z szosy. Aż któregoś dnia czyjś zmęczony głos zawołał z pociągu: - Friedeberg! - Wtedy nadzieja pierzchła. Należałam do tych ludzi. Wypróbowywałam już ich wyraz twarzy, mieliśmy wtedy jeszcze pięć dni przed sobą. Potem jeden dzień, potem już żadnego. Potem stałam się sama jedną z tych ludzi i w kilka godzin zapomniałam, jako to z pewnie stojących domów patrzy się ze zgrozą i współczuciem na przeciągających uchodźców.

Doświadczenia pierwszych powojennych lat pełniej opisze Christa Wolf we „Wzorcach dzieciństwa”, ale w „Rozmyślaniach” uzna, że właśnie konieczność opuszczenia stron rodzinnych była najważniejszym i najtrudniejszym przeżyciem z lat przełomu dzieciństwa i młodości. Razem z rodzinnym domem trzeba było porzucić – tego była pewna – ideologię nazizmu. Ale co innego przekonanie, czyli racja rozumu, a co innego uczucia, wspomnienia, nie tyle ideologii, co na przykład stron rodzinnych.  Christa T. spaliła wszystkie swoje stare dzienniki, poszły z dymem jej przysięgi i uniesienia, których teraz trzeba się było wstydzić, hasła i pieśni. Życia nie wystarczy, by móc o tym wszystkim znowu mówić, jej życia nie wystarczy. Na to aż do końca będą tylko urywki zdań...

Radykalne odcięcie się od tego co było, rodzi niedomówienia, nawet milczenie, które męczy bardziej niż jasne wyrażenie tego, co boli. Ten proces długo nie był uznawany i szanowany zarówno w Niemczech, jak i w Polsce, gdzie także zdecydowano ideologicznie na przykład, że do ziem na wschodzie nie należy tęsknić.

Ale to nie koniec duchowych problemów Christy T. Na miejsce odrzuconej ideologii hitlerowskiej trzeba było znaleźć nową. Ta ideologia to socjalizm. Brała udział w naszych rozmowach, owych cudownych, pełnych zapału nocnych rozmowach o tym, jaki będzie raj, na którego progu stanęliśmy z poczuciem pewności, przeważnie głodni i w drewniakach na nogach. Porwała nas idea doskonałości, przeniknęła w nas z książek i broszur, z podiów na zebraniach, dołączyła się do niej niecierpliwość, zaprawdę, powiadam ci, dziś jeszcze będziesz ze mną w raju. Och, czuliśmy już jego przedsmak, był niezaprzeczalny i nie do zastąpienia, upewnialiśmy się nawzajem, tocząc spory, czy nasz raj będzie ogrzewany energią atomową? Czy gazem? I czy będą do niego wiodły dwa wstępne stopnie, czy więcej?

Nie tylko Christa T. poddała się tamtym hasłom, uwierzyła w nie. Autorka, Christa Wolf, też zaakceptowała socjalistyczną ideologię i w zasadzie do końca swojego życia była pod jej urokiem, choć również bardzo wcześnie zobaczyła jej skazy.  Znów wracam do Christy T. Kolejny etap jej duchowej przemiany nie jest tak optymistyczny, jak się zapowiadało. Zatraciła zdolność życia w upojeniu. Pośród mocnych, burzliwie płynących słów, łopotu chorągwi, bardzo głośnych pieśni, podniesionych rąk klaszczących w takt ponad głowami. (…) Bo ludzi trudno było dojrzeć za olbrzymimi tekturowymi portretami, które nieśli, i do których, o dziwo, ostatecznie przywykliśmy. (...) Mechanizm, który poruszał to wszystko – ale czy to się rzeczywiście poruszało? – koła zębate, liny i drążki były pogrążone w ciemności, radowano się absolutną doskonałością i celowością aparatu, żadne ofiary nie wydawały się zbyt wielkie dla utrzymania go w nie zakłóconym ruchu – nawet ta: wymazywanie siebie. Być mała śrubką. I dopiero dziś budzi to w nas zdumienie.

To zdumienie Christa Wolf wyraziła już w połowie lat 60., gdy – szczególnie w NRD – nie było jeszcze oznak krytycyzmu. W powieści władza znalazła sposób:  Nauczymy panią przystosowywania się... Na to Christa T., a właściwie Christa Wolf:  A gdybym to nie ja musiała się przystosować? - Ale tak daleko się nie posuwała.

To przystosowywanie się Christa T. – jak wiele kobiet – zmieniła w założenie domu rodzinnego, troskę o męża i dzieci. Ale nie opuszcza jej refleksja polityczna, choć od polityki programowo się odcina. Christa T. rozumiała, że ona, że my wszyscy musimy wziąć na siebie udział w naszych pomyłkach, bo inaczej nie mielibyśmy także udziału w naszych prawdach. Christa T. chce się rozwijać duchowo, budować swój indywidualizm. Taka postawa jest jednak sprzeczna z założeniami państwa widzącego społeczeństwo jako monolit. Znów kolejne rozczarowanie.

Bohaterka „Rozmyślań” zmarła mając ok. 40 lat. Tylko z perspektywy jej śmierci, na podstawie rzekomo pozostawionych przez nią zapisków, listów i wspomnień, autorka mogła przeprowadzić rozrachunek z ideologią, która zabiła jej pokolenie. Wychowani w duchu nacjonalizmu stosunkowo łatwo odrzucili tamten świat i równie łatwo zaakceptowali socjalizm. Ale drugie rozczarowanie było zdecydowanie bardziej gorzkie. „Rozmyślania” ukazują rozłam między wymogami stawianymi socjalistycznemu społeczeństwu a postawą bohaterki dążącej do indywidualnego rozwoju. 

Taki rozrachunek z rzeczywistością spowodował, że książka Christy Wolf przez trzy lata była wstrzymywana przez cenzurę, a pierwsze wydanie miało znikomy nakład. Oficjalna krytyka NRD zarzucała jej, że opisuje kobietę, a pomija kolektyw i nowego człowieka.

Pokazałam tu przede wszystkim polityczną wymowę książki Christy Wolf, z pominięciem innych aspektów na przykład psychologicznego procesu przemian bohaterki lub rozważań narratorki na temat twórczości literackiej. W ponownej lekturze właśnie one wydały mi się najistotniejsze. Autorka w formie spokojnej, rzeczowej relacji o zmarłej kobiecie kreśli meandry wpisanego w politykę losu Christy T. Także swojego losu.

Polski przekład „Rozmyślań nad Christą T.” ukazała się dopiero w 1974 roku. W tłumaczeniu Teresy Jętkiewicz opublikowało książkę Wydawnictwo Poznańskie. Hubert Orłowski wspomina, że również w Polsce trudno było ją wprowadzić na czytelniczy rynek, bardzo długie były spory i przetargi z cenzurą zarówno przy pierwszym, jak i przy drugim wydaniu z 1986 roku.

„Wzorce dzieciństwa”

To bardzo ważna książka w całokształcie twórczości Christy Wolf, a także ważna dla nas, mieszkańców dzisiejszego Gorzowa, niegdyś Landsbergu. Wydanie niemieckie z 1977 r., polskie w tłumaczeniu Sławomira Błauta ukazało się w 1981 roku, gdy inne polityczne problemy były znacznie ważniejsze.

W lipcu 1971 r. na zaledwie dwa dni Christa Wolf przyjechała do Gorzowa z mężem, bratem i córką. Wrażenia z pobytu w mieście G., które było niegdyś miastem L. (Gorzów i Landsberg) zbudowały dwie spośród trzech warstw narracyjnych w powieści.

Dominującą funkcję uzyskuje we „Wzorcach dzieciństwa" warstwa wspomnień z lat 1932-1945. Przed oczyma czytelnika przesuwają się obrazy miasta, sytuacji rodzinnych, szkoły, zbiórek organizacji hitlerowskiej dla dziewcząt, kontaktów z ludźmi przywiezionymi na roboty przymusowe, odwiedzin w lazarecie w dawnym szpitalu przy Friedeberger Chausse (dziś ul. Walczaka), kompleks przemysłowy przy tej ulicy. Jak każde wspomnienie z dzieciństwa i to także jest nawet przyjemne: pierwsze wyrazy uznania dla dziewczęcego wdzięku składane przez żołnierzy idących na front, postać nauczycielki dawniej uważana za świetlaną, działalność charytatywna, piosenki, których się nie da wymazać z pamięci – to jedna strona obrazu dzieciństwa. Druga strona – to świadomość, czemu służyło zaangażowanie, charytatywność, a nawet śpiewanie piosenek w szpitalu chorym żołnierzom. I dlatego we wspomnieniu dawnych lat autorka nie przyjmuje formy pierwszej osoby (jak pierwotnie zamierzała), ale swojej bohaterce nadaje imię Nelly i operuje narracją w drugiej i trzeciej osobie liczby pojedynczej. Bliskość między bohaterką a narratorka jest bardzo wyraźna, ale to nie jest ta sama osoba. „Wzorce dzieciństwa” traktują o trwałości tego, co człowiek wchłonął w dzieciństwie. Mówią także o tym, że życie ze świadomością niezawinionych grzechów jest szalenie trudne. Przy pisaniu „Wzorców...” Christa Wolf wykorzystywała plany, gazety, wspomnienia, cały materiał dokumentacyjny, jaki był jej dostępny. Zależało jej, aby przedstawić miasto realistycznie, wręcz naturalistycznie, by w ten sposób zapobiec mitologizowaniu przeszłości, by nie rozbudzać sentymentu do miasta lat dziecięcych. Miało pozostać realnym miastem. Dzięki temu dla nas powieść Christy Wolf jest dokumentem przeszłości, jest cennym świadectwem życia w ostatnim okresie niemieckiego Landsbergu, prawie kroniką miasta.

Dla niemieckiego losu bardzo ważne są rozdziały opisujące ucieczkę z miejsc rodzinnych, brak oparcia, a wręcz odrzucenie przez rodaków. Nelly z rodziną znalazła się w obszarze, który przechodził z amerykańskiej do radzieckiej i odwrotnie strefy okupacyjnej, z czego wynikały: zagubienie, trudność w odzyskaniu równowagi duchowej, załamania, samobójstwa już u siebie, w ojczyźnie. W taki sposób dotąd w literaturze NRD nikt o tamtej drodze nie pisał.  

Druga warstwa dotyczy współczesności. Chodząc po ulicach miasta G. matka, Nelly, nie zauważa obecnego jego wyglądu. Natomiast córka, Lenka, ulegnie fascynacji Polską. Polacy wydają się jej sympatyczniejsi niż jej rodacy. Lenka wychowywana w innej niż Nelly rzeczywistości i na innych wzorcach inaczej odbiera świat i inaczej w nim uczestniczy. Matkę zadziwia sposób reagowania córki, szczególnie wówczas, gdy w niej samej silnie zagrały w spomnienia wojny. Konstatuje wtedy że zdziwieniem, że jej córka niewiele wie o wojnie. Bagaż własnych doświadczeń każe jej zastanowić się, co młode pokolenie powinno wiedzieć o wojnie, kto je w tę wiedzę ma wprowadzać: szkoła czy dom, czy te dwa źródła wiedzy podają taką samą interpretację? Jak upamiętnić tamte lata, by czcić jednych, a nic kalać drugich?

Tu po raz pierwszy Christa Wolf podejmuje problemy, które będą dla niej bardzo ważne aż do końca twórczości. Jak funkcjonuje pamięć? Jak to się dzieje, że staliśmy się takimi, jakimi jesteśmy dzisiaj? O wadze tej problematyki tak mówiła sama autorka: Gdy pracowałam nad tą książką, zajęłam się ówczesnymi badaniami z zakresu funkcjonowania mózgu, badaniami nad pamięcią, procesem odtwarzania wspomnień. W powieści zawarłam zapewne niezbyt łatwe w czytaniu, być może zbędne fragmenty, w których starałam się to opisać. Sama przeżyłam i nadal dzisiaj doświadczam tego, jak wiele rzeczy i spraw umyka naszej pamięci, ulega zapomnieniu. (Przegląd Zachodni)

Indywidualna pamięć przeszłości to jeden aspekt problematyki, ale dla Christy Wolf ważniejsza zawsze była pamięć zbiorowa, pamięć pokoleniowa. Ona należała do pokolenia wychowanego na ideologii nazistowskiej. Powie później o swoim pokoleniu: My wzięliśmy na siebie poczucie wstydu i winy za zbrodnie nazizmu. Obarczyliśmy się odpowiedzialnością, której nasi rodzice nie chcieli przyjąć. Moje pokolenie ze względu na wiek nie mogło uczestniczyć w wojnie, ale wstyd i wynikające z niego poczucie winy działały ze wzmożoną siłą. To był jeden z powodów naszego politycznego zaangażowania w ideologię socjalizmu. Wydawało nam się, że jest to jedyna możliwość zadośćuczynienia.(Przegląd Zachodni)

We „Wzorcach dzieciństwa” nie ma łatwego optymizmu, nie ma odrzucania faszyzmu w imię socjalizmu. Jest natomiast przekonanie, że pokolenie Christy Wolf musiało przełamać prawidłowość, iż wiek dojrzały jest kontynuacją dojrzewania. Doświadczenia zebrane w latach faszyzmu trzeba odrzucić tak jak odrzucono tamtą ideologię. Ale – pyta Christa Wolf – czy jest to w ogóle możliwe? Jak zapomnieć piosenki śpiewane w dzieciństwie?

W trzeciej płaszczyźnie narracyjnej autorka rozważa współwinę wszystkich ludzi za akceptację przemocy. W planie wspomnień przywołuje doniesienia z gazet i udowadnia, że wiedza o systemie wyniszczania ludzi była wówczas obywatelom Niemiec dostępna. Tylko oni po prostu nie chcieli jej przyjąć. Obecnie, czyli w połowie lat 70., terror, zabójstwa, wojny również szerzą się w świecie, ale świadomość tę wiedzę odrzuca. Ujawniamy tym samym niepełny stosunek nas samych do rzeczywistości. Autorka konstatuje z goryczą: Jak można równocześnie być obecnym i nie uczestniczyć, okropna tajemnica ludzi tego stulecia (Wzorce s. 54-55). Taka refleksja zrodziła się w trakcie pisania książki, gdy toczyła się wojna w Wietnamie, gdy krwawo rozprawiano się z rewolucją w Chile, gdy człowiek podbijał kosmos.

Wskazane powyżej rozróżnienia trzech planów czasowych powieści, a także operowanie narracją w drugiej i trzeciej osobie znacząco wpływa na konstrukcję książki. Nie jest to lektura łatwa. Wymaga oczytania, akceptacji konwencji. Autorka gmatwa chronologię, komplikuje czas narracji, zdecydowanie odchodzi od funkcjonujących dotąd wzorców artystycznych. Wspomnienia miesza z dialogami z drugiego planu, komentuje to cytatami z pism z różnych czasów. Ta kunsztowna forma pogłębia wymowę utworu, ale nie ułatwia lektury.

Recepcja książki od początku była bardzo żywa, powieść spotkała się z pełną akceptacją czytelników. Sama autorka tak to wspominała podczas przywoływanego już spotkania z czytelnikami we Wrocławiu. Otrzymałam setki listów z całego niemieckojęzycznego obszaru, nie tylko z NRD, również z RFN. Listy te w swojej treści zbytnio się nie różniły, jakkolwiek systemy polityczne, w których przyszło żyć ich autorom, były odmienne.  Ujawniały wspólne zasadnicze przeżycia. W listach, szczególnie tych od przedstawicieli młodszego pokolenia, często czytałam: w końcu ktoś mówi to, co ja także przeżyłam. Dotarło do mnie również wiele listów od córek i synów, którzy niemalże jednomyślnie pisali: W końcu teraz, po wspólnym przeczytaniu tej książki, mogę o tym rozmawiać z moim ojcem, z moją matką. Później otrzymywałam, i to mnie szczególnie wzruszało, wiele listów od emigrantów żydowskiego pochodzenia. Ludzie, którzy musieli opuścić Niemcy, będąc w Ameryce, Kanadzie czy też w Paryżu – po otrzymaniu tej książki natychmiast do mnie pisali. Ta pamięć pokoleniowa wytworzyła silną więź. Jej siła długo wpływała na mnie i na moją pracę.

Jak powiedziałam powieść „Wzorce dzieciństwa” została wydana po polsku w 1981 roku, czyli 30 lat temu. Nasza biblioteka dysponuje jej siedmioma egzemplarzami w kilku filiach, parę egzemplarzy na pewno jest w rękach osób prywatnych, ale powieść raczej nie należy do pozycji dobrze znanych gorzowianom. A szkoda.

„Kota Maksymiliana nowe poglądy na życie”

Dwie następne książki, o których słów kilka, nie są zaliczane do znaczących w dorobku Christy Wolf, ale zostały przetłumaczone na język polski, są w zbiorach naszej biblioteki i dlatego dajmy im nieco miejsca w tym przeglądzie.

Zbiór opowiadań z 1974 r., a więc sprzed „Wzorców dzieciństwa”, w niemieckim wydaniu nosi tytuł „Unter den Linden”, w polskim - „Kota Maksymiliana nowe poglądy na życie”, oba od dwóch opowiadań zamieszczonych w tym tomie. Moim zdaniem najważniejsze w tym zbiorze jest jeszcze inne – najkrótsze i zamykające książkę opowiadanie pod tytułem „Retrospekcja”. To relacja dorastającej dziewczyny (znów bliskie związki autorki i bohaterki) z dni ucieczki z rodzinnego miasta przed wojskiem radzieckim w 1945 roku. Przejmująca opowieść o szybkim procesie dojrzewania w zetknięciu ze śmiercią. Dziewczyna ta wcześniej nie widziała śmierci, choć przecież wojna trwała kilka lat. W swoim spokojnym mieście i domu nie spotykała takich doświadczeń. Teraz widzi śmierć przypadkową, niesprawiedliwą, bolącą, widzi przemoc jednych i bezradność drugich. Tę w opowiadaniu ledwie naszkicowaną drogę ucieczki z rodzinnego gniazda, Christa Wolf opisze dokładniej we „Wzorcach dzieciństwa”, ale tam, zgodnie z założeniem, będzie to opis dokumentalny. Tu – najważniejsze są uczucie i emocje. Szkoda, że to opowiadanie jest niemal u nas nieznane.

Każde z opowiadań z „Kota Maksymiliana” jest inne, jakby autorka ćwiczyła różne konwencje literackie. „Kot Maksymilian” to wyraźna trawestacja książki Ernsta Teodora Amadeusza Hoffmanna „Kota Mruczysława poglądy na życie”. Kot Maksymilian Christy Wolf też ma sceptyczne podejście do świata, ale co ważniejsze, całe opowiadanie utrzymane jest w formule odnalezionego fragmentu rękopisu. Christa Wolf bardzo lubi formę zapisków, diariuszy, strzępków większej całości. Opowiadanie „Doświadczyć siebie” to całkiem zabawna historyjka, która dzieje się w przyszłości, czyli w 1992 r. Cóż, dla nas to już odległa przeszłość. Bohaterka decyduje się na eksperyment naukowy na własnym ciele polegający na zmianie płci przez wstrzyknięcie odpowiedniego preparatu. Natychmiast uzyskuje wygląd mężczyzny, ale w duszy pozostaje kobietą. Kontrast damskich reakcji osobnika w męskim ciele jest źródłem nawet zabawnych sytuacji. W połowie eksperymentu bohaterka rezygnuje, bo ważniejsza od naukowych osiągnięć okazuje się jej miłość do profesora, twórcy specyfiku zmieniającego kobietę w mężczyznę. Zwyczajnie po damsku. Opowiadanie dowodzi, że Christa Wolf miała poczucie humoru, choć nie w tym kierunku rozwinęła swoją twórczość.

„Ni miejsca na ziemi”

Wydana w 1979 roku krótka powieść „Ni miejsca na ziemi” wyrasta z tradycji literackich, a mimo to niesie wnioski ważne dla współczesnych. Fabuła związana jest z fikcyjnym spotkaniem mało znanej niemieckiej poetki doby romantyzmu Karoliny von Günderrode z równie wówczas niedocenianym poetą Heinrichem von Kleistem. Temat zasadniczy to konflikt jednostki ze społeczeństwem, tu w kostiumie historycznym. Kleist u Christy Wolf łudzi się, że „wolność, chleb i dom" dadzą się jakoś pogodzić i im można podporządkować życiowy program. Autorka jednak rację przyznaje Karolinie, która uważa, że to chyba zrozumiałe, że przynajmniej w myślach staramy się uniknąć presji, jakiej podlegamy. W rzeczywistości nie jest to nam dozwolone.

Książka jest krótka, ale aż gęsta od racji jednej lub drugiej strony, stąd niełatwa w odbiorze. Niemniej jednak wielu krytyków uznaje właśnie ją za jeśli nie najważniejszą, to jedną z najważniejszych książek Christy Wolf, przede wszystkim z uwagi na głębokie osadzenie w kulturze niemieckiej. Po polsku książka wyszła w 1982 r. w Wydawnictwie Poznańskim, tłum. Stawomir Błaut. 

„Aż do trzewi”

Od 1982 roku, czyli od ponad 30 lat, na język polski przetłumaczona została tylko jedna książka Christy Wolf, pod tytułem „Aż do trzewi”, choć bibliografia autorki z tego okresu liczy aż 20 pozycji. Nie mogę zrozumieć, jak to się dzieje i dlaczego książki cenionej autorki nie były u nas tłumaczone ani wydawane przez wiele lat.

W 2002 roku w Niemczech ukazała się niewielka powieść (124 strony małego formatu) „Aż do trzewi”, w polskim tłumaczeniu Sławomira Błuta wydana w 2006 roku w wydawnictwie Czytelnik.

Bohaterka powieści leży w szpitalu złożona ciężką chorobą. Na granicy życia i śmierci. Jedna płaszczyzna książki, to opis zmagań lekarzy i pielęgniarek z rozwijającym się zakażeniem, a także przeżywania przez chorą kolejnych operacji, badań, zabiegów, służących przywróceniu jej do zdrowia, lecz bolesnych i dolegliwych. A więc powieść o chorowaniu. Ale nie tu leży sedno. Chora z trudem wraca do zdrowia, bo sama nie wie, czy chce wrócić do świata, w którym dotąd żyła.  Jej stan uzasadnia liczne omamy, oniryczne sceny, powroty zdarzeń z dalszej i bliższej przeszłości w formie nieuporządkowanej, wręcz strzępy wspomnień z dzieciństwa w latach wojny, kształtowania postaw pod presją polityki, potem odcinanie się od niej, a wszystkie w układzie z pozoru nielogicznym, zaskakującym. Mówiąc o bohaterce autorka świadomie operuje różnymi formami gramatycznymi: raz w pierwszej osobie, ja, kiedy indziej – ty, jeszcze dla innego znaczenia – ona. Czasami w jednym zdaniu zderza różne formy osobowe. Znów: książka niełatwa w czytaniu, a nawet trudna do pełnego wniknięcia w jej głębię przy pierwszej lekturze. Więc: albo czytelnik załamie się i odrzuci przebrnięcie przez całą (takie opinie słyszałam) albo rozsmakuje się i przez kolejne powroty będzie coraz głębiej wchodził w świat chorej bohaterki, a przede wszystkim w jej przemyślenia o życiu.

Szpital w prowincjonalnym mieście z tej powieści był przez niektórych recenzentów porównywany do państwa NRD niewolącego człowieka, tu chorego. Nie umiem się zgodzić z taką opinią, jako że pokazani lekarze należą do niezwykle troskliwych, dbających o pacjentkę, a pielęgniarka jest po prostu aniołem. To bohaterka zapada się w siebie, nie chce powrotu do rzeczywistości, choć personel medyczny robi wszystko, aby przezwyciężyć chorobę. Czy tak ma wyglądać zniewolenie? Zniewolenie w opinii chorej bohaterki na pewno było, ale w świecie zewnętrznym. W kilku scenach wraca postać Urbana, kolegi ze studiów, który bezkrytycznie przyjął obowiązującą ideologię socjalistyczną. Od początku powieści wiemy, że Urban zaginął, co też jest jednym z powodów załamania się bohaterki. Z różnych scen lub sytuacji powracających w malignie dowiadujemy się, że Urban zrobił znaczącą karierę polityczną, ale równocześnie nie umiał dać szczęścia żonie, kobiecie, która bardzo go kochała. Oto fragment książki będący pointą tego wątku, a jednocześnie oddający charakter narracji. Jest to fikcyjny dialog między chorą a Renate, żoną Urbana: – Całkiem nagle zażądali od niego, żeby odciął się od przemówienia, które wygłosił dzień wcześniej, dość radykalnego przemówienia, podyktowanego przez rozpacz – powiedziała Renate. – Rozpacz? Z jakiego powodu? – Że wszystko będzie stracone, jeśli nie dokonamy zwrotu. – Późno, powiedziałam, późno, późno. A może tylko to pomyślałam, żeby jej jeszcze bardziej nie zranić?  W każdym razie usłyszałam jej odpowiedź bardzo cichą: I rozpacz, że nie sprzeciwił się wcześniej. – I znów ja, cicho: A dlaczego tego nie zrobił? – Ponieważ myślał, że wtedy wszystko przepadnie z kretesem.

Odpowiedzią Urbana na przemówienie, którego odwołania domagali się od niego wszyscy, tą odpowiedzią było najpierw zniknięcie, a później samobójcza śmierć. Za chwilę będzie mowa o pewnym przemówieniu Christy Wolf, za które także została odsądzona od czci i wiary. Czy w tej sytuacji warto walczyć z chorobą o życie?

W malignie wracają sceny z lat wojny, prześladowania Żydów, między innymi szerzej niż we „Wzorcach dzieciństwa” przedstawiona jest historia ciotki, która miała dziecko z lekarzem-Żydem. Tam Nelly, czyli Christa Wolf wypracowała w sobie rzeczowy, racjonalny stosunek do stron rodzinnych. Tu, w „Aż do trzewi” problem powraca.  Renate niedawno wyznała jej w prywatnej rozmowie, iż nadal jest przywiązana do swoich rodzinnych stron, do Śląska, choć oczywiście uznaje granicę na Odrze i Nysie. Jej uczucia nie nadążają za rozumem. To przecież żaden wstyd. (s. 61)

I jeszcze jedna scenka, dla nas warta zauważenia, bo dotyczy szkoły, niegdyś średniej, w której obecnie mieści się AWF. Autorka przywołuje ją, aby postawić uniwersalne pytanie: Przychodzą mi na pamięć kanapki z wątrobianką szykowane przeze mnie, piętnastolatkę, w sali gimnastycznej szkoły Hermanna Goeringa pod koniec wojny dla uciekinierów z Prus Wschodnich, którzy szukali schronienia w naszym mieście, jeszcze nieopuszczonym przez mieszkańców. Czy od tej pory z równą mocą ścierają się we mnie tęsknota za bezpieczeństwem i zrozumienie, że go nie ma? (s. 70)  Pytanie to ważne dla całej książki: Jak żyć w świecie, w którym nie można mieć poczucia bezpieczeństwa?

W „Aż do trzewi” bardzo dużo takich scenek, dialogów dotyczące różnych sytuacji życiowych, pytań, które autorka stawiała wcześniej, ale teraz, po innych doświadczeniach, domagają się nowych odpowiedzi.

Po raz kolejny Christa Wolf powraca do najważniejszych dla niej problemów: zależności jednostki od ogółu, wpływu obowiązującej w danym czasie polityki na indywidualność każdego z nas, kwestii pamięci zbiorowej i indywidualnej, udziału sentymentu i rozumu w kształtowaniu naszych osobowości i postaw. Te pytania, tu zadawane z dużą dozą sceptycyzmu i goryczy, w powieści zakończone są szczęśliwym powrotem chorej do zdrowia. Mimo licznych zastrzeżeń i oporów ze strony bohaterki, jest dla niej miejsce w społeczeństwie i ona to miejsce wypełni. Przeorze swoje życie aż do trzewi, ale wróci do ludzi. Tak Christa Wolf napisała w 2002 roku, choć już wówczas doznawała licznych szykan i represji.

***

Na zakończenie przeglądu książek Christy Wolf, kilka zdań dotyczących jej warsztatu. Wszystkie utwory są trudne do zdefiniowania gatunkowego.

Jak już wcześniej wspominałam, najistotniejszą cechą formalną twórczości Christy Wolf jest posiłkowanie się wypowiedzią dziennikarską i pamiętnikarską. Chyba tylko do wczesnego „Nieba podzielonego” nie wprowadziła żadnej z tych form. We wszystkich innych utworach występują zapiski, notatki, listy, uwagi z pamiętnika, fragmenty odnalezione, kroniki różnej postaci. W „Aż do trzewi” nie są to stricte zapiski, ale sceny lub sytuacje wywołane w malignie, a więc strzępki rzeczywistości. Wszystkie mają siłę autentyku, podnoszą wiarygodność przekazu, a zarazem ich fragmentaryczność stwarza niedopowiedzenia istotne dla procesu budowania na oczach czytelnika portretu czy losów bohatera.

Christa Wolf parokrotnie w artykułach i esejach wspominała, że sama pisze dziennik.

Ciągle mnie zaskakuje, jak szybko i jak wiele się zapomina, gdy się tego nie notuje. Z drugiej strony: wszystko zapisać – tego nie da się spełnić; należałoby wtedy przestać żyć. (Za: Ludorowska: s. 52)

Warto wiedzieć, że wydała najpierw jako samodzielne opowiadanie zapis jednego dnia pod tytułem „Wtorek, 27 września 1960 roku”, później łącznie opublikowała zapiski z trzech dni 27 września 1991, 1992 i 1993 roku, aż wreszcie dużą książkę z zapiskami z 27 września od 1960 do 2000 roku. Trudno określić, w jakim stopniu wykorzystała własne autentyczne zapiski, a w jakim je modyfikowała na użytek czytelników, ale pokazanie jednego dnia w roku przez 40 lat to zabieg szalenie ciekawy dla oddania przemian rzeczywistości.

Christa Wolf w całej swojej twórczości zajmowała się przede wszystkim postawami kobiet. Wyrażała niepokoje współczesnych kobiet, ich rozterki między odpowiedzialnością za dom, za wszystkie tradycyjne role kobiece a wymogami współczesności, wpisanie się w politykę, w świat dotąd uznawany za męski. I nie ma tu nic z trywialnego feminizmu. Jej bohaterki na długo pozostają w pamięci  czytelników, chyba mężczyzn także.

Polityczne oskarżenia i samoobrona

W latach ostatnich rozpętano wokół Christy Wolf polityczny spór. Trzeba na niego spojrzeć z perspektywy jej ostatniej książki pod tytułem „Miasto Aniołów, czyli płaszcz doktora Freuda”, a także z perspektywy jej śmierci, która sprawiła, że niczego już nie da się zmienić.     

Duży wpływ na odbiór twórczości Christy Wolf w ostatnich latach miała awantura wywołana przez media a dotycząca jej postawy politycznej. Poświęćmy więc tej sprawie chwilę uwagi. Do Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec, SED, wstąpiła w latach studiów i pozostała jej członkiem do końca, do 1989 roku. Ale od połowy lat 70. nie chodziła na zebrania partyjne, nie uczestniczyła w wyborach. Chciała być odbierana jako dysydentka. Między innymi w 1976 r. podpisała głośny protest przeciwko wydaleniu z NRD opozycyjnego piosenkarza Wolfa Biermana, za co  została usunięta ze Związku Pisarzy NRD. Choć miała takie możliwości, nie wybrała wygodnego życia na zachodzie, a pozostała w NRD, bo wierzyła, że i tam musi dojść i dojdzie do zmian. Nie wyobrażała sobie życia i tworzenia w innym kraju. Wyznała: Bez przerwy przeglądaliśmy atlas w poszukiwaniu miejsc, do których moglibyśmy wyjechać, nie wiedzieliśmy jednak dokąd. „Bez miejsca na ziemi” – tak się wtedy czułam. (Forum)

Ona, raz już pozbawiona swojego domu, nie miała odwagi ponownie odcinać się od środowiska, od miejsc i struktur już oswojonych. Jeszcze 8 listopada 1989 roku – dzień przed upadkiem Muru Berlińskiego – w państwowej telewizji mówiła: Drodzy współobywatele. Jesteśmy wszyscy głęboko zaniepokojeni. Widzimy tysiące osób, które opuszczają nasz kraj. Wiemy, że błędna polityka aż do ostatnich dni, utwierdziła ich w nieufności wobec odnowy naszego społeczeństwa. Jesteśmy świadomi słabości słów wobec masowego ruchu, ale nie mamy innego środka jak słowa. Ci, którzy teraz wyjeżdżają, pomniejszają naszą nadzieję. Prosimy: Pozostańcie w waszej ojczyźnie. Pozostańcie z nami.

10 lat później powie w wywiadzie udzielonym „Spiglowi”: Warto było pozostać w NRD, zważywszy, że dane mi było później przeżyć jedną z nielicznych rewolucji w historii Niemiec.

Telewizyjne przemówienie ściągnęło na jej głowę gromy ze wszystkich stron. Zapewne refleksje właśnie po tym przemówieniu przeniosła do powieści „Aż do trzewi”, gdzie uznała, że jedynym wyjściem dla człowieka głoszącego takie poglądy jest samobójcza śmierć. Ale sama sobie jej nie zadała.

W 1979 r., a więc jeszcze dziesięć lat wcześniej, Christa Wolf napisała opowiadanie pt. „Co pozostanie?”, którego wówczas nie wydała. Opowiadanie to, poprawione, ukazało się w 1989 r., gdy przerwany został mur dzielący dwa niemieckie państwa i gdy inaczej spojrzano na czasy rządów komunistycznych. W opowiadaniu nic się pozornie nie dzieje. Znana enerdowska pisarka spostrzega, że jest śledzona. Przed jej oknami od kilku dni stoi samochód z trzema mężczyznami w środku. Nie robią oni niczego poza śledzeniem każdego jej kroku. Ona odnajduje w domu ślady obecności obcych osób, ale z góry wiadomo, że nie są to włamania kryminalne. Pisarka poddawana jest presji zastraszenia poprzez ciągłą kontrolę. Nie buntuje się, nawet nie ma się za cierpiętnicę. Jedyną nową refleksją jest konstatacja nieznanej jej dotąd funkcji państwa jako generalnego nadzorcy.

Gdyby opowiadanie wyszło w 1979 r., byłoby ważnym dowodem oskarżenia socjalistycznego państwa. Ale po takiej publikacji Christa Wolf na pewno musiałaby opuścić NRD. Tam już dla niej nie byłoby miejsca. Opublikowane po przemianach politycznych dało asumpt do dyskusji nad wiernopoddaństwem nie tylko Christy Wolf, ale wszystkich pisarzy NRD.

Przez prasę przetoczyła się napastliwa dyskusja, w której główną winowajczynią stała się właśnie pisarka, choć ona zawsze walczyła o godność człowieka.

Oliwy do ognia dolało w połowie 1990 r. ujawnienie przez prasę kontaktów Wolf ze Stasi. Znaleziono jej teczkę jako tajnego agenta „Małgorzata” z lat 1959 - 1962, a więc sprzed trzydziestu lat (od 1990 r.). Teczka ta zawierała trzy dokumenty na temat innych osób, wyłącznie ich pochwały; żadnej deklaracji współpracy, żadnych pokwitowań zapłaty. O nagonce rozpętanej przez prasę Günter Grass powiedział w przemówieniu na uroczystości pośmiertnej Christy Wolf: W czerwcu 1990 r. ton oskarżeń nadany przez zgraję dziennikarzy przerodził się w skowyt wilków. Odpowiedzią Christy Wolf, ale niestety nie od razu, bo wówczas nie miała dostępu do swoich akt, było ujawnienie 42 tomów akt Stasi z donosami o niej, ocen jej postawy i sprawozdań z tajnych akcji przeciwko niej. Podobnie opasłe były akta Stasi dotyczące jej męża. Później ujawniono także obszerne protokoły z podsłuchów jej rozmów telefonicznych. Te dane nie wywołały niemal żadnego odgłosu. Trzeba więc zrozumieć gorycz pisarki, gdy w wywiadzie dla Spigala powiedziała: Dziennikarze, którym natychmiast udostępniono moje materiały, mogli się też zainteresować aktami świadczącymi o tym, że byłam również ofiarą tego systemu. Na to jednak nie było zapotrzebowania. Nikt nie chciał przedstawić mojej ewolucji, która w latach 60. i później doprowadziła do tego, że byłam inwigilowana. (Forum)

Rozrachunek z jej stosunkiem do ideologii i władz NRD trwał kilka lat i objął kilka państw. Także w prasie polskiej ukazały się artykuły ją deprecjonujące. Najmocniejszy pod tytułem „Droga Christo Wolf, proszę nas już nie straszyć” opublikował w „Dialogu” ceniony pisarz i krytyk Stanisław Barańczak. Jest to poszerzona wersja szkicu, który ukazał się w tygodniku The New Republik (24 V 1993) w Stanach Zjednoczonych. Rozrachunek to gorzki, a najcięższy zarzut polega na tym, że Christa Wolf kiedyś uwierzyła w socjalizm. Barańczak na wstępie przyznaje, że po raz pierwszy w tym tekście gwałci jedenaste przykazanie krytyka literackiego „Nie bij bliźniego poniżej pasa” i w dalszym ciągu bije na odlew. Ten wyraźnie stronniczy tekst gorzej świadczący o jego autorze niż o osobie, której jest poświęcony.

Głosów potępiających Christę Wolf było znacznie więcej. Przekonania o jej winie, ponieważ nie oskarżyła NRD, weszły nawet do analiz krytyczno-literackich, szczególnie autorstwa młodych, którzy znacznie łatwiej niż dojrzali autorzy ferują radykalne wyroki. A przecież to właśnie ona – jak napisał Adam Krzemiński – przez ćwierć wieku była duchowym oparciem dla inteligencji rozdartej między lojalnością wobec NRD jako państwa a krytycyzmem wobec jego ideologii (Krzemiński, GW 1993). Na szczęście nie tylko polski dziennikarz tak sądził. Jak już wspomniałam, w 2002 roku Christa Wolf dostała najwyższą niemiecką nagrodę literacką, która bardzo podniosła ją na duchu.

„Miasto Aniołów”

W latach 1992-93 Christa Wolf była na 9-miesięcznym stypendium Fundacji Getty'ego w Los Angeles, które otrzymała znacznie wcześniej. W książce „Miasto Aniołów” opisuje dlaczego została w NRD oraz analizuje konflikty, które przeżywała, a które zmotywowały ją do napisania ostatniej powieści.

Książka rozpoczyna się od sceny, w której bohaterka, niemiecka pisarka, przy wjeździe w 1992 roku do USA, podaje amerykańskiemu pogranicznikowi paszport NRD. Amerykanin go nie zna, konsultuje się z przełożonymi, wreszcie oddaje z pytaniem: Czy jest pani pewna, że takie państwo jeszcze istnieje? Wtedy pada odpowiedź: Owszem.

Bohaterka czuje się obywatelką tamtego państwa. W Stanach niby poprawia swój angielski, ale chodzi drogami niemieckich emigrantów z czasów III Rzeszy: Tomasza Manna, Bertolda Brechta, Liona Feuchtwangera. Ameryka jest jej obca.

Podczas pobytu w Los Angeles dostaje mnóstwo artykułów i innych dowodów nagonki na nią jako współpracowniczkę Stasi. Przed wyjazdem poznała wszystkie akta jej dotyczące. Była przekonana, że 42 tomy będą ważniejsze niż trzy kartki. Okazuje się, że nie. Kampania przeciwko niej przenosi się do amerykańskich pism. Bohaterka czuje się zaszczuta, załamuje się psychicznie, wpada w depresję, myśli o samobójstwie. Ale się broni. Do koreańskiego lekarza chodzi na seanse akupunktury, choć jest ateistką, zagląda do różnych kościołów, by tam znaleźć siłę do życia, odbywa psychoterapię z niemieckim Żydem, odwołuje się do normalności i codzienności. Na przykład przez całą noc śpiewa piosenki. W powieści padają tylko tytuły, ale ich różnorodność od ludowych przez kościelne po komunistyczne dowodzi, jaką siłę witalną widzi w piosenkach. Wreszcie krok po kroku, przede wszystkim dzięki funkcjonowaniu w obcym środowisku, wśród zwykłych ludzi narratorka-autorka wraca do jakiej takiej równowagi psychicznej. „Płaszczem doktora Freuda”, czyli warunkiem pozwalającym normalnie żyć, staje się odrzucenie przez nią samoużalania się nad sobą, postawy reprezentantki państwa i socjalizmu z ludzką twarzą, rozlicznych usprawiedliwień, które bez przerwy musiała składać. W końcu powieści przyznaje, że chętnie żyła w swoich czasach. Godzi się ze światem takim, jaki on jest. Twierdzi, że sens pisania polega na obnażaniu się przez autora w akcie autoanalizy. A tej funkcji nie zastąpi żadne inne medium. Pisanie jest dla mnie autorefleksją, zmaganiem z konfliktami. Piszę, aby poznać samą siebie, na ile to możliwe. Nie można się przy tym oszczędzać (Forum). „Miasto Aniołów” to dla niej nie tylko pożegnanie się z literatura, ale również zgoda na normalną, naturalną śmierć, nie wywołaną żadnym wstrząsem politycznym.

Krytyka niemiecka przyjęła tę powieść na ogół bardzo dobrze. Podkreślano, że z wirtuozerią łączy autobiografię z wydarzeniami politycznymi. Adam Krzemiński swoją recenzję powieści zakończył: Christa Wolf napisała ważną i potrzebną książkę – w swojej autorefleksji unika czarno-białych schematów i płaczliwego samochwalstwa. Ma odwagę pożegnać się z przeszłością. Dlatego „Miasto Aniołów” szybko powinno się ukazać po polsku. Można je potraktować jako niemiecką wersję sporu wokół biografii Ryszarda Kapuścińskiego.

Uznanie za odwagę

Pisarka zmarła 1 grudnia 2012 roku. Jej pogrzeb odbył się 13 grudnia na małym cmentarzu w Berlinie w obecności rodziny i niewielkiego grona wybranych osób. Natomiast tego samego dnia w berlińskiej Akademii Sztuki w wypełnionej po brzegi sali audytoryjnej żegnało ją co najmniej 500 osób. Na tę uroczystość otrzymał zaproszenie prezydent Gorzowa – Tadeusz Jędrzejczak i w niej uczestniczył wraz z sekretarzem miasta – Jackiem Jeremiczem.

Uroczystość rozpoczęła się od wystąpienia burmistrza Berlina Klausa Wowereita, który wygłosił oficjalne pożegnanie Christy Wolf. Jako drugi zabrał głos Tadeusz Jędrzejczak. Mówił o związkach pisarki z naszym miastem, o jej odwiedzinach, ale także szerzej, o splecionych losach dawnych i obecnych mieszkańców Gorzowa. Wystąpienie zostało przyjęte bardzo ciepło, w sprawozdaniach z uroczystości pisała o nim niemiecka prasa, naszemu prezydentowi podziękował ambasador Polski w Niemczech dr Marek Prawda. W polskiej prasie – w „Polityce” i „Gazecie Wyborczej” – opublikowane było przemówienie Güntera Grassa tam wygłoszone, pełne uznania dla Christy Wolf za jej odwagę w głoszeniu racji, często dalekich od oczekiwanych przez władzę. Program uroczystości obejmował wystąpienia 17 osób: pisarzy, przyjaciół, tłumaczy, wydawców, także zagranicznych. Jako ostatni mówił mąż Christy – Gerhard Wolf. On pożegnał nie tylko pisarkę, ale żonę, z którą przeżył 60 lat, matkę ich dwóch córek, dobrą babcię dla ich wnucząt. Była to długa i podniosła uroczystość. Hołd złożony wielkiej pisarce niemieckiej, urodzonej w biednej dzielnicy Landsbergu, która rozwinęła swój talent czepiąc jak ze źródła ze wspomnień miejsc, w których teraz my żyjemy.

Dobrze więc by było, aby Christa Wolf wróciła do miasta swojej młodości. Może usiądzie na ławeczce nad Kłodawką obok Henselera i Korcza? Może biblioteka dołoży jej głowę do głów gorzowskich pisarzy? Może na domu jej rodziców zwiśnie tablica upamiętniająca, że właśnie tam przeżyła blisko 10 lat? Boję się proponować nazwanie jej imieniem konkretnych miejsc w Gorzowie, bo musiałyby to być miejsca, po których chodziła, czyli w centrum miasta, a to jest zawsze kłopotliwe. Tym bardziej nie chciałabym, aby polskiemu poecie, Adamowi Asnykowi, zabierać ulicę, by ją przemianować na ulicę Christy Wolf. Natomiast moim zdaniem trzeba wznowić, nawet naszymi lokalnymi siłami, powieść „Wzorce dzieciństwa” z obrazem naszego miasta sprzed 1945 roku. Gorzów jest chyba jedynym miastem, które ma swój literacki portret bezpośrednio sprzed i po wielkiej zmianie, jaka tu zaszła w 1945 r. O pierwszym roku polskiego Gorzowa traktuje książka Natalii Bukowieckiej-Kruszonowej „Rubież”, wydana i ciągle oferowana przez nasze archiwum. Niestety, wartością literacką nie dorównuje ona „Wzorcom dzieciństwa”, ale takie zestawienie daje asumpt do ciekawych porównań. Mój wniosek o wznowienie „Wzorców” kieruję do władz miasta, biblioteki, oddziału Związku Literatów. Pomysłów upamiętnienia Christy Wolf może być wiele.  

PS. Artykuł ten napisałam na początku 2013 roku. Spośród zgłoszonych tu pomysłów upamiętnienia Christy Wolf zrealizowano już jeden – od 29 października 2015 roku mamy ławeczkę przypominającą pisarkę w młodości.

Krystyna Kamińska

Korzystałam z:

Barańczak Stanisław,  Droga Christo Wolf, Proszę nas już więcej nie straszyć, Dialog 1993 nr 11,s. 115 – 126

Córka NRD, wywiad udzielony Susanne Beyer, Der Spiegel, 14. 06. 2010, przedruk Forum, 11.07. 2010

Frymus Urszula, Literackie reprezentacje synagogi w Landsbergu w prozie Christy Wolf, w: Dziedzictwo kulturowe regionu pogranicza t. III, Gorzów Wlkp. 2010, s. 47-58

Günter Grass, Christa Wolf: Co pozostanie, Gazeta Wyborcza 2011, 20 XII  

Ludorowska Halina, Formy diariuszowe w twórczości Christy Wolf,  Przegląd Humanistyczny 2001 nr 1, s. 49 -

Kledzik E. Sobowtór zniewolony: „Rozmyślania nad Christą T.” i „Miazga” w badaniach komparatystycznych”, „Porównania” 2006 nr 3

Krzemiński Adam, Zawirowania tożsamości,  Gazeta Wyborcza 1993, 19-20 VI

Krzemiński Adam, Christa Wolf. Chętnie żyła w swoich czasach, Polityka 2010 nr 32

Kurkiewicz Juliusz, Kronika nieustannych pożegnań, Tygodnik Powszechny 2006 nr 21 s. 6

Trenkner Joachim, Prowokacja w Mieście Aniołów: nieuczciwa spowiedź Christy Wolf, Tygodnik Powszechny 2010 nr 35 s. 38

Ubertowska Aleksandra, Polityka w trzecim zdaniu, Gazeta Wyborcza 26 maja 1995

Wieczór autorski z Christą Wolf, oprac. Hubert Orłowski,  tłum. Zbigniew Szulczyński, Przegląd Zachodni 2003 nr 3, s. 193 - 205

Wolicki Krzysztof – Za co nienawidzimy Christy Wolf? Dialog 1994 nr 3

Wolski Paweł, „We wspomnienia wciska się teraźniejszość” - Gorzów jako element (anty)tożsamości budowanej w narracjach Christy Wolf, w: Dziedzictwo kulturowe regionu gorzowskiego III, pod red. Elżbiety Skorupskiej-Raczyńskiej, Gorzów Wlkp. 2006 s. 39-48

Wolski Paweł, Dyskurs historii a dyskurs pamięci w „Aż do trzewi” Christy Wolf, Zeszyty Naukowe PWSZ Gorzów Wlkp. 2008 nr 2 s. 155 -m159

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x