Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Jaropełka, Marii, Niny , 3 maja 2024

Stilon był dobrym zakładem, ale nie mógł przetrwać

2016-03-02, Prosto z miasta

Kilkudziesięciu byłych, ale i obecnych pracowników przyjęło zaproszenie Teatru Osterwy i przyszło do Miejskiego Centrum Kultury na sentymentalne spotkanie.

medium_news_header_14019.jpg

Moderatorami spotkania byli twórcy spektaklu o zakładzie, który właśnie powstaje.

- Teatr nie jest filmem dokumentalnym, to rzecz wyobraźni. Katarzyna Knychalska, autorka tekstu sztuki poświęciła ponad półtora roku, aby poczuć ten koloryt miejsca, poznać ludzi. I trochę nam się przykro zrobiło, kiedy pod informacjami o tym spektaklu w różnych miejscach pojawiły się negatywne komentarze. My nie chcemy nikogo z niczego okradać. Bo teatr to kwestia wyobraźni. Ale też i prawdy. Stąd nasze tu dziś spotkanie z państwem. Prosimy o opowieści – zaczął spotkanie w MCK, dawnym Zakładowym Domu Kultury Chemik, dziś MCK Jacek Głomb. Znany legnicki reżyser przygotowuje premierę spektaklu: Stilon, najlepsze miejsce na ziemi”, który swoją premierę będzie miał 12 marca, właśnie tu, w MCK.

Katarzyna Knychalska i Jacek Głomb

A Katarzyna Knychalska dodała, że twórcy spektaklu mają nadzieję, że jak widzowie przyjdą i poczują coś na kształt wzruszenia i drżenia serca, to spektakl, który nie jest dokumentalnym zapisem dziejów pewnej fabryki, tylko artystyczną wizją tego, co tu się działo, w zakładzie, w mieście, ale i u ludzi, to oni, autorzy osiągną sukces.

Sala MCK już była trochę upozowana na scenę i widownię teatralną. Dodatkowo scenografię ubarwiały stare zdjęcia, gazety z dobrych czasów firmy oraz rekwizyty. I popłynęły opowieści.

Zofia Łukańko, inżynier, która przeszła wszystkie szczeble

- Ja zaczynałam pracę w Stilonie, jako małolata. Nie miałam 17 lat, kiedy tu trafiłam. Pracowałam kolejno w ośmiu różnych miejscach, bo się kształciłam, mogłam awansować, dzięki Stilonowi właśnie. Zakład dawał takie możliwości. Zaczynałam na wydziale włókienniczym, potem była przędzalnia, zakład rozciągarek, kontrola, aż w końcu dział szeroko pojętej kultury. Przez te wszystkie lata byłam pełna podziwu dla zakładu. Bo to było cudo świata. Mogliśmy się uczyć, jak kto chciał. Byliśmy nagradzani, ja sama mam wiele takich nagród i dyplomów. Jak pracowałam w kontroli, ważne było, aby nie było odpadów i nie było. Jak wówczas byłam szefem w tym wydziale, jedna z pracownic nie przyszła do pracy. Uznałam, że to nie jest dopuszczalne i wyciągnęłam konsekwencje. Ona była w partii, więc się na mnie poskarżyła. Wezwali mnie na rozmowę. Poszłam tam i powiedziałam, że uważam, iż partia powinna świecić przykładem, stąd kara dla tej pracownicy . No a ci partyjni powiedzieli, że im przede wszystkim powinnam zgłosić tę sprawę. Na co ja im, że partia nie po to jest, aby jej głowę zawracać jedną niesubordynowaną pracownicą. Skończyło się bez konsekwencji dla mnie.

Podkreślam, że to był dobry zakład, bo dzięki niemu byłam na wyjazdach służbowych, takich szkoleniowych do Włoch, do Japonii, do NRD, po prawdzie, to NRD było najsłabsze. Ale poza tym mieliśmy możliwości odpoczynku w dobrych ośrodkach, były żłobki, przedszkola, stołówki. Działała biblioteka, była izba pamięci. I zaakcentuję, każdy z nas miał możliwość dalszej nauki.

Urszula Turczyńska, magister z jedną pieczątką zatrudnienia w dowodzie i jedną legitymacją wejścia na zakład (całe życie w jednej firmie – red.)

- Zaczęłam pracę w Stilonie jako młoda dziewczyna, miałam 19 lat. A wyszłam jako babcia wnukom. Miałam jedną pieczątkę z zatrudnieniem w dowodzie i jedną legitymację uprawniającą do wejścia na teren zakładu. Była taka chwila, że przenosiliśmy się z jednego budynku do drugiego. Pracy było naprawdę dużo. I jeden z moich pracowników powiedział, że gdyby wiedział, że tego jest tak dużo, to by swoje dzieci do pomocy przyprowadził, wówczas byłoby szybciej. Tak wówczas ludzie do tego zakładu podchodzili. Taka była solidarność między ludźmi i taka wzajemna pomoc.

Elżbieta Jankowska, też całe życie w Stilonie

- Praca w Stilonie była ciężka. Ale ja nie o ciężkiej pracy chcę powiedzieć. A o tym, że była poezja, było kino. Ja chcę opowiedzieć o jednym chłopaku, który przyjechał do Gorzowa z leśniczówki i skończył tu technikum chemiczne. I co było z tym technikum robić. Tylko tyle, że przyjść do pracy w Stilonie. Pracował na trzy zmiany, był mistrzem. Wtedy zaczął pisać wiersze. O Stilonie były to wiersze. O miłości do tego zakładu. Nawet chyba większej niż do żony. Kazimierz Jankowski się nazywał. Pokochał ten zakład ponad wszystko. Napisał z 500 wierszy. Fakt, nie tylko on był, była też pani Maria Przybylak. Wiersze mojego męża są świadectwem tego, że można było kochać tę firmę.

Elżbieta Jankowska i Sergiusz Protoklitow

Sergiusz Protoklitow, szef BHP w Stilonie

- 15 lat pracowałem w Stilonie i to w okresie największej prosperity tej firmy, kiedy pracowało tu 11,5 tys. ludzi ( w rzeczywistości mniej niż 11 tys. – red.). Fabryka była miejscem pracy, ale i domem. Była tu szkoła i żłobek dla dzieci, stołówka dawała jeść. A ja na dokładkę byłem w komisji kultury zakładu w jedynym, wówczas słusznym związku zawodowym. W tamtych czasach na kulturę za dużo pieniędzy nie było, ale były na konkursy na przykład wiedzy o BHP. Można było połączyć konkurs wiedzy z występem jakiegoś zespołu i się to robiło. Bo jak ludzie nie przyjdą na konkurs wiedzy o BHP, to na pewno przyjdą na koncert Heleny Vondráčkovej. No i przyszli. Nawet sporo. Takich konkursów trochę się odbyło. Na tę Vondráčkovą, ale i na innych też. Inna rzecz, że jakieś życie towarzyskie sprowadzało się też i do spotkań przy kieliszku. Ale o czym się gadało? O fabryce, o ewentualnych podwyżkach, awansach. No bo i o czym innym się miało rozmawiać. Padała też i kwestia taka, że na rozciągarkach, ciężkim wydziale, pracują tu u nas kobiety. Nigdzie indziej w całej Europie tego nie było, a u nas tak. To była mordercza praca, która dała efekt taki, że wiele z nich chorowało. Ale jednak był szacunek do tej pracy. Nieco inny, niż teraz. Zresztą nikogo do czynów społecznych nie trzeba było namawiać. Ludzie sami wybudowali ul. Pomorską oraz park Kopernika. Ja co prawda, łopatą wówczas nie machałem, ale załatwiałem im zupę. Bo się należała. A za tę zupę to potem mnie „Solidarność” rozliczyła. Żal mi, że nowe wypiera stare, że tam tyle się teraz marnuje.

Barbara Adamiszyn, emerytowana pracownica banku

- Nigdy nie pracowałam w Stilonie, ale pracowałam w banku, który kredytował działania Stilonu. I powiem, że Stilon jako jedyny, spłacił swoje kredyty co do złotówki. Powiem tylko, że w szczytowym okresie Stilon zatrudniał dokładnie 10 149 osób, bo tyle było w oficjalnych dokumentach. I powiem tylko, że firma jak się rozbudowywała, to budowała nie tylko zakład, ale i coś obok, jak basen, na który ja się nie chciałam zgodzić, bo niezbyt wymiarowy był, ostatecznie jednak się zgodziła. Podobnie było z halą sportową przy Czereśniowej, która miała być tylko halą szkolną, a ostatecznie stała się pierwszą halą sportową Gorzowa. Była potrzeba chwili, to firma budowała. A my też się zgadzaliśmy.

Ryszard Szymon Kućko, filmowiec, ale w czasach Stilonu kierownik hotelu robotniczego

- Cała moja rodzina pracowała w Stilonie, bo rodzice, bo stryj (znakomity fotograf Waldemar Kućko – red.). Zaczynałem w ośrodku obliczeniowym. Ostatecznie skończyłem w hotelu pracowniczym. I tam zawsze czegoś brakowało. I jak już nie było możliwości zakupu tego, co brakowało, to moi znajomi, którzy w różnych ważnych służbach pracowali, ratowali mnie tak. Dzwoniłem i mówiłem, że czas na kontrolę. Przyjeżdżali, spisywali protokół, i po kilku dniach, najwyżej trzech, znajdowały się pieniądze na zakup. Tylko tyle i aż tyle. (Krystyna Kamińska, znana gorzowska dziennikarka tylko dopowiada, że Szymon nie tylko w tamtym czasie był kierownikiem hotelu, ale już także filmowcem, Kućko przyznaje, ale tematu nie rozwija).

Jerzy Korolewicz, samorządowiec, przedsiębiorca, były wicewojewoda, działacz gospodarczy, człowiek legenda w Gorzowie

- Spędziłem siedem lat w Stilonie, i to w czasach jego megaprzełomu, kiedy z wielkiej firmy stawał się spółką. Wcześniej w 1982 roku, po zawirowaniach pracowałem jako ślusarz, bo trzeba się było gdzieś przechować po zawirowaniach na studiach. Potem wróciłem już jako inżynier magister i brałem udział w przekształceniach Stilonu. Odchodziłem z pracy w kwietni 1992 roku. I uważam, że firma w takim kształcie, w jakim była, nie potrafiła się dostosować do zmian, jakie przyszły. Do gospodarki rynkowej. Nikt nie miał na tyle determinacji, aby spowodować, by Stilon był tym dziś, czym jest Arctic Paper w Kostrzynie, wiodącą firmą papierniczą. Byłem w Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność, którą mam za kuźnię talentów. Bo wielu ludzi stamtąd wyszło, którzy sobie znakomicie na wolnym rynku poradzili. Ale to byli ci, którzy wyszli wcześniej. Dla innych Stilon okazał się jednak firmą, która w pewien sposób podcina skrzydła. Przywiązuje do siebie. Inna rzecz, że zwyczajnie trzeba pamiętać, iż dziś Stilon to dobrze funkcjonująca strefa przemysłowa, gdzie działa sporo firm, gdzie nadal w różnych zakładach pracuje może siedem, może osiem tysięcy ludzi, ale nadal w tym samym miejscu. Stilon to jest tragiczny, ale i jednocześnie wspaniały zakład. Na pewno zakład kilku niewykorzystanych szans.

Jolanta Cieśla, ostatnia szefowa Radia Stilon

- Proszę pamiętać, że stale są ludzie. Może nie ma pewnych budynków, jak choćby Półtechnika, lub inne. Ale z miasta zniknęły Stolbud, Silwana, a na nowym Ursusie hula wiatr. Stilon wciąż jest, choć w innym kształcie niż, wówczas, ale jest. A tamten kształt zwyczajnie nie mógł się udać. Ekonomia o tym decydowała. Jestem ekonomistą, więc wiem. Jednak Stilon wciąż jest. W innym kształcie

Zdzisław Mydłowski, stale pracuje w Stilonie

- Chciałby zwrócić uwagę, że Stilon i jego początki, to 1947 rok, kiedy to miał być w Jeleniej Górze. Potem przyszedł 1951 rok i jest decyzja o lokacji w Gorzowie. Potem za jakiś czas okazało się, że mamy ważną maszynę, ale nie może ruszyć, bo części do niej brak. Ówczesny dyrektor firm, nie pamiętam, niestety nazwiska, pojechał szukać. I znalazł w Kazachstanie. Nawet numery fabryczne się zgadzały. Ruszyła produkcja. Proszę pamiętać, że Stilon zawsze był kuźnią talentów. Przecież naukowcy ze Stilonu z tytułami inżynier, doktor, tu pracowali i opracowywali wynalazki. To właśnie dla nich wybudowaną ową Półtechnikę, Wielki budynek, którego nigdy nie udało się dokończyć, ale chodziło o to, aby ich przenieść w jedno miejsce. Nie udało się niestety. I przypomnę też i taką anegdotkę. Przyjechał do nas pan premier Jan Krzysztof Bielecki i po obejrzeniu zakładu powiedział takie słowa: Macie pracę, macie przedszkola, macie stołówkę, nie rozumiem o co płacz. Nawet jak się kto napije, to i macie swoją wytrzeźwiałkę.

Krystyna Kamińska, dziennikarka, śledzi losy wszystkiego, co się w Gorzowie dzieje

- Nie mam związków ze Stilonem żadnych. Nie pracowałam tu, nie mam rodziny związanej z zakładem. Jednak szkoda, że nie ma  żadnego materialnego śladu po Stilonie. Nie ma już muzeum, nie ma izby pamięci. A potrzebne jest. Potrzebne jest miejsce upamiętnienia Stilonu.

Robert Piotrowski, gorzovianista

- Potrzebne jest miejsce pamięci takie jak choćby Park Kasety. Park, który pokaże, że tu coś dobrego się działo. Park, który w nowoczesny sposób upamiętni Stilon. Nie pamięta się wielkich zakładów, a szkoda.

Jackowi Głombowi ten pomysł przypadł do gustu. Stwierdził bowiem, że tak, że w jego myśleniu takie działanie się mieści.

Jak te i inne opowieści wyjdą w teatrze, pokaże czas. Premiera 12 marca. Potem następne spektakle w nowej jakości teatralnej, jaką znów staje się MCK.

roch

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x