Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

Krótka historia gorzowskich makietek

2014-02-25, Prosto z miasta

Historię naszego miasta w ostatnich latach wyznacza wiele mniej lub bardziej udanych inwestycji. 

medium_news_header_6579.jpg

Słowianka, nadwarciański bulwar, nowy układ komunikacyjny, stadion żużlowy, czy wreszcie budynek filharmonii w sposób zasadniczy zmieniły wygląd Gorzowa nadając mu sznyt nowoczesności i postępu.

Pamiętam sytuację sprzed kilku lat, kiedy ówczesny sekretarz Urzędu Miasta Ryszard Kneć prezentował zawartość swego laptopa zaprzyjaźnionym Ukraińcom z odległego miasta Sumy pokazując jak na przestrzeni kilkunastu zaledwie lat Gorzów zmienił się dzięki środkom europejskim uzupełnionym o nasze miejskie fundusze. Sam byłem zadziwiony jak wielkie to były przeobrażenia, a zestawienie obrazków z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku z widokami współczesnego Gorzowa pozwoliło na uświadomienie tego wszystkiego, czego na co dzień nie dostrzegamy traktując to, co nas otacza, jako coś naturalnego i oczywistego.  

Jest jednak i druga strona tego medalu. Przy okazji realizacji wielkich gorzowskich inwestycji zrodził się zwyczaj tworzenia wizualizacji i makiet planowanych obiektów mających pokazać obywatelom naszego miasta jak będą one wyglądać po ich zrealizowaniu. Zanim powstała Słowianka to makieta tego kompleksu sportowo-rekreacyjnego odwiedziła prawie wszystkie wówczas istniejące supermarkety, by gorzowianie mogli się dowiedzieć, co miejska władza planuje zbudować dla zadowolenia wszystkich mieszkańców. Było to tym bardziej uzasadnione, że pomysł budowy wielofunkcyjnej pływalni i aquaparku spotkał się z totalną krytyką ze strony przeciwników prezydenta Jędrzejczaka, którzy twierdzili, że nie stać nas na budowę takiego kosztownego obiektu użyteczności publicznej, że gigantomania, że megalomania, że to chęć stawiania sobie drogiego w utrzymaniu pomnika. Stała się, więc ta makieta ważnym orężem w walce politycznej toczącej się wokół tego projektu.

Sukces tej inwestycji i powszechna akceptacja Słowianki przez gorzowian wpłynęły w określony sposób na zachowania władz miast przy realizowaniu kolejnych zamiarów inwestycyjnych. Myślę, że to wtedy zrodził się taki sposób myślenia: „skoro mieliśmy rację w odniesieniu do Słowianki, to znaczy, że my najlepiej wiemy, co miasto i jego mieszkańcy najbardziej potrzebują”. Tych wszystkich, którym nie podobają się pomysły włodarzy Gorzowa przekona się fajnymi, przemawiającymi do wyobraźni wizualizacjami lub makietkami, gdzie błyskają rozmaite światełka, jeżdżą miniaturki samochodzików.  Świat Liliputów widziany z perspektywy Guliwera jest taki urokliwy, bo przecież nie widać w ten sposób dziur w jezdniach i chodnikach, obrzydliwych mazajów na ścianach gorzowskich kamienic, czy wszechobecnych pojemników na śmieci.

Dlatego w gorzowskim ratuszu, czy to w tzw. Sali Herbowej, czy też w głównym hallu zawsze stała jakaś okolicznościowa makieta ilustrująca zamiary władzy w zakresie inwestowania i rozwijania miasta.

Samo w sobie to jednak nic złego, bo przecież te wszystkie makiety winny stać się zaczynem obywatelskiej dyskusji o tych pomysłach, o tym czy rzeczywiście ich artystyczna wizja odpowiada gustom i oczekiwaniom gorzowian. I tak też poniekąd się stało. Nawet szkoda, że wcześniej przy innych pomysłach inwestycyjnych tego nie praktykowano. Gdyby tak było, to może udałoby się uniknąć postawienia w centralnym punkcie miasta architektonicznego potworka w rodzaju osławionej Dominanty.

Czy ktokolwiek z nas gorzowian miał okazję wypowiedzieć się na jej temat w trakcie wypracowywania ostatecznego kształtu obiektu, który dziś budzi powszechną krytykę i wątpliwości, co do jej samego istnienia? Czy społeczne konsultacje nie odbywają się u nas według zasady proponujemy przedyskutować nasz jedynie słuszny pomysł?

Z drugiej strony te wizualizacje i makietki stały się wyrazem gorzowskiego chciejstwa i symbolem pomysłów, na realizację, których nie było ani środków, ani skutecznego pomysłu na ich pozyskanie. W ten sposób powstało kilka wizualizacji czy makiet będących swoistą projekcją marzeń. Pewnie, pomarzyć piękna rzecz, ale czasami trzeba być bezwzględnym realistą i twardo stąpać po ziemi.

Dokonując szybkiego przeglądu niezrealizowanych projektów pozostających w sferze marzeń, planów i makiet warto przy tej okazji przedstawić ocenę szans ich realizacji w nieodległej perspektywie czasowej.

Wyjątkowa, w gorzowskich realiach, zgoda wszystkich sił politycznych dotycząca budowy w naszym mieście hali widowiskowo-sportowej nie przyniosła jednak żadnych konkretnych wyników. Była publiczna deklaracja prezydenta Jędrzejczaka w przerwie telewizyjnej transmisji finałowego meczu gorzowskich koszykarek o tytuł Mistrza Polski. Gdyby to zapewnienie zostało dotrzymane, to od kilku lat nie musielibyśmy zazdrośnie spoglądać na sąsiadów z południa, którzy w swej pięknej hali goszczą reprezentacje Polski w tenisie, piłce ręcznej i siatkowej, że o drużynie mistrza kraju w koszykówce nie wspomnę. A tak mamy sytuację, że radni uchwalają w miejskim budżecie środki finansowe na opracowanie projektu hali, projektu, który według zapewnień prezydenta już dawno powstał i dawno został opłacony. Dyskutujemy przy tym czy hala ma powstać na ulicy Mironickiej (kto wie gdzie to jest?), czy może w okolicach Słowianki. Czyli po kilku latach sporów i jałowych dyskusji nadal jesteśmy daleko w polu.

Z roku na rok przybywa zadań miastu i rosną urzędnicze szeregi, co sprawiło, że prezydent miasta stał się jednym z największych pracodawców w Gorzowie. Dziś w Urzędzie Miasta pracuje już chyba z pół tysiąca ludzi, a magistrackie wydziały zajmują 4 czy 5 budynków w różnych częściach miasta.

Nic więc dziwnego, że od lat kilku z uporem i konsekwentnie lansuje się ideę budowy nowego ratusza w mieście. Czynił to wspomniany wcześniej Ryszard Kneć, to samo robi aktualny sekretarz Jacek Jeremicz, usilnie przekonujący, że pomysł ich pryncypała, czyli prezydenta Jędrzejczaka, budowy ratusza na odległym Zawarciu jest słuszny i najlepszy z możliwych. Trudno jednak znaleźć zwolenników tego projektu, bowiem od zawsze ratusz znajdował się w centrum miasta. Gorzowski pomysł na budowę ratusza na Zawarciu, które to dla wielu mieszkańców stanowi prawie peryferie miasta, nie budzi entuzjazmu i nie wywołuje powszechnej zgody.

Stan na dziś jest więc taki – niszczejący pustostan po komendzie policji w centrum miasta (przed wojną siedziba miejskiej władzy), stylowy i piękny budynek mogący być naturalnym uzupełnieniem dzisiejszego ratusza, brak działań w kierunku rozwoju e-urzędu mogących ograniczyć liczbę urzędników i umożliwić petentom załatwienie spraw urzędowych bez wychodzenia z domu.

No i mamy fajną makietkę nowego ratusza z zegarem na wieży, budynku cudnej piękności ze szkła i metalu, efekt snu architekta.

Skierowanie olbrzymich jak na gorzowskie warunki pieniędzy na budowę sali koncertowej i później na funkcjonowanie filharmonii w sposób oczywisty ograniczyło możliwości inwestowania w inne placówki i instytucje kultury. Trudno więc mówić tutaj o zrównoważonym rozwoju, mamy bowiem z jednej strony supernowoczesny, a co za tym idzie kosztowny w utrzymaniu, budynek FG, z drugiej natomiast rozsypujący się, grożący katastrofą budowlaną obiekt noszący dumną nazwę Miejskiego Centrum Kultury.  Na skutek tego ogranicza swą działalność, zawiesza funkcjonowanie klubu Magnat, coraz mniej znacząc w życiu kulturalnym miasta. Trzeba sobie powiedzieć, że bez modernizacji MCK upadnie, bo jego funkcjonowanie sprowadzi się do administrowania amfiteatrem i salą koncertową urządzoną w dawnej hali targowej, a którą wywianowano MCK, jak się domyślam niekoniecznie pytając obdarowywanego o zgodę.

W jeszcze gorszym stanie technicznym jest willa Jaehnego, czyli dawne policyjne „dołki”, którą kilka lat temu przejęło miasto planując w zabytkowych wnętrzach urządzić nową siedzibę Miejskiego Ośrodka Sztuki, jako że w obecnej w trakcie wernisaży większą uwagę niż wystawiane obrazy zwracają wiaderka ustawione pod przeciekającym w czasie deszczu dachem. Stylowa willa jest w kiepskim stanie, choć przy uruchomieniu odrobiny wyobraźni nie trudno domyślić się jej walorów architektonicznych i po przeprowadzeniu remontu niewątpliwie świetnie komponowałaby się z wypieszczonym sąsiadem - budynkiem biblioteki. Dziś jest żałosnym kontrastem dla biblioteki i niemym wyrzutem sumienia dla włodarzy nie potrafiących zadbać o rzadkie przecież w naszym mieście zabytki architektury. Ktoś jednak wpadł na dość oryginalny pomysł „opakowania” willi w szklany pojemnik, co dla wielu gorzowian daje efekt wątpliwy artystycznie i być może niepraktyczny oraz kosztowny w utrzymaniu. Może to i dobrze, że brakowało kasy na realizację tego projektu. Mamy więc kolejną makietkę, skutecznie powiększając kolekcję projektów przynajmniej na razie niezrealizowanych. Aczkolwiek, jak słyszę, willa Jaehnego ma być jednak w szkło opakowana i w ten sposób uratowana.

Na koniec pozostawiłem sobie obiekt, który pokazuje, że pewien sposób myślenia, jest ponadczasowy i ponadustrojowy. Chodzi o osławione „Schody Donikąd”. Wybudowane w latach siedemdziesiątych, a więc w czasach słusznie uznanych za epokę woluntaryzmu i życia ponad stan stały się swoistym symbolem tworzenia nierealnych planów i mrzonek niemożliwych do realizacji. Bo przecież to nie są zwyczajne schody. To są schody prawie że do nieba. Nie wystarczyło powierzyć im zwyczajną rolę prostego szlaku komunikacyjnego prowadzącego do wspaniałego punktu widokowego, z którego Gorzów wygląda prawie tak pięknie jak z lotu ptaka. U ich szczytu miały powstać różne oranżerie, menażerie, restauracje i nie wiadomo co tam jeszcze. Plany, jak to zwykle u nas bywa, zwłaszcza te niepodparte rzetelną analizą możliwości realizacyjnych, pozostały w sferze marzeń. Okazuje się jednak, że i dziś nie możemy poprzestać na tym, by przywrócić tym schodom ich podstawową funkcję, czyli zwyczajnego, dawno urządzonego urządzenia, po którym można by się wspiąć na górę, by usiąść na ławeczce i spokojnie podziwiać swoje miasto. Dziś nie można chodzić po tych schodach bez narażania zdrowia i życia. Zamiast po prostu je naprawić znowu jesteśmy czarowani projektami zbudowania monumentalnych schodów prowadzących do gorzowskiego Centralparku, otoczonego kafejkami i takie tam cuda, wianki. Makietka wyjątkowo urokliwa. 

Na początku ubiegłego roku wspomniane makiety, jak dobrze sobie przypominam, były prezentowane, na specjalnej wystawie w hallu gorzowskiej filharmonii. Od tego czasu minęło sporo czasu i w żadnej tu opisywanej sprawie nie wydarzyło się nic nowego, co by, choć o krok mogło przybliżyć te projekty do realizacji. Ale przynajmniej o niektórych nadal się mówi.

Kilka lat temu biblioteka wydała kalendarz ilustrowany widoczkami naszego miasta, w które zostały wpisane rozmaite, słynne na cały świat zabytki architektury. Mieliśmy, więc wieżę Eiffla wrysowaną gdzieś na osiedlu Staszica, kopenhaską Syrenkę siedzącą nad Wartą, brukselskie Atomium, egipskie piramidy i wiele innych cudów. Był to świetny pomysł i niebanalny dowcip. Ale makietki to tak na poważnie.

Jerzy Kułaczkowski

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x