Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Kultura »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Magia Mendelssohna i Bizeta pod batutą geniusza

2014-10-11, Kultura

Pierwsza część muzycznego wieczoru w piątek w Filharmonii Gorzowskiej upłynęła pod wrażeniem przede wszystkim pierwszej symfonii Feliksa Mendelssohna-Bartholdy’ego. Jednak sercami i emocjami publiczności zawładnęła hiszpańska muzyka.

medium_news_header_9087.jpg

Piątkowy koncert to przede wszystkim obecność przy pulpicie dyrygenckim maestro Antoniego Wita. Legenda polskiej dyrygentury zagościła w Gorzowie za sprawą maestry Moniki Wolińskiej, która po raz drugi ułożyła w całości afisz Filharmonii i skutecznie zaprosiła do FG maga polskiej i nie tylko dyrygentury. To kolejna wielka gwiazda, która zadyrygowała w FG, bo zna i docenia maestrę. Dla melomanów bonus nieceniony i wielka dawka doznań, jakich trzeba byłoby szukać w stolicy, albo w innych miejscach na świecie. Wielką przyjemnością było oglądać oszczędny styl dyrekcji prof. Antoniego Wita. Tylko w nielicznych momentach maestro zmieniał styl, wprowadzał szerszy gest. No i jak ma w zwyczaju, nawet oklaski, jeszcze brzmiące, nie sprawiały, że czekał. Jeden gest i orkiestra zaczynała grać. A publiczność milkła i w zachwycie słuchała orkiestry.

Trochę ludowego, trochę Walkirii

Piątkowy koncert otworzyła uwertura na orkiestrę „Polonia” Ryszarda Wagnera. To dziwna kompozycja, bo hołd kompozytora oddany Polakom, uczestnikom przegranego powstania listopadowego. Młody wówczas Wagner poznał hrabiego Wincentego Tyszkiewicza, słuchał polskiej muzyki i skomponował ten utwór. Dziś to niemalże zapomniana kompozycja, niezmiernie rzadko grywana, bo jeśli Wagner pojawia się na afiszu, to bardziej za sprawą swoich oper. W Gorzowie przypomniał go prof. Antoni Wit. I melomani mieli rzadką okazję posłuchania na żywo kompozycji, która jest nieco dziwna. Bo układa się w interwałach następująco: trochę polskiej muzyki, oczywiście transponowanej do całości, potem następuje fragment forte, taki bliski Walkiriom, następnie znów moment liryczny, bliski polskiemu hymnowi, potem znów forte.

Trudne do zagrania, bo zmiana nastrojów, bo zmiana tempa, balans między piano a forte. Mała forma, ale jakże wymagająca maestrii i kunsztu. Ale muzycy gorzowskiej FG znakomicie sobie z tym zadaniem poradzili.

To była perełka, ciekawe doświadczenie ze względu na całą muzyczną sferę, ale i na sposób patrzenia na spuściznę kompozytora, który po latach stał się wyznawcą innej ideologii. Dzięki wyborowi maestro Antoniego Wita dane było melomanom poznać i tę, rzadko pokazywaną współcześnie sferę twórczości Ryszarda Wagnera.

Muzyka to poezja, poezja to muzyka

Jako druga zabrzmiała I Symfonia c-moll Feliksa Mendolssohna-Bartholdy’ego. To wczesny jego utwór. Głęboko osadzony w tradycji trzech wielkich klasyków wiedeńskich. Ale i jednocześnie kompozycja, która wprowadza w całą późniejszą twórczość kompozytora. Otwiera ją brawurowe i trudne, bo wymagające precyzji wykonania Allegro di molto. A potem kompozycja przechodzi do cudnego Andante. To liryczna, przepiękna część z partiami solistycznymi w świetny sposób zagrana przez muzyków FG. I tu kunsztem wykonania popisali się wszyscy. Właśnie Andante to taka część, kiedy w trakcie słuchania odbiorca myśli, to absolut. A jeszcze tak zagrany. Tak, jak mistrzowsko zagrali ją muzycy FG prowadzeni przez Antoniego Wita.  Mistrzostwo. A jak wziąć pod uwagę fakt, że większość orkiestry to jednak młodzi muzycy, tym większe słowa uznania.

W następnych częściach główny temat był znakomicie zagrany. Wyżyny wykonania zostały osiągnięte. Symfonia zachwyciła wszystkich. I w takiej chwili pojawia się myśl, muzyka to poezja zaklęta w dzięki, a poezja to słowa, które transponują się w dźwięki. Rzadko osiągalna jakość.

W ogrodach Hiszpanii i na rynku też

W drugiej części koncertu zabrzmiało to, co przebojem jest, czyli główne tematy z „Carmen” Georgesa Bizeta, najbardziej znanej opery na świecie. Bizet – Francuz, napisał muzykę do tekstu Prospera Merimée, też Francuza, opowieść muzyczną o Hiszpanii. XIX wiek, opera ma się dobrze, fantastycznie odbierane są opowieści z antyku lub z  innych dziwnych krain, a tu opera o okropnej hiszpańskiej Cygance Carmen i jej perypetiach życiowych. W sferze akcji dużo różnych momentów granicznych, taki kryminał ówczesny się dzieje.

Ale za sprawą muzyki ta banalna historia wchodzi do światowego obiegu. Jest najczęściej i najchętniej grywaną. I tak znaną, że nie trzeba jej opowiadać. Podobnie z muzyką. Bo znaną jest wszystkim. I kolejny raz wielkie ukłony muzykom FG się należą, bo w ich wykonaniu obie suity z „Carmen” zagrane zresztą a la longue, albo a tutti  to mistrzostwo. Zachwycili wszyscy, soliści, bo są tam fragmenty solistyczne, docenione przez maestro Antoniego Wita, bo wyciągał do oklasków poszczególnych instrumentalistów. I nagradzał, ale melomani też byli zachwyceni. 

Suity z „Carmen” to jednak jest wyzwanie. Bo to zbiór najbardziej znanych motywów i tematów muzycznych, dziś trochę już mocno ogranych przez reklamę. I można sobie pograć. I raczej nikt nie będzie miał pretensji. A tu było takie wykonanie, że nawet mocno wybredny odbiorca mówił: rewelacja. Bo muzycy FG kolejny raz pokazali klasę. I to wielką. Bo były ogrody Hiszpanii, ale i rynek też. Rynek za sprawą motywów torreros i bandytów. A ogród za sprawą motywów samej Carmen. Bo w ogrodach wiele rzeczy się działo, a genialny Bizet to napisał, a FG zagrała.

Gimenez na zakończenie

Geronima Gimeneza nie zna prawie nikt. Bo rzadko można posłuchać hiszpańskiej muzyki, bo rzadko sięgają po nią dyrygenci. Bo koncentrują się Manuelu de Falli i następnych. A tu FG zagrała intermezzo Geronima Gimenza z zaślubin Luisa Alonos. To tylko sześć minutek muzyki, ale jakiej. Ile energii muzycy muszą włożyć, aby to świetnie zagrać. I jak w każdej takiej króciutkiej kompozycji trzeba myśleć o dyscyplinie wykonania. Bo znów są partie forte na orkiestrę i partie solo, łamie się rytm. To drobiażdżek, ale jaki trudny, a jak pięknie wykonany. Można było go zagrać w taki sposób, że tylko tempo i tylko forte wyznaczyłoby wykonanie, ale zagubiłoby się urok. Orkiestra FG zagrała to tak, że tylko sześć minut była to perła. I to dzięki maestro Antoniemu Witowi, którego nic poza muzyką nie obchodzi. Ale też i dzięki maestrze Monice Wolińskiej, której kontakty muzyczne sprawiają,  że do nas, do Gorzowa przybywają artyści takiej klasy i dane melomanom  jest mierzyć się  z klasą wykonawczą wielkich, których się zna z mediów.

To pierwszy w czwartym sezonie FG koncert, który trzeba złotymi zgłoskami w historii instytucji zapisać. Próżno wymieniać wielkich, którzy tu już zagościli. Pamiętać trzeba, że młoda orkiestra, młoda instytucja, a jaka moc i siła.

Panu prof. maestro Antoniemu Witowi wielkie dzięki za to, że orkiestrę FG poprowadził. Ale i chyba wielkiemu  dyrygentowi też chyba dobrze się pracowało. Bo po oklaskach na stojąco podzielił bukiet, a wcześniej fetował solistów.

No i trzeba czekać na więcej, bo muzycy FG za każdym razem udowadniają, że potrafią zagrać wszystko.

Renata Ochwat

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x