Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Nim zupełnie naturalnym się stała obecność Niemców

2016-01-29, Prosto z miasta

Uderzeniem w Dzwon Pokoju oraz złożeniem kwiatów na byłym cmentarzu ewangelickim Polacy i Niemcy czczą Dzień Pamięci i Pojednania.

medium_news_header_13712.jpg

Dzieje się tak 30 stycznia każdego roku, ale dopiero od niedawna. Mało jednak kto wie, że wspólne kontakty zaczęły się zaraz po zajęciu miasta przez Rosjan w 1945 r.

- Może to niepopularne, ale pamiętać trzeba, że polsko-niemieckie kontakty zaczęły się już w 1945 roku – mówi Robert Piotrowski, gorzoviansta i historyk i podaje przykłady, kiedy to w jednym mieszkaniu przez jakiś czas żyli Polacy, którzy przyjechali w poszukiwaniu lepszego losu i Niemcy, którzy nie zdążyli wyjechać lub też jeszcze ich nie przepędzono. – Trzeba się było dzielić zarówno łóżkami do spania, jak i garnkiem z zupą – mówi Robert Piotrowski.

Te pierwsze kontakty doprowadziły do tego, że 30 stycznia, dzień przejścia Landsbergu przez Armię Czerwoną, czyli faktyczna zmiana państwowości tej ziemi, jest nazywany od dwóch dekad Dniem Pamięci i Pojednania.

A potem kontakt trwał

Już w tym 1945 roku nawiązały się pierwsze nici porozumienia, choć w większości za wcześnie było, aby wybaczyć ogrom win uczynionych przez Niemców Polakom. A landsberscy Niemcy w większości nie bardzo rozumieli, że są też odpowiedzialni za ten ogrom krzywd, jakie ich naród uczynił.

Ale już wówczas Florian Kroenke, ówczesny starosta, mawiał, że Gorzów jako miasto przygraniczne jest skazany na dobrosąsiedzkie kontakty z Niemcami.

Kiedy w końcu niemal wszyscy Niemcy opuścili miasto, to w części rodzin została pamięć mimo wszystko życzliwych ludzi, którzy jednak nie pasowali do wzorca morderczego Niemca.

- Potem przyszedł czas rewizjonizmu, po którym pozostało nam trochę pamiątek, jak choćby owa tablica na Urzędzie Miasta czy plac Grunwaldzki, mający świadczyć, że Niemiec odwiecznym wrogiem naszym jest – mówi Robert Piotrowski. Jednak dodaje, że nawet w tamtych czasach jakieś śladowe kontakty między obu nacjami trwały nadal.

Polityka się normalizuje

Sytuacja zaczęła się zmieniać po podpisaniu między PRL a NRD w 1950 roku Układu Zgorzeleckiego o wytyczeniu granic między obu państwami. Można było wówczas patrzeć poza Odrę, a nawet się za nią wybrać. Sytuację polityczną zmienił też słynny list polskich biskupów do niemieckich z 1965 roku. – Jednym z sygnatariuszy listu był ówczesny sufragan naszej diecezji biskup Jerzy Stroba. Można domniemywać, że przy jego redagowaniu udział miał ordynariusz, biskup Wilhelm Pluta, Ślązak mówiący świetnie po niemiecku i człowiek pozbawiony ograniczeń – mówi Robert Piotrowski.

Ostatecznie sytuację ociepliło podpisanie układu między PRL a RFN z grudnia 1970 roku o normalizacji stosunków oraz o nienaruszalności granic. Ten układ sprawił, że obywatele RFN mogli swobodniej podróżować do Polski.

- To wtedy zaczęło się pisanie przez Niemców listów do Polaków, którzy mieszkali w ich domach. Polacy wysyłali zdjęcia domów, a z Niemiec szły w zamian paczki z różnymi dobrami – mówi Robert Piotrowski.

W biskupiej willi i pewnym domu przy Kwadracie

To właśnie we wczesnych latach 70. Do Gorzowa przyjechał Hans Beske, przewodniczący ziomkostwa byłych mieszkańców. Spotkał się z biskupem Wilhelmem Plutą. Co więcej, bywał w Pałacu Biskupim, mieszkał kilka razy. Od tych spotkań zaczęła kiełkować idea czegoś bardziej formalnego, aniżeli tylko prywatne i nieoficjalne kontakty. Na razie to była tylko idea, ponieważ nie mogło być mowy o oficjalnych kontaktach za sprawą silnie rewizjonistycznych ziomkostw działających na terenie RFN. Dość przypomnieć, że polskie media straszyły wówczas Herbertem Hupką i Herbertem Czają, szefami radykalnych ziomkostw śląskich.

Mimo tego do Gorzowa zaczęli zaglądać byli mieszkańcy. Zaglądać w sensie dosłownym. Tak było w przypadku dziadków Iwony Bartnickiej, szefowej Kina 60 Krzeseł. Pewnego dnia przed ich domem na Kwadracie zatrzymała się małżeństwo i zaczęło patrzeć na balkon, na którym siedziała babcia Iwony. I choć jedni nie mówili po polski, drudzy po niemiecku, to się jakoś porozumieli, że ci ludzie kiedyś tam mieszkali. Zostali zaproszeni i od tego pierwszego kontaktu zaczęła się znajomość, która przetrwała lata.

Także na początku lat 70. Do Gorzowa po raz pierwszy przyjechała Christa Wolf, niemiecka pisarka urodzona w Landsbergu. Po tej wizycie powstała jej słynna i do dziś budząca kontrowersje książka „Wzorce dzieciństwa”.

Znakiem pojednania było też wydawnictwo – „Wege zueinander”, z tekstami Polaków i Niemców, w tym prof. Bogdana Kunickiego oraz pracami Waldemara Kućki i Andrzeja Gordona, które ukazało się w 1982 w Bonn. Co prawda oficjalne władze nie były zadowolone, ale w kuluarowych rozmowach cieszono się z tej książki, prestiżowego dość przyznać, wydawnictwa.

Po przełomie wszystko znormalniało

Sytuacja radykalnie się zmieniła po 1989 roku. Zmiana ustroju spowodowała, że można było już oficjalnie przyznawać się do kontaktów polsko-niemieckich. Do Gorzowa zaczęli przyjeżdżać ziomkowie, powstała polsko-niemiecka grupa współpracy. Efektami tej współpracy są odsłonięta w 1997 roku fontanna Pauckscha na Starym Rynku, wierna replika tej, która stała do II wojny światowej. Złożyli się na nią Polacy i Niemcy. Stanął Dzwon Pokoju na placu Grunwaldzkim, też postawiony za polsko-niemieckie pieniądze. To w końcu ziomkowie wyrazili zgodę na przekopanie parku Kopernika pod Trasę Średnicową. Park był największym landsberskim cmentarzem, który w latach 70. w bezpardonowy sposób i bez poszanowania tam pochowanych zamieniono w park.

- Zupełnie naturalnym się stała obecność Niemców, byłych mieszkańców, na wszystkich ważnych miejskich uroczystościach. Ale niestety, ten czas się kończy, landsberczycy, których już zresztą niewielu zostało, są w mocno podeszłym wieku – mówi Robert Piotrowski.

I choć polsko-niemieckie kontakty nabierają teraz nieco innego wymiaru, to jednak pozostaje wspomnienie tego, że w Gorzowie udał się stworzyć niezwykły klimat do spotkań i to przyjacielskich spotkań między nacją oprawców a nacją pokrzywdzonych. Takich modelowych kontaktów nie ma ani Zielona Góra, ani Szczecin. Mówił o tym dr Przemysław Migdalski z Uniwersytetu Szczecińskiego podczas jednego ze swoich wystąpień w Gorzowie.

Mamy być z czego dumni.

Renata Ochwat

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x