Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Znów zadymi w kulturze?

2014-08-19, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Ano wszystko na to wskazuje, oczywiście pod warunkiem, że fama, która głosi różne rzeczy, będzie miała rację.

Otóż jak owa rzeczona fama głosi, szykuje się zmiana w pewnej instytucji kultury, dość dużej. I będzie to zmiana na tyle istotna, że postawi pod znakiem zapytania całą „misterną”, czyli prosto z epoki kamienia łupanego, politykę kulturalną, jaką magistrat i jego światli urzędnicy od jakiegoś czasu prowadzą w tej materii. Szykuje się zmiana na stanowisku dowodzenia w jednej z instytucji i jestem ciekawa, jaką strategię teraz magistrat zastosuje. Bo od jakiegoś czasu zasady są niejasne. Bo komuś się funkcję powierza, a wobec kogoś innego stosuje się zasadę konkursu...

Zresztą, jakby się przyjrzeć, to kultura, jej sprawnie funkcjonujący system niknie w oczach, bo został zastąpiony przez chaotyczne gesty i decyzje, które nijak się mają do potrzeb mieszkańców miasta na siedmiu wzgórzach zorientowanych na kulturę właśnie.

No tyle, dość gdybalizmu stosowanego, jak tylko się wieści od famy potwierdzą, to napiszę więcej... Pożyjemy, zobaczymy...

A teraz z innego kątka. Otóż głos mi zamarł w gardle, kiedy zobaczyłam klatkę schodową w pewnej kamienicy na Nowym Mieście. No i zwyczajnie poczułam się, jak w jakimś starożytnym muzeum. Bo w starej kamienicy zachowały się autentyczne płaskorzeźby nawiązujące do antyku, zachowały się stare kafelki, które służą za lamperię, zachowało się oryginalne lastriko z epoki. No i kolejny raz doświadczyłam okropecznego zawodu... Okropcznego żalu za utraconym. Bo ta klatka świadczy najdobitniej, jak kiedyś musiało tu wyglądać, jak kiedyś zamożna i wielce paradną dzielnicą było Nowe Miasto. I tym bardziej mi żal, że zrządzeniem losu właśnie ten kwartał, a właściwie kilka kwartałów zostało tak okropnie doświadczonych przez historię, przeznaczonych do powolnego zniszczenia. Rzucony na zatracenie ostateczne.  Przepiękne domy zamożnych landsberskich mieszczan skazano na zagładę. Chwała bogom na niebiesiech, że nastąpił przewrót demokratyczny i coś się zaczęło zmieniać. No i że ludzie tu mieszkający w końcu docenili to, co mają.

No ja w każdym razie klatki schodowej zazdraszczam, bo moja owszem wygląda całkiem nieźle, ale jest na wskroś współczesna. Ale co tam labidzić, bo jeszcze kilka miesięcy temu wyglądała, jakby II wojna światowa zakończyła się dokładnie przed chwilą. Remont był i trzeba się cieszyć. Bo za chwilę, za jakiś rok z niedużym okładem rusza program KAWKA i nikt nie wie, jak nasze kamienice po tym eksperymencie wyglądać będą. Pożyjemy, zobaczymy.

No i koniecznie słówko z muzycznego kątka musi być. Jestem po trzecim dniu Muzyki w Raju. No było rajsko i cudnie. A  ze poszłam spać coś około 2 w nocy, to inna inszość. W każdym razie chciałam tylko powiedzieć, że kompozytorzy są wśród nas. A było tak. Pani Bolette Roed, genialna duńska flecistka wraz z innymi muzykami dała taki koncert, że ciareczki cały czas latały po krzyżu. Były kompozycja Georga Philippa Telemanna, czyli coś, co misie i tygryski kochają bardzo. A poważnie mówiąc, dawno nie słyszałam Telemanna tak perfekcyjnie zagranego, z taką dbałością o każdy dźwięk, każde cieniowanie nastroju. Jak myślę w tej chwili o kanonie D-dur zwanym melodieux, to żadne inne wykonanie nie jest w stanie pobić właśnie tego w wydaniu pani Bolette Roed i Komale Akakpo na salterio. A solowe fletowe wykonanie Fantazji a-moll TWV 40:30 to było absolutne mistrzostwo świata. Brawa były na stojąco, pierwszy raz w Paradyżu na tym wydaniu rajskiej muzyki. Ale potem wydarzyło się coś niebywałego. Pani Bolette zagrała – malutki bisik, jak się wyraziła (po polsku!), i był to „Taniec” autorstwa pana Zdzisława Musiała, nauczyciela muzyki z Międzyrzecza, który rzecz cała skomponował i darował pani Bolette ze specjalną dedykacją. To przepiękny drobiażdżek, który ostatecznie zauroczył publiczność siedzącą w barokowym paradyskim kościele.

A mnie kolejny raz nieco przytkało. Bo żyją wśród nas kompozytorzy i to nieźli, a my bladego pojęcia o tym nie mamy. No i gratulacje się należą autorowi oraz należy mieć nadzieję, że pani Bolette „Taniec” włączy do swego repertuaru. A tak swoją drogą, mieć prapremierę wykonania własnej kompozycji w tym akurat miejscu, to chyba szczęście i ogromna duma w jednym.

P.S. Dziś afisz pusty, tak więc do Paradyża czas jechać... Początek o 19.00, oprócz muzyki można zjeść sernik albo szarlotkę za 6 zł, kupić paradyskkie wion, co to ja dziś zamierzam, pogadać ze znajomymi i pogapić się na niestety, szalenie drogie płyty. No ja tam chodzę wokół chorałów św. Hildagardy z Bingen, i chyba gdzieś pod koniec się złamię i zakupię, choć Bogiem a prawdą, nie bardzo mam za co (bo właśnie wczoraj kupiłam długo wyszukiwana płytę z muzyką Juan del Enciny, o cenie nie napiszę, bo przyprawia o ból głowy, ale uczta muzyczna w końcu jest).

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x