Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Balladyny, Lilli, Mariana , 30 kwietnia 2024

On sfotografował pod magistratem kozę

2014-04-07, Prosto z miasta

Kaziuki w Gorzowie stały się już tradycją. 

medium_news_header_7046.jpg

Coraz ciekawiej i dłużej obchodzone  przypomniały mi postać ostatniego prawdziwego gorzowskiego wilniuka, jakie znałem. 

Postać niezwykle barwną i wielce zasłużoną nie tylko dla kultury naszego miasta – Waldemara Miłowida Kućki. Przypominamy jego sylwetkę w reportażu nieżyjącego już także Mieczysława Miszkina.

Reportaż powstał na zamówienie Agencji Dejamir w 1995 r. i został opublikowany w wydanej wówczas książce „W przestrzeni tęczy”.

Jan Delijewski

Kronikarz wytrwały

Pamiętam ów chłodny, wypełniony mżawką i jesienną chandrą listopadowy dzień, gdy w 1981 roku odprowadzaliśmy na miejsce ostatniego i wiecznego spoczynku Wald­ka, czyli Waldemara Kućkę, wybitną postać gorzowskiej kultury, fotoreportera, artystę i działacza z lat 60. i 70. Niezwykła prawdziwość banalnego zwrotu o szybkim przemija­niu czasu znalazła jeszcze jedno potwierdzenie i w tym przypadku. Lecz niezwykłość postaci Waldemara polegała nie tylko na bogactwie zainteresowań i pól działania, ale także i na tym, że był on - jak mało kto - niesłychanie wiernym i wytrwałym kronikarzem naszego miasta, które, choć wybrał nie sam, stało się jego „drugą ojczyzną", drugim punktem odniesienia i dojścia - po utracie i przymusowym wypędzeniu z Wileńszczyzny, którą zawsze wspominał z sentymentem.

Bo też niełatwe miał dzieciństwo i młodość. Urodzony w małej podwileńskiej wsi Kality w rodzinie nauczycielskiej wcześnie doświadczał burzliwości polskich losów, uwi­kłanych w szczególnie dramatyczne konflikty polityczne i narodościowe na tym obsza­rze. Ojca Franciszka wojenne i powojenne losy zagnały do Anglii i Kanady (wrócił do Polski dopiero w latach 60 - tych), starszy brat Jerzy, wcielony do I Armii WP, dobijał „hitlerowskiego zwierza” w I Brygadzie Pancernej im Bohaterów Westerplatte, a 13 - letni wówczas Waldek „repatriował się” wraz z resztą rodziny właśnie do Gorzowa Wlkp. Wówczas, gdy - po Jałcie i Poczdamie - stało się jasne, że dla Polaków „nie ma życia” na litewsko-sowieckiej Wileńszczyźnie.

Tu, w Gorzowie ukończył edukację podstawową i podjął naukę w szkole zawodowej wybierając kierunek fotografika w 1948 r. Zapisał się do ZHP, a nawet ZMP - organizacji skrajnie upolitycznionej w kierunku propagandy stalinowskiego „socjalizmu”. Jednakże - zapewne ku zaskoczeniu wychowawców - został w październiku 1950 r. aresztowany przez UB pod zarzutem „prowadzenia nielegalnej działalności”. Polegała ona na dość dziecinnej harcerskiej konspiracji, gdzie uczestnikom „przydzielano” pseudonimy i za­myślano o prowadzeniu jakiejś bliżej niesprecyzowanej agitacji. Jednakże „władza ludo­wa” okazała się „czujna” aż nadto i Waldek młodzieńczy zapał niepodległościowy odpo­kutował dziewięciomiesięcznym aresztem śledczym (do końca lipca 1951 r.) i karą w zawieszeniu. Jednakże tzw. hak w życiorysie, powodujący przekonanie decydentów, że jest „elementem niepewnym” wlókł się za nim jeszcze długo. Jednym z jego przejawów było wcielenie „poborowego” Waldemara Kućki nie do normalnej jednostki wojskowej, ale do tzw. korpusu górniczego. W ten oto osobliwy sposób zasilił szeregi „fedrujących przodek” - choć nie z własnego wyboru.

Ćwierć wieku w Stilonie

Zdecydowana większość dorosłego i dojrzałego życia Waldemara Kućki związana była z największym (wówczas – redakcja) zakładem pracy w województwie gorzowskim, a dawniej i Ziemi Lubuskiej. Pojawił się w nim po raz pierwszy w miesiąc po oficjalnym otwarciu przedsiębiorstwa (7 lipca 1951 r.), ale tylko na dwa miesiące i pracował jako „pomocnik aparatowego”, a więc w produkcji. Wkrótce jednak zwolnił się, by dokończyć edukacji, co uczynił w Technikum Fotograficznym w Łodzi (matura z datą 22 maja 1953 r.). Potem powrócił znów z nakazem pracy na 3 lata jako technik - fotografik, lecz wtedy został powołany do wspomnianej już służby wojskowej.

Do fabryki przy Walczaka powrócił Waldemar definitywnie i już na długo (ponad 21 lat) - po raz trzeci - w styczniu 1956 r. i był w niej na różnych posadach i stanowiskach służbowych. Wykonywał więc obowiązki laboranta w Laboratorium Włókienniczym, refe­renta w wydziale Mechanicznym, technika w Wydziale Naukowo-Badawczym, samo­dzielnego referenta „do spraw powielania i reprodukcji” w dziale Informacji Naukowo- Technicznej, a w końcu w dziale Reklamy. Jednakże na wszystkich tych posadach (które czasem zależały od tego, gdzie był wolny etat), głównym zadaniem Waldemara było dostarczanie kierownictwu firmy i różnym jej komórkom - od jednostek produkcyjnych i służb socjalnych aż po klub sportowy i TKKF - dokumentacji fotograficznej prezentującej ich działalność. Ilustrowała ona dokumenty zakładowe, wystawy, gabloty, wydawnictwa reklamowe i fabryczne monografie. W tej roli, tj. kronikarza zakładu wykonał - wraz z Władysławą Nowogórską - chyba dziesiątki tysięcy zdjęć, które do dziś można oglądać m.in. w monografiach jubileuszowych ZWCh Stilon wydawanych na 20 i 25 lecie zakła­du (w 1971 i 1976 roku), a do niedawna także na stałej ekspozycji w obecnym Centrum Promocji przedsiębiorstwa. Ze wszystkich tych obowiązków Kućko wywiązywał się do­brze, co potwierdzają jego szefowie pp. Zdzisław Bembnista i Jan Jankowski. Tę rzetel­ność zawodową bohatera mojej prezentacji potwierdza wiele adnotacji o pochwałach „z wpisaniem do akt” i nagrodach, w tym również finansowych zawartych w jego zachowa­nej dokumentacji personalnej.

Od 1958 r. zadania Waldemara wzbogaciły się o nową „działkę”. Było nią współre­dagowanie „Stilonu Gorzowskiego", gazety zakładowej, któremu (wraz z Janem Jankowskim, Urszulą Macińską, Adolfem Tynfowiczem i Florianem Nowickim) był „ojcem - zało­życielem”. W gazecie - zgodnie z zamówieniem szefów - ilustrował życie zakładowe: od sylwetek przodujących pracowników aż po wychwytywanie nieporządków i bałagan w różnych jednostkach i wydziałach.­

Z opowieści nieżyjącej już Urszuli Macińskiej, wspomnień Stefana Cieśli (byłych „naczelnych" gazety) oraz własnej pamięci niżej podpisanego wyłania się taki oto syn­tetyczny, obraz Waldka:

Stale się spieszył, nie miał czasu. Często wpadał do redakcji, rzucał na biurko naczelnej (tj. p. Urszuli) stos zdjęć, zawsze starannie opisanych na odwrocie i dodawał ze skrywaną satysfakcją: „macie, obejrzyjcie". Wiedział, że są dobre, był tylko problem, które „pójdą”. Kiedy i on został rozstrzygnięty dodawał - kończąc zaciąganie się nie­odłącznym „ekstramocnym” - „wiecie, ja jeszcze muszę koniecznie... i pędził gdzieś dalej. Niekiedy dorzucał, żeby pogonić „tego Talaskę” (Ryszarda, redaktora techniczne­go, którego nb. Waldek lubił), bo obcina zdjęcia i robi z nich „znaczki pocztowe”. Albo piętnował w krótkich żołnierskich i jędrnych słowach niegodziwość tych z (tu padała nazwa konkretnego wydziału), którzy nie uprzątnęli śmietnika ze swojego obejścia, mimo że fotoreporter Kućko potępiał rzecz (tzn. śmietnik i wydział) w cyklu zdjęć prezentowa­nych w gazecie. Czasem pomagało to wprost, a czasem - po reprymendzie przełożonych i karze nałożonej za bałagan - owocowało pogróżkami: „już ja się z tym Kućką rozliczę”. Na szczęście nigdy nie zrealizowano tych pogróżek. Poza tym Waldemar lubił „wice”, nawet tłuste, uwielbiał „drakę", zabawne sytuacje, które niekiedy sam prowokował. Pewnego razu zgłosił się na ochotnika jako tłumacz do obsługi delegacji niemieckiej, która miała przybyć do redakcji w celu „wymiany doświadczeń”. Później jednak wyja­śnił, że zna z niemieckiego tylko „okrzyki wojenne” w rodzaju; alle raus, haende hoch, los, los itp. Trzeba było na gwałt szukać bardziej kompetentnego znawcy sąsiedzkiego języka. Innym razem do fotoreportażu z manifestacji pierwszomajowej wpakował zdję­cie z procesji Bożego Ciała. W redakcji jakoś to przeoczono i „puszczono”, lecz „towa­rzysze z komitetu” okazali się czujni i wychwycili takie ideologiczne horrendum. A ponie­waż mieli tylko śladowe poczucie humoru - nie mówiąc o inteligencji - red. Macińska ledwie wybroniła się w ogniu zmasowanej „ofensywy ideologicznej”. Stefan Cieśla zaś przypomina, że (poza tym) „był uosobieniem rozsądku i umiaru. Pamiętam wiele dysku­sji, w których polemiści niemal skakali sobie do oczu i wtedy Waldek tubalnym głosem, jakimś jędrnym, pieprznym słowem czy dowcipem rozładowywał napięcie, przywracał spokój i rozsądek”.

Te mediacyjno - tonujące spory umiejętności W. Kućki potwierdza także Kazimierz Nowik, prezes Gorzowskiego Towarzystwa Fotograficznego z lat 1969 - 71, który „na bazie” innych doświadczeń z innej struktury organizacyjnej pisze o Waldku niemal to samo, co St. Cieśla. Oto jego opinie (Ziemia Gorzowska, luty 1975r.): Jego (tzn. Kućki - d.m.) "sposób bycia, traktowanie wszystkiego pół żartem pół serio miało wpływ na ukształtowanie specyficznego klimatu wewnątrz Towarzystwa. On właśnie swoim uszczy­pliwo - żartobliwym sposobem bycia rozładowywał sytuacje konfliktowe, mobilizował i pobudzał do działania opieszałych". Znamienna w tym dwugłosie zgodność nie może być dziełem przypadku.

Wracając zaś do sprawy obecność Waldemara w Stilonie to zakończyła się ona formalnie w lipcu 1977 r., gdy nasz bohater już jako znany fotoreporter i artysta - fotografik otrzymał propozycję przejścia do „Gazety Lubuskiej”. W piśmie do dyrekcji zakładu ówczesny redaktor naczelny „GL” Zbigniew Olas, powołując się na współpracę z jego gazetą od 1962 r. poprosił o przeniesienie Waldemara motywując ten wniosek tak oto: „W. Kućko... jest pilnie potrzebny do zapewnienia odpowiedniej obsługi fotoreporterskiej obszaru województwa gorzowskiego”. Postulat Z. Olasa rozpatrzono w Stilo­nie pozytywnie, w związku z czym dyrektor Stanisław Berkowski wyraził zgodę na propo­nowane przeniesienie.

Fotoreporter i artysta - fotografik

Naturalnie było i oczywiste, że zarobkowe w istocie i stosunkowo mało „ambitne” zadania obsługi fotograficznej Stilonu (nawet łącznie z gazetą zakładową) nie spełniały ambicji Waldemara i nie wyczerpywały jego możliwości intelektualnych oraz czynnej, dynamicznej natury. Dlatego już na przełomie lat 50 i 60 - tych szuka on możliwości szerszego wypowiedzenia się, zdobycia uznania i akceptacji w środowisku. Jedną z nich stają się pocztówki - widokówki z Gorzowa, które publikuje i rozpowszechnia w swoim kolportażu przedsiębiorstwo RSW „Książka - Prasa - Ruch" i to było pierwsze (bodaj w 1961 r.) wyjście przyszłego artysty poza zakładowe „opłotki”. Dla tych samych przyczyn Waldemar uczestniczy w niemal we wszystkich inicjatywach prasowo-wydawniczych, które rodziły się w Gorzowie w czasach, gdy miasto nie miało żadnego innego własnego pisma, poza „dostępem" (na jednej przedostatniej kolumnie) do „Gazety Zielonogórskiej” - no i wspomnianą gazetą zakładową Stilonu. Dlatego Waldemar uczestniczy - jako członek zespołu i fotoreporter - w wydawaniu jednodniówki „Nadwarcie” (1961 rok), „Nowej Społeczności (1965), Milenium nad Wartą (4 numery w 1966 r.), „W służbie Nadwarcia (jednodniówka milicyjna z 1969 r. wydana z okazji 25 - lecia powstania MO).

W latach 1971-79 Kućko współredaguje z zapałem i inwencją „Ziemię Gorzowską" w jej wersji „magazynowej" z twardą okładką. Wychodziła ona w latach 1971-78 formal­nie jako jednodniówka, choć w częstotliwości zbliżonej do kwartalnika, a w latach 1978 -1979 już jako „regularny” miesięcznik. Pierwszą wersję finansują władze miejskie, druga przechodzi pod kuratelę RSW Prasa. Wykonuje też w latach 70-tych zdjęcia do modnych wówczas (choć i dzisiaj także) monografii zakładowych, które propagowały, „ludzi i osiągnięcia” (jak to wówczas formułowano) określonych fabryk czy instytucji. W ten sposób powstały m. in. opracowania dotyczące Gorzowskiej Przemysłówki (GPBP - na 10 -lecie) zakładów ZREMB czy Stolarki Budowlanej, a także w „Gorzowskiej Panoramie 35 - lecia”. I choć miały one wszelkie cechy prac zarobkowych, to jednak pozwoliły doskonalić warsztat, dawały znajomość nowych środowisk, rozszerzały wiedzę o nich.

Ta rosnąca (poprzez gazety) i dzięki wystawom indywidualnym popularność Kućki przyniosła mu swoisty awans w postaci przyjęcia do Związku Polskich Artystów - Fotografików, co formalizowało niejako jego status artysty. Przynależność do tej dość ekskluzywnej organizacji profesjonalnej była nobilitacją. Tak to odebrano w środowisku, a w opracowaniach i wspomnieniach (Kazimierz Nowik, Józef Czerniewicz, Danuta Piekar­ska, Bogdan J. Kunicki) podkreśla się, że była to pierwsza „nominacja” do związku na Ziemi Lubuskiej (formalna data przyjęcia: 10 grudnia 1972 r.). Otwarła ona Kućce drogę do publikacji w pismach o szerszym ogólnokrajowym zasięgu, a zdjęcia Waldemara zaczęły ukazywać się w „Sztandarze Młodych”, „Radarze”, branżowej „Fotografi­ce” oraz w pismach fotograficznych CSRS i NRD. Wiele z tych zdjęć przeszło do historii.

Często reprodukowano np. w prasie regionalnej (i nie tylko) słynne zdjęcie z kozami pasącymi się przed budynkiem ówczesnej MRN (dziś Urząd Miasta) w czasach (począ­tek lat 60 - tych), gdy po przeciwnej stronie ulicy Sikorskiego nie było jeszcze zwartej zabudowy, lecz tylko pusty trawiasty skwerek. Albo ową parę wieśniaków pędzących krowę obok dostojnego budynku - przybytku Melpomeny przy ul. Teatralnej. Takie fotki przynosiły Waldkowi popularność i uznanie czytelników gazet wszystkich mieszkańców miasta.

Na artystyczny dorobek W. Kućki oceniony sumarycznie składa się 10 dużych wy­staw indywidualnych mających charakter tematyczny (np. Przechadzki po mieście w 1975 r.) lub przeglądowa retrospekcyjna, tj. całej twórczości. Ostatnią z nich zorganizo­wali przyjaciele już pośmiertnie, jesienią 1984 r., w trzecią rocznicę zgonu Waldemara (w BWA przy ul. Pomorskiej) i objęła ona przegląd najlepszych prac (i cech) całej jego twórczości. Stanowiła przy tym pośmiertne uznanie dla dorobku Mistrza i Kronikarza miasta, o czym będzie dalej mowa. Podobnie jak ustanowienie w 1984 r. przez wojewo­dę gorzowskiego specjalnej nagrody, która corocznie przyznawana jest w trakcie trwania ogólnopolskich Konfrontacji Fotograficznych. Nagroda nosi imię Waldemara Kućki, jest przyznawana za całokształt twórczości i otrzymało ją dotychczas 11 znanych foto­grafików nie tylko z Gorzowa, ale także z Poznania, Gliwic i Zielonej Góry.

Kućko prezentował swoje prace w wielu miastach Polski i Europy nie tylko na wysta­wach indywidualnych lecz i zbiorowych, z innymi uczestnikami. Oglądali je bywalcy sal ekspozycyjnych w Gorzowie, Zielonej Górze i w Poznaniu, a także w Berlinie, Cottbus, Eberswalde, Frankfurcie, Lipsku, Brukseli i Bukareszcie. Otrzymywał nagrody na wysta­wach GTF, złoty medal na Foto - Ekspo w Poznaniu, Cottbus, Budapeszcie, nagrodę za fotografię sportową w Katowicach. Był wyróżniony dyplomem Federacji Amatorskich Stowarzyszeń Fotograficznych w Polsce, a w drugiej połowie lat siedemdziesiątych zo­stał kierownikiem gorzowskiej Delegatury ZPAF. W niektórych wystawach indywidual­nych ujawnił on swe społeczne („Pokolenie") lub europejskie („Jugosławia”) koneksje - co widać z tytułów. Zbiór negatywów tych prac znajduje się dziś w Muzeum Okręgowym w Gorzowie, a same prace w GTF, BWA i w RFN (Herford).


 

Na przypomnienie zasługuje też przygoda wydawnicza Kućki z 1982 r., a więc już pośmiertna, choć materiał do publikacji powstał jeszcze za życia autora. Oto ziomkostwo Landsberg w niemieckim mieście Herford wyszło na początku lat 80 - tych z inicjatywą publikacji upamiętniającej dawne niemieckie dzieje Landsberga i dzisiejsze­go już Gorzowa, których cezurą był rok 1945: następstwa przegranej wojny i deportacji Niemców z naszego miasta nad Wartą. Głównymi inicjatorami książki byli dwaj wybitni „landsberczycy" sprzed wojny, liderzy ziomkostwa Hans Beske i Ernst Handke, którym udało się pomysł doprowadzić do skutku. W ten sposób powstała i została wydana w RFN książka „Wege zueinander" (Berlin - Bonn 1982), która prawie nie znana w Polsce (kilka egzemplarzy w Gorzowie), ale została rozprzedana w Niemczech zach. Na kilku­set stronach pięknie „zrobionego” wydawnictwa mamy tam - w barwnych fotografiach - pokazany dawny (Landsberg przed 1945 r.) i obecny (Gorzów dzisiejszy) kształt nasze­go miasta. Część historyczną zestawiono z prac dawnych fotografików niemieckich, współczesną w całości wykonał W. Kućko (wstęp i opracowanie naukowe „strony" pol­skiej sporządził prof. Bogdan Kunicki, a uzupełniły grafiki Andrzeja Gordona). Jednakże praca ta, którą dziś ocenilibyśmy jako krok na drodze do pojednania polsko - niemiec­kiego, została wówczas oceniona źle, a nawet wrogo nie tylko wśród tzw. czynników - politycznych, ale także przez niektórych przedstawicieli środowiska kulturalnego. Lu­dzie, których nauczono, że ziomkostwa są wyłącznie „narzędziem imperializmu i rewizjonizmu niemieckiego”, a patent na „dobrych" Niemców mają tylko obywatele NRD - przyjęli książkę z dezaprobatą, a jeden z jej autorów musiał się tłumaczyć przed komi­sją kontroli partyjnej. Dziś może to zdumiewać, ale wówczas taki był „stan świadomo­ści”. Tak więc Kućko „przecierał drogi” nawet i na tym trudnym wówczas kierunku. A na marginesie tego wydawniczego epizodu trzeba z żalem stwierdzić, że owa książka z 1982 r. jest najciekawszym i najlepiej wydanym zbiorem zdjęć Waldemara Kućki w całym czasie jego działalności. Gorzów na nic podobnego się nie zdobył, choć wychodzą do dziś książki bardzo drogie, z podobiznami miejskich notablów - lecz faktycznie zreda­gowane i z podstawowymi błędami rzeczowymi. Natomiast albumu z historią i współczesnością miasta (i ze zdjęciami choćby i między innymi - W. Kućki) - nadal nie ma.

Społecznik i „dziejopis”

Mówiąc o pracy społecznej naszego bohatera mamy na myśli nie skompromitowany zupełnie wzór „działacza”, który nie wykonał własnej pracy (bo był z niej urlopowany, choć dostawał pensję), ale przemawiał, otwierał, zamykał etc... Słowem wyrabiał tzw. dupogodziny na sesjach, plenach i egzekutywach. Takim działaczem Kućko nie był i nigdy nie chciał być. Zasiadanie, przewodniczenie, otwieranie, dziękowanie za „ofiarny trud" - wspomina prezes GTF z lat 1973 - 83 Józef Czeniewicz - wygłaszanie uroczystych zagajeń - uważał Waldek za zbyteczną stratę czasu. Dlatego nie pozwalał się wybierać. Tylko raz, w latach 1967 - 73 zdołaliśmy go namówić do pełnienia funkcji wiceprezesa Towarzystwa, ale i to z wielkim trudem. Poza tym mówił, że „chłopaki mogę pomóc, ale dajcie spokój z tym... (tu padało słowo jędrne i zrozumiałe, charakte­ryzujące jego stosunek do „prezesowania”).

Hieronim Świerczyński, architekt z zawodu, lecz artysta „z duszy”, przyjaciel foto­grafików i pionier „sponsoryzmu” (była nagroda jego imienia w GTF opłacana własnym sumptem fundatora) przypomina jeszcze inny fakt. „Ja - mówi - nazywałem Waldka „Dzięciołem”. Wzięło się to stąd, że Kućko lubił od czasu do czasu wymownie postuki­wać w szkiełko zegarka. W ten sposób demonstrował swoje zniecierpliwienie i irytację wówczas, gdy dyskusja - na uroczystym oczywiście - zebraniu lub posiedzeniu wkracza­ła w fazę nieuchronnego ględzenia i rozdzielania włosa na czworo. Na przykład czy stelaże do przytwierdzania zdjęć mają być bardziej poziome czy pionowe. W ten sposób Waldek ujawniał niechęć tę do opowiadania ambajów”.

Oczywiście, łatwo się domyślić, że głównym „obszarem” aktywności społecznej W. Kućki była praca w Gorzowskim Towarzystwie Fotograficznym, a więc w zespole ludz­kim, z którym dzielił zainteresowania ogólniejsze (idee, koncepcje sztuki) jak i profesjo­nalno - warsztatowe. I choć nie miejsce tu na prezentację GTF, to warto przypomnieć, że powstało w 1955 roku (założyciel i pierwszy prezes Zbigniew Łącki), należy do naj­starszych stowarzyszeń tej „branży" w Polsce, grupuje amatorów i zawodowców. A także z godną podziwu - i trwającą do dziś - wytrwałością organizuje (zwykle w końcu stycznia lub w lutym) doroczne wystawy, wiele ekspozycji indywidualnych. A także na­wiązuje kontakty międzynarodowe i robi wiele innych pożytecznych rzeczy - i to społecz­nym wysiłkiem.

Kućko „udzielał się” w Towarzystwie z właściwym sobie realizmem i dystansem od oficjalności (poza wspomnianym epizodem funkcyjnym). Za to przejmował się treścią pracy i jej realnymi rezultatami, uczestnicząc kilkakrotnie w jury dorocznych konkursów. Lecz czynił to niechętnie nie chcąc być posądzonym o stronniczość (np. o faworyzowa­nie gorzowian). Przykładał się do konkretnej pracy i dzięki niemu dawny klub przy ul. Chrobrego (dziś Mała Galeria BWA) jest stałym miejscem spotkań i wystaw - zwłaszcza kameralnych - członków GTF. Był jednym z inicjatorów i organizatorów Gorzowskich Konfrontacji Fotograficznych, które od 1969 r. powstawały się z wolna najpoważniejszą ogól­nokrajową imprezą ruchu fotograficznego. Połączone z sympozjami i licznymi wystawa­mi - także z udziałem twórców z innych krajów - dawały możliwość spotkań, stwarzały inspiracje do nowych poszukiwań myślowych i warsztatowych. Po gierkowskim częścio­wym „otwarciu się" Polski na kontakty zewnętrzne Kućko organizował współpracę z fotografikami w NRD (w ramach „Kulturbundu”), Czechosłowacji, na Węgrzech i na Litwie. Stąd wystawy Waldka i jego kolegów w różnych miastach niemieckich. Choć kontakty litewskie - co podkreśla J. Czerniewicz - były utrudnione z powodu wileńskiego pochodzenia Waldemara. Takie rodowody nie były wtedy na sowieckiej Litwie dobrze widziane. A poza tym wspierał starania swoich mniej znanych wtedy współpracowni­ków, Władysławy Nowogórskiej i Jerzego Szalbierza w staraniach o status członków ZPAF (który ostatecznie uzyskali oboje w końcu lat 70-tych).

Jednocześnie nie tylko w GTF ujawnił Kućko swą „prospołeczność”. Uczestniczył w pracach Gorzowskiego Towarzystwa Społeczno - Kulturalnego (dziś nie istnieje) i GTK, którego był jednym z 36 członków założycieli. Uczestniczył także w dyskusjach sławne­go „Stolika nr 1” w KMPiK, „grupy nieformalnej lecz silnie zintegrowanej”, która wów­czas wywierała niemały wpływ na bieg spraw społeczno - kulturalnych w Gorzowie. Słowem był działaczem wszechstronnym, o rozległych zainteresowaniach, niemałej sile perswazji i skuteczności.

 

***

 

Wymaga odrębnego i nieco bardziej „pogłębionego" omówienia owa - podkreślona w tytule mojej prezentacji - obecność twórczości Waldemara Kućki w Gorzowie, zrośnię­cie się „materii” jego twórczości z realiami i rzeczywistością miejską w ciągu dwudzie­stu z górą lat sprawozdawczo - artystycznej pracy. Wszyscy mówią o jego „kronikar­skim” trudzie, jakby chodziło - z zachowaniem proporcji - o jakiegoś Galla, tyle że nie Anonima. Bo istotnie: Waldemar na dziesiątkach kilometrów (gdyby je dodać) fotogra­ficznych klisz i fotogramów utrwalił niemal każdy etap i każdą fazę życia tego miasta. Rejestrował mijającą rzeczywistość, burzenie starych domów i stawanie się nowych. Kiedy jeszcze przed kilku laty istniała niewielka stała ekspozycja jego prac w Centrum Promocji Stilonu ludzie przychodzili nieraz ją obejrzeć. Usiłowali rozpoznać stare mury, zabytkowe budynki - i coraz trudniej mogli je identyfikować. Bo też i zmiany następowały szybko. Czasem nawet zbyt szybko. I nieraz bez sensu. Szkoda, że dzisiaj zlikwidowa­no tę ciekawą i pouczającą wystawkę.

A poza tym co najmniej dwa pokolenia gorzowian przypominają charakterystyczną sylwetkę Waldemara: z pękatą torbą reporterską u boku, aparatem fotograficznym na szyi, z grubymi okularami na nosie - gdy wędrował po mieście w poszukiwaniu tematów. W poszukiwaniu uroku i wdzięku zaklętego w murach i „żywego” życia, które rejestrował na gorąco - w jego stawaniu się, trwaniu i przemijaniu. I co charakterystyczne: zawsze znajdował owe tematy - nowe świeże, niepowtarzalne. Jak owe kozy przed magistratem i krowę przed teatrem. Dlatego zapewnie aż trzy duże własne wystawy poświęcił temu miastu, swojej drugiej „dorosłej” ojczyźnie. Miały one znamienne tytuły: „Opowiadania o mieście”, „Gorzowskie impresje”. I dlatego także był osobowością tak silnie związa­ną z wizją „starego” Gorzowa z lat 60 - tych. Tak samo jak jego przyjaciel Jan Korcz, malujący nad Wartą, którego nb. Waldek uwiecznił nie tylko w dziesiątkach wersji zdjęć, ale także na okładce przewodnika krajoznawczo - turystycznego po Gorzowie, wydanego w 1966 roku.

Ostatnią wystawę prac Waldemara zorganizowali przyjaciele - i to już pośmiertnie w 1984 roku. W katalogu do niej Bogdan J. Kunicki napisał słowa godne zacytowania, bo stanowiące - w moim odczuciu - istotę sztuki i swoistej „odkrywczości”, która cechowa­ła Kućkę jako doprawdy oryginalnego artystę. Oto one: „Waldemar Kućko istnieje przede wszystkim jako kronikarz naszego miasta. I taka częściowo usprawiedliwiona, ale na­zbyt uproszczona opinia trwale zagnieździła się w micie artysty. Bo Gorzów... fascyno­wał Waldka. Z tego miasta - wcale zresztą nie urodnego, ale raczej pospolitego - wydo­być potrafił tyle osobliwej poezji, ile może wydobyć artysta wrażliwy, pełen sentymentu do skrawka ojczyzny, którego dzieje współtworzy”. Bo nie spostrzegamy zwykle „utajo­nego uroku, jaki nas otacza,... nie rozpoznajemy miejsc uchwyconych kamerą...” i „trudno nam uwierzyć, że to właśnie w Gorzowie można znaleźć ów porywający pejzaż, kun­sztowny detal architektoniczny, romantyczną uliczkę." Dlatego „Waldek odkrywa nowe oblicze miasta nadając mu niepowtarzalne wartości i interpretacje odmienne od tych, do których przywykliśmy".

Ten przydługi - choć skrócony - cytat dobrze oddaje istotę twórczego warsztatu Wal­demara Kućki i jego poszukującą osobowość. To w niej rodził się obraz - świadectwo skrupulatnie układanej latami niełatwej historii Gorzowa.

A tymczasem, mimo powtarzania - nie tylko ze strony przyjaciół i kolegów, ale także różnych „osób oficjalnych” - dowodów uznania dla dokonań W. Kućki, pamięć o nich zdaje się stopniowo zanikać. Co jest zresztą w jakimś stopniu naturalne i nieuniknione w przypadku człowieka, którego od lat już nie ma pośród nas. Bowiem w kolejnych monografiach - prezentacjach miasta i regionu coraz mniej jest zdjęć, które ongi wyko­nał Waldemar. Albo i nie ma ich w ogóle. Czasami tylko - i zgoła incydentalnie - przypo­mina się o jego pracy dla tego miasta i tej ziemi. Tak jak uczyniła to redakcja miesięcz­nika „Arsenał Gorzowski”, która w numerze z kwietnia 1995 r. zestawiła dziesiątkę ludzi najbardziej zasłużonych dla gorzowskiej kultury w minionym 50-leciu. Rezultaty, które opublikowano, zostały uzyskane w wyniku plebiscytu wśród czytelników. W tej „sondzie" W. Kućko został „sklasyfikowany" (w dziesiątce tych, „którzy zamknęli swój dorobek”) na piątym miejscu - po J. Korczu, I. i T. Byrskich, Januszu Słowiku i Andrzeju Gordonie.

Lecz nie tylko o takie „jubileuszowe" i okazjonalne przypomnienia chodzi w przypad­ku ludzi wybitnych i zasłużonych. Waldemar za życia został w jakiejś mierze zauważony i doceniony przez władze, czego dowodem było wyróżnienie go Lubuską Nagrodą Kultu­ralną, odznaczeniami za zasługi dla województwa zielonogórskiego i dla miasta Gorzo­wa. Można by więc nawiązać do tych dowodów uznania, choć w inny sposób. Sądzę, że zbliżająca się 15-lecie śmierci tak zasłużonego dla miasta człowieka i artysty (lub przy­szłoroczna 65 rocznica jego urodzin) byłaby świetną okazją do wydania pięknego albu­mu, zawierającego kilkaset zdjęć Waldemara. Sądzę też, że Waldemar Kućko, pionier i najwytrwalszy rejestrator losów miasta, zasłużył na takie pośmiertne uszanowanie.

Mieczysław Miszkin

Z książki „ W przestrzeni tęczy”, Agencja Dejamir, 1995 r.

fot. Marian Łazarski

 

Waldemar Miłowid Kućko

Waldemar Miłowid Kućko (1932 -1981) - fotoreporter, artysta fotografik i dzia­łacz społeczny. Urodził się w 1932 r. na Wileńszczyźnie w rodzinie inteligenckiej. Od 1945 r. mieszkał i pracował w Gorzowie; najdłużej w ZWCh Stilon (w latach 1951-1977, z przerwami na ukończenie technikum fotograficznego w Łodzi oraz na odbycie zasadni­czej służby wojskowej), na różnych stanowiskach, w tym również jako współredaktor „Stilonu Gorzowskiego”. Równocześnie współpracował - od schyłku lat 50-tych -z „Ga­zetą Lubuską" (wówczas Zielonogórską), a także z wieloma pismami o zasięgu ogólno­krajowym. W lipcu 1977 r. przeszedł do pracy w „Gazecie Lubuskiej". Zmarł nagle 22 listopada 1981 r.

Jako reporter prasowy uczestniczył we wszystkich niemal inicjatywach publikacyjno- wydawniczych i kulturalnych. Członek i wiceprezes (1967 - 73) Gorzowskiego Towarzy­stwa Fotograficznego, inicjator Gorzowskich Konfrontacji Fotograficznych, pierwszy (od 1972 r.) na Ziemi Lubuskiej członek Związku Polskich Artystów Fotografików (ZPAF). Prezentował swe prace na 10 dużych wystawach indywidualnych i wielu ekspozycjach, o charakterze tematycznym lub przeglądowym (twórczości). Wystawiano je w Polsce (Poznań, Gorzów, Zielona Góra), w Niemczech (Cottbus, Eberswalde, Berlin, Lipsk), a także w Bukareszcie, Budapeszcie i Brukseli. Nagradzany złotymi medalami na między­narodowych przeglądach fotografiki w Poznaniu i w Budapeszcie. Juror konkursów foto­graficznych, laureat nagród i wyróżnień regionalnych i ogólnopolskich.

 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x