Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

W Anglii brakuje mi lasów i dobrego jedzenia

2015-01-29, Prosto z miasta

Kiedy pracowała w cateringu, miała okazję przebywać blisko królowej Elżbiety II, a jej mąż dostał nawet list z królewskiego dworu.

medium_news_header_10169.jpg
Agnieszka Parfieńczyk z mężem i synem w Royal Albert Hall w Londynie.

Na co dzień Agnieszka i Jacek z synem Mateuszem mieszkają w Cambridge, ale kontaktów z rodzinnym miastem nie zerwali.

- Bywamy w Polsce kilka razy do roku, przecież Gorzów to nasze miasto, mamy tu rodzinę – mówi Agnieszka Parfieńczyk. Córka znanego gorzowskiego żużlowca Marka Towalskiego już od ośmiu lat mieszka z rodziną i pracuje w Wielkiej Brytanii, w starym uniwersyteckim mieście Cambridge.

Bo nie było pracy

- Najpierw do Anglii pojechał mąż. Jakoś tak się stało, że nagle stracił pracę. Wtedy kolega do niego zadzwonił, że właśnie rezerwuje bilety na wyjazd. No i mąż zdecydował się w jednej chwili. Stwierdził, że pojedzie, rozejrzy się, a jak nie wyjdzie, to wróci do Gorzowa – opowiada Agnieszka Parfieńczyk. Ale ponieważ znalazł pracę, a rozłąka trwała już niemal rok, więc pani Agnieszka musiała podjąć decyzję. – No nie da się tworzyć rodziny na odległość. Spakowałam siebie i syna i pojechaliśmy – mówi.

Jej mąż zaczynał jak większość Polaków za granicą, na zmywaku, ale za to w bardzo niecodziennym miejscu, bo w King’s College, czyli na słynnym Uniwersytecie w Cambridge. Pani Agnieszka po przyjeździe do Anglii też znalazła pracę w King’s College, ale w cateringu, jako kelnerka. I tłumaczy, że King’s College to takie miejsce jak z Harry Pottera, magiczne, piękne, niepowtarzalne. Zresztą jak całe Cambridge, które jest przyjazne i wygodne do życia lepiej niż zabiegany i wiecznie się spieszący Londyn.

- Jak się już jako tako urządziliśmy, ja po roku znalazłam lepszą pracę w szpitalu, też w cateringu, potem do szpitala przeniósł się także mąż– opowiada pani Agnieszka.

Królewskie związki

Nie każdy Polak pracujący w Anglii może się pochwalić spotkaniem z królową lub jej dworem. Rodzinie pani Agnieszki przytrafiło się to dwukrotnie. – Mój mąż maluje takie ezoteryczne obrazy. Już w Anglii, ale jeszcze przed moim przyjazdem urządził wystawę. No i postanowił na wernisaż zaprosić królową brytyjską, bo niby dlaczego nie. Wysłał zaproszenie do Pałacu Buckingham. Naturalnie królowa osobiście nie przybyła, ale z jej kancelarii przyszedł list, że jej wysokość serdecznie dziękuje i że życzy powodzenia – opowiada pani Agnieszka i dodaje, że jej mąż Jacek nazywa ten list ich błogosławieństwem na przyszłość. Pan Jacek lubi od czasu do czasu sobie na ten list popatrzeć.

No a drugie, już bezpośrednie zetkniecie się z królową Elżbietą II przeżyła pani Agnieszka.

To było w listopadzie 2009 roku, kiedy Uniwersytet Cambridge obchodził 800-lecie swego istnienia, King’s College zaprosił władczynię na uroczysty lunch. Monarchini przyjechała, a pani Agnieszka specjalnie wzięła wolne w szpitalu, żeby popracować podczas tego lunchu. – Królowa siedziała przy osobnym stole z władzami college, usługiwał im oczywiście szef cateringu. Ale ja miałam tę przyjemność, że kilka razy przeszłam z talerzami tuż obok stołu monarchini. No rzadko się komukolwiek ze zwykłych ludzi taka okazja zdarza – opowiada. I dodaje, że królowa na lunch jadła dzikiego łososia i wołowinę. – No i zachowywała się jak prawdziwa dama, trochę skosztowała jednego, trochę drugiego, a po lunchu wyjęła szminkę, umalowała usta i była gotowa na dalszą wizytę – opowiada.

Tu się łatwiej żyje

Pani Agnieszka mówi, że na razie nie myśli o powrocie. Bo 18-letni syn musi zdać maturę i chce tu studiować. – Choć osiem lat temu, kiedy przyjechałam, było ciężko, zwłaszcza synowi, bo Mateusz musiał pokonać barierę językową. Dwa lata to trwało, ale teraz syn znacznie chętniej przebywa w międzynarodowym towarzystwie aniżeli polskim.

Inną rzeczą, która decyduje o tym, że na razie państwo Parfieńczykowie nie myślą o wyjeździe z Wysp, jest łatwość życia. – Tu za jedną zwykłą pensję da się żyć może bez jakichś specjalnych szaleństw, ale jednak. Fakt, Cambridge jest drogim miastem, ale tu zawsze jest praca – tłumaczy pani Agnieszka. Poza tym w Anglii jest dobrze rozwinięty system pomocy, w sytuacji kiedy ktoś traci pracę, to zasiłek pozwala na normalne życie i szukanie następnej pracy. – Biedny, żyjący na ulicy człowiek to albo alkoholik, albo bezdomny, ale ze swojego wyboru, bo naprawdę tu można liczyć na konkretną pomoc państwa – mówi pani Agnieszka.

I opowiada, że gdyby na początku z mężem znali te wszystkie sposoby pomocy, to na pewno nie rzucaliby się jak wariaci po pracę. Ale nawet teraz, gdy znają ścieżki pomocy, to jakoś jej nie szukają, bo mają dobrą pracę i żyje im się spokojnie.

Dobrze nas oceniają

- My tu mamy dobrą opinię, Anglicy cenią nas za bardzo dobre podejście do pracy, za rzetelność, za szybkość. No i czasami wykorzystują nasz stosunek i podejście do pracy – mówi pani Agnieszka i podaje taki przykład. Na jednym z oddziałów w jej szpitalu sprzątało dwoje Anglików, a kiedy szpital zatrudnił Polaka, to zatrudnił tylko jednego, no i on sobie daje radę.

- Poza tym Anglicy nas mocno oceniają i nam zazdroszczą. Bo jesteśmy obcy, w obcym kraju, mamy pracę, dobrze nam się żyje, dajemy sobie radę. Zazdroszczą nam właśnie tego, bo oni pół dnia w pracy, pół dnia w pubie i tak sobie żyją. Zazdroszczą nam nawet bardziej niż Hindusom, których przecież sobie sami tu przywieźli – mówi pani Agnieszka.

Typowy angielski dom

Państwo Parfieńczykowie mieszkają w Cambridge w typowym angielskim domu. - To taka typowa szeregówka z ogrodem, ma cztery pokoje, dużą kuchnię – opowiada pani Agnieszka i wylicza wszystkie „zalety” angielskich domów: osobne krany na ciepłą i zimną wodę, w toalecie światło zapala się sznurkiem zwisającym z sufitu, wąska klatka schodowa z bardzo stromymi stopniami. Ale wśród zalet jest obowiązkowe segregowanie śmieci, bo nieposegregowanych służby komunalne zwyczajnie nie odbiorą. Młodzi ludzie jeżdżą rowerami, dzieci nie są za bardzo obciążane nauką, bo lekcje w szkole podstawowej trwają od 9.00 do 15.00, w gimnazjum od 8.00 do 15.00. Natomiast rozkład zajęć w szkole średniej wygląda tak, jak rozkłady zajęć na polskich studiach.

Kiedyś tu wrócimy

Na pytanie, czego brakuje w Anglii jej najbardziej, odpowiada, że przede wszystkim lasów. – My do najbliższego mamy godzinę jazdy samochodem, a w Gorzowie wystarczy pojechać na jedną czy drugą pętlę i proszę bardzo, las w zasięgu dłoni – mówi. Drugą rzeczą jest angielskie jedzenie, bo w Anglii tego zwyczajnie nie ma. – jestem weganką, czyli jem tylko owoce i warzywa, więc potrafię docenić smak takich ziemniaków – mówi.

Oprócz minusów, życie w Anglii to też plusy. - Cieszę się z pobytu w UK z takiego powodu, że mogę wychowywać dziecko w wielokulturowym środowisku, gdzie żyją ludzie innych wyznań i obyczajów, gdzie można szybciej nauczyć tolerancji wobec ras i wyznań. Kiedy przyjeżdżam do Polski, to czuję, że ludzie nadal się dziwią i niekoniecznie akceptują inność, choćby na przykładzie mojego stylu odżywiania czy naszego stylu życia - bo jednak medytacje i odstępstwo od fanatycznej religijności nadal jest krytykowane.

Ale na pytanie, czy zamierzają kiedyś w przyszłości wrócić do Gorzowa, zdecydowanie odpowiada, że tak. Zresztą śledzi, co się w mieście dzieje, w trakcie sezonu razem z mężem oglądają ligę żużlową w Polsce, i jak mówi, przyjaciele nazywają ich żużlowymi maniakami, bo wiadomo, że w niedzielę siedzą oboje przed ekranem komputera i śledzą, co się dzieje na żużlowych torach. Ale jednak nie potrafi odpowiedzieć, kiedy znów zamieszkają nad Wartą. – To kwestia otwarta – mówi.

Renata Ochwat

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x