Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

No to się dowiedziałam czegoś….

2014-10-29, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

A mianowicie tego, że razem zmieniliśmy Lubuskie. Tak, tak, wielką literą, choć to przymiotnik. A oznajmiła mi to ulotka pieczołowicie zapakowana w elegancką kopertę, jaką znalazłam w swojej skrzynce listowej.

A było tak. Otworzyłam skrzynkę i oto jest koperta. Bije z niej tytuł DRODZY LUBUSZANIE! A w środku uloteczka, bo rzeczywiście taką jest w porównaniu do „Wiadomości Samorządowych” z mapą i zafoliowanych. A w uloteczce wyliczone pieczołowicie, ile pieniędzy, ile kilometrów dróg lub sieci internetowych, ile inwestycji i jeszcze parę innych rzeczy wykonano podczas panowania miłościwej marszałkini z Winnego Grodu. A na ostatniej, czyli czwartej stroniczce, jest i sama marszałkini i podniosłe słowa o tym, jako oto my, zacofane województwo pod jej miłościwym panowaniem i za pomocą funduszy euro zamieniliśmy się w krainę miodem i mlekiem płynącą oraz w niemal industrialną centralę. No i się z lekka zafrasowałam.

A żeby się tak po próżnicy nie frasować, to dawaj do Mistrza Koszałka Opałka z problemem, no bo do kogo krasnoludki polskie mogą się udawać o poradę. Mistrz pióro gęsie uniósł, kałamarz odstawił, popatrzył na krasnala i stwierdził – A wiesz, wasze polityczne zagrywki (a skąd mistrz zna takie określenia, to zagadka, bo on z XIX wieku jest i nawet dawniej) mnie nie interesują, więc radź sobie sama.

OK. Radzę więc sobie sama (choć bez Mistrza może być prostacko wyrażone). Po pierwsze – my tu na północy tego dziwnego województwa wcale lubuszanami nie jesteśmy. Dodam tylko, że na południu używanie tego przymiotnika też jest nieuprawnione, bo od granicy Odry na południe rozciąga się geograficzny Dolny Śląsk, na północ to już są Marchie. Ale skoro oni chcą, niech będzie. To pierwszy z dowodów na to, że ten dziwny twór jest z czasem coraz bardziej dziwny i chyba coraz mocniej nieuprawniony. Przymiotnik „lubuskie” lepiszczem nie jest, raczej straszakiem dla północy. To tak dla wiedzy pływów regionalnych podaję.

Po drugie – uloteczka razi ogólnikami. Bo kilometry, bo inwestycje, bo coś tam… Fakt, ale ogrom tego wydarzył się na południu. Dowody? Wystarczy przejrzeć gazety albo strony internetowe lokalnych mediów, albo zwyczajnie wykaz inwestycji wykonanych za europejskie pieniądze na stronach marszałkostwa. Albo też zwyczajnie czytać gazetę marszałkowską, jaką można było znaleźć na siedzeniach szynobusów (a ja nimi jeżdżę nader często), bo ona bardzo dokładnie i z wyraźną satysfakcją informowała, co się wydarzało i za ile. Bywały numery, że  północ, bo o mieście na siedmiu wzgórzach nie wspomnę, pojawiała się w dwóch albo coś koło pięciu informacjach. Krótkich. Szkoda wielka, że pani marszałkni albo bardziej jej służby prasowe, w których pracuje kilka osób mnie znanych, o tym nie wspomniały.

No i clou, albo muzycznie coda. Nie, ja nie mam poczucia, że razem zmienialiśmy Lubuskie – jak chce pani marszałkini, albo jej służby. Bo Lubuskie w wydaniu pani marszałkini i jej służb, to ciągle południe i ciągle pieniądze na ten subregion. Bo jak się choćby przeczytać informację o nowych szybkich pociągach, które połączą centrum, czyli Winny Gród z innymi centrami kraju, to rodzi się pytanie, a gdzie jest miejsce na miasto nad trzema rzekami i polepszenie połączeń też z tymi centrami? Ano nie ma, bo w Winnym Grodzie, we władzach marszałkowskich chyba takiej refleksji nie ma. No bo po prawdzie, po co komu komunikować blisko 120-tysięczne miasto z siedzibą wojewody z resztą świata? No po co? Bo jak już będzie milion i jeden połączeń Winnego Grodu z krajem nad trzema rzekami z cezurą jednej, tej najdłuższej po środku, to kto będzie pamiętał o tym innym mieście? No kto?

Nie zmieniliśmy lubuskiego razem, bo każdy samorząd szarpie pieniądze na swoje potrzeby na własny sposób. I nie  ma określenia – razem. I uważam, że wysyłanie takich ulotek jest nadużyciem. Tak zwyczajnie się nie godzi. I mocno mnie się nie podoba taka kampania. Bo zamiast wysyłania eleganckich kopert z niemniej eleganckimi ulotkami wolałabym zrównoważoną politykę wydawania pieniędzy na północ i południe z akcentem na rzeczywiste regiony lub mikroregiony, którym trzeba faktycznie pomóc. Nie, pani marszałkini, ja pani nie wierzę. I przepraszam koleżeństwo, zresztą lubiane, które kiedyś, zupełnie niedawno też tak  mówiło, za to, że wprost o tym piszę. Szkoda. Bo koleżeństwo kiedyś krytykowało, a dziś klaszcze. Szkoda podwójna.

No i chciałoby się z innego kątka, ale się nie da, bo ta przeklęta, źle rozumiana polityka powoduje, że nagle krasnoludki polskie fiksują się na politykę i choć tego nie chcą, to ona je dopada, choćby przez to, że ślady znajdują we własnych skrzynkach pocztowych. No szlag… I dajcie bogi, aby tym razem nie był zajęty gdzie indziej, znaczy zaprzyjaźniony szlag, bo o innych nic nie wiem. Więc może szlag zaprzyjaźniony w końcu się odezwie i coś się wydarzy? Nie? No szlag informuje, że jednak nie, bo zajęty jest gdzie indziej. OK. Szkoda.

I króciutko z kulturalnego kątka. Już w piątek u nas w Jazz Clubie Legend of Kazimierz, klezmerstwo pierwszej wody. Więcej o tym w naszej zakładce kultura. Ja tylko powiem, że jestem, dzięki panu Andrzejowi, szczęśliwą posiadaczką płyty i wiem, że warto bardzo być. A jak nie jedziecie na rodzinne groby gdzieś w kraj,  to dawaj do piwnicy przy ul.  Jagiełły… Oj się zadzieje, oj bardzo mocno. Muzycznie znaczy.

No i jeszcze jedno doniesienie z kulturalnego kątka. Otóż zupełnie przed chwilą odebrałam telefon od przyjaciół z Polski, że to jest zwyczajnie niemożliwe, aby Thomas Hampson u nas zagościł i dał taki świetny koncert. I jak ja mogłam nie informować… Bo oczywiście by przyjechali. I na nic się zdało tłumaczenie, że jak jakiś czas temu do miasta nad trzema rzekami przyjeżdżał Joshua Redman i informowałam, to też usłyszałam, że fiołki na śniegu prędzej wyrosną, niż tam u ciebie w tym dziwnym mieście Redman zagra. A zagrał i to jak. I był żal. I tak samo z Thomasem Hampsonem było. Odbyło się. Nie przyjechali znajomi. I żale są…  Otóż tak, tak, do nas, do tego dziwnego miasta za sprawą prezesa Bogusława Dziekańskiego oraz maestry Moniki Wolińskiej trafiają wielkie gwiazdy. A ja nic nie wymyślam, tylko relacjonuję i informuję. Znajomym pod rozwagę, a także magistratowi w kwestii  dalszych cięć w kulturze kładę. Bo jeszcze jest czas się zastanowić.

P.S. I nie będzie gorzowskie, bo nie. Ale czasem trzeba. Bo ja zwyczajnie potrzebuję o tym napisać. Dziś z wielką pompą otwiera się w końcu Muzeum Historii Żydów Polskich (Szema Israel) w Warszawie. Nareszcie. Pojadę tam tak szybko, jak tylko będę mogła i stanę przed tym architektonicznym cudem z pęknięciem w bryle i zaśpiewam, odmówię w myśli kadisz. Bo znów jest ślad i to piękny po tej ważnej i bardzo wyrazistej nacji, która za sprawą obłąkanego diabła w ludzkiej skórze, któremu odmawiam prawa nazywania człowiekiem, i jego wiernych poddanych, niemal w całości zniknęła z Europy. Na szczęście nie udało się zamordować wszystkich. A my, bez korzeni i związków z tą nacją, jednak powinniśmy zadbać o kirkut (Szema Israel). Ja do niczego nie kandyduję, o żadne zaszczyty się nie ubiegam, ani o nic nie walczę, ale jak ktoś mnie zechce wesprzeć, to razem na kirkucie te puste puszki i pety posprzątamy i z dzieciakami okolicznymi pogadamy. A potem przed bramą kirkutu zapalimy zniczka, mojego, bo na kirkucie nie można. Jak nie będzie chętnych, no cóż trudno, pójdę sama, bo przed katolickim Świętem Zmarłych godzi się i żydowski cmentarz posprzątać po barbarzyńskich dokonaniach naszych ziomków. Nie moich, ale skoro Polką jestem, to niestety i moich ziomków, ślady obecności tam trzeba usunąć. Czekam na chętnych. Ja tam w czwartek się wybieram w worki uzbrojona. Bo za chwilkę niewielką kamień pamiątkowy po synagodze na Łazienki stawiać będziemy. No nie ja, ale mądrzy ludzie, którzy myślą i o tej kulturze (Szema Israel). Ale o tym więcej w odrębnym tekście, bo powaga tematu powoduje, że trzeba.

P.S. 2. Przeczytałam „Gniew” Zygmunta Miłoszewskiego i trochę jestem zawiedziona. Bo książką super, każdy powinien przeczytać. A dlaczego ja marudzę? Ano z prostego powodu, bo w dwóch pierwszych tomach o prokuratorze Teodorze Szackim był ślad gorzowski. Teraz nie ma. A szkoda.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x