Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

O wymarłym mieście będzie

2014-11-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Mówi się, że centrum jest wymarłe. Ale mnie wczoraj różne wiatry zawiały na Zakanale. Tam to jest dopiero wymarłe miasto. Strach było iść, choć godzina nie całkiem późna była.

A było tak. Musiałam i chciałam pojechać na ul. Strażacką w bardzo określone miejsce. No i dzięki dobrej stronie Miejskiego Zakładu Komunikacji znalazłam sobie połączenie. Godzinowo mnie pasowało, ulica też była. O.K., jadę więc. Głupota moja wielka polegała na tym, że rzadko w tamte strony się zapuszczam i nie znam układu przystanków. Więc kiedy miły głos powiedział „Przystanek Strażacka”, to ja w te dyrdy z opustoszałego już autobusu, którym przejechałam przez Zieleniec i Karnin, prawie, że Deszczno, się poderwałam i dawaj wysiadać. Autobus zakręcił kółeczko na pętli i pojechał, a ja miałam zagwozdkę, w którą stronę iść. Miła pani, co tam na tym przystanku stała, najpierw się zafrasowała na moje pytanie o szukane miejsce, po chwilce niewielkiej powiedziała, a szkoda, że pani z tego autobusu wysiadła. No to trzeba w lewo i jakieś trzy przystanki iść. I pożyczyła wszystkiego dobrego.

No i poszłam, a życzenia wszystkiego dobrego naprawdę się przydały. Chodzić lubię, nawet bardzo. Ale po ciemku to raczej po lesie i bezdrożach, bo tam się czuję znacznie pewniej, niż na ciemnej i pustej miejskiej ulicy.

No i sobie szłam ciemną, długą ulicą Strażacką, tylko z rzadka jakiś samochód przejechał. Ludków żadnych niet, psy zamknięte za płotami. Nawet iluminacji nie było żadnych. I tak sobie szłam, i myślałam, że przecież to są obrzeża wielkiego i pięknego miasta, jak mawia moja przemiła znajoma, a jakieś takie bardzo umarłe. Nie ma ludzi, nie ma knajpki jakiej, nie ma nic. Ale z drugiej strony to czego się spodziewać po przedmieściu. Przecież wszyscy co tam mieszkają, pracują w mieście, znaczy po drugiej stronie Kanału Ulgi i największej z lokalnych rzek. A na Strażacką i okolice to wracają do domu, żeby zjeść obiad i odpocząć. Ale poczucie pustki i wymarcia było wielkie.

No w każdym razie, w końcu trafiłam tam, gdzie chciałam. Potem przytomnie zdążyłam na autobus i znów jechałam pustymi Zawarciańskimi ulicami i niestety, cały czas gdzieś z tyłu głowy mi dźwięczało, że przecież aż tak pusto to chyba być nie powinno.

A jeszcze później, już w centrum, spotkałam przemiłego znajomego, który mnie objaśnił, że wszystkie przedmieścia w każdym z europejskich i nie tylko miast tak wyglądają. I dodał – Renatko, jakbyś miała chałupkę nawet niewielką na Siedlicach czy z drugiej strony miasta, to też siedziałabyś w domu i nawet miała za złe, że za dużo samochodów za twoim płotem jeździ. Taki urok przedmieść. No i niech tak zostanie.

A potem przyszło mi iść po centrum, i chyba wolę ciche i pogrążone w pozornie zamarłej ciszy Zakanale, niż przemieszczać się przez nie do końca umarłe centrum zawłaszczone przez rozchichotane i rozwrzeszczane nastolatki. Jednak wolę. Bo tam najwyżej pies zza płota na mnie naszczeka, a tu, w centrum, to nie wiadomo do końca. Iść, jak ten szeryf z „W samo południe” centralnie na ekipę, czy też lepiej na drugą stronę ulicy się przemieścić, ryzykując choćby życie pod kołami aut i auteczek pędzących do swoich pozornie wymarłych przedmieść. No nie wiadomo. A co gorsza na to pytanie nie umie odpowiedzieć nawet moja osobista wyrocznia, czyli mistrz Koszałek Opałek, bo mistrz zawsze w takich sprawach każe, że owszem on o gęsiach, Sierotce Marysi, krasnoludkowych sprawach, typu posprzątać komuś dom, lub pokazać się dobremu gospodarzowi, to wie, ale w takich… No radź sobie sama. No cóż. I wyrocznie nie dają rady.

Morał z Zakanala jest taki. Widać tam w większości świetnie zadbane domy i podwórka, ulica też wyremontowana, robi wrażenie, takoż chodniki. Psy grzecznie pozamykane za płotami, a jak się trafi jaki człowiek, to podpowie uprzejmie, gdzie i jak długo przyjdzie iść. Więc chyba nie do końca jest tak, że miasto nad trzema rzekami jednak zwijające się jest. Tylko tyle, że ludeczki  na inne sposoby mieszkania sobie wybierają i czego innego oczekują od centrum i ważnych miejsc, a czego innego od miejsc, gdzie domy własne mają. Ja też, choć po prawdzie w centrum mieszkam, to zwyczajnie nie lubię, kiedy na mojej szerokiej bądź, co bądź, ulicy nagle następuje nagły zwiększony ruch, a pod oknami przetacza się tłum wiwatujących lub klnących (a bywa) ludzi. Taki urok mieszkania w wielkim, no może dużym raczej mieście.

A teraz z innego kątka będzie. Już kilka razy o tym pisałam, że zbieram lokalne wątki, w literaturze i w filmie. Nie jestem w stanie sama przeczytać wszystkiego, więc jak ktoś zna książkę, gdzie pojawia się rozbudowany choćby do jednej linijki wątek o mieście na siedmiu wzgórzach, to proszę o informację. Nie mówię o lokalnej literaturze, ale o tych innych książkach, pisanych przez ludzi kompletnie niezwiązanych z miastem. A takie są. Kiedyś o tym będzie nieco więcej, bo mam sporo tropów, ale jak pisałam chwileńkę wcześniej, wszystkiego nie dam rady przeczytać. No i jest to wołanie o pomoc. Kontakt prosty jest, na pocztę naszego portalu.

P.S. Dziś w Jazz Clubie dyrektor Miejskiego Centrum Kultury Sylwia Beech znów nagrywa kolędę. Nie sama oczywiście, tylko przy udziale różnych  ważnych ludzi. I kolejny raz w tym towarzystwie pojawi się po raz pierwszy nowy prezydent, tym razem  jako nowy szeryf, bo do tej pory był zaprzyjaźnionym wójtem i zaproszeń do udziału w akcji świątecznej nie odmawiał. Pewno i nowe twarze z otoczenia nowego szeryfa się pokażą. No dobrze. Zmiany są, więc i w kolędowym graniu też. Ja mam tylko nadzieję, że pani dyrektor, jak już cała akcja z nagrywaniem się zakończy, zrobi jedno. Znów stanie za mikrofonem i znów tym swoim pięknym, czarnym altem coś zaśpiewa. Czarny w tym kontekście to mocarne wyróżnienie, bo takimi głosami śpiewają takie wokalistki jak: Aretha Franklin, Roberta Flack, Patricia Barber, Nathalie Cole, Billie Holiday, Dianne Reeves. Więc Sylwia, myślę, że nie zawiedzie i jednak zaśpiewa. Co mnie i jaskółki moje motywuje do wyjścia z domu. Bo ptaszory ostatnio coś mocno śledzą, gdzie i po co idę. Niestety.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x