Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

Wybory 2014: kandydaci jeszcze nas zaskoczą

2014-11-03, Prosto z miasta

Kampania wyborcza wchodzi już w rozstrzygającą fazę. Czy gorzowscy kandydaci na prezydenta i radnych porywają swoich wyborców?

medium_news_header_9338.jpg

Jak zwraca uwagę prof. PWSZ Paweł Leszczyński, który po dwóch kadencjach w radzie miasta postanowił, przynajmniej na razie, wyłączyć się z lokalnej polityki, jeszcze nigdy w historii samorządu w naszym mieście nie było tak wielu ciekawych kandydatów na prezydenta i radnych. Uważa, że jest to dobre dla demokracji, bo daje szerokie możliwości wyboru tych najlepszych.

- Najbardziej cieszy mnie to, że do rywalizacji włączyły się inicjatywy społeczne, mamy dwóch bezpartyjnych kandydatów na prezydenta – mówi. – Ba, w jednym z okręgów wyborczych zarejestrowali się kandydaci komitetu Feniks, skupiającego m.in. artystów. Ich szanse są może niewielkie, ale najważniejsze to brać sprawy w swoje ręce. Trzeba chcieć korzystać z praw, jakie daje nam demokracja i tu widzimy pierwsze takie wyraźne sygnały – podkreśla.

Co do samej kampanii to – w ocenie naszego rozmówcy – jest ona prowadzona w przemyślany sposób. Zaczęło się od wywieszenia bilbordów, plakatów i banerów. Ich celem jest poinformowanie jak najszerszej rzeczy wyborców, kto w tym roku kandyduje. W dalszej kolejności ruszyły debaty. Nie tylko prezydenckie, ale także z udziałem kandydatów na radnych. To istotny element. Teraz komitety wchodzą w okres informowania mieszkańców o konkretnych rozwiązaniach programowych za pomocą ulotek, aktywności w Internecie i bezpośrednich spotkań z wyborcami.

- Jeżeli czegoś w tej chwili brakuje, to zdecydowanie większej liczby debat z udziałem kandydatów na radnych w konkretnych okręgach, a także zwykłych spotkań z mieszkańcami. Okazje ku temu są liczne. Nawet pójście na targowisko i podyskutowanie z ludźmi może przynieść wiele pozytywnego. Najmniej osiągną w tych wyborach ci, którzy komunikują się z gorzowianami zza biurka. Bezpośredni kontakt jest rzeczą cenioną, nawet jak trafiamy na osoby, które nam w pierwszej chwili nie sprzyjają – tłumaczy.

Nic nadzwyczajnego w prowadzonej kampanii nie widzi za to radny Marcin Gucia, który radnym w nowym rozdaniu nie będzie, gdyż nie kandyduje. Choć on akurat jest aktywny w kampanii, ponieważ  znajduje się w sztabie wyborczym kandydatki na prezydenta Gorzowa Krystyny Sibińskiej.

- Jeśli miałbym oceniać całość kampanii z boku, zwróciłbym uwagę na małą ilość  treści przekazywanej przez różnych kandydatów. Do tego hasła większości programów pokrywają się, ale bierze się to z tego, że ktokolwiek nie wygra będzie musiał nadrabiać powstałe przez ostatnie lata zaległości. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że nawet prezydent Tadeusz Jędrzejczak zaczyna obiecywać zrobienie rzeczy, które zaniedbał. Dobitnym przykładem jest ciągłe obiecywanie remontu ,,schodów donikąd’’. Jestem przekonany, że czwarty raz na te obiecanki ludzie nie dadzą się nabrać – dodaje.

Marcin Gucia wyjaśnia też, że choć Gorzów zaczyna być dekorowany bilbordami, to tego rodzaju forma promocji nie wskaże najlepszych kandydatów, mających najciekawsze programy wyborcze. Jest to bardziej budowanie wizerunkowe. I cieszy się, że w sumie tych plakatów w mieście nie jest tym razem za dużo.

- Przynajmniej nie zaśmiecamy miasta, a to już jest duży plus – kontynuuje. – Najskuteczniejszą formą dotarcia do wyborców są mądrze przygotowane i treściwe ulotki, które trafiają do domów. Mieszkańcy mogą wtedy na spokojnie, przy filiżance kawy, przeanalizować oferty  przedstawiane w kampanii. Są też robione akcje ,,od drzwi do drzwi’’, jest to ciekawy pomysł, choć nie wszyscy chcą być nachodzeni przez kandydatów. Do tego niedawno mieliśmy zmianę czasu, szybciej robi się ciemniej, a wtedy ludzie obawiają się otwierać drzwi i rozmawiać w sumie z nieznajomymi – uważa.

Negatywnie o kampanii wypowiada się Izabella Szafrańska-Słupecka, radna dwóch kadencji, która tym razem postanowiła zwolnić miejsce dla innych. Młodszych, jak to określiła.

- Kiedy jednak spojrzę na listy kandydatów to mam wątpliwości czy zastąpią mnie młodsi – uśmiecha się. – Nie jestem specjalistką od przygotowywania i prowadzenia kampanii, dlatego moją ocenę wygłaszam jako zwykła mieszkanka. Jest trochę plakatów w mieście, komitety prowadzą konwencje, coś tam się dzieje w Internecie, ale brakuje mi wyrazistych pomysłów na miasto. Praktycznie są rzucane stare hasła, większość z nich pojawiała się w trakcie sesji rad miejskich przez ostatnie cztery lata. Brakuje mi szerszych spotkań w plenerze z mieszkańcami, wieców. Nie czuć tej atmosfery, może komitety coś wymyślą na końcówkę kampanii, bo inaczej wielu mieszkańców może nie wyrobić sobie zdania i mieć kłopot z wyborem właściwych kandydatów. Same ulotki w skrzynkach wiele nie dadzą, gdyż większość z nich od razu trafia do kosza z ulotkami reklamowymi hipermarketów i galerii – uważa.

A jak kampanię oceniają sami mieszkańcy, w rękach których znajdują się głosy? Jak to w takich przypadkach bywa namówić kogokolwiek na ulicy, żeby przedstawił swoje spojrzenie na działalność polityczną jest niezmiernie trudno. Zwłaszcza pod imieniem i nazwiskiem. Dlatego anonimowo zapytałem się dziesięciu przypadkowo spotkanych gorzowian, czy interesują się kampanią i planują pójść do urn wyborczych? Aż siedmioro odpowiedziało, że zagłosują, troje stanowczo stwierdziło, że nie wybiera się na wybory.

- Panie, to nic nie da, wszyscy tylko obiecują, a jak wygląda miasto, każdy widzi – rzucił w moją stronę pan w średnim wieku i szybko oddalił się żołnierskim krokiem.

Ze wspomnianej grupy deklarującej pójście do urn trzy osoby zapewniły, że interesują się kampanią, analizują prezentowane programy, jedna nawet chodzi na wybrane konwencje wyborcze.

- Nie zdecydowałem jeszcze komu zaufać. Na pewno już skreśliłem niektóre nazwiska ze względu na przynależności partyjne, nie do końca mam też zaufanie do kandydatów obywatelskich, ale nie wykluczam, że właśnie na takiego w ostateczności postawię – stwierdził pracownik gorzowskiej służby zdrowia.

Ciekawy głos wyraziła także starsza pani, dla której głosowanie to zawsze tzw. obywatelski obowiązek. Powiedziała ona, iż przez ostatnie lata zawsze głosowała na obecnego prezydenta, bo miasto przez lata rozwijało się, lecz ostatnio jej córka musiała wyjechać do Niemiec w poszukiwaniu pracy.

- Zapytałam się, dlaczego nie zostaniesz? Odpowiedziała tylko, iż w Gorzowie brakuje normalnej pracy za przyzwoitą pensję. Mamo, ja nie utrzymam się z dzieckiem za 1500 złotych, dodała. Dlatego pójdę głosować na tego, kto przekona mnie, że najważniejszym jego zadaniem będzie rozwój gospodarki, taki, żeby młodzi ludzie mogli pracować za godną pensję – stwierdziła.

I jeszcze jeden głos młodej dziewczyny, uczennicy jednego z gorzowskich liceów. – Interesuję się kampanią, nawet jako wolontariuszka czasami pomagam jednemu z komitetów. Uważam, że kampania jest merytoryczna, pozbawiona nadmiernych emocji, kandydaci na prezydenta starają się dotrzeć do wyborców propozycjami, nie słowami. To chyba dobrze – stwierdziła.

Pamiętajmy jednak, że kampania jeszcze trwa. Jak mówi prof. Paweł Leszczyński, najcięższą amunicję wszystkie komitety pozostawiają na koniec. Chodzi o to, żeby zostać zapamiętanym z jak najkorzystniejszej strony tuż przed otwarciem lokali wyborczych...

- Myślę, że kampania znajduje się na etapie nabierania rumieńców i tak naprawdę dopiero się rozkręca. Myślę, że ostatnie dwa tygodnie dostarczą nam wszystkim ciekawych  wrażeń – mówi na koniec.

Robert Borowy

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x