Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Bo jaka to kara, jaka nauka?

2014-10-21, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Jakoś tak nie mogę przejść spokojnie nad wyrokiem dla 18-letniego chłopaka, który za podżeganie do zabójstwa został skazany na, jak dla mnie, kontrowersyjną karę.

Pamiętam tamten dzień, w sierpniu ubiegłego roku. Był środek dnia, szłam do domu i musiałam zmienić wcześniej zaplanowaną marszrutę, bo ulica była zamknięta przez policyjną taśmę. Zresztą mundurowi stali i nie pozwalali przejść. No cóż, dobrze… Poszłam nieco inną drogą. Ale przez chwilkę zatrzymania się i pomyślenia, że jednak trzeba dalej iść paskudną, bo zapuszczoną do maksa ul. Chrobrego, usłyszałam, że właśnie policja wyłowiła z Kłodawki ciało.

Kilka dni po wydarzeniu było wiadomo, że z rzeczki wyłowiono ciało znanego mi pana Ireneusza. Miał 49 lat i trochę problemów z ogarnięciem się w życiu. Może nie był wzorowym obywatelem, ale jakoś nie było informacji o tym, że mundurowi stale mieli z nim problem. Tego feralnego dnia był pijany i siedział w okolicach estetycznej skądinąd altanki śmieciowej przy ul. Łokietka. No i się wydarzyło, złe...

Zginął człowiek. A wyrok jest trochę dyskusyjny. Bo tylko rok więzienia zamieniony na pięć w zawiasach oraz pouczenia, jak należy się zachowywać, dla tego, co faktycznie podżegał. Bo jaka to kara, jaka nauka? No cóż, trudno. Z wyrokami się nie dyskutuje, choć z tym jednym chciałoby się jednak.

Miałam kiedyś sąsiada. W moim wieku człowiek był, albo i odrobinkę młodszy. Trzymał się dopóki żyła mama. Zabrakło jej i sąsiad popłynął. Uprzedzająco grzeczny, nawet jak pijany był. Ale jak mnie spotykał, zawsze słyszałam – No widzisz Renia, znów na tych schodach siedzę. A jak czasami na mojej wycieraczce go spotykałam, to przepraszał i wówczas słyszałam – No widzisz, znów na schody nie trafiłem. A potem przyszedł ten okropny moment, kiedy przyszłam do domu a tu, zonk, policja stoi i nie wpuszcza. No i kiedy pokazałam dowód, że tu faktycznie mieszkam, wpuścili. No wyobraźcie sobie, do własnej mojej kamienicy mnie wpuścili, po kontroli jak na lotnisku Ben Gurion w Tel Awiwie albo na O’Hare w Chicago. Udało się i weszłam do siebie. A po chwili przyszedł taki bardzo młody mundurowy i dawaj rozmawiać, pytał o sąsiada, o różne rzeczy. A potem ja zapytałam, ale o co chodzi i się dowiedziałam, że sąsiad nie żyje. Został znaleziony w naszej piwnicy. Ktoś mu pomógł w pożegnaniu się z tym światem. Było mi żal. Bo człowiek na zakręcie życiowym. Ale jednocześnie fajny sąsiad i choć z problemem, to jednak nie uciążliwy i zawsze uprzedzająco grzeczny. Żal mi zresztą do dziś, kiedy o nim myślę. Wtedy policja nie znalazła tego kogoś, kto winny jest pożegnania się z tym światem mego sąsiada. Nie było sądu, nie zapadł wyrok.

A tym razem jest. Mam na myśli tę trójkę i ten wyrok. I choć, jak już raz napisałam, wiem, że wyroków sądu się nie komentuje, to jednak z wyrokiem pogodzić się nie mogę. No cóż… Jakoś trudno się pogodzić. Choć ofiara nie była święta…Ale…

P.S. No dziś w mieście nad trzema rzekami spadł deszcz. No i znów kaszlam i źle się czuję… Ale i czekam na najnowszy kryminał Zygmunta Miłoszewskiego i ciekawa jestem, czy znów znajdę lokalne tropy…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x