więcej

więcej
Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Trzy pytania do... »
Józefa, Lubomira, Ramony , 1 maja 2024

Sensacją jest to, że facet pogryzł psa, a nie pies faceta

2016-01-07, Trzy pytania do...

Trzy pytania do Andrzeja Szmita, wojewódzkiego konsultanta medycyny ratunkowej

medium_news_header_13515.jpg

- Czym zajmuje się wojewódzki konsultant medycyny ratunkowej?

- Jest to funkcja mająca wspomagać decyzje wojewody w tym konkretnym zakresie medycyny. A jak ona jest ważna świadczy fakt, że działalność konsultanta medycyny ratunkowej jako jedyna jest regulowana przez prawo, dokładnie przez ustawę o państwowym ratownictwie medycznym. I tak, konsultant nadzoruje sposób organizacji zgodności z prawem systemu państwowego ratownictwa medycznego w województwie, czyli szpitalne oddziały ratunkowe i zespoły ratownictwa medycznego. Konsultant rozstrzyga wszelkie spory dotyczące zaniedbań ze strony lekarzy, ratowników, pielęgniarek. Doradza wojewodzie we wszelkich sprawach organizacyjnych, udziela pomocy dyrektorom, ordynatorom oddziałów szpitalnych, odpowiada za specjalizacje lekarzy oraz cały system nauczania w tym obszarze. To nie jest łatwa praca, a mogę coś na ten temat powiedzieć, gdyż funkcję tą pełniłem przez ostatnich kilkanaście lat z półtoraroczną przerwą, kiedy zostałem odwołany przez wojewodą Jerzego Ostroucha. Dodam jeszcze, że od kilku lat przygotowujemy się do prawdziwej rewolucji w zakresie działania systemu ratownictwa medycznego w regionie. Stworzyliśmy centrum powiadamiania ratunkowego, od 1 grudnia 2015 roku na terenie urzędu wojewódzkiego działa skoncentrowana dyspozytornia medyczna, która na razie obejmuje swoją koordynacją dotychczasowy rejon działania Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gorzowie, ale będziemy powoli przejmowali pozostałe rejony operacyjne. Najbliższe miesiące to także prace przy tworzeniu bazy HENS.

- Karetkami najczęściej jeżdżą ratownicy medyczni, bo brakuje lekarzy. Dlaczego tak się dzieje?

- Jest to ta cześć medycyny, która nie cieszy się popularnością wśród lekarzy. Powiem wprost, że jest to wredny kawałek chleba, gdzie nie można liczyć na miejscu zdarzenia na szybką pomoc kolegów specjalistów, do tego trzeba najczęściej działać w ogromnym stresie. W takich sytuacjach odpowiedzialność jest najwyższa i wielu lekarzy rezygnuje z tej pracy. Rezygnują też, bo nie mają specjalizacji, choć ich doświadczenie w pracy w pogotowiu jest często spore. Mamy w kraju olbrzymi niedobór specjalistów medycyny ratunkowej. Potrzeba na obecną chwilę około dwóch tysięcy lekarzy, a wykształconych jest niespełna 900. Jeżeli chodzi o nasze województwo poziom organizacji nie jest gorszy od tego, co mamy w innych częściach kraju. Powiem nawet nieskromnie, że nasza Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w zakresie zespołów ratownictwa medycznego należy do liderów. Posiadamy systemy elektroniczne, które w kraju są dopiero wprowadzane. To z naszych doświadczeń korzystały zespoły pracujące w ministerstwie zdrowia. Natomiast pod względem kadrowym jest dużo gorzej jak w kraju. Specjalistów medycyny ratunkowej jest poniżej 20, a potrzeby sięgają ponad 150. Mamy kilku szkolących lekarzy, na których musimy dmuchać i chuchać. Niestety, lekarza nie da się zmusić, żeby szkolił się w tej dziedzinie, a następnie pracował. I nie pomagają tu nawet specjalne warunki. Często bywa, że specjalistami medycyny ratunkowej są lekarze mający inne specjalizacje i z chęcią powracają do szpitali czy otwierają prywatne gabinety, gdzie dużo spokojniej się pracuje. Uważam, że dobrym posunięciem byłoby uznanie za lekarzy systemowych także specjalistów innych specjalizacji, np. anestezjologów.

- Jaki ma pan pomysł, żeby zmienić ten stan rzeczy w naszym województwie i czy pacjenci nie muszą się obawiać, że w ważnym dla nich momencie może zabraknąć fachowej pomocy?

- Od razu odpowiem, że nie muszą się obawiać. Najchętniej pościągałbym młodych lubuszan, którzy właśnie pokończyli medycynę, mają za sobą staż i chcieliby powrócić w rodzinne strony. Ale nie jest to takie proste, o czym przekonałem się, kiedy mój syn po przejściu edukacyjnej ścieżki postanowił pozostać we Wrocławiu i tam rozpocząć pracę w klinice. Będę jednak dalej zachęcał, pokazywał, że jest to praca ciekawa, w trakcie której można się sporo nauczyć i szybko nabrać doświadczenia. Muszę również zburzyć krążący stereotyp, jakoby w medycynie ratowniczej było tylko źle. Takie opowieści są wysyłane przez starszych lekarzy oraz… media. Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie krytykuję pracy dziennikarzy, bo wiem, że sensacją jest to, że facet pogryzł psa, a nie pies faceta. Chcę tylko zwrócić uwagę, że tylko w naszym województwie ratujemy setki, tysiące istnień ludzkich, natomiast sensacją jest to jak karetka spóźni się 20 minut, bo nie mogła przejechać przez zakorkowane miasto, albo – co się niestety czasami zdarza się – jeden ze członków załogi był po wpływem alkoholu. W świat idzie negatywny obraz medycyny ratowniczej, pomimo wielu prób z naszej strony, żeby pokazywać też pozytywne aspekty. Bezpieczeństwo, póki co, nie jest zagrożone, gdyż mamy świetnie wyszkolonych ratowników medycznych i ich jest odpowiednia ilość, bo ponad 300. Do tego oczekujących jest około 50 i gdy tylko zwalnia się miejsce natychmiast jest uzupełniane. Kompetencje ratowników zostały na tyle rozszerzone, że ich przygotowanie gwarantuje przeprowadzenie każdej akcji na najwyższym poziomie.

RB

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x