Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

A odpowiedź z magistratu nareszcie jest…

2014-10-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No jest i się mocno zastanawiam, co z nią mam zrobić. Bo do ważnego miejskiego tekstu zwyczajnie się nie nadaje.

A było tak. Na początku tygodnia nasz Czytelnik przysłał do nas, do echogorzowa list w sprawie dewastacji parku Wiosny Ludów, a właściwie tego małego fajnego placyku zabaw dla dzieci. No i natychmiast napisałam złośliwy komentarz, ale zastrzegłam, że do sprawy wrócimy. Wysłałam niezwłocznie też maila do magistratu z zapytaniem właśnie o placyki zabaw, ale też i o inne kwestie związane z dewastacją parków. No i dołączyłam moje stałe pytanie o willę Jaehnego, czyli dawne policyjne dołki przy ul. Kosynierów Gdyńskich, śliczny budyneczek straszliwie niszczejący, który magistrat chce wbrew prawom logiki zamienić w salę wystawową Miejskiego Ośrodka Sztuki i na dokładkę jeszcze oszklić. Czyli ma powstać takie sobie akwarium. No i rozpoczęło się czekanie.

Potem się przypomniałam, że wysłałam dwa pytanka. Dostałam uprzejmą odpowiedź, że pytania moje, w końcu nie najtrudniejsze na świecie, są w opracowaniu i odpowiedź dostanę. No i dostałam. Po dniach czekania. I jak już się ucieszyłam, że fajnie, będzie tekst, a nie złośliwiec, i je przeczytałam, to ręce mnie opadły i nawet mądrości Mistrza Koszałka Opałka nie były w stanie mnie na coś mądrego natchnąć. Bo tak bardzo zdawkowej odpowiedzi, jaką dostałam na oba pytania, potraktować poważnie nie można. Chyba, że do śmiechu.

A piszę o tym, bo zanim mnie ręce opadły, to zwyczajnie mnie cholera zwykła zatrzęsła, dobrze że znajomy szlag zajęty był gdzie indziej i w inne cele trafiał. Bo takie zdawkowe odpowiedzi to sobie sama mogłam wymyślić. I aż trzeba było kilku dni, aby te kilka linijek napisać? No czegoś zwyczajnie nie rozumiem. A nie rozumiem tym bardziej, że od czasu do czasu kontaktuję się z magistratami innych miast i tam nie ma kategorycznego polecenia – Proszę przysłać pytania na piśmie. Bywa tak, że pan albo pani rzecznik mówi – Tak na cito to nie wiem, ale proszę zadzwonić za dwie godziny, to odpowiedź będzie gotowa. I zawsze jest.

Ja absolutnie nie wymagam, aby były to odpowiedzi na już czy na dwie godziny. Ale skoro trwa to więcej czasu, oczekiwałabym jednak, aby były to odpowiedzi rzeczowe, a nie – wiemy, apelujemy, dzwońcie na policję. Tylko jakiś konkret. No wiem, kampania trwa, konferencja goni konferencję, wszyscy się martwią, co z nimi będzie. Ale jednak. Wysyłać okrągły bełkot jako uzgodnioną wersję, to już chyba jednak jest przesada. Szkoda…

Ale teksty napiszę i z miłosierdziem zerowym zacytuję magistrat. A co, niech będzie. Może kiedyś, może za niedługo to się zmieni. Pożyjemy, zobaczymy.

A teraz z innego kątka będzie. Ano pogodowego. Wiecie, kiedy miasto nasze dostojnie rozłożone na siedmiu wzgórzach i nad trzema rzekami wygląda najpiękniej? Jak nie wiecie, to podpowiem. Jesienią, wcześnie rano, kiedy mgła się rozpościera, kształty stają się miękkie, nieostre, z powodzi rozmytych przez mgłę właśnie świateł wychyla się wieża katedry, w mieście jest względnie cicho, bo mgła ma tę właściwość jak śnieg, że wycisza. No i jest jeszcze ciemno, więc pejzaż ma dodatkowy wymiar. To takie chwile, kiedy nie widać bałaganu i innych okropnych rzeczy. I ten taki miękki, taki nieostry, ale zachwycający pejzaż dedykuję panu Wojciechowi Kozdroniowi, który choć od lat mieszka daleko, to jednak gorzowianinem jest. I czyta nasz portal, znaczy informacje na naszym portalu echo…, no i jeszcze pani Dance, która też lubi nasz portal.

No i z kolejnego kątka będzie, coby szacownego pana profesora Bogdana nie frasować i drażnić mańką. Choć po prawdzie, to ja tę mańkę, choć knajacka jest, lubię bardzo.

Otóż zdarzyła mnie się przedziwna historia. Szłam sobie onegdaj niespiesznie po centrum miasta spod znaku katedry, murów obronnych i paru innych ciekawych miejsc w towarzystwie owej przemiłej znajomej. A ta nagle wpadła w słowotok, bo wyliczyła co było, a czego w centrum nie ma, i co w to miejsce jest. I wyszło jej, że coraz więcej pustych pomieszczeń i dziwnie nazwanych ulic. I nagle ją oświeciło. – Słuchaj, a czemu my mamy tu takie dziwne nazwy, a nie mamy ulicy Andrzeja Gordona. Z twojej książki (znaczy mojej, choć złudzeń nie mam, że ją w całości przeczytała) się dowiedziałam, że to najwybitniejszy artysta w tym mieście był, i co? No właśnie co?

Wiele lat temu, jak jeszcze żył śp. Mieczysław Rzeszewski, co – tymi rękami kulturę w tym mieście budował (cytat z pana Mieczysława), to jako radny zgłosił taką interpelację, aby malusieńki kawałek lokalnej rzeczywistości nazwać imieniem Gordona. Chodziło mu o ten kawałek między Wełnianym Rynkiem a ul. Zabytkową. Nie byłoby żadnych wydatków, poza kosztem jednej tablicy z napisem Zaułek Andrzeja Gordona. Bo tam żadnych, powtarzam żadnych wydatków nie ma, bo nie ma tam żadnych adresów prywatnych ani firm. Jest tylko kawałeczek miejsca. I co usłyszał wówczas od radnych? Kolejny raz miłosiernie pominę nazwiska, tych, co owe głupoty wypowiadali, że artysta niedobry był. Chodziło o jego życie (o szczegółach i określeniach podawanych przez ówczesnych radnych w naszym szacownym portalu pisać nie wypada, bo wstyd zwyczajny). Nikt z państwa radnych, co tak ochoczo doczepili epitety, nie znał i raczej nie zna twórczości Gordona. Pan Rzeszewski obelgę przyjął, a mnie klarował – Pani Reniu (bo tak do mnie zwykle gadał, a jak był zły, to mówił, No pani Ochwat, no takie bzdury…) w tym mieście się nie uda. No bo to miasto rozróżnia, co to sztuka mięsa, ale nie sztuka i to pisana wielką literą.

Ale jednak moja przemiła znajoma natchnęła mnie do jednego. A może warto zawalczyć kolejny raz o upamiętnienie Andrzeja Gordona, ale też i Stolikowców ze stolika nr 1? Jak ktoś się zechce się podzielić refleksją, to czekam na słowa zarówno przygany, jak i wsparcia. Na naszą echową pocztę poproszę.

P.S. A wczoraj przeszła nam rocznica, a nawet dwie. Bo 16 października 1978 roku, kardynał Karol Wojtyła został papieżem Janem Pawłem II, a polska himalaistka Wanda Rutkiewicz weszła na Mount Everest. Kardynał Wojtyła po wiekach był pierwszym papieżem spoza Włoch, no i na dokładkę z tego dziwnego kraju nad Wisłą. A Wanda Rutkiewicz była pierwszą Polką, pierwszą Europejką oraz trzecią kobietą na świecie na Dachu Świata. I kiedy kilka lat potem Wanda Rutkiewicz pojechała do Watykanu z kamyczkiem z Mount Everest w prezencie dla papieża, to Jan Paweł II powiedział jej te ważne słowa – Oto pani i ja tego dnia wspięliśmy się na najważniejszy szczyt. No wielki był… A ja się jej bałam okrutnie, ale to wszyscy w Polsce mieli. Wandy bali się wszyscy. Ale i tak zapaliłam malusią świeczuszkę, aby pamiętać. I papieża, ale i Wandę…

P.S. 2. A o wydarzeniach kulturalnych w mieście podczas weekendu możecie poczytać sobie w osobnym tekście w zakładce na naszym portalu „Kultura”. No że powiem, w domu siedzieć nie warto.

P.S. 3. W domu klar. Jaskółki zakochały się w Gruzji. No i słucham cały czas polifonii. I tu ukłony Maryli i Krzysiowi Szupilukom, dzięki którym pierwszy raz na żywo Gruzinów słuchałam. A jaskółki się drą… Nie pisz o nas, nie pisz. Ok. Nie piszę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x