Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Bo te dzieci mają w sobie taki potencjał

2015-01-22, Prosto z miasta

- Kiedy nagle okazuje się, że autystyczne dziecko w zwykłej szkole dostaje świadectwo z czerwonym paskiem, to wiem, że nasza praca ma sens – mówi Ewa Przybylska, dyrektor ośrodka oraz przedszkola dla dzieci z autyzmem. Kieruje nimi od dziesięciu lat.

medium_news_header_10107.jpg

- Z autyzmem się człowiek rodzi i z autyzmem umiera. Z tej choroby się nie można wyleczyć. Nie ma na nią cudownej pigułki – mówi Ewa Przybylska. I tłumaczy, że choroba ta powoduje, iż dzieci inaczej odbierają świat, boją się na przykład ludzkich twarzy, inaczej niż zdrowe odbierają bodźce zewnętrzne, mają zaburzone kontakty ze światem inaczej się zachowują, inaczej reagują. I tłumaczy, że autystyk ma tak, że dla przykładu jak jego miś siedzi po lewej stronie łóżka, to ma tam zawsze siedzieć i już. Inaczej zaczyna być niespokojny, świat staje się dla niego wrogi.

Zaczęło się od jednego chłopca

Stowarzyszenia oraz ośrodek wsparcia dla małych autystyków założyła już 16 lat temu Jelena Kornacka, która nie mgła znaleźć miejsca dla swego synka, autystyka. Na samym początku stowarzyszenie skupiła zaledwie kilka osób. Było to pierwsza taka organizacji w Lubuskiem. Jednak coraz szersza informacja o działalności sprawiła, że rodziców przybywało. Od początku stowarzyszenie prowadziło ośrodek dla chorych dzieci.

Od dziesięciu lat właśnie ośrodkiem oraz przedszkolem kieruje Ewa Przybylska, wcześniej przez dziesięć lat kierowała Poradnią Pedagogiczno-Psychologiczną. Już na emeryturze zaangażowała się w prace ośrodka i tak już zostało do dziś.

Musisz ze mną porozmawiać

- Nasze dzieci mają niesamowity potencjał – mówi Ewa Przybylska i na dowód pokazuje malutką pracę z plasteliny. To misterna rzeźba wielogłowego smoka. Ma może cztery-pięć centymetrów wysokości, a smoczych głów wyrastających z korpusy jest dużo, coś w okolicach dziesięciu. Każda to malutkie dzieło, bo ma paszczę, ostre zęby, wyrostki na korpusie, misternie wykonane skrzydła. Zachwyca wykonaniem. – Proszę sobie wyobrazić, że wykonał to chłopiec, który sam nie potrafi zawiązać sobie butów, a jak ma się podpisać, to długopis lata w jego ręce od jednego brzegu kartki do drugiego – opowiada Ewa Przybylska. I wspomina, jak kiedyś zabrakło małemu artyście plasteliny, a opiekunka poinformowała, że więcej nie ma, bo pani dyrektor zabrała, to mały twórca smoków skwitował to prostym stwierdzeniem – Ukradła mi.

I opowiada o innym chłopcu – Eryku, który tak ma, że codziennie gra z panią dyrektor w słówka. Wygląda to tak, że jak Ewa Przybylska schodzi do świetlicy, która się mieści pod biurem stowarzyszenia przy ul. Walczaka, to Eryk rzuca dla przykładu słówko jabłko, wówczas trzeba podać mu inny owoc  i tak dalej i tak dalej.

- Był też taki chłopiec, który tak miał, że musiał ze mną porozmawiać. I codziennie słyszałam, porozmawiaj ze mną. A kiedy już musiałam iść do biura, to mnie zatrzymywał, że nie muszę, no  i po chwili zezwalał mi na opuszczenie świetlicy. No i odwiedzał mnie w gabinecie. No coś niesamowitego – opowiada dyrektor Przybylska.

Szkoła i grupy wsparcia

Najważniejszym zadaniem stowarzyszenia jest pomoc dzieciom dotkniętym autyzmem, ale także i ich rodzicom. – Wygląda to tak, że mamy cztery oddziały przedszkolne, jeden przy ul. Armii Polskiej, trzy przy ul. Małyszyńskiej. No i mamy ośrodek, w którym realizujemy program szkoły podstawowej od rocznika zero oraz szkoły gimnazjalnej – tłumaczy dyrektor Przybylska. I wylicza, że w przedszkolu jest 19 dzieci, a w ośrodku 38 osób w wieku od 6 do 22 lat. – Na razie starszych dzieci nie mamy, bo one rosną wraz z historią naszego ośrodka tłumaczy Ewa Przybylska.

Razem ze wszystkimi podopiecznymi pracuje około 40-osobowa kadra. – Wynika to ze specyfiki pracy z dziećmi autystycznymi. Bo zawsze zaczyna się od nauki kontaktu z opiekunem i jest to praca jeden na jeden. Potem dopiero zaczynamy uczyć dzieci kontaktów socjalnych, ale to też są bardzo niewielkie grupki, bywa dwu, trzyosobowe, bo taka jest specyfika tej choroby – wyjaśnia pani dyrektor.  Tłumaczy, że i w ośrodku, i w przedszkolu oprócz typowych zajęć odbywa się mnóstwo innych, dodatkowych wynikających ze specjalistycznych technik rehabilitacyjnych. Do wielu z nich potrzebny jest potwornie drogi specjalistyczny sprzęt rehabilitacyjny, dlatego w stowarzyszeniu zwykle jest po dwóch specjalistów od danej terapii. – Nie możemy sobie pozwolić, aby sprzęt nam stał nieużywany – zaznacza. I tłumaczy, że oprócz specyficznych dla autyzmu terapii, w ośrodku prowadzi się także takie terapie jak choćby hippoterapia. Ośrodek porzucił dogoterapię prawie całkowicie, bo teraz niemal każde dziecko ma własne zwierzę.

Ale w stowarzyszeniu działa także dodatkowa grupa terapeutyczna przeznaczona dla dzieci z lekkimi odmianami autyzmu, które nie są objęte pomocą ośrodka. Odbywają się raz w tygodniu.

Poza tym stowarzyszenie prowadzi grupy wsparcia dla rodziców małych pacjentów, porady, wyjazdy integracyjne, działa teatrzyk, są wyjazdy na zielone szkoły. Ale jak zaznacza Ewa Przybylska, w takich działaniach biorą udział całe rodziny, bo dla rodzica dziecka z autyzmem najważniejszym słowem oceny czy wsparcia jest opinia drugiego rodzica, który ma tak samo chore dziecko. – Działa zasada, że zdanie specjalisty to jedno, ale co on tak naprawdę wie o problemie, bo na nim znają się, co mają taki sam. My to dokładnie rozumiemy – mówi Ewa Przybylska. I dodaje, że te grupy wsparcia są szczególnie potrzebne, zwłaszcza rodzicom, którzy sami wychowują własne dzieci. Wśród nich jest przewaga samotnych mam, ale jest też i tata, któremu umarła żona.

Książki i spektakle

Ośrodek ma także ambicje wydawnicze. I ma na koncie już kilka wydawnictw. Pierwszą był zbiór opowiadań zarówno wychowawców, jak i samych rodziców pt. „Autyzm pisany miłością”. I jak mówi dyrektor Przybylska, to smutna książka. Potem był album „Dwa światy”, potem kolejne już wydanie „Autyzmu pisanego miłością” , ale wyszła już książka mniej smutna niż pierwsza. No i końcu kolejny wysmakowany album „Zatrzymane w kadrze” .

Ale podopieczni ośrodka występują też w spektaklach teatralnych. Ostatnim była „Bajka o jeżyku, który szukał mieszkania na zimę”. – Zwyczajnie trudno sobie wyobrazić, co czują rodzice, którzy widzą swoje pociechy na prawdziwej, teatralnej scenie w pięknych kostiumach żabek czy innych zwierzątek – mówi Ewa Przybylska.

Po świadectwa z czerwonym paskiem

Dyrektor Przybylska mocno akcentuje, że nie można się z autyzmu wyleczyć. Ale można dzięki fachowo prowadzonej terapii, tak pomóc dziecku, że są szanse na całkiem niespodziewane efekty. – Mieliśmy takiego chłopca, który trafił do naszego przedszkola. Potem uczył się w ośrodku do czwartej klasy. No i przeszedł testy, które pokazały pełną normę intelektualną. No i już w zwykłej szkole zbiera świadectwa z czerwonym paskiem. Teraz też mamy takiego wychowanka, którego chcemy przekazać do szkoły otwartej – mówi Ewa Przybylska.

Im szybciej, tym lepiej

Jak podkreślają specjaliści, im rodzice szybciej rozpoznają , na co cierpi ich pociecha, tym większa szansa na szybką i dającą jakieś efekty terapię. – No niestety, bywa, że rodzice nie chcą przyjąć do wiadomości, że dziecko jest chore i wydają bajońskie sumy na jakieś alternatywne sposoby pomocy, a ostatecznie jednak i tak trafiają do specjalistów.

Przy stowarzyszeniu działa punkt konsultacyjno-diagnostyczny, w którym rodzice mogą potwierdzić lub odrzucić podejrzenie o autyzm. Ponieważ działa raz w tygodniu, na wizytę trzeba jednak trochę poczekać. Tu podczas kilku wizyt specjaliści potwierdzą podejrzenia. Wówczas rodzice muszą się jeszcze zgłosić do psychiatry dziecięcego, a kiedy on wyda swoją opinię, to z nią muszą trafić jeszcze do poradni psychologiczno-pedagogicznej. I te dwa dokumenty upoważniają już do zgłoszenia się do przedszkola lub stowarzyszenia. Dyrektor Przybylska podkreśla, że im wcześniej zacznie się terapię, tym na lepsze sukcesy można liczyć. Ale dodaje, że pacjenci są różni i jak jednym uda się żyć samodzielnie, przy naprawdę minimalnym wsparciu, to innym jednak nie i będą potrzebować opieki do końca życia. – I to jest ten nasz kolejny krok, na który będziemy się musieli kiedyś zdobyć. Ale to na razie jest kwestia przyszłości.

Pomoc od innych

Tak naprawdę szkopułem, jaki mają w stowarzyszeniu jest problem z przeciągającym się remontem nowej siedziby przy ul. Małyszyńskiej, dawna siedziba Domu Kultury Małyszyn. – Pomaga nam bardzo prezes honorowy Stali Gorzów Władysław Komarnicki – mówi dyrektor Przybylska.

To między innymi dzięki niemu udało się zyskać dotacją od miasta na pierwsze niezbędne remonty, to on przekazał pieniądze z VIII Balu Charytatywnego Stali Gorzów. I dyrektor Przybylska ma nadzieję, że także i teraz nadal będzie wspierał stowarzyszenie, kiedy znów nieco zawikłał się remont pozostałych części nowej siedziby.

- Pomagam, prawda, i zajmuje mnie to olbrzymią część czasu – mówi Władysław Komarnicki i opowiada, że o istnieniu stowarzyszenia i jego kłopotach z remontami dowiedział się dzięki swemu byłemu pracownikowi, który ma wnuka z autyzmem. – Poszedłem tam do nich na Walczaka i ujęła mnie rewerencja, z jaką mnie przywitano. A potem odkryłem, w jakiej czarnej dziurze stowarzyszenie się znalazło, bo i ten rozgrzebany i ciągle przynoszący nowe niespodzianki remont, i wadliwie skonstruowana dokumentacja. No cóż, zacząłem pomagać i tak już mi zostało – mówi Władysław Komarnicki.

Poza nim na liście tych, na których stowarzyszenie może liczyć, jest jeszcze kilka znanych firm. – Bez wsparcia nic by się nie udało – kończy rozmowę dyrektor Przybylska.

Renata Ochwat

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x