Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

Nie trzeba sięgnąć dna. Trzeba iść w drugą stronę

2023-08-18, Prosto z miasta

Mówi, że nie ma recepty na niepicie. Łatwiej jest pić, odpuścić, być modnym, fajnym. Ale jak się chce, to swoją drogę się znajdzie.     

medium_news_header_37740.jpg
Fot. pixabay.com

Wracał z pracy i szedł do baru. I upijał się do nieprzytomności. Ojciec. On, wtedy nastolatek, myślał, że tak się robi. Że tak robi facet. Że to takie super. Takich też miał kolegów na osiedlu. Wracał do domu dla mamy. Żeby była bezpieczna. Bo ojciec robił awantury. A on, który nie chciał być jak ojciec, stał się dokładnie taki sam. Zaczął pić. Najpierw ,,tylko” jedno piwo. Potem coraz więcej. I jeszcze więcej. Aż do dna. Butelki i niemal życia.

Obojętnie co, byle alkohol

Praca była, głowa ciężka, ale wstajesz i idziesz. Kończysz pracę i pijesz. Na kacu to była masakra. Na temat kaca może napisać książkę, choć przyznaje, że te odczucia są nie do opisania. Próbował się ,,ratować”. Rano małpkami, piwami, po pracy od razu sklep. Mocne piwa. Na przystanku pił od razu dwa, żeby dojechać do domu i w miarę się dobrze czuć. Obiad i znów picie. I tak codziennie. Przy łóżku zawsze stało piwo, bo jeśli się w nocy obudził, musiał mieć od razu piwo. Ciepłe, zimne, obojętnie, byle był alkohol.

Chciał rzucić. Zastąpił jeden nałóg innym. Pojawiła się marihuana. Trzy przepalone lata. Jeszcze gorsze niż alkohol. A potem oba nałogi jednocześnie. Picie do nieprzytomności. Kilkutygodniowe melanże. Ten stan, gdy nic cię nie obchodzi, we krwi jest alkohol, jest faza, jest impreza. Lecimy dalej. Znika świadomość. Codziennie urwany film. I tylko przebijająca się rano myśl: ,,Co odj.bałem? Gdzie byłem? Co robiłem?”. I od nowa picie.

Na kacu umierałem

Nawet on nie był powodem, żeby przestać. Jak można tak pić, rzygać, sikać, spać w tym… A to był koszmar. Zapijany każdego dnia. Codzienne mulenie, w głowie faza. Kac odczuwany strasznie. Normalnie umierałem, życzyłem sobie śmierci. Najgorsze było przetrzymanie godzin w pracy. A po niej od razu picie. Dwa mocne i można żyć. Potem znów niedobrze. No to znowu dowalamy do pieca i było troszkę lepiej. Ale złe samopoczucie było stanem ciągłym. Mama wzywała karetkę. Czas trwa wiecznie. Czujesz życie całym sobą, każdą częścią ciała, czujesz każdy milimetr tego ciała, jak drży, jak się pocisz, smród, światłowstręt, nie możesz jeść, bo cię cofa, zjadany węgiel, żeby zahamować rozwolnienie. Niekontrolowane ruchy głową, ręką. W pracy proste rzeczy zaczęły być wyzwaniem. Ręce latały jakby trzymały młot udarowy. Pot się lał, jakby bombę rozbrajał. Wstyd, że ktoś to widzi. I nadzieja, że jeszcze trochę i znów się napije.

Ostatnie picie. Rok 2017. Wtedy mocno piłem wódkę na pusty żołądek. Lato. Leżę na podłodze, roleta opuszczona, ja w półśnie, spocony, drżałem z zimna. Dochodzi do mnie, że nie mogę ruszyć niczym, ręką, nogą, palcem, tylko otwarte oczy. I nagle z łazienki, którą miałem naprzeciwko pokoju, coś wychodzi, jakiś stwór, potwór, nie wiem, co to było, ale było przerażające na tyle, że krzyczałem. Ale nie słyszałem swojego głosu, nie mogłem się ruszyć, czułem, że zaraz mnie coś dopadnie, serce waliło jakby miało wypaść. Oddychałem, jakbym przebiegł maraton. Do dziś wiem, że nie spałem, oczy miałem otwarte.

Kilka podejść do terapii

Były próby rzucenia picia. Bardzo dużo prób. Terapia, psycholog. Przechodził rok, zaczęły się problemy. I powrót do picia. OK, jedno piwo. Ale nigdy na jednym się nie kończyło. I znów do nieprzytomności. I znów dno. Myślał, że zwariuje. Zacząłem ostro pić. Musiałem wypić tyle, żeby stracić przytomność. Dalej było moje dno, kiedy nie miałem siły wymiotować, oddychać. Wtedy coś do mnie doszło, leżałem na podłodze, trzęsłem się po piciu, wiedziałem, że to koniec, że już wystarczy

W sumie 12-13 lat picia. Dokładnie nie pamięta, nie wie, wszystko takie rozwalone. Musiałby sobie te wszystkie lata jakoś poukładać. Na terapii było coś takiego jak ,,piciorys”. Nie dotrwał do niego, bo rzucił terapię. A liczyli wtedy, ile zużyli pieniędzy, lat, wszystko. Mieszkania przepijali. On też. Wszystko szło na używki. W sumie cztery lata przerywanej terapii. Nie jest łatwo na nią iść. To takie poniżenie siebie. Ale widział problem. Chciał sobie pomóc. Miał dosyć. Chodził, ale poczuł się zbyt pewny. I znów pił. Nie miał jeszcze prawa jazdy, ale jechał. Po pijaku. Na pasach potrącił kobietę. Duże przeżycie, bo mógł kogoś zabić. Ale nawet wtedy nie zapaliła się lampka. Wie, że to będzie siedziało, ale wtedy nie myślał o tym. Pił jeszcze więcej. Ostro.

Może tak trzeba naprawić siebie?

Dziś ma 36 lat, nie pije od ośmiu. Codziennie rano powtarza sobie, że nie pije. ,,Dziś nie piję.” Nie ma czegoś takiego, że w ogóle się nie napiję. Dziś. I tak każdego dnia. Kiedyś na terapii usłyszał, że już się nie napije. Wyśmiał ich. Nigdy nie można być pewnym. Też to słyszał – nigdy nie bądź pewny. To jest prawda. Każdego dnia praca nad sobą. To jest trudne. Alkoholizm jest przewlekły. Zawsze jest się alkoholikiem. Teraz nie pije, bo przypomina sobie kaca. Jak ma ciężki okres czy chwilę, myśli: ,,Może wypiję, to mi zrobi fajnie”. Na chwilę. Ale jutro? ,,Co ty jutro będziesz miał?”       

Osiem lat w trzeźwości. Każdego dnia jakieś postanowienie. Na przykład, żeby wysłać maila. Jednego z nich wysyła do redakcji. Dlaczego? Mówi, że to była wewnętrzna chęć, żeby pomóc samemu sobie. Otworzyć się, wygadać. Bo przez picie jest pozamykany. Lata urwanego filmu zrobiły swoje. Alkohol zaburzył wszystko. Także uczucia. Nie potrafi ich wyrażać, mówić o nich. Kiedyś na terapii ktoś zapytał: Jak się czujesz? Proste pytanie. A on nie wiedział. W głowie szambo. Dziś też ma z tym problem. Okazuje uczucia, ale o nich nie umie mówić, wstydzi się, trzeba to z niego wyduszać. Spotkanie z dziennikarzem, z obcą osobą było wyzwaniem. Bardzo osobistym. I bardzo trudnym. Ale czuł, że to go może popchnąć do zmiany. Żeby naprawić siebie, opowiedzieć o tym. Może tędy droga, nie wie. Ale próbuje. 

Może też chce ostrzec innych. Tak, wie, że mówi się o tym wiele, ale efektów nie widać. Alkohol jest wszędzie. Na reklamach, w sklepach, na imprezach, od urodzin dzieci zaczynając po imprezy młodzieży, dorosłych, koncerty. Alkohol reklamowany przed meczami. Szampan dla dzieci. Komunia, urodziny – alkohol leje się strumieniem. Weekendy. Tydzień zleci, a potem walimy na nowo. A to legalny narkotyk, łatwo dostępny. Modny.

,,Tak nie rób” nie działa

Człowiekowi, który tego nie przeżył, ciężko wytłumaczyć, będzie chciał spróbować, to spróbuje. To trudne, żeby komuś powiedzieć, tak nie rób, tak rób. Trudno przekazać wiedzę, że nie warto w to wchodzić. Sam nie chce do tego wracać, ale żałuje, że poprowadził życie tak, a nie inaczej. Nałóg zniewolił go całkiem. Teraz byłby w innym miejscu. Ale to źle powiedziane. Bo jest w dobrym miejscu. Wyszedł na ludzi. Tyle że nie pokierował życia w sposób, w jaki by chciał. Za niego zdecydował nałóg. Zmarnowane lata. Ale to już było.

Ciągle czuje niepokój. Dlaczego? Mnie tu nie ma – mówi podczas rozmowy. Cały czas jest w przeszłości, to jest syndrom DDA. Nieustannie czuje strach, niepewność, bo jest z tyłu, wraca myślami do tego, co było. Bez przerwy drąży jakieś tematy, których nie przeżył albo mógł przeżyć. Albo wybiega w przyszłość – nie zrobię tego, ale może zrobię to. Wie, że tak ma przez to, co przeszedł. Dlatego próbuje pracować. Teraz. Kiedyś próbował zadowolić innych, dać im spokój, szczęście, ale sam sobie nie.

Na siłownię zamiast na piwo

Teraz jest lepiej. Ma syna. Rozwiódł się. Jest jak jest. Ale w dzień rozwodu poszedł na siłownię, a nie do baru. Nie zapalił, a miał okazję. Nie chciało się ćwiczyć. Nic nie zjadł, ale ćwiczył, ćwiczył... Sport dał mu kopa. Wcześniej dorabiał jako trener. Ale wyleciał z pracy przez picie. Wolał to niż się wysilić. Łatwiej było się napić. 

Nie jest jeszcze całkiem dobrze. Mimo terapii nie pracował nad sobą. A to jest konieczne. Niezbędne. Dopiero teraz, gdy został sam, zauważa siebie z innej strony. Chciałby kogoś kochać, ale nie poznał jeszcze sam siebie. Miał  bardzo duże trudności z poznaniem kobiety, bo większość życia opierał na imprezach, na alkoholu.

Teraz myśli o sobie. Co dalej? Chce naprawiać siebie. Może pójdzie na terapię. Cel. Szuka do dziś celu. Cały czas jest rozwalony. Może tu, może tam. Nie potrafi poukładać życia. Coś by chciał robić, ale nie idzie w jednym kierunku. Nie ma pewności siebie, strasznie zaniża samoocenę. Ludzie mówią: Jej, zrobiłeś to, tamto. A on tego nie widzi.

Nie ma recepty na niepicie

Młodzież trzeba postraszyć. Że szkoda życia. Jego uratował sport. Pracuje w budowlance, potem jako instruktor. Jest trudno, bo mieszka poza Polską i ma jeszcze barierę językową. Ale idzie do przodu. Wie, że każdy musi zmierzyć się z piciem sam. Że nie ma recepty na niepicie. Nie wystarczy powiedzieć: Nie pij. A jak trzeba? Zapytać: Coś cię cieszy? Masz pasję? Zacznij to robić.

Piją w pracy? To nie idź do pracy. Poszukaj innej. Ratuj siebie. Łatwiej pójść w alkohol niż się wysilić. Niż walczyć. Bo to jest walka. Nie chodzi na imprezy, na urodziny. Po prostu. Młodzi odpuszczają, bo tak łatwiej. Jeszcze ten weekend, jeszcze te urodziny. Pójdę. Będzie OK. W Polsce nie ma picia jednego piwa. Tu trzeba się zachlać. Piwa bezalkoholowe? Takie kupują starsi. Młodzi piją normalny alkohol.

Dla niego alkohol już nie istnieje. Choć jest wszędzie. Dziś idzie na imprezę, spotyka się z kobietą. I pytanie: Dlaczego nie pijesz? Odpowiada: Masz z tym jakiś problem? To ty masz problem, nie ja.

To jest ich problem. To namawianie. Dlatego zaczął unikać imprez, spotkań, gdzie piją. W pewnym momencie nie miał nikogo, był sam. Zamknął się w sobie. Nie miał znajomych, bo każdy pił. Budował swoją bańkę, swój świat i nie chciał nikogo do niego wpuścić. Dziś też – nie wpuszcza do życia żadnej kobiety. Odciął się. Nie tylko na moment dojścia do siebie. Całkiem.

Można inaczej, tylko trzeba chcieć

Była depresja. Chyba jest do dziś. Są momenty, że nie chce się nic. Siada i jest dół. Nawet jak ktoś chce gdzieś z nim pójść, nawet nie na imprezę, odmawia. Nie ma nikogo, komu mógłby się zwierzyć. Znajomi są, ale nikogo, kto by to zrozumiał. Nikt chyba tego do końca nie ugryzie. Ale nie poddaje się. Chciałby znaleźć jakieś wsparcie, może na terapii, żeby się naprawić.

Zarabia, są pieniądze, ale wewnętrznie jest rozbity. Ma mówić o uczuciach? Z wychowaniem, że facet ma nie mówić o uczuciach, bo wstyd? Nie, nie jest wstyd. Chłopak ma prawo płakać. Musi odreagować? Sport jest super. Sam błądził. Dziś synowi wskazuje drogę. Może piłka nożna, może siatkówka. On wybrał siłownię. Ale to też zadanie dla rodziców. Pokazać, że można. Zauważyć, że dzieciak zaczyna pić. A nieraz rodzice nie chcą widzieć. ,,Papierochy mu nie zaszkodzą. Napił się na weekend? To tylko weekend. Jest OK.” Nie jest. Jeden pójdzie w nałóg, inny nie. Jeden dzieciak na dziesięciu pójdzie w sport, reszta na imprezę. Jeden umie odmówić, inny chce być chojrakiem w grupie i się napije.

Wiem, że świata nie zbawię, ale chciałbym uświadomić, nie tylko młodym, że można wyjść z trudnego okresu, przestać siebie oszukiwać, że jeszcze tylko dziś i od jutra nie piję, że kiedyś się ułoży. Nie! Samo się nic nie zrobi, jeśli ty nie weźmiesz spraw w swoje ręce, nikt za ciebie tego nie zrobi. Możesz chodzić na terapię, możesz chodzić do najlepszego psychologa, ale nikt ci nie pomoże, jeśli ty sam nie będziesz tego chciał… Nie musisz dotykać dna, a zatrzymać się przed nim i pójść w inną stronę, zanim będzie za późno, zanim zmarnujesz kawał życia.

Maja Szanter

Fot. pixabay

Cytaty pochodzą ze spisanych przez bohatera wspomnień. ,,Pamiętnik” powstał kilka lat po rzuceniu nałogu.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x