Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Ukrainoczka z konfietkami, kiszonymi pomidorami i słoniną

2017-06-06, Prosto z miasta

Chałwa, kiszone pomidory, kiszony arbuz, lizaki kogutki na patyku, no i przede wszystkim znak firmowy Ukrainy – słynne na całą Europę cukierki można kupić w sklepie Ukrainoczka w samym centrum miasta przy ul. Sikorskiego.

medium_news_header_18624.jpg

I choć działa od niedawna, drogi do niego odnaleźli zarówno Ukraińcy, jak i Polacy.

- Kiedy zaczęłam myśleć o otwarciu sklepu, mąż przekonywał mnie, że lepiej będzie w Szczecinie, bo to większe miasto. Ale ja sobie pomyślałam, że przecież tu mieszkam, tu do przedszkola chodzą moje dzieci, chcę, żeby miasto się rozwijało, więc jednak otworzyłam sklep tutaj – mówi Irina Primieczajewa, właścicielka Ukrainoczki, czyli Ukraineczki, sklepu z jedzeniem ze wschodu.

Zaczęło się od przecieru pomidorowego

Irina mieszka w Gorzowie od sześciu lat. I choć sklep otworzyła kilka dni temu, to myśleć o nim zaczęła niemal od pierwszych chwil, kiedy znalazła się w Gorzowie. – Chciałam mężowi ugotować barszcz. Ale nie wiedziałam jak jest koncentrat pomidorowy. Nie umiałam zapytać. No i mąż ostatecznie został bez barszczu, ale pokazał, jak koncentrat wygląda. Już wtedy zaczynałam myśleć o takim sklepie – mówi Irina.

Pomysł udało się wcielić w życie, kiedy młodsza córka została trochę odchowana i mama mogła się zająć biznesem.

Okazuje się, że sprowadzanie jedzenia do małego sklepu aż z Ukrainy czy Rosji może być problemem. – Wszystko, co wjeżdża na teren Unii Europejskiej musi mieć specjalne certyfikaty. No i mnie na potrzeby mego sklepu zwyczajnie nie opłaca się ściągać pięciu słoików musztardy z Winnicy, bo nikt za nią nie zapłaci 10 czy 15 zł. Dlatego musiałam poszukać dostawców w Niemczech – mówi właścicielka Ukrainoczki. No i teraz te wszystkie smaczne wschodnie przysmaki trafiają najpierw do Hamburga, a stamtąd jadą do Gorzowa.

I Ukraińcy, i Polacy

W sklepie jest ruch. Przychodzą Ukraińcy, Rosjanie i Polacy. – Polacy mówią, że szukają nico innych smaków, bo już im się przejadała kiełbasa z Lidla czy Biedronki. U nas są produkty z całego wschodu, bo z Ukrainy, Białorusi, Rosji czy Gruzji – opowiada pani Maja, która stoi w kasie. Ubrana w ukraińską haftowaną koszulę biegle mówi po rosyjsku. Okazuje się, że urodziła się na Syberii, ale od czwartego roku życia mieszka w Gorzowie, a właścicielka sklepu to jej bratowa.

Znajomość rosyjskiego się przydaje, kiedy przychodzą Ukraińcy lub Rosjanie. Zresztą wszystkie metki opisane są w dwóch językach, także nawet ci, co nie mieli do czynienia z cyrylicą w szkole, dadzą sobie radę z odczytaniem, co to jest. A jest dużo i to dobrych ukraińskich przysmaków. Bo są słynne cukierki – konfietki, towar eksportowy Ukrainy. Można dostać kilka rodzajów chałwy, jest mnogość słodyczy, ale jest wiele takich przysmaków, które są słabo znane, jak choćby kiszone pomidory, kiszony lub marynowany arbuz, jest kawior, słynne zagęszczone i piekielnie słodkie mleko w puszkach, ale i typowa dla Ukrainy słonina. – Staramy się, aby naprawdę był duży wybór różnych rzeczy – mówi Irina Primieczajewa.

To dobre miejsce

Ruch w sklepie pokazuje, że chyba pomysł był dobry. Bo informację o Ukrainoczce przekazują sobie pracujący tu Ukraińcy oraz Rosjanie. Choć i Polaków nie brakuje. – Trzeba zauważyć, że przyrost pozwoleń na pracę od dwóch lat rośnie u nas w geometrycznym tempie – mówi Roman Rutkowski, wicedyrektor Powiatowego Urzędu Pracy. Z ostrożnych szacunkowych danych wynika, że jedynie w powiecie gorzowskim oficjalnie pracuje około 20 tys. Ukraińców. Są zatrudniani w budownictwie, drogownictwie, usługach, gastronomii, hotelarstwie. Wszędzie tam, gdzie polscy pracodawcy mają problemy ze znalezieniem chętnych z Polski.

Roman Rutkowski tłumaczy, że praca w Polsce jest dla Ukraińców atrakcyjna, bo zarobki – nawet te najniższe, są i tak znacznie wyższe w porównaniu do tego, co mogą zarobić u siebie. Oczywiście mówimy o legalnej pracy i legalnie wynagradzanej.

Ukraińcy pracują dla przykładu przy ślimaczącym się remoncie ul. Warszawskiej i Walczaka, ale tempo prac nie zależy oczywiści od nich. Można ich spotkać w TPV. – My mamy w kontraktach, że nie wolno ich dyskryminować, bo za to są kary. Inna rzecz, że nikomu jakoś do głowy nie przychodzi takie zachowanie – opowiadają ludzie z TPV.

Coraz więcej Ukrainek zaczyna się pojawiać w ośrodkach wypoczynkowych, bo jak mówią właściciele, dobrze pracują, nie mają roszczeń. Jednak wszyscy się obawiają chwili, kiedy dla Ukraińców otworzy się europejski rynek pracy. Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że polski rynek pracy dla przybyszów zza wschodniej granicy przestanie być atrakcyjny. A u nas i tak coraz bardziej brakuje rąk do pracy, o czym od pewnego czasu głośno mówią pracodawcy.

Renata Ochwat

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x