2020-03-17, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Jerzego Sobolewskiego, wiceprzewodniczącego rady miasta
- Pod koniec miesiąca powinna odbyć się kolejna sesja rady miasta. Czy w sytuacji panującej pandemii jest to możliwe?
- Żadnych rozmów na ten temat jeszcze nie było, ale nie wyobrażam sobie, żeby doszło w tym miesiącu do sesji w tradycyjnej formule. Na pewno uchwały nie wymagające natychmiastowego głosowania mogą zostać odłożone w czasie, zaś te, które trzeba przyjąć szybko można uczynić w formule telekonferencji lub innej, pozwalającej radnym na przekazanie ewentualnych poprawek i potem oddanie głosu. Nie widzę problemów technicznych, żeby w ten sposób przeprowadzić najbliższą sesję. Przyznam się, że jako radny już o stosunkowo długim stażu nie przeżyłem jeszcze sytuacji, w której byśmy musieli szukać pomysłu na przeprowadzenie sesji w innej formule niż spotkania się w jednym miejscu.
- W pana ocenie gorzowianie zdają egzamin związany z potrzebą ogólnopolskiej, a nawet ogólnoeuropejskiej kwarantanny?
- Nie rozpatrywałbym tego przez pryzmat gorzowian, a bardziej Polaków. Jesteśmy narodem potrafiącym cementować się w trudnych chwilach, umiemy się zdyscyplinować i to czynimy, ale musi być jeszcze spełniony jeden warunek. Polacy muszą być o wszystkim informowani na bieżąco i w pełni. Na razie jest dużo niedomówień i zaskakujących informacji, a to może wzbudzać niepotrzebny niepokój. Dokładna i szczera informacja jest potrzebna również z innego powodu. Większość społeczeństwa z czasem zacznie obawiać się utraty pracy, a przynajmniej części zarobków. Jeżeli będzie spowolnienie gospodarcze, to jeszcze jakoś sobie poradzimy, ale w przypadku większej recesji zaczną się duże problemy. W miarę spokojni mogą być pracownicy sfery budżetowej, a reszta już ma prawo mieć te obawy. Dlatego ważne jest szukanie odpowiedzi, jak długo ten przestój gospodarczy będzie trwał, bo siedzieć w kwarantannie w domu można miesiącami, ale gorzej jak ludziom zacznie brakować środków do życia. Wierzę w Polaków, na pewno będziemy sobie pomagać, bo już to widać, ale powiem szczerze, że najbliższa przyszłość nie rysuje się w kolorowych barwach.
- Ma pan często okazję bywać we Włoszech i to w północnych regionach, gdzie w tej chwili znajduje się centrum pandemii. Pana zdaniem po przezwyciężeniu koronawirusa Włochy będą tym samym krajem co jeszcze kilkanaście tygodni temu?
- Myślę, że cała Europa będzie inna, nie tylko Włochy, aczkolwiek one najbardziej ucierpią. Pamiętajmy, że jest to bardzo otwarty kraj, żyjący w dużej mierze z turystyki. Kiedy tam jeżdżę, najczęściej na narty, prawie zawsze na stoku jest mnóstwo Polaków. Ostatni raz byłem w styczniu i chyba co drugi narciarz przyjechał znad Wisły. Dlatego my również przeżywamy na swój sposób pandemię i jeżeli ona nawet się skończy, to będziemy potrzebowali trochę czasu, żeby ponownie otworzyć się turystycznie. Zawsze z tyłu głowy każdy z nas już będzie miał pewne obawy. Ograniczenia turystyczne negatywnie zaś wpłyną na ekonomię i obawiam się, że najszybciej to Włosi otrzymają drugi cios, bo pierwszy właśnie przyjmują teraz. Parę lat będziemy odrabiać to, co dzisiaj wszyscy tracimy.
RB
Trzy pytania do prof. Michała Pszczółkowskiego z Instytutu Architektury i Urbanistyki Uniwersytetu Zielonogórskiego