Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Zespół taneczny zachwyca już dwie dekady

2015-05-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No i jakże szybko ten czas leci. To już 20 lat mija, jak ta formacja zachwyca kunsztem. Nic tylko gratulować.

Zadzwoniła do mnie przemiła znajoma i oznajmiła, że zespół Kontra-Mini obchodzi 20. rocznicę urodzin. No i ja się głęboko zadumałam, że to już dwie dekady. A przecież tak niedawno zaczynał, wydawałoby się, że zaledwie wczoraj. A tu masz. Taki jubileusz. Po prawdzie w mieście nad trzema rzekami zespołów tanecznych z większym i mniejszym stażem jest znacznie więcej.

Ale skoro zespół osiągnął stateczny wiek, to i osobne słówko się należy.

Kontra-Mini to zespół, który 20 lat temu założyli Agnieszka Błaszkowska-Moskwa i Marcin Moskwa. Potem drogi życiowe państwa założycieli się rozeszły, zespół jednak ocalał, prowadzi go do dziś Agnieszka Błaszkowska (po zakręcie życiowym zmieniła nazwisko). I prowadzi z sukcesem. A właściwie wieloma sukcesami, bo i są spektakularne nagrody na festiwalach, bo i zespół organizuje warsztaty taneczne, bo jeździ po Europie i zbiera doświadczenia. No jednym słowem, jest wizytówką miasta. Już 22 maja wielka gala urodzinowa, ale chyba wejściówek już nie ma, bowiem Kontra-Mini ma zaprzysięgłych fanów w mieście. I kolejny raz potwierdza mnie się teza, że nic tak jak kultura i sport nie promują miasta na siedmiu wzgórzach, bo po prawdzie nic innego się za bardzo do tego nie nadaje.

Nieco młodsze, bo obchodzące w tym roku 15-lecie, jest Studio Tańca Fart Adama Węsławskiego. Też zespół znany i uznany, także odnoszący sukcesy, również wizytówka miasta.

A przecież w mieście cały czas działają Buziaki, Mali Gorzowiacy, Gorzowiacy, Move Up, od ośmiu lat zachwyca Aluzja Magdy Pery-Logdańskiej i Agnieszki Krawczyk, która ma na koncie najlepszy program „W kinie z Chaplinem”, jaki mnie za ostatnie lata dane było oglądać. No jednak jest tych tańcujących dzieci i dorosłych jest w mieście sporo, a nawet więcej niż sporo. Cieszyć się tylko wypada i lecieć w czerwcu na międzynarodowy festiwal taneczny, aby naszych ale i zaproszonych gości oglądać. Bo bywają rzeczy niezwykłe. Nawet dla tych, co się tańcem jakoś tak sobie interesują, jak choćby nie przymierzając ja. Bo jak ludowe, to ja w dym, jak te inne, to może trochę niekoniecznie. Choć pamiętam momenty naprawdę wzruszające, najpierw za sprawą Buziaków, potem innych formacji.

Tak więc kolejny raz trzeba przyznać, że miasto nad trzema rzekami, mimo braku wyraźnej polityki kulturalnej, jednak ma trochę dobrych rzeczy, które bez względu na zawirowania robią swoje i odnoszą sukcesy.

A teraz będzie o muzyce w tramwaju. Bo dziś, jak kto będzie miał szczęście, to może sobie posłuchać dęciaków. To widomy znak, że do dziewiątej edycji Międzynarodowych Spotkań Orkiestr Dętych Alte Kameraden już tylko kilka dni i godzin zostało. Warto przypomnieć, że kiedy padł pomysł spotkań, to po miecie poszło, a co to za wydumek, kto tam będzie um-pa-pa na trąby i trąbki słuchał. Przecież to obciach. No i przyszło miasteczku i szeptaczom odszczekać wredne plotki i gadania, bo od pierwszej edycji impreza ma znakomitą obsadę i znakomitą publiczność. Dość powiedzieć, że mieszkańcy miasta i okolicznych miast także ustawiali się na trasie przemarszu orkiestr, zasiadali na murkach lub krzesełkach ogrodowych i oklaskiwali uczestników. A potem lecieli na finały, bo oglądać i słuchać zawsze było czego. Już Halina Kunicka sto lat temu śpiewała, że „Jest w orkiestrach dętych jakaś siła” i miała rację. Bo te orkiestry nie dość, że fantastycznie wyglądają, to jeszcze mają taki repertuar, że zachwyt bierze i ręce się same do oklasków składają. Ja pamiętam taką dziwną szkolną orkiestrę chyba ze Słowacji. Dziwna, bo szła nie krokiem marszowym, tylko takim jakimś skróconym, żuki przypominającym, muzycy skupieni byli gęsto, grali dobrze. Byli takim egzotycznym nieco kwiatem na tle naszych górniczych czy innych dętych. Szłam za nimi, klaskałam, a potem gratulowałam. Choć jakoś szczególnie dęciaków nie kocham.

A w tym roku bonus prawdziwy się wydarzy, bo zagra Big-Band gorzowski pod dobrą ręką Mariusza Nowaczyńskiego. Jak zespołowi udaje się przetrwać, to zagadka warta całego złota Fenicji i Scytów. Ale się udaje i niezmiernie rzadko można Big-Bandu posłuchać. Kiedyś w całym regionie było ich, znaczy Big-Bandów kilka, ale się wzięły i porozpadały, bo kasy zwyczajnie niet. Na szczęście Mariuszowi jakoś się chce. No i dobrze. Tym razem nieszczęście polega na tym, że koncert Big-Bandu ma wielką konkurencję, bo w Jazz Clubie gra Michał Wróblewski ze swoim trio. Trzeba będzie wybierać. No cóż, jak chce moja przemiła znajoma, mieszkamy w wielkim i pięknym mieście, więc co się dziwisz Grzegorzu Dyndało, że masz dylematy, gdzie iść. No cóż.

No i z innego kątka będzie. Jakiś czas temu pisałam o tym, że dopalacze są cały czas groźne. Umarł chłopak, który to świństwo testował. Co prawda w okolicach Słubic, ale na tyle blisko nas, aby znów słówko o tej pladze wspomnieć. Ludzie zajmujący się walką z uzależnieniami cały czas przestrzegają i alarmują. I co, i nic. Nikt nie ma pomysłu, jak walczyć z chemiczną śmiercią. No bo po prawdzie jak? W dobie Internetu, otwartych granic, piekielnie zdolnych chemików i tajnych sieci kontaktów? Chyba tylko nawoływaniem do wstrzemięźliwości i nieufności do nowych środków oferowanych przez znajomych i znajomków. Jednym słowem – wołanie na puszczy. Straszne to jest. Straszne, że cały czas jest rynek na chemiczną śmierć. Sięgają po nią nawet ci, co doskonale sobie zdają sprawę z tego, że to taka rosyjska ruletka z wiadomym końcem. No szkoda.

P.S. Et pro domo sua:

17.00, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta, ul. Kosynierów Gdyńskich. Wystawa ceramiki, rzeźby i rysunku Magdy Krawcewicz „Między cieniem a duszą”. Prace są intrygujące, warto. A zanim na wernisaż, to na parterze książnicy warto zerknąć na książki dr. Zbigniewa Szafkowskiego z AWF, autora kilkudziesięciu książek na tematy sportowe i okołosportowe. O czytaniu nie mówię, bo to oblig zwyczajny jest.

18.00, Filharmonia Gorzowska, ul. Dziewięciu Muz. Spotkanie Klubu Melomana. Naprawdę warto, bo będzie piękna muzyka grana przez flecistkę Dorotę Kaufman, która wykona solo współczesny utwór z 1996 roku Zbigniewa Bargielskiego „A la Recherche du son Perdu”, co można przetłumaczyć jako „Poszukiwanie utraconych dźwięków”. Klarneciści gorzowskiej FG: Waldemar Żarów i Grzegorz Tobis wystąpią w dwóch utworach: Sonacie na dwa klarnety Francisa Poulenca skomponowanej w 1919 r. (wersja poprawiona, aktualna pochodzi z 1945) oraz w autorskiej aranżacji kompozycji, melodii klezmerskiej (bez tytułu). No i Marek Piechocki poprowadzi uczestników wielce intrygującymi ścieżkami muzyki, jaką dane będzie melomanom słuchać przez najbliższy czas.

P.S. 2. Dostaję dreszczy obrzydzenia, kiedy w TV czy radio słyszę reklamę „Republika Roleski”. To okropieństwo jest wszędzie. Ciekawe, czy specjalistom od PR ktoś kiedyś powiedział, że nadmiar przynosi odwrotny od zakładanego skutek. Tak było z reklamą Media Markt, kiedy taka panna się wydzierała o niskich cenach. Na szczęście zniknęła. Teraz jest ta nieszczęsna republika. Nieszczęsna, bo atakuje nawet w necie. Dramat, nie w sensie gatunku, w sensie – co za dużo, to niezdrowo. Tym bardziej aktualne, bo dotyczy jedzenia. No cóż.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x