Sport bez samodzielnego wydziału nie straci na znaczeniu

2015-01-14, Trzy pytania do...

Trzy pytania do Jerzego Sobolewskiego, przewodniczącego komisji kultury, sportu i promocji rady miasta

- Chce pan połączyć wydział sportu i turystyki z wydziałem edukacji. Dlaczego?

- Dołączyłbym do tego również Miejski Ośrodek Sportu. Od lat obserwuję wymienione jednostki i uważam, że brakuje pomiędzy nimi koordynacji działań w sferze sportu dzieci i młodzieży. W przypadku połączenia wspomnianych wydziałów łatwiej będzie prowadzić wybraną strategię rozwoju, prostsza będzie kontrola tych działań i jasno zostanie określona odpowiedzialność za efekty pracy. W tej chwili wydział sportu sobie, oświata sobie. Na czele nowego wydziału stanie jeden dyrektor, lepiej zostanie skoordynowana praca na niższych szczeblach, co będzie miało również pozytywny wpływ na racjonalizację kosztów funkcjonowania nowego podmiotu.

- Nie obawia się pan, że w tej sytuacji środowisko sportowe straci w urzędzie na znaczeniu, bo to tak jakbyśmy w skali kraju zlikwidowali ministerstwo sportu i turystyki?

- Nasz wydział sportu ograniczył swoją działalność praktycznie do podziału środków na stowarzyszenia i potem kontroli ich wydatkowania. Dla mnie to stanowczo za mało. Uważam, że bardzo ważne jest zbudowanie piramidy działania sportu w mieście według klasycznego wzoru. Podstawę ma stanowić sport szkolny i idąc w górę szczytu powinniśmy zbudować sport młodzieży, a na końcu kwalifikowany. Zdecydowanie łatwiej można to zrobić w strukturach jednego wydziału. To w oświacie znajduje się sport szkolny i częściowo młodzieżowy. Należy również skoordynować działalność licznych klubów pozaszkolnych, ale prowadzących sport młodzieżowy. Do tego lepiej będzie można wykorzystać bazę sportową, zarówno tą znajdującą się pod opieką szkół, jak i bezpośrednio podlegającą miastu. Nie obawiałbym się natomiast, że sport bez samodzielnego wydziału straci na znaczeniu. Wystarczy mądrze zbudować strukturę organizacyjną nowej jednostki. Pion zajmujący się sportem powinien być reprezentowany przez zastępcę dyrektora wydziału. Ważniejsza jest optymalizacja działania, dzięki czemu efektywniej będzie można wydawać środki z budżetu.

- Kierowana przez pana komisja podjęła decyzję o wystąpieniu do prezydenta miasta z propozycją, żeby kluby sportowe mogły korzystać z miejskich obiektów za symboliczną złotówkę. Czy w dobie problemów budżetowych stać nasze miasto na taki gest, a jeśli tak, od kiedy ten pomysł mógłby wejść w życie?

- Chciałbym, żeby nastąpiło to od nowego roku szkolnego, czyli 1 września. W propozycji przyjętej przez radnych komisji znajduje się wiele ważnych spraw. W tym zasady korzystania z obiektów. Chcemy przykładowo, żeby dzieci i młodzież miały otwarte wejście do sal, hal czy boisk do godziny 18.00, a dopiero potem dyrektorzy szkół mieliby możliwość wynajmowania ich na cele komercyjne. Jeżeli chodzi o miejskie obiekty sportowe roczny koszt ich utrzymania wynosi 1,5 mln złotych. Nie jest to kwota, której miasto w całości nie mogłoby udźwignąć. Ponadto musimy wreszcie zbudować strategię rozwoju sportu w mieście, zarówno szkolnego jak i zawodowego. Kluby muszą z odpowiednim wyprzedzeniem wiedzieć, na jaką pomoc mogą liczyć, bo wtedy łatwiej im będzie budować plan działania. W mojej ocenie propozycje przedstawione przez komisję mogą stanowić pierwszy szczebel w budowaniu tej strategii. Drugim powinno być ustalenie poziomu dofinansowania sportu z miejskiego budżetu. Ja optuję za tym, żeby premiować kluby, które są aktywne w poszukiwaniu zewnętrznych środków. I im więcej pozyskają, tym powinny otrzymywać wyższą dotację, nie przekraczającą jednak określonego progu, na przykład do 30 procent całego budżetu klubu. Nie zgodzę się natomiast na powrót do współfinansowania sportu kwalifikowanego w przypadku zespołów występujących w niższych ligach niż to jest obecnie określone w uchwale.