Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Z grupą wągrowiecką przyjechał tylko jeden lekarz

2022-03-28, Prosto z miasta

Dzisiaj, 28 marca obchodzimy Dzień Pioniera w Gorzowie. To rocznica ustanowienia polskiej administracji w mieście tuż po II wojnie światowej.

Lekarze Leon Andrejew (z lewej) i Władysław Przybylski wraz żonami – od lewej: Walą Przybylską i Natalią Andrejew
Lekarze Leon Andrejew (z lewej) i Władysław Przybylski wraz żonami – od lewej: Walą Przybylską i Natalią Andrejew Fot. ze zbiorów Klubu Pioniera

To były trudne czasy budowy dosłownie wszystkiego, w tym powojennej służby zdrowia w mieście. Przypomnijmy sobie jak to wyglądało, a było naprawdę interesująco, bo jednym ze sposobów poszukiwania lekarzy było codzienne chodzenie na dworzec PKP.

- Czy jest gdzieś lekarz, szukam pilnie doktora – wiosną 1945 roku co rusz na stacji kolejowej w Landsbergu słychać było głos Mieczysława Krzyżaniaka, ówczesnego pracownika oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża.

Liczył on, że wśród napływającej ludności polskiej z terenów niemieckich uda mu się znaleźć lekarzy chętnych do budowy służby zdrowia w zniszczonym mieście.

- Z grupą wągrowiecką w marcu przyjechał tylko jeden lekarz Zygmunt Obuchowicz, ale wtedy nie było jeszcze wiadomo, czy Niemcy zostaną wysiedleni z Landsbergu i za bardzo nikt tu nie zastanawiał się nad budową polskiej służby zdrowia – opowiada Zofia Nowakowska, szefowa gorzowskiego Klubu Pioniera. – Ważniejsze były działania doraźne, zwłaszcza walka z chorobami wenerycznymi, którymi dotknięte były głównie kobiety oraz ze świerzbem, a to już dotyczyło wszystkich. Brakowało, niestety, lekarstw. Ich poszukiwaniem zajmowała się pochodząca z Łodzi Felicja Lamprecht, z zawodu farmaceutka, która do Landsbergu przyjechała z rodziną z Poznania tuż po zajęciu miasta przez sowietów. Dodatkowym kłopotem była nieufność Niemców do przyjeżdżających Polaków, ale starosta Florian Kroenke starał się jakoś przekonać ich do wizyt u lekarzy – tłumaczy pani Zofia i zaraz dodaje, że już po wielu latach miała okazję porozmawiać o tamtym czasie z jedną ówczesnych niemieckich pielęgniarek.

- I wyjaśniła mi, że główną przyczyną nieufności był strach, ale kiedy już został przełamany, szybko okazało się, że Polacy wykazywali się dużym humanitaryzmem wobec wszystkich chorych. Inaczej wyglądało to ze strony żołnierzy radzieckich. Często to nasi pionierzy stawali w obronie landsberczyków przed sowietami – podkreśla.

Kiedy stało się jasne, że wysiedlenia Niemców są nieuniknione, przyszedł czas na zorganizowanie polskiej służby zdrowia. Mieczysław Krzyżaniak, poszukując lekarzy, pewnego dnia natrafił na dr. Leona Andrejewa, który wraz z rodziną powracał z niemieckiego Nauen. Pochodzący z Tomaszowa Mazowieckiego Leon Andrejew studia medyczne skończył na Uniwersytecie im. Stefana Batorego w Wilnie, a praktykę lekarską odbywał w Brześciu. Podczas wojny trafił do niemieckiej niewoli, a w 1943 roku znalazł się w miejscowości Falkensee pod Berlinem. Przez dwa lata leczył robotników przymusowych z terenu niemieckiej stolicy.

- Kiedy odzyskał wolność, postanowił wracać do kraju – kontynuuje Zofia Nowakowska. – Po wielu dniach tułaczki znalazł się w Landsbergu, skąd chciał jechać pociągiem do Radomia, gdzie mieszkała jego dalsza rodzina. I kiedy czekał na pociąg usłyszał krzyk, iż potrzebny jest lekarz. Myślał, że chodzi o doraźną pomoc. Okazało się, że mężczyzną poszukującym doktora był właśnie pracownik PCK, który natychmiast zaczął go namawiać do rozpoczęcia organizowania lecznictwa w mieście. Ten jednak nie chciał zostawać – podkreśla.

Jak po latach wspominał syn Leona Andrejewa - Wawrzyn, który w tamtym czasie miał 10 lat, pomimo stanowczej odmowy ze strony ojca, Mieczysław Krzyżaniak wielokrotnie ponawiał prośbę i wreszcie go przekonał. Może dlatego, że dr Andrejew nie mógł doczekać się żadnego pociągu i po namowie z najbliższymi postanowił pozostać w nowym dla siebie miejscu na ziemi. Bez chwili zwłoki zaczął organizować doraźną pomoc w przychodni i ambulatorium pod egidą Polskiego Czerwonego Krzyża, które mieściły się przy dzisiejszych ul. Kosynierów Gdyńskich i Strzeleckiej. Był też punkt sanitarny na dworcu. W mieście, co prawda, było kilka szpitali, w tym największy przy ul. Warszawskiej, ale działały one tylko na potrzeby wojska. Władze sowieckie przekazały jeden szpital na potrzeby cywilne, ale znajdował się on na Zawarciu przy ul. Wawrzyniaka i dostęp do niego był mocno utrudniony. Ponadto była to malutka placówka mieszcząca się w budynku przedwojennego domu starców. Uruchomienie prowizorycznej lecznicy w centrum nastąpiło w połowie maja. Wykorzystano do tego budynki mieszkalne przy ul. Łokietka (gdzie później mieściło się seminarium duchowne) i w nieprzystosowanych na potrzeby szpitalne pomieszczeniach zorganizowano umowne oddziały wewnętrzny, chirurgiczny, położniczo-ginekologiczny, zakaźny oraz skórno-weneryczny. Szpital posiadał w sumie 200 łóżek, a właściwie prycz. Dyrektorem placówki był dr Ludwik Ihnatowicz, zaś oddziałem wewnętrznym i położniczym kierował dr Leon Andrejew, który już we wrześniu rozpoczął też organizowanie pierwszego pogotowia ratunkowego w mieście.

Pani Zofia Nowakowska przypomina, że w pierwszych tygodniach tworzenia służby zdrowia w Landsbergu polscy lekarze mieli do pomocy pięciu lekarzy niemieckich i jednego włoskiego. Po kilku tygodniach czterech lekarzy niemieckich zostało wysiedlonych za Odrę, a Włoch pojechał do swojego kraju. W tym czasie do miasta przyjechał delegat ministerstwa zdrowia do walki z epidemiami, pochodzący z Warszawy dr Ryszard Braun, który wziął się za organizowanie prawdziwego szpitala i kierowanie oddziałem zakaźnym. Od sierpnia ordynatorem oddziału skórno-wenerycznego został dr Piotr Czerniak, pomocą służyli inni lekarze, m.in. Leopold Ciążkiewicz czy Wacław Zawadzki, a personel uzupełniło kilkanaście pielęgniarek.

Pod koniec 1945 roku ewakuowany został szpital wojskowy przy ul. Warszawskiej, co pozwoliło przenieść do zwolnionych pomieszczeń szpitale z ul. Łokietka i Kosynierów Gdyńskich. Po prowizorycznym remoncie placówka swoją działalność rozpoczęła w lutym następnego roku. Tak powstał szpital miejski, który przez ponad 60 lat służył setkom tysięcy mieszkańców Gorzowa i okolic, a został zlikwidowany w 2007 roku.  

Dyrektorem szpitala (od września 1945 roku) był już wojskowy chirurg dr Władysław Przybylski, który razem z rozrastającym się personelem przez pierwsze miesiące zajmował się głównie wyposażaniem oddziałów, które po odejściu wojsk radzieckich były zniszczone i pozbawione jakiegokolwiek sprzętu.

- Rosjanie wywieźli wszystko, co było możliwe. Zdemontowali nawet instalację elektryczną i gazową, zniszczyli ogrzewanie, choć był to środek zimy. Jakby tego było mało, przeciekał również dach. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu całego personelu w miarę szybko zdołano wyposażyć i uruchomić podstawowe oddziały, które w pierwszym roku działalności przyjęły blisko 2.200 pacjentów. Najwięcej pracy lekarze mieli na oddziałach zakaźnym i skórno-wenerycznym, gdyż co drugi pacjent był leczony na dur brzuszny i plamisty, czerwonkę, zimnicę, rzeżączkę i kiłę – kończy Zofia Nowakowska.

W listopadzie 1946 roku nastąpiła zmiana dyrektora szpitala, został nim Czesław Gawlikowski. Przeprowadzono też konkursy na ordynatorów, co świadczyło o unormowanej sytuacji kadrowej. Z pracą ordynatora oddziału chorób wewnętrznych pożegnał się Leon Andrejew. Miejska Komisja Opieki Społecznej zleciła zorganizowanie przy ul. Walczaka Domu Dziecka i Matki, który dał początek nieistniejącemu już dzisiaj szpitalowi dziecięcemu.

Robert Borowy

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x