Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Bez bibliotek byłoby zwyczajnie smutno

2014-11-14, Prosto z miasta

- Biblioteki to takie miejsca, gdzie nie tylko książki można wypożyczyć  - mówią stali bywalcy imprez, jakie przez okrągły rok serwują bibliotekarze. 

medium_news_header_9469.jpg

Podkreślają jednak przy tym, że najważniejsze jest i to, że właśnie w tych miejscach mogą pożyczyć książkę, tę nową, ale i tę starszą, czasem za bardzo drobny pieniążek, kupić coś do własnych zbiorów.

- Od 20 lat pożyczam tu książki i moim zdaniem bez biblioteki się nie da… - mówi Irena Błażykowska, która stale od lat korzysta z księgozbioru filii przy ul. Mieszka I. I dodaje, że wie o innych imprezach, jakie się tu dzieją, ale czas jeszcze niestety nie pozwala jej w nich uczestniczyć. Być może, za jakiś moment, uda jej się wziąć udział w imprezie bibliotecznej. Na razie jednak czyta i to dużo, dobrej literatury, jaką książnica oferuje.

Przede wszystkim książki jednak

Wszystkie gorzowskie wypożyczalnie na czele z główną przy ul. Sikorskiego, choć wejście jest od Kosynierów Gdyńskich, oblężenie największe przeżywają w poniedziałki.

– Czytelnicy po weekendzie wymieniają książki na kolejne. Jest bardzo duży ruch – mówią bibliotekarze i dodają, że takie samo oblężenie książnice przeżywają przed każdymi kolejnymi świętami. – Naszym problemem jest to, że nie ma nowości, bo książki są zwyczajnie zbyt drogie, nawet dla bibliotek. Bywa tak, że wpada do nas stała czytelniczka, pyta o nowości, podchodzi do półki z nowymi książkami i mówi, że to już wszystko przeczytała – opowiada Irena Mądrzak, szefowa biblioteki przy ul. Mieszka I. I akcentuje, że właśnie to jest główną przyczyną odpływu czytelników. Ale zaznacza, że biblioteka radzi sobie w różny sposób, aby jednak lawiny odchodzących nie było. A odbywa się to przez przyjmowanie darów, a zdarzają się darczyńcy, co potrafią przywieźć całkiem sporą paczkę nowych, zaledwie raz przeczytanych książek, a to przez dobrowolne składki czytelników na zakup nowości, a to przez jeszcze inne działania wspomagające uzupełnianie bibliotecznego księgozbioru. Bo u niej, jak i zresztą w innych bibliotekach, są półki z książkami za przysłowiową złotówkę, są książki, które może do klasyki nie należą, ale stale są czytane. – Poza tym mamy czytelników, którzy dobrowolnie się składają na zakupy, to nie są duże kwoty, ale zawsze coś się uda zebrać – mówi Irena Mądrzak. I tylko w jej bibliotece w ubiegłym roku z takich różnych działań udało się zebrać ponad 1,5 tys. na zakupy nowości, które teraz cieszą wszystkich.

Tak działają wszystkie książnice w mieście, choć zgodnie z definicją, to na państwie spoczywa obowiązek wspierania kultury i w tym czytelnictwa. Także i na samorządzie lokalnym, ale w powodzi innych wydatków, kultura, a w tym i czytelnictwo, jest niemal na ostatnim miejscu. Dlatego też czytelnicy i bibliotekarze radzą sobie w inny sposób. Trochę to wymaga zachodu i starań. Ale warto.

Wszystko dookoła książki i nie tylko…

- Trzeba wiedzieć i pamiętać, że biblioteka to nie tylko miejsce, gdzie się przychodzi po nową pozycję do czytania. To także miejsce, gdzie się odbywają inne ciekawe wydarzenia – mówi Irena Mądrzak. I wylicza, że tylko w jej bibliotece odbywają się cykliczne spotkania „Pasje czytelników filii nr 2”, czyli czytelnicy prezentują swoje inne zainteresowania, aniżeli tylko czytanie literatury. Właśnie tu ostatnio swoimi pasjami podróżniczymi dzieliła się z innymi Bożena Zarzecka. To właśnie tu swoje zachwycające batiki pokazywała Elżbieta Neumann, to właśnie tu można oglądać prezentację prac na papierze Andrzeja Gordona, bo bibliotekarze pamiętają rocznice.

– Pokazujemy także fascynacje bibliotekarzy, bo nagle się okazuje, że i wśród nas są ludzie, którzy fotografują, malują i robią inne ciekawe rzeczy – mówi Irena Mądrzak.

Ale to nie ewenement. Takie same działania dzieją się we wszystkich bibliotekach. W niemal każdej działają kluby czytelników, którzy spotykają się tylko po to, aby porozmawiać o ulubionych lub zwyczajnie odkrywanych lekturach. We wszystkich filiach odbywają się wystawy różnych prac. W filii przy ul. Słonecznej można liczyć co jakiś czas na pokazy fantastycznego rękodzieła,  a to za sprawą szefowej, Elżbiety Nieznańskiej, która sama nie dość, że bibliotekarką jest, to jeszcze i zawołaną rękodzielniczką, która tworzy małe arcydzieła. To u niej w pięknie odnowionej bibliotece gościła Barbara Kosmowska, polska pisarka, która lubi do Gorzowa przyjeżdżać, bo tu ma swoich wielkich fanów, za sprawą literatury na pewno, ale i swoich byłych studentów, którzy świetnie panią profesor wspominają i na spotkania autorskie, jak tylko mogą, to trafiają. Zresztą wyliczyć wszelkich działań gorzowskich bibliotekarzy zamierzających do upowszechniania szeroko pojętej kultury nie sposób.

A i galerie są…

Biblioteki sukcesywnie zapraszają także na wystawy. Modelowym przykładem jest wypożyczalnia na Piaskach. W pięknym nowym obiekcie każdy oczywiście może wypożyczyć książkę, bo jak podkreślają bibliotekarze, to jest podstawowe zadanie ich placówek, ale systematycznie prezentują też prace plastyczne, fotografię lokalnych twórców. Zawsze w bardzo ciekawej, bardzo godnej oprawie, zawsze z chwilką na rozmowę z autorem. Tak samo działa biblioteka na Zawarciu, która stała się lokalnym, maleńkim miejscem, gdzie wiele ciekawych zdarzeń ściąga tych, którzy lubią czytać, ale też i od czasu do czasu podyskutować albo zwyczajnie się spotkać.

Ciekawą galerię ma biblioteka przy ul. Kombatantów, w żargonie bibliotekarzy zwana filią główną, bo tam działa galeria twórczości dzieci. To ta książnica urządza promocję czytania dla najmłodszych przez poznawanie baśni z całego świata, czyli czytamy, a potem malujemy lub rysujemy. Przekłada się to na plastykę. Efekty są zachwycające.

Takie małe centra kultury

W Gorzowie prawie nie ma osiedlowych domów kultury. Transformacja dziejowa w 1989 r. przyniosła wolność, ale i rachunek ekonomiczny, który sprawił, że znikły takie miejsca. Jest jeszcze Osiedlowy Klub U Szefa, klub Zodiak, klub Jedynka, klub Pogodna Jesień. I to po prawdzie wszystko. W miejsce tych, których zabrakło, weszły biblioteki właśnie. Bo poza różnymi działaniami, latem i zimą prowadzą akcję wakacyjno-feryjną dla najmłodszych, robią i różne rzeczy. Jak jest taka potrzeba, to angażują się w życie lokalnej społeczności w inny sposób. – Jest konieczność, więc robimy– mówią bibliotekarze i zdaniem tych, co w nich bywają, z zadania wywiązują się znakomicie.

I wielkie centrum w końcu

Wzory wyznacza i tonu nadaje jednak główna gorzowska książnica, czyli Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta. Na dziś w nowej siedzibie, na jutro też w nowej i wyremontowanej starej willi, którą przez lata gorzowianie kojarzyli z tylko z biblioteką właśnie.

Bo jak tylko wyliczyć, co u Herberta się dzieje, to lista przyprawia o zawrót głowy. Otwiera ją działalność naukowa łącząca się ze znakomitym cyklem „Nowa Marchia – prowincja zapomniana – Ziemia Lubuska – wspólne korzenie”, czyli cykl wykładów animowanych przez Grażynę Kostkiewicz-Górską, a dzięki wysiłkowi dyrekcji książnicy owocującym świetnymi zeszytami naukowymi, które są nieocenionym wkładem w poznawanie i rozpoznawanie korzeni tych ziem. Dość powiedzieć, że to właśnie między innymi zeszyty książnicy w pewien sposób się wpisują i korespondują z „Nadwarciańskim Rocznikiem Historyczno-Archiwalnym” wydawanym przez Archiwum Państwowe.

Poza tym funkcjonują galerie. Działa galeria moderowana przez panią Agnieszkę Pośpieszną, która zaprosiła ostatnio na wiele intrygujących wydarzeń, ot, choćby podróż sentymentalną po lekturach dziadków, rodziców i dzieci. Cały czas też odkrywa coś niebywałego, bo znajduje miejsce dla militarystów, ale i przy okazji i dla wydarzeń sportowych, za sprawą choćby Janusza Dobrzyńskiego, szalonego w pozytywnym sensie znaczeń, kolekcjonera. Jest także galeria Pod Kopułą, którą zajmuje się pan Zbigniew Olchowik, świetny malarz, który dokłada starań, aby prezentacje były na bardzo dobrym lub wręcz znakomitym poziomie. No i jeszcze są inne wydawnictwa, książki i pisma. – Fakt, bardzo dużo tego jest. Tych różnych działań, ale skoro to się spotyka z odzewem, i to pozytywny, to będziemy różne rzeczy robić – mówią bibliotekarze.

Biblioteka to nie kamaszki

Tak mówi Edward Jaworski, dyrektor Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Zbigniewa Herberta w Gorzowie. W taki sposób rozlicza się z myśleniem o wypożyczalniach, o których cały czas pokutuje wrażenie, że pracują tam panie w mocno średnim wieku, w okularach, z koczkiem na głowie i w bamboszkach zorientowane tylko na odhaczenie oddanych książek i zaznaczeniem nowych wypożyczonych. – Biblioteka powinna być i jest lokalnym centrum, takim, jak od lat funkcjonuje na Zachodzie Europy. Zwłaszcza w Skandynawii, gdzie liczą się podstawowe zadania książnicy, czyli gromadzenie zbioru, opisanie go i udostępnienie. Ale lokalna biblioteka ma być też centrum informacji o książce, a jak trzeba, bo trzeba, to i innych ważnych rzeczach. Bibliotekarz ma być pomocny w szukaniu różnych informacji i w Gorzowie już to jest. No i niezmiernie istotnie jest to trzecie zadanie. Biblioteka ma być centrum kultury lokalnej, takim osiedlowym centrum i chyba w końcu nam się to udaje – mówi Edward Jaworski. I dodaje, że skoro znikają lokalne, bardzo lokalne, bo osiedlowe domy kultury, to biblioteki muszą i chcą zapełnić tę pustkę. I zapełniają.

Ale jednak po książki jadą…

W bibliotece przy ul. Mieszka I spokój. Nagle odzywa się brzęczyk. Dyżurująca bibliotekarka Zofia Suszek naciska klawisz na domofonie i wchodzi małżeństwo. Państwo Kokocińscy przyjechali ze Strzelec Krajeńskich. – Tam już wszystko przeczytałam, teraz od lat tu przyjeżdżam. Bo ciągle coś dla siebie znajduję – mówi pani Krystyna Kokocińska. I wybiera dużo. Trochę to trwa. Po dłuższej chwili znów brzęczyk. I znów czytelnicy spoza Gorzowa. Bo tym razem po książki do gorzowskiej  biblioteki przyjechały panie Olga Adamkowska-Krupieniak i Katarzyna Kowalewska ze  Skwierzyny. – U nas nie ma za bardzo wyboru. A tu, zawsze coś się ciekawego znajdzie. Ale nie możemy bywać na innych imprezach, bo jednak ze Skwierzyny do Gorzowa daleko – mówią.

Wszyscy czytelnicy, niezależnie od miejsca zamieszkania podkreślają jedno. Bez bibliotek, bez ich działań, życie tych, co lubią książki byłoby bez sensu.  A dodatkowe działania książnic w upowszechnianiu szeroko pojętej kultury kwitują krótko – Super i niech dalej tak będzie.

Ale to nie wszystkie biblioteki. Biblioteka Pedagogiczna przy ul. Łokietka prowadzi świetną akcję promującą czytanie wśród najmłodszych pod tytułem „Przystanek Czytankowo”, którą trudno przecenić. Od czasu do czasu, ale w miarę regularnie zaprasza na wystawy. I z reguły są to bardzo ciekawe propozycje. Także biblioteka główna Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Jakuba z Paradyża ma własną galerię, gdzie prezentuje artystów zarówno z lokalnego podwórka, jak i spoza. Sięga po ciekawych twórców. I to zawsze są wydarzenia.

Renata Ochwat

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x