Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Lamus ma szansę na powrót do życia…

2016-02-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Remont, a po remoncie biura i sala spotkań do konsultacji społecznych oraz innych z mieszkańcami. Może jednak warto posłuchać redaktora Jana Delijewskiego i na parterze pięknej kamieniczki otworzyć kawiarenkę, na wzór choćby tej na Wełnianym Rynku.

Przykre jest to, że bardzo dobrą placówkę kultury zmieciono z mapy miasta. I to tak skutecznie, że zginęła nawet sama marka, kultowa było, nie było dla tego miasta. Oszczędzę już wstydu tym, co to zrobili i nie wyliczę, ile za ostatniej dyrekcji tam się działo i ile świetnych rzeczy dla miasta przydarzyło. Bo i po co. To już przebrzmiała melodia.

Ale jest szansa, aby w protezowy, ale jednak sposób Lamus jednak do miasta wrócił. A to za sprawą, którą proponuje redaktor Delijewski. Z całą mocą się do tego przyłączam. Bo przecież sala na parterze ma już odpowiedni klubowy wystrój. Jest bar, trzeba byłoby tylko wnętrze odświeżyć. Brońcie Bogi, nie zmieniać ani nie kombinować, ale właśnie odświeżyć. Wstawić meble, które są w Jedynce, postawić kogoś za barem, zaprenumerować lokalną prasę i parę tytułów ogólnopolskich, dać punkt WiFi. I to wcale nie musi być jakieś wielkie coś. Można zaproponować współpracę jakiemuś stowarzyszeniu, nie chodzi o to, aby zarabiać, tylko o to, aby było to żywe miejsce. Miejsce spotkań przy kawce czy herbatce, bo skoro to ma być sala spotkań z mieszkańcami, dlaczego nie może być klubem miejskim, świetlicą, jak chce nazywać to redaktor Delijewski.

Za czasów Lamusa, kawiarnia była też punktem kontaktowym. Trybiło to tak: ktoś miał coś dla kogoś innego, książkę, zaproszenie, to tam zostawiał. Wiele razy korzystałam z tego rozwiązania. Zresztą nie tylko ja.

Powtarzam, może miasto się jednak zastanowi i przychyli do tego pomysłu, bo on naprawdę godzien jest pomyślenia i wcielenia w życie. I powtórzę, trzeba tylko pomyśleć, jak ma to działać. I choć nie udzielam się w konsultacjach wszelakich, to jak będą konsultacje na ten temat, chętnie się udzielę i podzielę pomysłami… Naprawdę, choć od jakiegoś czasu mam dość wielką awersję do słowa konsultacje.

A teraz z innego kątka. Kusztykowego będzie. Kusztykanie skończyło się wizytą u lekarza. Ukłony dla pana doktora, bo plotłam tam jakieś androny o niechęci do białych fartuchów… No i się dowiedziałam, że mam skręcone kolano. No wiecie, normalni ludzie to sobie wykręcają  kostki w stopach, ewentualnie palce, albo nadgarstki. A tu masz, no szlag jaśnisty i wszystkie inne, kolano. Ale ja przecież nie chodzę na obcasach, nie tańczę, nie robię żadnych wygibusów. A jednak się zdarzyło. Pan doktor, tu znów ukłony, kazał kolano oszczędzać, więc w niedzielę wycieczki pieszej z ukochanym klubem mym, niet. Siedzenie na fotelu mnie zostało, okładanie kolana lodem, łykanie dwóch proszków i nadzieja, że szlag jaśnisty mnie z tęsknoty za włóczęgą nie zabije. Ale jak trzeba, to trzeba. Posiedzę więc na fotelu, co chwilkę będę dzwonić do ludzi z zapytaniem, gdzie są. Posiedzę, kolano się wykuruje i znów hajda do lasu…. Oj, aby szybko. Bo na razie to kusztykam sobie do pracy i z pracy do domu. Kolano opakowane w rękaw z grubego bandaża elastycznego jakoś ma ponoć dać radę. Jak przez tydzień nie przejdzie, to bieda… Jakieś igły na horyzoncie się malują.

No i z trzeciego kąteczka, a właściwie z mańki. Przepraszam ulubionego profesora Bogdana, ale tu pasuje. Są wzmocnione kontrole na moście granicznym w Słubicach oraz w samym mieście. Konwencja mnie się tu załamała, bo jak napiszę w mieście między przedmieściem a miastem z kogutem w herbie i śledziem na ratuszu, to nie każdy zgadnie, że o Słubice chodzi. O tych kontrolach zadecydował wojewoda, bo stało się to koniecznością. Okazuje się bowiem, że do przedmieścia miasta z kogutem w herbie zaglądają coraz częściej imigranci i nie są to kobiety czy starzy ludzie, którzy szukali bezpiecznego schronienia przed wojną, ale agresywni młodzi mężczyźni. Nie chcę więcej na ten temat, bo musiałabym tam pojechać i rozeznać sprawę na miejscu, a nie mam ani czasu, ani możliwości – vide kusztykanie. W każdym razie, pożyjemy, poczekamy, ale jeśli doniesienia się potwierdzą, to rzeczywiście możemy się bać. I piszę to ja, pozbawiona jakichkolwiek barier dotyczących różnych kultur. Bo jeśli chodzi o kultury, to boję się tylko oszołomstwa. Tradycyjnie w Europie prawicowego, nacjonalistycznego, bliskiego faszyzmu. W Azji, gdzie też zaglądam, islamskiego shariatu. A młodzi, zdrowi i silni mężczyźni, którzy zamiast bić się w Syrii o niepodległość, to wysunięte przyczółki shariatu niestety.

No i chyba miała rację śp. Oriana Falacci (myślę, że chyba by ją ubodło owo określnie), kiedy pisała słowa krytyczne pod adresem religii. Różnych. Bo jednak czas pokazał, że miała rację.

Zwyczajnie zaczyna się robić nieciekawie.

Ps. A do sprawy kawiarenki w byłym Lamusie zamierzam wracać… Uprzedzam, czasami bywam uparta jak muł.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x