Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Dywagacje nad przydawką

2016-02-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nigdy, przenigdy nie pomyślałam, że polska gramatyka w jej bardzo niszowej i mocno skomplikowanej wersji stanie się tematem publicznego dyskursu. A jednak…

Nie od dziś wiadomo, że polszczyzna nie należy do najprostszych języków świata do nauczenia się i stosowania do wszelakich reguł. Bo język trudny jest, szeleszczący, gęgający. Zresztą nie bez kozery Mikołaj Rej pisał: Niechaj to narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają. Jakkolwiek, jest kilka prostych reguł, których nie powinno się zmieniać. Ani budować nadinterpretacji. A tak się dzieje w przypadku przymiotnika określającego położenie geograficzne miasta. Przez 70 lat to był przymiotnik, część mowy. Teraz został on sprowadzony do części zdania. Ja tylko pospolitym magistrem od języka jestem, zresztą niepraktykującym, bo nie nauczam. Więc nie dyskutuję. Piszę o tym, bo widzę, że dyskusja się rozkręca. Ale jeśli przyjąć proste słownikowe zasady, bez rewerencji, to jednak wychodzi, że przymiotnik.

Skoro jednak autorytety językowe – vide prof. Jan Miodek twierdzą, że może być inaczej, tylko z pokorą przychodzi mnie pochylić głowę i przyjąć, że i przydawką może być. W sensie logiczności wypowiedzi.

A tak a propos, konia z rzędem i kropierzem temu zwykłemu zjadaczowi chleba w tym kraju, który nawet po maturze świetnie zdanej umie zrobić logiczny rozbiór zdania, nawet nie wielokrotnie złożonego? Ja takich nie znam.

Tak więc nie dość, że za klasykiem idąc, mamy język gęgający, to jeszcze mocarnie skomplikowany na wyższych poziomach rozpatrywania. No i jakie szczęście, jaka radość, że ja w chwili obecnej mam poważniejszą zagwozdkę. Jak tu panie Dziejku dojechać do Magdeburga i sensownie zaplanować dwa postoje… Dam radę. Od czego jest funkcja street wiew? Wyjazd za miesiąc, więc będzie dobrze.

Dywagacje – przymiotnik ci to, czy też jednak przydawka zostawiam mądrzejszym. Pożyjemy, poczytamy i dopowiemy. Choć akurat z tym dopowiedzeniem może być kiepsko. Bo przecież wiadomo, że polszczyzna to trudny język, a jego gramatyka i ortografia opiera się na zasadzie – jest zasada, a od niej n wyjątków. Kiedyś usłyszałam, że polszczyzna to same wyjątki, a głównym jest norma. Znaczy zasada. I chyba coś na rzeczy jest.

A teraz z innego kątka, mniej skomplikowanego, ale jednak. Kolejny raz w dyskursie publicznym, bo za taki mam też wypowiedzi na forach społecznościowych, pojawił się argument, że dobrze opisywać rzeczywistość w danym miejscu, w sensie rzetelnej wiedzy o danym kątku na globusie, mogą tylko ci, co się tam urodzili, wykształcili i mieszkają. To stały zarzut, jaki słyszę wobec siebie. Bo ja się tu nie urodziłam, do szkół tutejszych nie chodziłam, zjechałam jakiś czas temu. I ośmielam się pisać. Teraz taki zarzut padł pod adresem mego nadredaktora. Bo wszak ani się tu nie urodził, ani nie kształcił, ani… Tych ani to sobie namnożcie, ile wam będzie trzeba.

Piszę o tym kolejny raz, kolejny, bo jak trzeba będzie, to napiszę wersalikami. Każdy, kto takie armaty wytacza, powinien się jednak pięć razy zastanowić nad sensem wypowiedzi publicznej. Genius loci miejsca można poznać, nawet jak się tam gdzieś nie urodziło, kształciło i mieszka. Ja tak mam z Zakopanem, Żółkwią, czeską Pragą, Jerozolimą, Tyberiadą, klasztorem Bodbe w Gruzji, Poczdamem, Lwowem, Kostrzynem nad Odrą, Tbilisi, Wenecją, San Diego i jego dzielnicą La Jolla, krakowskim Kazimierzem, Siemiatyczami, Międzyrzeczem, kawałkami Poznania, Marzęcinem, Barlinkiem – i jeszcze kilkoma miejscami na ziemi. Nie stamtąd pochodzę. Ale rozumiem, pojęłam, zachwyciłam się bardzo. Poznałam, bo chciałam. I nikt, NIKT nigdy mnie nie zabraniał pisać o tych miejscach, ani się lekceważąco o moich myślach nie wyrażał.

Ale ciągle i niestety słyszę ową pogardę i dezawuację tu, w mieście na siedmiu wzgórzach. Wyraża się to w prosty sposób – nie stąd jestem, nie rozumiem i nie umiem należycie ocenić. Teraz dostało się też memu nadredaktorowi.

Powiem w prostych słowach. Zróbmy więc sondę uliczną. Nie lubię tej metody, ale jeśli trzeba, to zróbmy. Zapytajmy tych tu z urodzenia i zamieszkania obywateli, co wiedzą o mieście, o jego ciekawych historycznych czasach, o jego przeszłości, o tym, co tu się w kulturze, polityce, gospodarce działo. O słynnych byłych i obecnych mieszkańcach. O pejzaż kulturowy zapytajmy. Zapytajmy. A potem zapytajmy mnie i mego nadredaktora. I porównajmy wyniki. I co wyjdzie? Kto się tym miastem, jego kulturą, jego przeszłością, ale i stanem obecnym interesuje? Rzecz zostawiam otwartą.

Ale bardzo jednocześnie proszę. Nie stosujcie państwo tak prostego przełożenia, że ktoś, kto się tu nie urodził, nie wykształcił i stale nie mieszka, więc nie umie, nie wie, nie potrafi ocenić. Bo to fałszywy argument jest. I co więcej, dowodzi tylko jednego. Zaściankowości w myśleniu, a tego się mocno, nawet bardzo mocno wystrzegamy.

Ps. Kusztykanie idzie mi coraz lepiej. Ale się oszczędzam, i ku swemu osobistemu żalowi, nie mogę ryznąć w niedzielę do lasu. Lekarz zakazał, a ja się go słucham… Ale ryznę na koncert do FG. Po czasie postu i posuchy muzycznej będzie to uczta. Bo muzyka Henryka Mikołaja Góreckiego, ale i wielkiego Mozarta, zwłaszcza z „Jowiszową” to bonus. A niechby i tam było „Eine kleine Nachtmusik”, to też będzie super. Bo gra FG, dyryguje Maestra. Mamy filharmonię…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x