Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Nie myślałam, że dane mnie będzie…

2015-11-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Są takie nazwiska w muzyce, że poruszają. Mam na myśli wielkich dyrygentów, wielkich wirtuozów, ciekawych wykonawców. Zawsze serce melomana się do nich wyrywa. Ale nie sądziłam, że posłucham pana Dominika Połońskiego. A jednak… I to u nas.

Mam w swoim melomańskim życiu różne przygody ze słuchaniem muzyki. Bo czasem słyszę kogoś w najbardziej lubianym przeze mnie Programie Polskiego Radia Program Drugi i myślę, oj panie Boże (nie jestem religijna, ale w języku tak mam, że tak myślę), jak ja bym chciała na żywo. Bo na żywo to się zawsze pozytywnie lub nie weryfikuje. Do końca swego życia nie zapomnę koncertu w Filharmonii Poznańskiej, kiedy słuchałam „Pasji według świętego Łukasza” Krzysztofa Pendereckiego pod kompozytora dyrekcją. Siedziałam wówczas na podłodze naszej uniwersyteckiej auli (aula UAM jest też siedzibą główną Filharmonii Poznańskiej), bo my, nieopierzona studencka brać, weszliśmy na tanie wejściówki. Więc sobie usiedliśmy na podłodze za plecami mistrza. Było tam miejsce. Ja byłam zaczarowana, muzyką i wszystkim, co się wówczas działo. Trochę mocno przeszkadzało mnie to audytorium, które za mną na regularnych krzesłach siedziało i się mocarnie nudziło. Bo to się czuje. Kiedy ktoś słucha muzyki, to jej słucha, a nie gada, nie kręci się na fotelu, nie przeszkadza.

Wtedy w mieście koziołków dla mnie koncert prowadzony przez maestro Pendereckiego to było coś niewyobrażalnie pięknego. Coś absolutnie doskonałego. Coś, co sprawiło, że ja z malusiej miejscowościjki pod miastem na siedmiu wzgórzach zrozumiałam, że muzyka to jest to. Podkreślam, nie jestem z domu o muzycznych tradycjach. Ja wówczas odkryłam pewien kosmos. Minęło wiele lat, maestro Pendereckiego wiele razy potem słuchałam, w jego ale też i nie jego dyrekcji. Zawsze z estymą i podziwem.

Jak wróciłam do miasta, znaczy zaczęłam w mieście na siedmiu wzgórzach pracować, odkryłam dla siebie matecznik, czyli Jazz Club. I ten Jazz sprawił, że po wielu latach słuchałam wielkich, tu u nas. Nota bene, Piwnica pod Baranami też była zaskoczona, że w takim małym mieście takie tuzy zagrały. Wymieniać nie będę, wystarczy zajść do Filarów i popatrzeć na galerię… To i tak niewielki wycinek tego, co się w tej legendarnej piwnicy zdarzyło.

A potem otwarto FG. I ta FG w krótkim czasie stała się znaną i rozpoznawalną instytucją. Dzięki FG usłyszałam na żywo wiele, bardzo wiele znakomitej muzyki, miałam okazję uczestniczyć w niebywałych wydarzeniach. Bywali wielcy. Wymieniać, podobnie, jak w przypadku Filarów, papirus długi. Jak kto ciekawy, odsyłam do strony FG. Tam wszystko jest.

No a teraz posłucham sobie pana Dominika Połońskiego. Nie wiem, jak dyrekcja FG to robi, że zaprasza do tego miasta takie osobowości. Nie wiem, ale podzięka moja jest wielka. O panu Dominiku Połońskim czytałam przez lata. Kibicowałam mu w niełatwej drodze powrotu na scenę. Więcej szczegółów o muzyku jest w odrębnym tekście w zakładce „Kultura”. No i nie sądziłam, że dane mnie będzie tu i za chwilkę posłuchać, jak gra. Że nie będę musiała jechać za jego muzyką do Szczecina, choć bardzo lubię, że do Poznania, co też bardzo lubię. Że pan Dominik Połoński zjedzie do nas, do tego dziwnego miasta. FG go zaprosiła i tak ułożyła repertuar, że będzie wydarzenie. No ja czekam i liczę chwilki do wydarzenia. A że wydarzenie będzie, nie wątpię.

Tak dużo o tym piszę, bo zwyczajnie dumna jestem, że w mieście, które się zwyczajnie staje powiatowe, są instytucje kultury, które robią takie niespodzianki i prezenty melomanom. Powiem jedno – biletów troszeńkę zostało. Może więc warto się wybrać. Koszt też nie jest oszalały – od 32 zł do 18 zł wynosi. Tak więc warto.

Całość prowadzi Wojciech Michniewski. Wybitny polski dyrygent. Będzie więc ciekawie.

A dlaczego tym razem tak wiele w złośliwcu o muzyce? Ano z prostego powodu. Bo zwyczajnie dumna jestem, że mieszkam w mieście, które niekoniecznie wielkie jest, ale ma coś niezbywalnego, ma kilka znaków rozpoznawczych. Wśród historycznych jest Stilon i kasety, wśród sportowych jest żużel oraz pan Tomasz Kucharski i jego medale olimpijskie, wśród naukowych jest Victor Klemperer i jego LTI, czyli chirurgicznie czysta analiza języka nienawiści. Lista jest długa. I do tej historycznej listy należy dodać muzykę. Pierwsze miejsce zajmują oczywiście Filary i uporczywa praca Prezesa – lata pracy u podstaw, znaczy Mała Akademia Jazzu. Teraz dołączyła w wielkim stylu FG. Bo dzięki maestrze dzieją się u nas wielkie wydarzenia. I tak nieśmiało chciałabym prosić, aby nikt tego nie psuł, nie majstrował. A jak fama pewna głosi, coś się szykuje. Coś chyba raczej niedobrego. A tego niedobrego chciałabym uniknąć.

Bo znacznie prościej jest coś popsuć, aniżeli podjąć ciężki wysiłek utrzymania.

Jadą do nas goście. Teraz pan Dominik Połoński, za chwilę wielki Janusz Olejniczak. I to oni potem powiedzą w świecie, że w mieście nad trzema rzekami jest super. Super polega na tym, że stwarza im się świetne warunki do koncertu – to pozostaje poza sporem, ale świetne znaczy też – wrócimy tu, bo chcemy tu zagrać.

I właśnie takiego świetnego ja sobie życzę. A to ja oznacza też i to, że za mną stoi wielu ludzi, wielu melomanów, którzy nie mają szansy głośno i dokładnie powiedzieć, że nareszcie w mieście nad trzema rzekami mamy instytucje kultury, o które należy dbać. I że ci ludzie są wdzięczni za FG i jakoś sobie braku FG nie wyobrażają.

Podobnie, jak Filarów, Teatru i paru innych miejsc… Bo na szczęście trochę nas jest.

P.S. 1. Dziękuję wszystkim, którzy do wiadomego miejsca podrzucają mi różne cudne rzeczy. Mam na myśli płytkę z muzyką Wojciecha Kilara, wiem, komu dziękować, uczynię osobiście. Ale nie wiem, komu za gazetkę z Lublina z motywami wiadomymi. Nie wiem, ale tą drogą serdecznie dziękuję.

P.S. 2. Muzeum Lubuskie wydało przecudny album o secesji. Waży książka coś ze dwa kilo. Ale jaka smakowita jest. O książce to dr Krystyna Kamińska słowo osobne w jej zakładce „Czytajcie ze mną” na naszym portalu zamieści. Ja tylko słówko jedno powiem. Tam, w książce – katalogu oraz na wystawie są dwa małe przedmioty. To tłoki pieczętne, oba mają postać kobiety. No bardzo, bardzo chciałabym mieć, choć jeden. Choć jeden. No się nie zdarzy… No nic, pójdę tam i znów się pogapię. Na tłoki. Jak kto lubi postaci kobiece oglądać, to też powinien. Piękne są te tłoki.

P.S. 3. Pękło 1000, TYSIĄC ZŁOŚLIWCÓW. Tysiąc złośliwych i często czepialskich felietonów na echo. Redaktorowi oraz czytelnikom serdeczne wyrazy współczucia oraz zachwytu – daliście państwo radę… Redaktor publikując, państwo czytając… Pełna podziwu jestem… No i dajcie Bogi wszelakie, dżin się ukrył w czarnym imbryku, tak na wszelki słuczaj, aby może nie kolejne 1000, ale coś z 50 się jeszcze wydarzyło…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x