Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

Betonowa ściana między światem kultury a urzędnikami

2012-10-12, Prosto z miasta

medium_news_header_1718.jpg

Z inicjatywy miesięcznika i stowarzyszenia „Tylko Gorzów” 11 października zorganizowana została w bibliotece Herberta debata o gorzowskiej kulturze. Przybyło na nią kilkadziesiąt osób reprezentujących różne środowiska kultury oraz urzędnicy. Moderatorem był Adam Oziewicz.

Kontrowersyjne tezy

Na wstępie red. Oziewicz przeczytał notatkę Krystyny Kamińskiej, która nie mogła na spotkanie przyjść. Jej tezy są takie: w Gorzowie jest za dużo instytucji kultury, połowa z nich już dawno powinna była zniknąć, wówczas rozwinęłyby się prywatne placówki kultury, jak bary i puby; teraz część instytucji kultury upada na własne życzenie. Teza kolejna: w Gorzowie nie dba się o artystów, a to oni tworzą klimat miasta; o nich powinien dbać Miejski Ośrodek Sztuki, nawet kosztem zajęć dla dzieci; fotografia przestała być sztuką, od kiedy technologia każdemu pozwala robić ładne zdjęcia; najlepiej rozwija się w Gorzowie środowisko literackie.

Trudno się zgodzić z niektórymi tezami Krystyny Kamińskiej, bo na przykład fotografia, mimo rozwoju technologii, sztuką być nie przestała, wprost przeciwnie, wspina się na coraz wyższy poziom artystycznej kreacji. Czy bary i puby mogłyby zastąpić taki na przykład Grodzki Dom Kultury, który ma być zlikwidowany? Wątpię. Czy Miejski Ośrodek Sztuki powinien odpuszczać pracę z dziećmi? Na pewno nie, bo wtedy nie będzie odbiorców dla sztuki tworzonej przez artystów. Co oczywiście nie wyklucza tego, że większej dbałości o plastyków w naszym mieście nie ma, a na pewno przydałaby się.

Ewa Pawlak, dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Miasta Gorzowa, poinformowała, że wkrótce opublikowana zostanie w Biuletynie Informacji Publicznej opracowywana od półtora roku strategia rozwoju kultury w Gorzowie. Są w niej zawarte priorytety do 2020 roku Gorzów ma być miastem festiwali i opierać kulturę o markę „Gorzów = Przystań”. Natomiast w strategii nie ma mowy o reorganizacji sieci instytucji kultury, bo to jest odrębne zadanie.
Niestety, mimo ogromnego zaciekawienia audytorium niczego więcej o strategii się nie dowiedzieliśmy. Rozczarowania nie krył moderator, a pod koniec debaty wyartykułował to samo raz jeszcze red. Dariusz Barański, niestety pani Pawlak już nie było na sali.
- Pani dyrektor była bardzo tajemnicza i nic nam nie powiedziała o strategii, tylko tyle że mają być festiwale. Jakie? Był Kameraton raz i koniec. Festiwale chyba powinny odbywać się cyklicznie. Boguś Dziekański robi nam nieustający festiwal jazzowy. A poza tym co? Romane Dyvesa? To niszowy festiwal i chyba już się jego formuła wyczerpała.

Kontrowersyjna reorganizacja

Po raz kolejny wypłynął temat reorganizacji sieci gorzowskich instytucji kultury i powszechnie krytykowany pomysł włączenia Jazz Clubu „Pod Filarami” do Filharmonii Gorzowskiej.

- Połączenie „Filarów” i filharmonii, to zły pomysł – przekonywał Bogusław Dziekański. - Specyfika obu instytucji jest zupełnie inna. Dzisiaj muzyka jazzowa wymaga takiej samej ochrony, jak muzyka klasyczna. Jazz wymaga też przygotowanego odbiorcy. Przez lata „Filary” pełniły w mieście taką rolę, jaką teraz przejęła filharmonia – prezentowały muzykę artystyczną, upowszechniały kulturę wysoką. W Polsce kulturę wysoką może finansować tylko państwo i samorządy, prywatny sponsoring nie jest jeszcze u nas na tyle rozwinięty. Nawet w Berlinie Senat szuka prywatnych sponsorów dla kultury. Obecny model funkcjonowania klubu się sprawdza. Od początku stawiałem na ekonomizację wydatków, żeby jak najwięcej pieniędzy szło na działalność, a nie na etaty.
Przypomnijmy, ze w Jazz Clubie „Pod Filarami” jest 2,5 etatu, a argumentem za wcieleniem klubu do filharmonii była walka z biurokracją. Czy to „Pod Filarami” jest biurokracja i przerost zatrudnienia? Chyba coś się komuś pomyliło.

Oczywiście, kiedy padła nazwa filharmonii, Krzysztof Świtalski, jej nowy dyrektor, natychmiast również zabrał głos:
W wielu kwestiach zgadzam się z panem Dziekańskim – mówił – ale pieniędzy na rynku kultury jest za mało. Trzeba szukać oszczędności. Jazzmani to są artyści z najwyższej półki. Jeśli klub będzie samodzielny, to dla miasta dobrze; jeśli wejdzie w skład filharmonii, to też dla miasta dobrze. Współpraca z panem Dziekańskim to czysta przyjemność. Rozumiem działania miasta – chodzi o oszczędności, ale bez uszczerbku dla poziomu artystycznego.
Dyrektor Pawlak przypomniała, że w tym roku likwidowany jest Klub Nauczyciela i Dom Kultury „Małyszyn” oraz wyodrębnione zostaną ze struktury Grodzkiego Domu Kultury trzy kluby osiedlowe, które następnie zostaną włączone do Miejskiego Centrum Kultury. W przyszłym roku zlikwidowany zostanie Grodzki Dom Kultury, a w 2014 dopiero ewentualnie „Filary” zostaną wcielone do filharmonii a „Lamus” przejmie Miejski Ośrodek Sztuki.
Wiceprezydent Alina Nowak zakończyła ten wątek dyskusji stwierdzeniem:
Zapowiedzieliśmy, że to jest projekt restrukturyzacji. Jeśli płyną do nas sygnały, że to jest zły pomysł, to on nie będzie realizowany. Nic na siłę.
Red. Dariusz Barański poprosił jeszcze raz o zdecydowaną deklarację pani wiceprezydent Aliny Nowak, że Jazz Club „Pod Filarami”nie zostanie włączony do Filharmonii Gorzowskiej. Takie deklaracje ze strony pani wiceprezydent padały już kilkakrotnie, ale po nich pani dyrektor Pawlak i tak powtarzała swoją idee fixe o wcieleniu „Filarów” do filharmonii. Miejmy nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
- Czy lepsze jest jedno centrum basenowe – zastanawiała się Ewa Hornik, była dyrektor MCK w kontekście likwidacji „Małyszyna” – czy może lepiej byłoby wybudować mniejsze baseny na każdym osiedlu, przy każdej szkole? W wielości tkwi siła. Nie chodzi o utrzymanie murów, ale napełnienie ich nowymi kierunkami działań. Może z nastawieniem na ludzi starszych, których przybywa?

Dla kogo?

Jan Tomaszewicz, dyrektor Teatru im. J. Osterwy w Gorzowie, zwrócił uwagę na inny bardzo istotny aspekt rozwoju kultury.

- Ile osób uczestniczy w kulturze? - pytał retorycznie. - Młodzież, która po maturze odchodzi na studia i około setka osób, które przemieszczają się z wystawy plastycznej do teatru, z teatru na koncert, itd. Chodzą z jednej imprezy na drugą. Dla kogo będziemy tworzyć? Dla szesnastu ludzi? O tym rozmawiajmy.
A po kilku innych głosach wrócił do tego nurtującego wątku:
- Dlaczego dzisiaj na tej debacie nie ma nikogo z AWF, z PWSZ, z WSB? Na tych uczelniach studiuje około 10 tysięcy ludzi, przyszłej inteligencji. Dlaczego tak jest?
Odpowiedź dała Urszula Kołodziejczak, artystka plastyczka, wieloletnia nauczycielka plastyki na różnych etapach kształcenia:
Nie uczy się sztuki, brakuje tej pracy u podstaw. Jak młody człowiek ma iść oglądać wystawę, kiedy on nie wie jak patrzeć na obraz? Upowszechnianie! Upowszechnianie jest potrzebne a tego nie ma.
- Przez 32 lata pracy „Pod Filarami” - dzielił się swoim doświadczeniem B. Dziekański – wiem, że nasze miasto chodzi na imprezy kulturalne między październikiem a Wielkanocą. Animatorzy kultury muszą ciągle wykonywać robotę od podstaw, wyciągać młodych z kultury masowej do kultury wysokiej.

Tradycja

Pan Arwicz, stały bywalec imprez kulturalnych, stwierdził:

- Nie można mówić, że przed filharmonią w Gorzowie była pustynia, bo działała Gorzowska Orkiestra Dęta, Gorzowska Orkiestra Kameralna, pan Kaszyński prowadził pracę z młodzieżą i to był ten zaczyn.
- Jaki to był zaczyn – ripostował Krzysztof Świtalski – skoro w Orkiestrze Filharmonii Gorzowskiej nie gra ani jeden gorzowianin. Będą egzaminy, można startować. Zachęcam do współpracy i Gorzowską Orkiestrę Dętą, i orkiestrę pana Kaszyńskiego.
Lech Serpina, dyrektor szkoły muzycznej przy ul. Teatralnej zarzucił wręcz, że w Gorzowie niszczy się tradycję, że mówi się o festiwalach, o nowych ludziach a zapomina o starych. - Była Gorzowska Orkiestra Dęta, był „Odeon”, był big-band a teraz nie mają za co grać.

Ściana między urzędnikami i kulturą

- Pani dyrektor i dyskutanci mówią różnymi językami – zauważył Piotr Steblin-Kamiński – Nie wiemy nawet ile pieniędzy kosztują „Filary” teraz a ile kosztowałyby po włączeniu do filharmonii. Jest ściana między panią dyrektor a działaczami kultury. Wypowiedź pani dyrektor w radiu była kuriozalna. Po co psuć to, co jest dobre? „Filary” dobrze funkcjonują. To nie prawda, że nie ma ludzi niezastąpionych. Ktoś odszedł z „Lamusa” i nastąpił koniec „Lamusa”, Ewa Hornik odeszła z MCK i już nie ma MCK, gdyby Boguś Dziekański miał odejść z klubu „Pod Filarami”, to byłby koniec tego miejsca; gdyby dyrektor Tomaszewicz przestał być dyrektorem gorzowskiego teatru, to już nie byłby ten sam teatr.

- Ja jestem urzędnikiem  - podkreśliła dyrektor Pawlak – i muszę myśleć kategoriami interesu całego miasta, wszystkich mieszkańców, którzy mają jednakowe prawa.
- Pani Pawlak podkreślając ciągle, że jest urzędnikiem – zauważył Jerzy Kułaczkowski -  dystansuje się wobec środowisk kultury, alienuje się. Natomiast cieszy obecność dyrektora Świtalskiego, bo przez pierwszy rok filharmonia była jak oblężona twierdza. Obecność pana dyrektora pokazuje, że to się zmienia.
- Ryzykowne jest opieranie kultury tylko na urzędnikach – stwierdził Jacek Bachalski – Jako przedsiębiorca zapraszam niejednokrotnie biznesmenów do Gorzowa i spotykam się z ich strony z pytaniem: co będziemy robić wieczorem?
Były poseł Jan Kochanowski zwrócił uwagę, że w całym województwie lubuskim na administrację samorządową wydano w ostatnim roku 240 mln zł, a na kulturę 111 mln zł. Dowiedzieliśmy się dzięki temu, że administracja jest dwa razy więcej warta niż kultura. A może jeszcze więcej. W ostatnim roku wydatki na administracje w naszym województwie wzrosły o 2,5%, natomiast na kulturę zmalały o 15%.
I to jest ściana wręcz betonowa między światem kultury a urzędnikami.
Jan Kochanowski zaapelował wprawdzie: - Jeśli chcemy oszczędzać, to oszczędzajmy wszędzie.
No ale wiadomo, że to głos wołającego na puszczy. Urzędnicy sobie przydzielą jeszcze więcej kasy a kulturę oskubią jeszcze bardziej, bo urzędnicy w swej powierzchownej wiedzy są przekonani, że artysta musi być głodny i bosy i że to sprzyja jego twórczości. Otóż państwo urzędnicy nie jest tak. Zabijacie ludzi i kulturę ku swojej sybaryckiej wygodzie i bezproduktywnej wegetacji za biurkami, z której nie ma żadnego (!) pożytku.
Oczywiście panie urzędniczki: Alina Nowak, Ewa Pawlak i Dorota Janczewska po raz kolejny pokazały swą zurzędniczałą twarz – wyszły z debaty na długo przed jej zakończeniem. Jak zwykle! Czy panie nie dostrzegają, że to przejaw ich lekceważenia wobec środowisk kultury? Niesmak poczuli wszyscy ludzie kultury. Niektórzy dyskutanci zmuszeni byli w związku z tą absencją wygłaszać swoje opinie zaocznie. Na przykład pan Bytniewski zadał pytanie: - Kto wpadł na taki szatański pomysł, żeby dyrektorem MCK zrobić panią Dorotą Janczewską, osobę tak wycofaną?
Nie miał kto odpowiedzieć a i sama zainteresowana szatańskiego pytania nie usłyszała na własne życzenie, bo wyszła przed czasem. Natomiast załoga MCK zademonstrowała dobitnie kogo poważa: usiadła wokół Ewy Hornik, byłej dyrektor; dyrektor Dorota Jaczewska wybrała towarzystwo pani wiceprezydent Nowak i pani dyrektor Pawlak; wszystkie trzy zresztą równocześnie opuściły debatę przed godzinną 19 a reszta debatowała do 20. Fatalny zwyczaj opuszczania debat przed zakończeniem.

Alternatywa

Pani Ewa Sowińska z Instytutu Przestrzeni Artystycznej usiłowała ad hoc przekonać debatujących, że oto jakiś młody człowiek wpadł na salę zwabiony debatą. Tomasz Malewicz z Centrum Kultury Niezależnej „Centrala” szybko wyprowadził wszystkich z błędu: tak ten młody człowiek jest aktywny, ale przyszedł tylko po klucze, żeby się dostać do alternatywnego ośrodka kultury „Centrala”.

- Centrum Kultury Niezależnej „Centrala” - tłumaczył Tomasz Malewicz, który stoi na czele tego ruchu - to inicjatywa prywatna grupy pasjonatów. Robimy bardzo niziutką kulturę, ale ona też jest potrzebna. To jest nisza. Odebrano nam pomieszczenia pod pretekstem, że mają być wyburzone. Stoją nadal. Wynajęliśmy w przetargu obskurne piwnice. Są ludzie, którzy wolą tam przychodzić niż do filharmonii, klubu jazzowego czy „Lamusa”. To jest pewna uzupełniająca oferta.
Mottem spotkania było pytanie: Są świątynie kultury, ale czy mamy ludzi kultury?” Edward Korban, niegdyś dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie, obecnie szef Uniwersytetu Trzeciego Wieku odpowiedział na nie:
- Są świątynie i są ludzie kultury. Tylko niektóre świątynie są bez boga. Jest perełka – galeria Uniwersytetu Trzeciego Wieku – galeria. Bez jednego etatu a na wernisaże przychodzą tłumy.

Patronaty
Jedną z tez, nad którą chciał wzniecić dyskusję moderator, były patronaty, czyli opieka nad twórcami kultury. Znowu wrócił wzór, który można stawiać innym: Jazz Club „Pod Filarami”. Niżej podpisana zwróciła uwagę, że Bogusław Dziekański pilotuje talenty muzyczne od dziecka, hołubi je, dba by młodzi mogli zagrać, spróbować się z wielkimi tuzami, to ich popycha w rozwoju artystycznym, ale i uczy pokory. Na każdym etapie potrzebne są inne działania, ale troska Bogusława Dziekańskiego o młody narybek jazzowy jest nieustająca i wieloraka. „Filary” to dom tych młodych, ich rodzina, na którą zawsze mogą liczyć, która zawsze ich wspiera.
Renata Ochwat przypomniała, ze Grodzki Dom Kultury sprawował patronat nad zespołem muzyki dawnej „Preambulum”, nad teatrem „Kreatury”... „Kreatury” już wyleciały z GDK. „Preambulum”  i chór „Cantabile” podobno próbują w filharmonii. Sądząc po wypowiedziach dyrektora Świtalskiego mogą tam znaleźć przyjazną przystań, a reszta? „Kreatury” mają zniknąć? Nadal nie do końca wiadomo co z pracownią plastyczną Zbigniewa Siwka.
Opieka nad najbardziej twórczymi mieszkańcami Gorzowa nie jest mocną stroną tego miasta. Ono ma inne priorytety: mierny, bierny, ale wierny.

Pieniądze

Ciągle pada argument pieniędzy. Ludzie kultury stają wobec niego nadzy, bezbronni. A to zwykłe nadużycie urzędników. Pieniądze są, tylko niekoniecznie najlepiej dystrybuowane.
- Pieniądze są kluczowe dla młodych ludzi – zauważył Krzysztof Wasilewski. - Powinno być więcej środków pozyskiwanych z funduszy europejskich dla młodych artystów.
Zwrócił też uwagę, że jeśli w gablotach filharmonii leżą reklamówki meczu żużlowego, to „słoma  z butów”. Dyrektor Świtalski przyznał rację, że takie reklamówki nie powinny znaleźć się w filharmonii; zdarzenie dotyczyło okresu zanim objął dyrekcję.
- Nie ma czytelnego wsparcia dla młodych artystów – wyliczał jednym tchem Rafał Stećków z Miejskiego Centrum Kultury. – Mamy taką perełkę, jak Kawałek Kulki. Zespół dostał większe wsparcie od miasta Warszawy niż od miasta Gorzowa. Nasze miasto nie ma nawet muzycznego studia nagrań, nie ma gdzie robić grafiki...Artyści miejscowi są prowokowani do tego, aby prezentować się bezpłatnie, a przecież oni instrumenty też muszą kupić i z czegoś żyć. To nie sprzyja rozwojowi.
- Rozmawiamy o publicznych pieniądzach – zauważył Ryszard Łagoda – a nie mówimy o polityce. O podziale pieniędzy decydują przecież politycy. Może panowie politycy powiecie coś o pieniądzach na kulturę.
- Jako przyszły polityk powiem tak: to nie jest czas na składanie deklaracji.
Chcemy stworzyć taki lobbing, jak wokół biblioteki. Chodzi o to, żeby filharmonię współfinansował Urząd Marszałkowski w Zielonej Górze, bo nasza filharmonia to instytucja która służy nie tylko miastu..
- Mam budżet 600 tysięcy złotych rocznie, a kończę rok dwoma milionami – powiedział dyrektor Domu Kultury w Witnicy. - Jak komuś mogę pomóc, to służę.
- Dzisiejsza debata upewniła mnie – przyznał Jerzy Kułaczkowski -  że urzędnicy wszelkiej maści uwielbiają strategie, a z tego nic nie wynika. Ktoś wyliczył, że strategie zamierzone są realizowane w 30%, czyli reszta psu na budę...

Domykam

Tym słowem zaczął swoją wypowiedź Radosław Wróblewski, radny RM.
- Nie ma wśród radnych takiego pomysłu i radni nie poprą takiego pomysłu, jak włączenie Jazz Clubu „Pod Filarami” do Filharmonii Gorzowskiej. Uważam, że „Filary” nie powinny tracić autonomii. Trzeba patrzeć  skąd wziąć pieniądze, żeby „Filary” miały ich z roku na rok więcej. Patrzę na kulturę  pod kątem menadżerskim. Dziekański jest liderem, menedżerem kultury. Pan Korban także. Może kiedyś o panu Świtalskim też tak powiem. Patrzmy jak przenieść dobre wzorce działalności kulturalnej Bogusława Dziekańskiego do innych instytucji.

Dorota Frątczak

 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x