2012-11-06, Prosto z miasta
Im bliżej rozstrzygnięcia w przeciągającym się procesie apelacyjnym w sprawie tzw. gorzowskiej afery budowlanej, tym częściej słychać w przestrzeni publicznej słowa, które nijak się mają do tego, co naprawdę się dzieje w politycznym światku Gorzowa. A wszystko przez Tadeusza Jędrzejczaka, który urzęduje na stanowisku prezydenta miasta.
W gorzowskiej polityce króluje hipokryzja, czyli fałsz i obłuda. Do dobrego tonu bowiem należy, od pewnego czasu, unikanie oficjalnych deklaracji w sprawie ewentualnych przyspieszonych wyborów prezydenckich, bo „przecież prezydent Tadeusz Jędrzęjczak jeszcze urzęduje”. W imię dobrego wychowania, kultury lub jak ktoś woli z przymusu wynikającego z tzw. poprawności, niekoniecznie politycznej, wszyscy jak najbardziej zainteresowani życzą nagle jak najlepiej Tadeuszowi Jędrzejczakowi, bo „przecież żal człowieka”.
Nieoficjalnie jednak, najczęściej w mniej lub bardziej zaufanym gronie, usłyszeć można zupełnie inne słowa. Przede wszystkim dające wyraz rosnącemu zniecierpliwieniu, bo „przecież ten stan dłużej trwać nie może”. I nie chodzi tu bynajmniej o stan ducha prezydenta, którego postawa na swój sposób budzić musi podziw i szacunek, ale o stan miasta, które w opinii krytyków pragnących władzy coraz bardziej pogrąża się marazmie. Dla pretendentów i ich zauszników Tadeusz Jędrzejczak już samym swoim trwaniem na stanowisku prezydenta „coraz bardziej szkodzi miastu” i najwyższa pora go zmienić na fotelu w ratuszu. Najlepiej na Jacka Bachalskiego, Krystynę Sibińską, Elżbietę Rafalską lub jeszcze kogoś innego (do wyboru, wedle uznania), bo każde z nich jest gwarancją zmian, choć nikt nie ma pewności czy na lepsze. Zaś osoba Władysława Komarnickiego, który kokietuje nie tylko elektorat żużlowy, ale i zwykłych gorzowian przy każdej sposobności, przez wielu obserwatorów postrzegana jest raczej jako szansa utrzymania status quo, na czym z oczywistych powodów ma zależeć znacznej części tych, którzy są związani bezpośrednio lub pośrednio z magistratem. A są to setki, a może i tysiące (z rodzinami) ludzi żyjących od jakiegoś czasu w wielkiej niepewności. I najciekawsze albo najbardziej żałosne, jak kto woli, w tym wszystkim jest pokątne, choć wcale nie ciche, zastanawianie się kogo ewentualnie skazany prezydent publicznie może wskazać jako swojego potencjalnego następcę. Jest to o tyle ważne, że „przecież Jędrzejczaka ciągle popiera znaczna część mieszkańców”.
Według tych samych źródeł rożnych spekulacji, sprowadzonych do wspólnego mianownika, najlepiej byłoby, gdyby Tadeusz Jędrzejczak dostał wyrok tylko w zawiasach („przecież żal człowieka”) i odszedł czym prędzej z urzędu („dla dobra miasta i mieszkańców”). Za tymi słowami nie kryje się jednak prawdziwe współczucie i obiektywny interes Gorzowa, ale przede wszystkim żądza władzy i związane z nią możliwości oraz profity. Bo to nie poseł, nie senator, ale wójt, burmistrz i prezydent miasta ma realną władzę, z której może codziennie czynić użytek „pro publico bono”, czyli dla dobra publicznego, ale także swojego i swoich stronników.
Dlatego pod maską udawanego spokoju i zdystansowania, wspartego pozornie dobrym słowem, kryje się rosnąca irytacja gorzowskich polityków, bo przecież nie da się w nieskończoność prowadzić kampanii wyborczej - co widać i słychać niemal każdego tygodnia. Napięcie rośnie także wśród tych, którzy do tej pory z różnych powodów nie złożyli żadnych deklaracji, by nie popełnić falstartu, choć od dłuższego czasu czekają w blokach startowych, szczególnie na lewicy.
A kolejna rozprawa apelacyjna przed szczecińskim sądem odbędzie się w listopadzie albo i nie odbędzie…
A co będzie, jeśli sprawa wróci do ponownego rozpatrzenia? Albo prezydent Tadeusz Jędrzejczak zostanie oczyszczony z zarzutów, czego przecież wykluczyć nie można?
To dopiero będzie!
Leszek Zadrojć
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym miejscem do życia.