Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

A jednak sieciówki to dramat

2014-07-29, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Przekonałam się kolejny raz już wczoraj w McDonald’s, kiedy sobie zapragnęłam kupić sałatkę. Bo z tego afrykańskiego upału samej mnie się zielska przyrządzać nie chciało. Błąd i to duży.

A było tak. Poszłam do Maca z przemiłą znajomą. Ja chciałam sałatkę szefa, znajoma jakąś kanapkę, oba dania na wynos, znaczy w papierowej torebce. I jak moja znajoma swoje zamówienie dostała, ja myślałam, że już za chwileczkę, już za momencik też będzie. Nie było. Za ladą kłębił się tłum ludzi ubranych w brązowe koszule oraz kilka osób na niebiesko. Ale nikomu na myśl nie przeszło, żeby może tę sałatkę przygotować. I jak tam stałam, jak ten wyrzut sumienia, to nagle pani od kasy, bo to, jak się okazało, zupełnie inna kategoria pracowników w wielkiej sieciówce jest, stwierdziła, że ona nie wie, o co chodzi z zamówioną przeze mnie sałatką. A potem nastąpiło zagęszczenie pracowników. Ktoś oznajmił, że nie wie jak ją zrobić, ktoś pomógł i po naprawdę długiej chwili w końcu dostałam moje zielone jedzenie. Nie pominę jednak jednej nieuprzejmej uwagi – To co, ona chce to na wynos?

Tak, chciałam sałatkę na wynos, tak, pokornie czekałam, tak, już dużo wody musi upłynąć w Kłodawce, zanim tam zajrzę, choć często przechodzę mimo by, bo to szlak mój domowy. I doprawdy nie rozumiem, bo jak znam standardy Mac Donald’s na świecie, a trochę miejsc zwiedziłam, to jednak takie zachowanie nie licuje z dobrymi, ponoć standardami sieci, ważnej i rozpoznawalnej. Owszem, jest afrykańsko gorąco, każdy ma prawo czuć się zmęczony, ale takie byle jakie traktowanie klienta, to chyba jednak nie. W tak zwanym etosie, w przypadku sieciówki raczej można mówić, w morderczym poganianiu pracowników też nie.

A tak zwyczajnie po ludzku, potrafię czekać na jedzenie bardzo długo, pod jednakże jednym warunkiem. Ktoś mnie uprzejmie objaśni, że coś się stało. Nie może być tak, że roje ludzi tam się plączą i jedyny sygnał, jaki był do przyjęcia, to – Ja nie umiem, ktoś mi może pomóc.

No wstyd sieciówce, wstyd takim miejscom, że za żaden pieniądz zatrudniają bardzo młodych ludzi, dają im ułudę dobrej pracy, ale nie dają podstaw. Tak się składa, że w Macu byłam w marcu, kiedy jechałam z Katowic do miasta nad trzema rzekami, a teraz drugi raz. Dużo wody upłynie w pobliskiej Kłodawce, zanim tam zajrzę. I żeby była jasność, nie dlatego że staff niekompetentny, ale dlatego, że sieć tak działa, że sieć nie szkoli, bo nie musi, bo zawsze się znajdą kolejni. I tego mi tak naprawdę najbardziej żal.

A teraz z innego kątka, ale zważywszy na rangę wydarzenia ważnego. Mamy wielką rocznicę. Ja już odliczam, to tylko dwa dni i 17 godzin, kiedy zawyją syreny, kiedy o 17.00, stanie cała Polska, no tak, ta dla której Powstanie Warszawskie było i jest ważne (zamierzony i stale ponawiany błąd ortograficzny, ja zwyczajnie i po ludzku tego powstania nie potrafię napisać małą literą, może to przeszłość harcerska, taka blisko Szarych Szeregów decyduje). No w każdym razie, w mieście na siedmiu wzgórzach 1 sierpnia o 17.00 zawyje syrena. Zatrzymajmy się na chwilę, stańmy w ciszy, własnej ciszy, pomyślmy o powstaniu. A jak będziemy w domu, to też wstańmy z fotela, zapalmy lampeczki dla nich… Dla tych, którzy ponosili ofiarę z krwi i życia. A warto wiedzieć, że trochę ich, znaczy powstańców w mieście nad trzema rzekami zamieszkało i dziś ich dzieci oraz wnuki dumne są, że praszczury tam walczyły. Nie łączmy tego z żadną partią, bo zwyczajnym draństwem to będzie. Powstańcy walczyli o wolną, suwerenną Polskę. I zapłacili wielki rachunek z krwi i życia. Powstanie ma też i tę oto twarz. Zginęła w nim prawie cała polska inteligencja, że o genialnym poecie Krzysztofie Kamilu Baczyńskim wspomnę.

Chyba szczęściem dla nas Polaków było i jest, że były oflagi, czyli obozy dla oficerów. Niedaleko od nas, od miasta nad trzema rzekami, taki obóz był. Myślę o oflagu II C Woldenberg, dziś miasteczko nazywa się Dobiegniew, ale paradoksalnie dzięki temu obozowi trochę śmietanki polskiej inteligencji się uchowało. I dzięki nim, tym ocalonym więźniom, życie ruszyło.

Pamiętajcie więc, za dwa dni o 17.00 albo stajemy na chodniku, albo palimy świeczkę we własnym domu, też na stojąco. Bo przecież „Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój, za każdy kamień twój, stolico damy krew”. To oni tak śpiewali, a ja w te dni sierpniowo-październikowe noszę ze sobą malutkie coś do przypięcia na pamiątkę Powstania i to małe coś do przypięcia odkładam 3 października. Bo wtedy umarło Powstanie. Na długie lata do kraju między Odrą a Bugiem z Wisłą w środku zawitała zima, trzeba było i generała prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego, ale i prezydenta Lecha Wałęsy, aby w tym kraju na chwilę zawitał spokój.

No cóż, znów tego spokoju nie ma. Ja wiem, że wolość, paszport w komodzie, możliwość pojechania w różne zakątki, a co za tym, możliwość spotkania innych – w sensie język, nacja, religia i dyskusja z nim, to wartość jedyna, jaką człowiek ma. I tym bardziej nie rozumiem prominentnych, którzy gadają komunały, bo co, bo uczynili nic, aby to inne poznać? Szkoda.

P.S. Afisz na dziś pusty jest. Znaczy to tyle, że jak chcemy z domu wyjść i nie nęci nas wieczór na bulwarach, to zostaje Kino Helios. Albo telewizja i tam programy TVP Historia, bo wszak rocznica I wojny jest. Największej jatki naszych czasów, jak chcą historycy. A zważywszy na to, co się obecnie wyprawia niedaleko nas, warto wiedzieć, jak wówczas było.  I co nas, nie daj Boże, też spotkać może. Nie chcę i nie jestem Cassandrą, ale zwyczajnie się boję. Bo Ukraina, bo Izrael, bo Izrael zwłaszcza…

P.S. 2. Choć śpiewamy „Warszawskie dzieci…”, to jednak dziś nam żyć trzeba. Za chwilkę kolejna odsłona muzyki dawnej, a to jak zwykle za sprawą Marcjanny Wiśniewskiej i jej znajomości tego rodzaju muzyki. Ja od początku za koncertami chodzę  coraz bardziej zauroczona jestem. I jak zwykle szczęśliwa do maksa będę, bo znów renesansowe i barokowe nutki sprawią, że choć barokowej literatury może nie, to jednak muzyka z tego czasu jak najbardziej tak. Ot, choćby casus Henry Purcella.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x