Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Zagadki mierzęcińskiego kościoła i jego proboszcza

2014-11-08, Prosto z miasta

Piękny pałac w Mierzęcinie koło Dobiegniewa zna większość gorzowian, bo często się tam wyprawiają. 

medium_news_header_9399.jpg
Własność parafii św. Józefa w Dobiegniewie

Pospacerować po japońskim ogrodzie, zjeść dobry obiad w pałacowej restauracji, obejrzeć największą w regionie winnicę, czy zwyczajnie pooglądać pawie w przypałacowej ptaszarni. Ale tylko niewielu, albo nikt wie, że tuż obok pałacu jest kościółek, który kryje w sobie tajemnicę i to nie jedną.

Kościół pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny jest filią dobiegniewskiej parafii p.w. św. Józefa. Biały budynek otoczony bardzo charakterystycznym płotem stoi tuż przy głównym wejściu do mierzęcińskiego pałacu. Gorzowianie, którzy jeżdżą do tego zachwycającego miejsca, zwykle obok niego parkują samochody. Rzadko komu, a właściwie nikomu nie przychodzi do głowy, aby poszukać klucza u życzliwego kościelnego i zerknąć do wnętrza. A to duży błąd, bo świątyńka jest skarbem. Decyduje o tym niespotykane, jednolite wnętrze, którego autorem jest były mierzęciński proboszcz, śp. ksiądz Jan Kowal. Bo wnętrze świątyni, jej otoczenie oraz sam architekt to zbiór zagadek, które czekają rozwiązanie, a które być może nigdy nie znajdą rozwiązania. Ale jak mawiają historycy, nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość, jakie dokumenty nagle się odnajdą i staną się kluczem do wyjaśnienia tego, co na razie jest nieoczywiste.

Po baroku… modernizm

Już samo ogrodzenie kościoła jest przedsmakiem tego, co można zobaczyć we wnętrzu świątyni. Płot zdobią bowiem jednolite, charakterystyczne geometryczne elementy. Rzadko się takie widzi gdziekolwiek, a już przy katolickim domu Bożym, to prawdziwy ewenement. Bo po wejściu do wnętrza czeka zwiedzających jeszcze większe zaskoczenie. Całość wystroju jest bowiem konsekwentnym rozwinięciem tego, co widać na ogrodzeniu. Dominuje geometryzm oraz barwy białe i błękitne. Wszystkie elementy wyposażenia, od ołtarza, naczynia liturgiczne, przez feretron, na ławkach kończąc, są w stylu modernizmu. Wnętrze zachwyca zwłaszcza tych, co lubią architekturę i sztukę wnętrzarstwa. Zadziwia natomiast tych, którzy przywykli do surowego romańskiego, powściągliwego gotyckiego, albo szalenie ozdobnego, kapiącego od złota  i pucołowatych putt barokowego stylu katolickich świątyń.

Nie ma bowiem w regionie drugiego takiego katolickiego kościoła, który ma tak jednolity porządek, taką konsekwencję wystroju. Konserwatorzy zabytków podkreślają, że to naprawdę prawdziwa rzadkość i wychwalają autora przebudowy.

Kościół bowiem został wybudowany w  1787  roku w  stylu późnego, dojrzałego  baroku jako fundacja właścicieli Mierzęcina, szlacheckiego rodu von Sydow. W latach 50. XX wieku za sprawą właśnie ks. Jana Kowala świątynia została gruntownie przebudowana w stylu modernizmu. Wymieniono m.in. tynki zewnętrzne, zmieniono kształt otworów okiennych oraz dodano do wystroju elewacji powtarzające się te fascynujące i stałe motywy geometryczne oraz jednolitą barwę. No i był problem.

Mało brakowało, a byłby znów… barok

Kiedy do Mierzęcina trafił ksiądz Jan Kowal, wnętrze nie zachwycało. Obecnie konserwatorzy na pytanie, co się stało z zastanym przez proboszcza barokowym wyposażeniem (choć tak naprawdę nie wiadomo, czy jeszcze i w jakim stanie było), rozkładają ręce i przypuszczająco tłumaczą, że chyba było na tyle źle zachowane, że raziło i wymagało zmiany. Dlatego jedynie można przypuszczać, że proboszcz zdecydował się na przebudowę i konsekwentnie doprowadził dzieło swego życia do finału. Potem mijały lata, kościółek trochę niszczał, znów trzeba było podjąć decyzję, co dalej. I decyzja była taka, konieczna jest zmiana wystroju. Czyli wracamy do baroku, albo współczesnego wystroju. Na szczęście tak się nie stało. Bo zanim zaczęły się zmiany, małej świątyńce w małej wiosce zagubionej w dobiegniewskich lasach przyjrzeli się specjaliści. Między innymi ekspert, członek Stowarzyszenia Konserwatorów Zabytków, jak i Stowarzyszenia Historyków Sztuki, wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie – prof. Jakub Lewicki, który  wziął udział w panelu rzeczoznawców, jaki się odbył w Mierzęcinie 4 i 5 sierpnia 2011. Jego zdaniem przebudowa kościoła dokonana przez księdza Jana Kowala jawi się jako wyjątkowa i odnosi się do realizacji architektury sakralnej na terenie II Rzeczypospolitej w okresie 20-lecia międzywojennego. Podkreślił, że ta przebudowa dokonana przez ówczesnego proboszcza, jest ewenementem w skali regionu z uwagi na świadome zastosowanie detalu modernistycznego oraz kształtowanie przestrzeni w otoczeniu świątyni w oparciu o przyjęte modernistyczne moduły. I ta opinia w pewien sposób zadecydowała o tym, że o modernizm w mierzęcińskiej świątyni zadbać trzeba, a wręcz należy. I tak modernizm w Mierzęcinie doczekał się uznania i zadbania.

Mierzęcin przede wszystkim

Autor przebudowy, ksiądz Jan Kowal spędził w Mierzęcinie i okolicy prawie całe swoje dorosłe życie. Starsi wiekiem parafianie, jak i ci młodsi, którzy dobrego duszpasterza jeszcze pamiętają, podkreślają, że był ciekawym i dobrym człowiekiem. I mocno skoncentrowanym na celu życia, przebudowie świątyni.

Ksiądz Jan Kowal urodził się 23 czerwca 1817 roku w Pantalowicach w powiecie przeworskim w województwie rzeszowskim. Po skończeniu szkoły podstawowej wstąpił do Małego Seminarium ojców kapucynów w Rozwadowie nad Sanem prowincji krakowskiej. Po zakończeniu piątej klasy, przyszły mierzęciński proboszcz wstąpił do seminarium tego zakonu w Krakowie. Tam ukończył szkołę średnią oraz 20 lipca 1941 roku odebrał święcenia kapłańskie. Po święceniach pozostał w krakowskim klasztorze. Pełnił posługę misyjną i zajmował się pracą na rzecz zakładów wychowawczych prowadzonych przez siostry albertynki. W tamtym czasie ze szczególnym oddaniem spełniał posługi liturgiczne.

Do Mierzęcina trafił w 1949 r., kiedy to na polecenie władz zakonnych objął stanowisko kapelana sióstr benedyktynek w ich mierzęcińskim domu. W tym samym czasie zaczął pełnić posługę duszpasterską na rzecz lokalnej społeczności oraz rozpoczął remont mierzęcińskiego kościoła. Rok później, w roku 1950, postanowił przejść ze stanu zakonnego do duchowieństwa diecezjalnego i za zgodą zarówno władz zakonnych, jak i Administratora Gorzowskiego udało mu się to zamierzenie zrealizować. Ksiądz Kowal pozostał w Mierzęcinie aż do 13 grudnia 1952 r. Wtedy to władze kościelne powierzyły mu parafię Śmieszkowo w powiecie wschowskim, jednak pół roku później (dokładnie 1 czerwca 1953 r.) ze względu na bardzo poważną chorobę płuc ksiądz Kowal musiał zrezygnować z pełnienia funkcji proboszcza. Na leczenie wrócił do Mierzęcina. Jednak po kilku miesiącach trafił do szpitala w Sulechowie, a następnie do sanatorium w Torzymiu. Przebywał tam aż do stycznia 1955 r. Od tego czasu zdrowie księdza było mocno nadwątlone. Dlatego też władze kościelne powierzyły mu znacznie łatwiejszą placówkę w Szlichtyngowej koło Wschowy. Był  tam rezydentem, a następnie wikariuszem w Zamysłowie.

Jednak ksiądz Kowal stale wracał do Mierzęcina, gdzie cały czas prowadził przebudowę kościoła. 18 marca 1957 r. władze kościelne przeniosły księdza Kowala na parafię do Starego Polichna, ale bardzo trudne warunki tam panujące spowodowały, że znów odnowiła się zaleczona choroba płuc. Dlatego też w lutym 1958 roku na polecenie władz kościelnych ksiądz Jan Kowal powrócił do Mierzęcina, gdzie miał być samodzielnym wikariuszem. Po powrocie coraz bardziej podupadał na zdrowiu, pogłębiała się choroba płuc. 2 stycznia 1959 roku został zwolniony z jakichkolwiek obowiązków duszpasterskich i ksiądz Jan dbał tylko o otoczenie kościoła i swego domu. Zmarł 31 marca 1973 r. Jego pogrzeb odbył się 3 kwietnia 1973 roku, mszy żałobnej przewodniczył ksiądz biskup Wilhelm Pluta, legendarny gorzowski ordynariusz.  Ksiądz Jan został pochowany na mierzęcińskim cmentarzu na tyłach pałacu.

Architekt przebudowy nadal nierozpoznany

Żadne dostępne materiały nie dają odpowiedzi, skąd u księdza, który nie miał ani artystycznego, ani też architektonicznego wykształcenia taka świadomość właśnie architektury i formy się stała. Nie ma śladów żadnych wyjazdów studialnych ani też uczestnictwa księdza Kowala w jakichkolwiek konferencjach wiążących się z tą dziedziną życia.

Nie wiadomo, skąd czerpał wzorce tak konsekwentnej przebudowy, w tak jednolitym i tak nieoczywistym dla budowli sakralnej stylu. To jedna z zagadek, jaka się łączy zarówno z osobą, jak i dziełem jego życia. Nie ma bowiem śladów podróżowania księdza do Wiednia, gdzie art deco jest wszechobecne. Nie ma też śladów po bibliotece, która mogłaby naprowadzić na moment początku, zarodek idei przebudowy. Moment początku.

Sama przebudowa też nierozpoznana

Stale otwarte pozostaje też pytanie o finanse. Nie wiadomo, skąd ksiądz Kowal czerpał pieniądze oraz jak pozyskiwał materiały budowlane na kościół w latach 50. minionego wieku. A nie były to czasy sprzyjające takim przedsięwzięciom.

Można byłoby podejrzewać, że mierzęciński proboszcz był w ruchu tzw. Księży Patriotów, o których pisze Zdzisław Zblewski w swoim Leksykonie PRL-u wydanym w Krakowie w 2000 roku i których notuje tak: „ Księża patrioci – określenie powstało w 1949 r. i dotyczyło duchownych, wspierających władzę i popierających zmiany zachodzące w Polsce Ludowej. Określenie »księża patrioci« wywodzi się od oficjalnej dewizy ruchu, która brzmiała: »niezłomna wierność Polsce Ludowej«. Ruch księży patriotów działał szczególnie aktywnie w latach 1949-1956”.

Skoro nie Księża Patrioci, to może inna współpraca z ówczesną opresyjną władzą i jej agendami, jak choćby służby bezpieczeństwa. Ale dzięki pomocy prof. dr. hab. Dariusza A. Rymara, dyrektora Archiwum Państwowego w Gorzowie Wielkopolskim i ta opcja została wykluczona. Bo dzięki kwerendzie pana profesora w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej okazało się, że nie ma śladu na jakąkolwiek współpracę księdza Jana Kowala z represyjnym państwem, a co za tym, z cichą zgodą i pomocą tegoż w przebudowie świątyni. Czyli działał sam zarówno w sferze idei, jak i materii.

Pewną odpowiedź można usłyszeć w Mierzęcinie. Wierni, zwłaszcza ci nieco starsi, co księdza Jana pamiętają, do dziś żartują, że w tamtych czasach (lata 50. XX wieku) budowało się nieistniejące już Państwowe Gospodarstwo Rolne, to i trochę betonu zawsze łatwiej było dostać. Żart pozostaje żartem, ale wierni do dziś mówią o byłym proboszczu z sympatią.

No chwilka na cmentarzu

Jak już ktoś zobaczy wnętrze tej ze wszech miar oryginalnej i rzeczywiście jedynej świątyni, powinien sobie zafundować spacer na mierzęciński cmentarz. Też leży tuż przy pałacowym płocie. Od razu widać kaplicę-mauzoleum rodu von Sydow, ale warto się przejść po małej wiejskiej nekropolii, gdzie do dziś chowani są zmarli mieszkańcy,  i nie czytać napisów na nagrobkach. Nie ma potrzeby. Bo grobu księdza Jana Kowala nie da się przeoczyć. Jego nagrobek bowiem jest utrzymany w takim samym stylu i porządku, jak dzieło jego życia, czyli wnętrze i otoczenie mierzęcińskiej świątyni. Po zapaleniu zniczka, albo chwili zadumy przy grobie tego niepospolitego i cały czas nierozpoznanego człowiek, można i warto już pójść i podziwiać to, co prywatny polski kapitał zrobił, aby pałac von Sydowów do życia powrócić i nas cieszyć.

Ale w pamięci mieć należy, że lata temu tu mieszkał i zdrowie ostatecznie stracił przy przebudowie świątyni pewien niepospolity, choć do końca nierozpoznany proboszcz. I choć nadal z tym miejscem, jak i osobą wiele jest związanych zagadek, to jednak jak już będziemy w Mierzęcinie, warto zajrzeć do kościoła. Bo zabytek pierwszej klasy to jest.

I jak pokazała chwila, wielu gorzowian niepospolity ksiądz oraz jego dzieło życia jednak inspiruje do tego, aby do Mierzęcina znów zajrzeć. I zanim do pałacu pójdą, to zechcą obejrzeć jedyny w swoim rodzaju kościół i zapalą zniczka na grobie wybitnie niepospolitego księdza, o którym wiadomo na pewno, że chciał tu mieszkać i tu pozostawił dzieło swego życia.

A zagadki nadal czekają na rozwiązanie.

Renata Ochwat

Tekst jest swobodnym rozwinięciem mego komunikatu, jaki ukazał się  w „Nadwarciańskim Roczniku Historyczno-Archiwalnym” 20014, nr 21, s. 347-350, który ukazał się 5 listopada 2014 roku. Wykorzystałam komunikat i odbudowałam go informacjami, jakich nie da się zamieścić w kwalifikowanym, naukowym wydawnictwie. Za pomoc w dotarciu do niektórych informacji dziękuję szczególnie księdzu dr. Robertowi Kuflowi oraz prof. dr. hab. Dariuszowi A. Rymarowi. Obaj szacownymi dyrektorami archiwów są. Tekst podstawowy z „Rocznika” powstał z inspiracji i polecenia Zbigniewa Czarnucha i za inspirację oraz polecenie dziękuję. Rocznik można nabyć w Archiwum Państwowym w Gorzowie Wielkopolskim przy ul. Tadeusza Mościckiego, a którego lekturę którego szczególnie polecam. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x