Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

O emocjach, jakie dostarczają podróże

2015-02-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Wraz z przemiłymi znajomymi pojechaliśmy wczoraj i wróciliśmy z miasta Winnego Grona. Emocji różnych przy okazji było co nie miara. Pojechaliśmy na galę Wawrzynów Literackich.

Pierwsze zaczęły się już w mieście na siedmiu wzgórzach. Bo tradycyjnie nie posłuchałam do końca i oczywiście poszłam nie tam, gdzie się z przemiłymi umówiłam. Na szczęście przytomnie miałam ze sobą telefon, więc szybko wszystko się wyjaśniło i dawaj w drogę.

Prawdziwe emocje zaczęły się chwilkę potem, bo przemiła znajoma odebrała telefon, że pod Winnym Grodem doszło do czegoś na kształt katastrofy w ruchu lądowym i nie należy jechać… Pojechaliśmy. Dopadł nas korek okrutny, a jeszcze potem coś okropnego. Widok dwóch potężnych TIR-ów w rowie. Druga przemiła znajoma już czytała w swoim smartfonie, co się wydarzyło. Tragedia się wydarzyła.

Na galę Wawrzynów spóźniliśmy się zaledwie 15 minut, a był taki moment, że bliscy byliśmy porzucenia wyprawy, bo staliśmy za mostem na Odrze (od naszej, znaczy północnej strony) coś około 30 minut. Ale jednak dojechaliśmy. Na szczęście uprzedzeni o naszym spóźnieniu organizatorzy nawet nie sarkali, miejsca były. I dobrze się stało, bo przemiły znajomy dostał wyróżnienie. Choć po prawdzie, to kiedy juror w jego kategorii odczytywał nominowanych do nagrody, pominął nazwisko przemiłego. Szlag i wszystkie diabły, co jest? – myślałam. Przecież sama na oficjalnej stronie organizatora Wawrzynów czytałam, że nominowany w kategorii naukowy jest. Potem się okazało, że ktoś w ostatniej chwili zmienił reguły gry. Bo nie naukowy, ale popularnonaukowy, choć takiej kategorii nie ma, dostał dyplom. Niesmak pozostał.

Bo nie zmienia się w ostatniej chwili reguł, a jeśli już, to się jasno tłumaczy, dlaczego i po co. Zabrakło. Szkoda. Koniec końców, warto było, bo jednak książka i autor, który mocno w rodowitym mieście się napracował, aby ujrzała ona światło dzienne, jednak wyszła i jednak uznanie zdobyła.

A tak swoją drogą właśnie ten casus jest dla mnie przykładem najlepszym, najlepiej dokumentującym pewną bylejakość, jaka zakradła się w kręgi gorzowskich decydentów. Bo przecież książka, propozycja książki, na początku wcale nie zyskała uznania. Urzędnicy bowiem nie docenili wkładu własnego autora, jego wiedzy, inteligencji, zasobów dokumentacyjnych, możliwości stworzenia fajnej Reczy, tylko zwyczajnie przekreślili projekt. Bo nie było finansowego wkładu własnego. Znaczy pieniędzy. Intelekt się nie liczy, wiedza takoż. Trochę wody w Warcie, Kłodawce i Srebrnej upłynęło, nim wysmakowane wydawnictwo ujrzało światło dnia. I fajnie się grzać przy sukcesie. Szkoda tylko, że aż tyle zachodów trzeba było, aby wydawnictwo się ukazało. Ale jest. Docenione w pokrętny, moim zdaniem, sposób, jest. I miasto, znaczy magistrat,  powinno sobie złotymi zgłoskami zapisać w jakimś ważnym notesie zarówno nazwisko autora, jak i nazwę domu wydawniczego oraz grafika, który, w tym przypadku, która, popracowała nad wydawnictwem. Bo choć uznania ta strona w Winnym Grodzie nie zyskała, to jednak… Myślę, że warto, aby tę ekipę pamiętać. I mieć na uwadze.

Dla mnie wyprawa do Winnego Grodu, poza fantastycznym czasem spędzonym w samochodzie z przemiłymi, miała i takie bonusy. Spotkałam miłych i rzeczywiście dawno niewidzianych znajomych. Pokosztowałam fantastycznego wina z podwinnogrodowych winnic, wybitnie miły znajomy naprowadził mnie na kolejne winne szlaki (panie Janie, wielkie dzięki. Tu łamię konwencję, to słowa do pana Jana Szachowicza), pogadałam sobie z wieloma ludźmi.

Ale przede wszystkim dane mi było poznać kolejną osobę, która publicznie przyznała się do fascynacji osobą Władcy, mego ulubionego Fryderyka II Wielkiego Hohenzollerna. Tego okropnego Fryca. To pani dr hab. Małgorzata Konopnicka, autorka książki „Oficer – urzędnik – dworzanin. Kariery szlachty śląskiej w państwie pruskim (1740-1806)”. Laureatka Wawrzynu Naukowego 2014. I kiedy podczas słów podzięki za nagrodę oficjalnie powiedziała o swojej fascynacji Władcą, to się wyprostowałam, a potem pognałam w te pędy, aby z panią profesor porozmawiać. Bo poza mną, pani profesor jest pierwszą osobą, jaką mi dane było i jest za ostatnie lata spotkać, która o Wielkim Frycu mówi ciepło, bo go poznała. Bo rozumie, że można się nim fascynować. No byłam pod wielkim wrażeniem. A przemili tylko dworowali, że nic innego, tylko książkę muszę sobie kupić. Pani profesor książkę znaczy. Boże, ja bym natychmiast do jakiegoś bankomatu poleciała i już bym kupiła, ale książki zwyczajnie nie ma, bo nikły nakład sprawił, że może za jakiś czas pójdę do biblioteki i tam spędzę coś ze trzy dni, a potem, no cóż, zapożyczę się i zbankrutuję, ale skseruję sobie książkę. Bo jak ktoś o władcy pisze w Polsce w miarę dobrze, to zwyczajnie muszę mieć. Fascynacja pani profesor zaczęła się od Sanssouci. Jest germanistką i uczoną. Wykładała w Niemczech. Ale Fryderyk jest jej bliski. Mnie też, chociem nie uczona, a tylko zafascynowana…

No dobrze. Jak widać, podróżowanie dostarcza emocji. Różnych. Jak to zwykle powiadam, nie warto siedzieć w domu. Trzeba się ruszać. Bo ruszanie się z domu powoduje różne emocje. Dobre, bardzo dobre, zadziwiające… Ekscytujące. Dla mnie podróż do Winnego Grodu była taką. Ekscytującą, zadziwiającą i poznawczą.

P.S. A co dziś się w mieście nad trzema rzekami dzieje, u nas w zakładce „Kultura” jest. Specjalnie polecam koncert w FG. Bo zachwycająca muzyka będzie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x